źródło: Intercept
Jeden z najbardziej upokarzających dziennikarskie porażki ery Trumpa rozgrywa się 8 grudnia 2017 r. najpierw w CNN, a następnie w MSNBC. Spektakl rozpoczął się w piątkowy poranek o godzinie 11:XNUMX, kiedy CNN, wykorzystując swoją najbardziej melodramatyczną muzykę i grafikę mającą przekazać, że real bomba miała zostać zrzucona, ogłosił, że anonimowe źródła dostarczyły sieci dymiący pistolet, potwierdzając raz na zawsze spisek Trumpa i Rosji: Podczas kampanii w 2016 roku Donald Trump Jr. otrzymał 4 września wiadomość e-mail zawierającą tajny klucz szyfrujący to mu dało zaawansowany dostęp na serwery WikiLeaks zawierające e-maile DNC, które grupa następnie upubliczniła 10 dni później. Wiadomości kablowe i media internetowe spontanicznie się zapaliły, jak to mają w zwyczaju, w szoku, histerii i podziwie w związku z dowodem na to, że WikiLeaks i Trump byli w zmowie.
CNN zadbało o to, aby w serwisie YouTube nie było dostępnych żadnych filmów z uroczystości, które mógłby ktokolwiek obejrzeć. To dlatego, że twierdzenie było całkowicie fałszywe w jego najważniejszym aspekcie. CNN błędnie podało datę e-maila z dymiącą bronią, który Trump Jr. otrzymał: zamiast zostać mu wysłanym 4 września – 10 dni wcześniejszy do publicznego udostępnienia WikiLeaks, umożliwiając w ten sposób tajny dostęp — e-mail został wysłany po prostu przez przypadkowego członka społeczeństwa po publiczne oświadczenie WikiLeaks (14 września), zachęcające Trumpa Jr. do przejrzenia tych teraz publicznych e-maili.
Chociaż oryginalnego fałszywego raportu nie można już przeglądać (z wyjątkiem małych fragmentów z innych sieci, głównie Foxa, omawiający klęskę CNN), można obejrzeć wywołujący przerażenie film, na którym starszy korespondent CNN w Kongresie Manu Raju wyjaśnia za „Washington Post”: zdementował tę historię, że „właściwie poprawiamy” doniesienia, robiąc, co w naszej mocy, aby bagatelizować, jak wielka była to pomyłka (chociaż całość jest fantastyczna, moim ulubionym wersem jest to, gdy Raju mówi bez najmniejszego niedopowiedzenia: „Wydaje się, że to się zmienia zrozumienie tej historii”, po czym następuje: „Być może początkowe zrozumienie tego, czym był ten e-mail, być może nie jest tak istotne w oparciu o to, co wiemy teraz”):
Połączenia Strona CNN, która została pierwotnie opublikowana przebojowa historia zawiera tę dość znaczącą poprawkę na górze:
Waszyngton (CNN) Korekta: poprawiono tę historię, tak aby data e-maila brzmiała 14 września 2016 r., a nie 4 września 2016 r. W artykule zmieniono także nagłówek i usunięto tweet Donalda Trumpa Jr., który we wrześniu zamieścił wiadomość na temat WikiLeaks 4, 2016.
W dziennikarstwie zdarzają się więc błędy, nawet ogromne i żenujące. Oprócz drobnej schadenfreude, dlaczego warto o tym pamiętać? Powodem jest to, że ten żałosny epizod odzwierciedla obecnie powszechną, ale wysoce żrącą taktykę dziennikarskiego oszustwa.
Niedługo po CNN ujawniła swoją fałszywą historię, rzecznik społeczności wywiadowczej MSNBC, Ken Dilanian, wszedł na antenę i bez tchu oznajmił, że się udało niezależny potwierdzenie że historia CNN była prawdziwa. W segment wideo, którego nie mogę wystarczająco polecić, Dilanian została przedstawiona przez niezwykle podekscytowaną Hallie Jackson, która nalegała, aby Dilanian „powiedział nam, czego się właśnie dowiedzieliśmy”, dodając: „Wiem, że ty i niektórzy z naszych kolegów potwierdziliście niektóre z tych informacji: co się dzieje?” Następnie Dilanian zaczął wyjaśniać, czego się dowiedział:
Zgadza się, Hallie. Dwa źródła posiadające bezpośrednią wiedzę na ten temat mówią nam, że śledczy Kongresu otrzymali e-mail od mężczyzny nazwiskiem „Mike Erickson” – oczywiście nie wiedzą, czy to jego prawdziwe nazwisko – oferujący Donaldowi Trumpowi i jego synowi Donaldowi Trumpowi Jr. dostęp do Dokumenty WikiLeaks. … To dotyka sedna kwestii zmowy. … Jedno z najważniejszych pytań brzmi: czy [Trump Jr.] zadzwonił do FBI?
Jak to się mogło stać? Jak MSNBC może to oznaczać potwierdzać fałszywa historia z CNN? Niedługo potem CBS News rzekomo również „potwierdził” tę samą fałszywą historię: że Trump Jr. otrzymał zaawansowany dostęp do dokumentów WikiLeaks. Popełnienie błędu w reportażu przez serwis informacyjny, na przykład poprzez błędne podanie daty e-maila, i w ten sposób całkowicie błędne przedstawienie historii to jedno. Ale jak to możliwe, że wiele innych placówek mogłoby „potwierdzić” ten sam fałszywy raport?
Jest to możliwe, ponieważ serwisy informacyjne całkowicie zniekształciły termin „potwierdzenie” w sposób nie do poznania. W rzeczywistości używają go teraz w znaczeniu dokładnie przeciwnym do tego, co faktycznie oznacza, okrywając się w ten sposób dziennikarską chwałą, na którą nie zasłużyli, i, co gorsza, oszukując opinię publiczną, aby uwierzyła, że niepotwierdzone twierdzenie w rzeczywistości zostało udowodnione. Stosując tę metodę dezinformacji, robią dokładnie odwrotnie niż w istocie dziennikarstwo ma robić: oddzielają fakty od spekulacji.
Stosując tę metodę dezinformacji, robią dokładnie odwrotnie niż w istocie dziennikarstwo ma robić: oddzielają fakty od spekulacji.
Ostatecznie CNN obwinia swoje anonimowe źródła za ten błąd, ale odmówił ich zdemaskowania, upierając się, że był to raczej błąd w dobrej wierze, a nie celowa dezinformacja (w jaki sposób wiele źródeł „w dobrej wierze” „przypadkowo błędnie odczytało” datę e-maila w ten sam sposób? CNN, w duch serwisów informacyjnych odmawiających zapewnienia sobie odpowiedzialności i przejrzystości, których wymagają od innych, do dziś nie chce się odnieść to pytanie).
Jasne jest jednak, że „potwierdzenie”, które według MSNBC i CBS uzyskały dla tej historii, wcale nie było takie proste: wydarzyło się tylko to, że te same źródła, które anonimowo szeptały te informacje, niezweryfikowane, fałszywe twierdzenia Następnie skontaktował się z CNN i powtórzył te same niezweryfikowane, fałszywe twierdzenia innym mediom, które następnie twierdziły, że „niezależnie potwierdziły” tę historię, mimo że nie zrobiły nic takiego.
Wydaje się, że to ta sama wprowadzająca w błąd taktyka kieruje obecnie wyjątkowo głupim, ale pochłaniającym wszystko cyklem wiadomości skupiającym się na tym, czy prezydent Trump, jak po raz pierwszy doniósł redaktor naczelny „Atlantyku”, Jeffrey Goldberg, poczynił pogardliwe uwagi na temat żołnierzy. Goldberg twierdzi, że „cztery osoby, które miały wiedzę z pierwszej ręki na temat dyskusji tego dnia” – o których wspomina magazyn odmawia podania imienia, ponieważ boją się „wściekłych tweetów” – powiedział mu, że Trump poczynił te komentarze. Trumpa, a także byłych doradców, którzy byli obecni tego dnia (m.in Sarah Huckabee Sanders i John Bolton), zaprzeczają, że raport jest dokładny.
Mamy więc anonimowe źródła wysuwające twierdzenia po jednej stronie, a Trump i byli doradcy (w tym Bolton, obecnie surowy krytyk Trumpa) upierają się, że ta historia jest niedokładna. Poza podjęciem decyzji, czy wierzyć historii Goldberga, opartej na tym, co najlepiej służy czyimś interesom politycznym, jak można rozwiązać spór dotyczący faktów? Gdyby inne media mogły potwierdzać oryginalnych twierdzeń Goldberga, byłoby to oczywiście znaczącym postępem w tej historii.
Inne media – w tym Associated Press i Fox News — teraz twierdzą, że zrobili dokładnie to: „potwierdzili” historię Atlantyku. Jeśli jednak przyjrzeć się temu, co faktycznie zrobili, na czym polega to „potwierdzenie”, jest to przeciwieństwo tego, co to słowo oznaczałoby lub powinno oznaczać w jakimkolwiek minimalnie odpowiedzialnym sensie. AP na przykład twierdzi jedynie, że „starszy urzędnik Departamentu Obrony posiadający wiedzę o wydarzeniach z pierwszej ręki oraz starszy oficer korpusu piechoty morskiej Stanów Zjednoczonych, któremu powiedziano o komentarzach Trumpa, potwierdził niektóre uwagi przekazane agencji Associated Press”, natomiast Fox jedynie stwierdziła, że „były starszy urzędnik administracji Trumpa, który podróżował z prezydentem we Francji w listopadzie 2018 r., potwierdził inne szczegóły dotyczące tej podróży”.
Innymi słowy, jedyne, co prawdopodobnie się wydarzyło, to to, że te same źródła, które bez żadnych dowodów twierdziły, że Trump powiedział Jeffreyowi Goldbergowi, udały się do innych mediów i powtórzyły te same twierdzenia – ta sama taktyka, która umożliwiła MSNBC i CBS twierdzenie, że „ potwierdził” zasadniczo fałszywą historię CNN o uzyskaniu zaawansowanego dostępu Trumpa Jr. do archiwum WikiLeaks. A może to różne źródła zgodne z pierwotnymi źródłami i podzielające ich program powtarzały te twierdzenia. Biorąc pod uwagę, że żadne ze źródeł wysuwających te twierdzenia nie ma odwagi się ujawnić, ze względu na obawę przed złośliwymi tweetami nie da się tego ustalić.
Ale cokolwiek się stało, ani AP, ani Fox nie uzyskały niczego przypominającego „potwierdzenie”. Właśnie usłyszeli te same twierdzenia, które usłyszał Goldberg, prawdopodobnie z tych samych kręgów, jeśli nie od tych samych osób, i obecnie nadużywają terminu „potwierdzenie” w znaczeniu „nieudowodnionych twierdzeń” lub „nieweryfikowalnych twierdzeń” (w istocie Fox twierdzi teraz, że „dwa źródła, które uczestniczyły w omawianej podróży z Trumpem, obaliły główną tezę doniesień „The Atlantic”).
Nie trzeba dodawać, że nic z tego nie oznacza, że Trump nie wypowiedział takich lub podobnych uwag. W przeszłości wygłaszał publiczne oświadczenia, które dotyczą co najmniej tego samego świata, co te donoszone przez Atlantyk, i jest całkiem prawdopodobne, że powiedziałby coś takiego (chociaż jest to absolutnie ostatnia osoba, której należy w czymkolwiek ufać, szczególnie interpretującym twierdzenia pochodzące z anonimowych źródeł jest Jeffrey Goldberg, który awansował na jedno z najważniejszych stanowisk w dziennikarstwie pomimo – a dokładniej z powodu – jeden z najbardziej haniebnych i szkodliwe zapisy dotyczące szerzenia dezinformacji w służbie Pentagonu i agendy społeczności wywiadowczej).
Jednak dziennikarstwo nie powinno opierać się na tym, czy coś jest „wiarygodne” lub „wydaje się, że może być prawdziwe”. Jego głównym celem i jedyną rzeczą, która naprawdę sprawia, że ma to znaczenie lub wartość, jest raportowanie tego, co is prawda, a przynajmniej co dowód odkrywa. Funkcja ta zostaje całkowicie podważona, gdy serwisy informacyjne twierdzą, że „potwierdziły” poprzednie doniesienia, nie robiąc nic więcej, jak tylko rozmawiając z tymi samymi ludźmi, którzy anonimowo szeptali im to samo, co szeptano pierwotnemu portalowi.
Pomijając tę konkretną historię o tym, czy Trump kocha The Troops, łączenie kluczowej dziennikarskiej koncepcji „potwierdzenia” z „słyszeniem tych samych bezsensownych plotek” lub „niepotwierdzonymi twierdzeniami” jest ogromną krzywdą. To narzędzie propagandy, a nie reportażu. A jego użycie wielokrotnie raczej oszukiwało, niż informowało opinię publiczną. Każdy, kto w to wątpi, powinien sprawdzić, jak to się dzieje, że zarówno MSNBC, jak i CBS twierdziły, że „potwierdziły” raport CNN, który okazał się absurdalnie i śmiesznie fałszywy. Najwyraźniej termin „potwierdzenie” stracił w dziennikarstwie swoje znaczenie.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna