Źródło: Glenn Greenwald
Podstawą głównego nurtu dyskursu w USA jest stwierdzenie, że Stany Zjednoczone sprzeciwiają się tyranii i despotyzmowi oraz wspierają wolność i demokrację na całym świecie. Przyjmowanie morderczych despotów to coś, co robił tylko Donald Trump, ale nie jest to coś, co robili normalni, uczciwi prezydenci amerykańscy. To przekonanie o roli USA w świecie przenika praktycznie każdą dyskusję dotyczącą polityki zagranicznej głównego nurtu.
Kiedy Stany Zjednoczone chcą rozpocząć nową wojnę – z Irakiem, Libią, Syrią itd. – osiągają to, twierdząc, że przynajmniej częściowo są motywowane przerażeniem związanym z tyranią przywódców kraju. Kiedy chce zaprojektować zmianę reżimu lub wspierać antydemokratyczne zamachy stanu – w Wenezueli, Iranie, Boliwii czy Hondurasie – używa tego samego uzasadnienia. Kiedy rząd USA i jego partnerzy medialni chcą zwiększyć wrogość i strach, jaki Amerykanie żywią dla wrogich sobie krajów – Rosji, Chin, Kuby, Korei Północnej – przedstawia ten sam scenariusz: jesteśmy głęboko zaniepokojeni łamaniem praw człowieka przez rząd tego kraju.
Trudno jednak wyobrazić sobie twierdzenie, które byłoby bardziej oczywiste i śmiesznie fałszywe niż to. USA nie lubią rządów autokratycznych i represyjnych. Kocha je i to od dziesięcioleci. Instalowanie i wspieranie despotycznych reżimów stanowi podstawę polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych co najmniej od zakończenia II wojny światowej i podejście to do dziś jest głównym instrumentem wspierania tego, co uważają za swoje interesy na całym świecie. Stany Zjednoczone od dziesięcioleci zaliczają do swoich najbliższych sojuszników i partnerów najbardziej barbarzyńskich autokratów na świecie i nadal jest to prawdą.
Rzeczywiście, przy założeniu niezmienionych warunków, jeśli chodzi o kraje posiadające ważne zasoby lub wartość geostrategiczną, Stany Zjednoczone woli autokracji do demokracji, ponieważ demokracja jest nieprzewidywalna, a nawet niebezpieczna, szczególnie w wielu miejscach na świecie, gdzie antyamerykańskie nastroje wśród ludności jest wysoka (często z powodu utrzymującej się interwencji USA w tych krajach, w tym wspierania ich dyktatorów). Nie ma możliwości, aby racjonalna osoba zdobyła nawet minimalną wiedzę na temat historii Stanów Zjednoczonych i aktualnej polityki zagranicznej, a mimo to nadal wierzyła w twierdzenie, że Stany Zjednoczone działają przeciwko innym krajom, ponieważ są rozgniewane lub urażone z powodu łamania praw człowieka przez te inne rządy.
Tym, czego Stany Zjednoczone nienawidzą i przeciwko którym będą działać zdecydowanie i brutalnie, nie jest dyktatura, ale nieposłuszeństwo. Formuła nie jest bardziej złożona: każdy rząd, który podda się dekretom USA, będzie jego sojusznikiem i partnerem i otrzyma jego wsparcie bez względu na to, jak represyjny, barbarzyński lub despotyczny będzie wobec własnej ludności. I odwrotnie, każdy rząd, który przeciwstawi się dekretom Stanów Zjednoczonych, będzie jego przeciwnikiem i wrogiem, niezależnie od tego, jak demokratyczny był w momencie dojścia do władzy i sposobu sprawowania rządów.
Podsumowując, łamanie praw człowieka nigdy nie jest powodem, dla którego Stany Zjednoczone podejmują działania przeciwko innemu krajowi. Naruszanie praw człowieka jest pretekstem, którego używają Stany Zjednoczone – scenariuszem propagandowym – aby udawać, że brutalny odwet wobec nieprzestrzegających zasad rządów jest w rzeczywistości szlachetnymi wysiłkami mającymi na celu ochronę ludzi.
Przykłady potwierdzające tę tezę są zbyt długie, aby je opisać w jednym artykule. Na dowód tego napisano całe książki. W maju dziennikarz Vincent Bevins opublikował artykuł pt wybitna książka prawo Metoda z Dżakarty. Jak pisałem w mojej recenzji o nim, w towarzystwie wywiad z autorem:
Książka przede wszystkim dokumentuje nieopisanie przerażające kampanie masowych morderstw i ludobójstwa, które CIA sponsorowała w Indonezji jako narzędzie zniszczenia niezaangażowanego ruchu narodów, które nie byłyby lojalne ani wobec Waszyngtonu, ani Moskwy. W sposób krytyczny Bevins dokumentuje, jak mrożący krew w żyłach sukces tej moralnie groteskowej kampanii doprowadził do tego, że była ona ledwie omawiana w dyskursie amerykańskim, ale później posłużyła także jako podstawa i model tajnych kampanii ingerencji CIA w wielu innych krajach, od Gwatemali, Chile i Brazylii po Filipiny, Wietnam i Ameryka Środkowa: metoda z Dżakarty.
Kiedy ludzie, którzy chcą wierzyć w podstawową dobroć roli Stanów Zjednoczonych w świecie, stają w obliczu tych faktów, często je odrzucają, upierając się, że jest to relikt zimnej wojny, zło konieczne mające na celu powstrzymanie rozprzestrzeniania się komunizmu, które nie dłużej obowiązuje. Ale upadek Związku Radzieckiego nawet w najmniejszym stopniu nie opóźnił tej taktyki wspierania i przyjmowania najgorszych despotów na świecie. Pozostaje strategią wybieraną przez stałą ponadpartyjną klasę Waszyngtonu, znaną jako Wspólnota Polityki Zagranicznej Stanów Zjednoczonych.
Nic nie wyjaśnia tej kwestii lepiej niż długotrwałe i ciągłe wsparcie, jakie Stany Zjednoczone zapewniają reżimowi saudyjskiemu, jednej z najbardziej dzikich i despotycznych tyranii na świecie. Jak obecnie pokazuje administracja Bidena, nawet zamordowanie dziennikarza dużej amerykańskiej gazety mieszkającego w USA nie może zrujnować lub nawet osłabić ścisłej, lojalnej przyjaźni między rządem USA a monarchią saudyjską, nie mówiąc już o brutalnych represjach, jakie Saudyjscy monarchowie narzucali własnej ludności przez dziesięciolecia.
Opublikowano raport wywiadu w piątek przez rząd USA roszczenia co wielu od dawna zakładało: saudyjski książę koronny Mohammed bin Salman osobiście i bezpośrednio zatwierdził makabryczne morderstwo w Turcji Washington Post dziennikarza Jamala Khashoggi i późniejsze pocięcie jego zwłok piłą tarczową w celu przewiezienia do Arabii Saudyjskiej. Saudyjczycy nadal to robią zaprzeczać zarzutu, niemniej jednak jest to oficjalny i ostateczny wniosek rządu USA.
Jednak poza kilkoma trywialnymi i nieistotnymi gestami (sankcjami dla kilku Saudyjczyków i nałożeniem zakazu wizowego na kilkudziesięciu innych) administracja Bidena dała jasno do zrozumienia, że nie zamierza podejmować żadnych rzeczywistych działań odwetowych. Tak jest ponieważ, powiedziany The New York Times„W Białym Domu pojawił się konsensus, że koszt takiego naruszenia z punktu widzenia współpracy Arabii Saudyjskiej w zakresie zwalczania terroryzmu i konfrontacji z Iranem był po prostu zbyt wysoki”. Urzędnicy Bidena również obawiali się, jak twierdzili, że ukaranie Saudyjczyków zbliży ich do Chin.
Administracja Bidena nie tylko nie karze w znaczący sposób Saudyjczyków, ale aktywnie ich chroni. Bez wyjaśnienia, USA wycofałem się swój pierwotny raport, który zawierał nazwiska dwudziestu jeden Saudyjczyków, którzy według niego „uczestniczyli, zlecili śmierć Jamala Khashoggi lub w inny sposób byli współodpowiedzialni za śmierć Jamala Khashoggi” i zastąpili go inną wersją raportu, w której wymieniono tylko osiemnastu: pozornie chroniąc tożsamość trzech saudyjskich agentów, którzy według niego uczestniczyli w przerażającym morderstwie.
Co gorsza, jest to Biały Dom ukrywanie nazwiska siedemdziesięciu sześciu saudyjskich agentów, wobec których nakładają zakaz wizowy za udział w zabójstwie Khashoggi, absurdalnie powołując się na obawy dotyczące „prywatności” – jak gdyby ci, którzy brutalnie mordują i rozczłonkowują dziennikarza, mieli prawo do ukrycia swojej tożsamości.
Co gorsza, Stany Zjednoczone nie nakładają żadnych sankcji na samego bin Salmana, osobę w największym stopniu odpowiedzialną za śmierć Khashoggi. Naciskana w niedzielę w związku z odmową nałożenia sankcji na przywódcę Arabii Saudyjskiej sekretarz prasowa Białego Domu Jen Psaki twierdził, – fałszywie – że „nie nałożono sankcji na przywódców obcych rządów tam, gdzie utrzymujemy stosunki dyplomatyczne, a nawet tam, gdzie nie mamy stosunków dyplomatycznych”. Jak szybko stwierdził analityk polityki zagranicznej Daniel Larison zauważyć, jest to rażąco nieprawdziwe: Stany Zjednoczone nałożyły już wcześniej sankcje na wielu zagranicznych przywódców, w tym Wenezuelę Nicolas Maduro, obecnie osobiście wymierzony w wiele sankcji, a także Koreę Północną kim Dzong Un, Najwyższy Przywódca Iranu Ali Chameneii obecnie zmarłego przywódca Zimbabwe Robert Mugabe.
Nie można kwestionować, że Biden szybko i radykalnie naruszył swoje obietnice wyborcze: „Chciałbym bardzo jasno powiedzieć, że tak naprawdę nie zamierzamy sprzedawać im więcej broni, w rzeczywistości mieliśmy zamiar zmusić ich do zapłacenia ceny I uczynić z nich pariasów, którymi są.” Jak nawet CNN zauważyć: „Było to dalekie od komentarza z listopada 2019 r., w którym Biden obiecał ukarać wyższych rangą przywódców saudyjskich w sposób, w jaki nie zrobiłby tego były prezydent Donald Trump”. Nawet wczesnemu oświadczeniu nowej administracji, że zaprzestanie pomagania Saudyjczykom w prowadzeniu wojny w Jemenie, towarzyszyło: przysięga dalszego zaopatrywania reżimu saudyjskiego w broń „obronną”.
To właśnie w przypadkach takich jak teraz – kiedy propaganda USA staje się tak niezrównoważona, ponieważ działania rządu tak rażąco odbiegają od mitologii, że sprzeczności nie mogą umknąć nawet najbardziej stronniczym i naiwnym obywatelom – urzędnicy Białego Domu zmuszeni są szczerze powiedzieć, w jaki sposób naprawdę myślą i zachowują się. Kiedy widzą, że administracja Bidena chroni jeden z najbardziej nikczemnych reżimów na świecie, nie mają wyboru: nikt nie uwierzy w standardowe fikcje, które zazwyczaj głoszą, więc muszą bronić swojej prawdziwej mentalności, aby usprawiedliwić swoje zachowanie.
I tak właśnie zrobił w poniedziałek Psaki, gdy stanął w obliczu rażących rozbieżności między przysięgami wyborczymi Bidena a obecną rzeczywistością rozpieszczania saudyjskich morderczych despotów. Przyznała, że USA są skłonne tolerować i wspierać nawet najbardziej barbarzyńskich tyranów. „Są obszary, w których mamy ważne stosunki z Arabią Saudyjską”, a Biden, odmawiając surowego ukarania Saudyjczyków, „działając w interesie narodowym Stanów Zjednoczonych."
Niektórzy uważają, że USA powinien być obojętni na praktyki innych rządów w zakresie praw człowieka i powinni po prostu sprzymierzyć się, współpracować, a nawet zainstalować i wspierać tych dyktatorów, którzy chcą służyć interesom USA, niezależnie od tego, jak bardzo są oni tyrańscy i represyjni (co stanowi „interesy USA” i kto zazwyczaj korzyści z ich awansu, to już zupełnie osobna kwestia). W przeszłości wielu otwarcie opowiadało się za tym poglądem. Jeane Kirkpatrick katapultowała się do sławy w czasach zimnej wojny, kiedy nalegał że USA powinny wspierać proamerykańskie prawicowymi autokratami, ponieważ nimi są lepszy do lewicowych. Cała kariera Henry’ego Kissingera jako urzędnika akademickiego i urzędnika ds. polityki zagranicznej opierała się na jego „realistycznej” filozofii, która wyraźnie witała despotyczne reżimy przydatne „amerykańskim” rządom. interesów” zdefiniowanych przez klasę rządzącą.
Przynajmniej jeśli jest taki rodzaj szczerości, można zaangażować się w prawdziwy schemat motywów. Jednak śmiesznie fałszywe przekonanie, że USA motywowane są autentyczną i głęboką troską o wolność i prawa człowieka innych na całym świecie oraz że to szlachetne uczucie jest tym, co motywuje ich wybory dotyczące tego, kogo atakować, izolować, karać, zaprzyjaźniać, wspierać i ramię, jest tak rażąco propagandowe, że naprawdę zdumiewające jest, że ktokolwiek nadal w to wierzy.
A jednak nie tylko w to wierzą, ale jest to pogląd dominujący w prasie głównego nurtu. Jest to scenariusz, który w sposób nieironiczny jest wysuwany za każdym razem, gdy Stany Zjednoczone chcą rozpocząć wojnę z nowym krajem lub zbombardować nowy kraj, i mówi się nam, że nikt nie może się temu sprzeciwić, ponieważ przywódcy będący celem są bardzo źli i tyrańscy, a Stany Zjednoczone nie poddają się temu. sprzeciwiać się takiemu złu.
Ochrona bin Salmana przez Bidena nie jest, delikatnie mówiąc, pierwszym postzimnowojennym przykładem szczodrości, wsparcia i ochrony ze strony Stanów Zjednoczonych najgorszych tyranów świata. Prezydent Obama sprzedał Saudyjczykom a rekordowa kwota broni, a nawet skrócił swoją wizytę państwową w Indiach – największej demokracji na świecie polecieć do Arabii Saudyjskiej wraz z najwyższymi urzędnikami obu partii politycznych, aby złożyć wyrazy szacunku królowi Abdullahowi po jego śmierci. Nasz raport Snowdena z 2014 r ujawnił że NSA za czasów Obamy „znacznie rozszerzyła swoje stosunki współpracy z saudyjskim Ministerstwem Spraw Wewnętrznych, jedną z najbardziej represyjnych i obelżywych agencji rządowych na świecie”, za pomocą jednej ściśle tajnej notatki zwiastującej „okres odmłodzenia” stosunków NSA z Arabią Saudyjską Ministerstwo Obrony
Kiedy była sekretarzem stanu Obamy, Hillary Clinton notorycznie tryskał o jej bliskiej przyjaźni z brutalnym egipskim siłaczem, wspieranym przez 30 lat przez USA: „Naprawdę uważam Prezydenta i panią [Hosni] Mubarak za przyjaciół mojej rodziny. Mam więc nadzieję, że będę go często widywał tutaj, w Egipcie i w Stanach Zjednoczonych”. Jako Mona Eltahawy odnotowany w Połączenia New York Times: „Pięć amerykańskich administracji, Demokratyczna i Republikańska, wspierało reżim Mubaraka.”
Zarówno administracja Busha, jak i Obamy podjęła nadzwyczajne kroki ukryć co było wiadome na temat zaangażowania Arabii Saudyjskiej w atak z 9 września. Rzeczywiście, wielką ironią wciąż trwającej wojny z terroryzmem jest to, że Stany Zjednoczone w swoim imieniu zbombardowały blisko dziesięć krajów – w tym te, które nie mają żadnego związku z tym atakiem – a mimo to nadal ściskały coraz mocniej jedyny kraj, Arabię Saudyjską , co nawet wiele elit DC Uważa miał najbliżej do niego.
Kiedy prezydent Trump gościł w Białym Domu egipskiego dyktatora gen. Abdula el-Sisiego w 2017 r., a następnie zrobił to samo wobec autokraty z Bahrajnu (do którego Obama upoważniony sprzedaży broni, gdy brutalnie tłumił powstanie wewnętrzne), ogromny wylew wymyślone oburzenie wygłaszana przez media i różnych analityków polityki zagranicznej, jakby było to radykalne, ohydne odejście od amerykańskiej tradycji, a nie doskonały wyraz obowiązującej od kilkudziesięciu lat polityki USA mającej na celu objęcie dyktatorów. jak ja napisał podczas wizyty Sisi w Waszyngtonie:
W przypadku Egiptu i Bahrajnu jedynym nowym aspektem postępowania Trumpa jest to, że jest ono bardziej szczere i odkrywcze: zamiast podstępnie udawać troskę o prawa człowieka, uzbrajając i wspierając najgorszych tyranów świata – jak to zrobili Obama i jego poprzednicy – Trump rezygnacja z udawania. Powodem, dla którego tak wielu specjalistów z Waszyngtonu jest tak zdenerwowanych na Trumpa, nie jest to, że nienawidzą jego polityki, ale raczej pogarda dla jego niezdolności i/lub niechęci do upiększania tego, co Stany Zjednoczone robią na świecie.
A wszystko to nie wspominając o despotycznych praktykach Stanów Zjednoczonych. Stany Zjednoczone wprowadziły politykę obejmującą tortury, porwania, masową inwigilację bez nakazu i wolne od należytego procesu pływające więzienia na środku oceanu, w których ludzie przetrzymują w klatkach przez prawie 20 lat, mimo że nigdy nie postawiono im zarzutów. Departament Sprawiedliwości Bidena stara się obecnie o dożywocie uwięzić Juliana Assange’a za przestępstwo polegające na publikowaniu dokumentów ujawniających poważne zbrodnie rządu USA i jego sojuszników, a także próbuje zrobić to samo z Edwardem Snowdenem. Nie trzeba patrzeć na barbarzyństwo sojuszników USA, aby zobaczyć, jaką propagandową bzdurą jest twierdzenie, że Stany Zjednoczone stanowczo sprzeciwiają się autorytaryzmowi na świecie: wystarczy spojrzeć na sam rząd USA.
A jednak w jakiś sposób nie tylko duża liczba Amerykanów i większość dziennikarzy korporacyjnych wierzy w tę mitologię, są oni dobrze wyszkoleni do odwracania uwagi od nadużyć własnego rządu i jego sojuszników – z którymi mogliby coś zrobić – i zamiast tego mają obsesję na punkcie represji ze strony rządów wrogich USA (czego nie mogą zrobić, aby to zmienić). To wyjaśnia obsesję amerykańskich mediów na punkcie potępiania Putina, Maduro, Assada i Iranu, przy jednoczesnym poświęcaniu znacznie mniejszej uwagi jednakowym i często poważniejszym nadużyciom własnego rządu oraz jego „sojuszników i partnerów”. Nikt lepiej nie uchwycił tej dynamiki i stojących za nią motywów niż Noam Chomsky kiedy zapytał dlaczego poświęca tyle czasu zbrodniom Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników, a nie Rosji, Wenezueli, Iranu i innych przeciwników USA:
Moje własne zmartwienie dotyczy przede wszystkim terroru i przemocy stosowanej przez moje własne państwo, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, ponieważ tak się składa, że jest to większy element międzynarodowej przemocy. Ale także z dużo ważniejszego powodu: mianowicie, że mogę coś z tym zrobić. Zatem nawet gdyby Stany Zjednoczone były odpowiedzialne za 2% przemocy na świecie, a nie za większość, to za te 2% byłbym głównie odpowiedzialny ja. I to jest prosty osąd etyczny.
Oznacza to, że wartość etyczna czyichś działań zależy od ich przewidywanych i przewidywalnych konsekwencji. Bardzo łatwo jest potępiać okrucieństwa innej osoby. Ma to mniej więcej taką samą wartość etyczną, jak potępianie okrucieństw, które miały miejsce w XVIII wieku.
Ale ta propagandowa mitologia, która utrzymuje, że Stany Zjednoczone obejmują tylko demokratów, a nie despotów, jest zbyt cenna, aby się jej wyrzec – nawet jeśli, tak jak robi to teraz Biden w przypadku Saudyjczyków, jej rażący fałsz jest wycierany ludziom w twarz. Pozostaje kluczowym składnikiem:
- usprawiedliwiać wojny i bombardowania (jak możecie sprzeciwiać się naszemu bombardowaniu Syrii, skoro Assad jest takim potworem, lub dlaczego mielibyście sprzeciwiać się naszej wojnie w Libii, biorąc pod uwagę wszystkie złe rzeczy, które robi Kaddafi?);
- zadowolić ludzi przedłużającym się i niebezpiecznym konfliktem z wybranymi przeciwnikami (oczywiście Rosja jest naszym wrogiem: spójrzcie, co Putin robi z dziennikarzami i dysydentami);
- pozwolić obywatelom czuć się dobrze i sprawiedliwie w stosunku do rządu USA (Jasne, nie jesteśmy idealni, ale nie wieszamy gejów na dźwigach, jak to robią w Iranie); i, co najważniejsze,
- odwrócić uwagę Amerykanów od zbrodni ich własnej klasy rządzącej (Jestem zbyt zajęty czytaniem o tym, co dzieje się z Nalvany – przez rząd, na który nie mam wpływu – aby przejmować się naruszeniami swobód obywatelskich przez rząd USA i rządy, z którymi się sprzymierza i które wspiera).
Najbardziej niezwykłe i niepokojące w tym wszystkim nie jest to, jak niebezpieczne jest to – chociaż jest niebezpieczne – ale to, co ujawnia na temat tego, jak łatwo propaganduje się amerykańską klasę medialną. Mogą w jednej chwili patrzeć, jak Biden obejmuje i chroni Mohammeda bin Salmana, w następnej wysyła generałowi Sisi ogromne ilości broni i pieniędzy, ogłasza, że jego Departament Sprawiedliwości będzie nadal ścigał uwięzienie Assange’a, a potem w jakiś sposób, po obejrzeniu tego wszystkiego, powie i uwierz że musimy rozpocząć wojnę z innym krajem, zbombardować go lub nałożyć sankcje, ponieważ rolą Stanów Zjednoczonych jest ochrona i obrona wolności i praw człowieka na świecie. Jeśli rząd USA zdoła przekonać ludzi, aby rzeczywiście uwierzyli że, w co nie mogą ich przekonać?
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna