Najprostszym sposobem zrozumienia kryzysu finansowego w Europie jest przyjrzenie się proponowanym rozwiązaniom mającym na celu jego rozwiązanie. Są marzeniem bankiera, torbą prezentów, które niewielu wyborców prawdopodobnie zatwierdziłoby w demokratycznym referendum. Stratedzy bankowi nauczyli się nie ryzykować poddania swoich planów pod głosowanie demokratyczne po tym, jak w latach 2010–11 Islandczycy dwukrotnie odmówili zatwierdzenia kapitulacji swojego rządu w sprawie zapłaty Wielkiej Brytanii i Holandii za straty poniesione przez źle uregulowane islandzkie banki działające za granicą. W przypadku braku takiego referendum masowe demonstracje były dla greckich wyborców jedyną możliwością wyrażenia swojego sprzeciwu wobec wyprzedaży prywatyzacyjnej o wartości 50 miliardów euro, której domagał się Europejski Bank Centralny (EBC) jesienią 2011 roku.
Problem w tym, że Grecji brakuje gotowych pieniędzy na spłatę długów i spłatę odsetek. EBC żąda, aby sprzedał aktywa publiczne – grunty, systemy wodno-kanalizacyjne, porty i inne aktywa będące własnością publiczną, a także obciął emerytury i inne świadczenia dla ludności. Zrozumiałe jest, że 99% najniższych obywateli jest wściekłych na wiadomość, że najbogatsza warstwa społeczeństwa jest w dużej mierze odpowiedzialna za niedobory budżetowe, ukrywając według doniesień 45 miliardów euro ze środków ukrytych w samych szwajcarskich bankach. Pomysł, w myśl którego zwykli pracownicy najemni byliby zobowiązani do rezygnacji ze swoich emerytur, aby zapłacić osobom uchylającym się od płacenia podatków – oraz za ogólne zwolnienie z opodatkowania majątku od czasów reżimu pułkowników – wywołuje zrozumiałą złość większości ludzi. Twierdzenie „trojki” EBC, UE i MFW, że cokolwiek bogaci biorą, kradną lub uchylają się od płacenia, musi wymyślić ogół społeczeństwa, nie jest stanowiskiem neutralnym politycznie. Jest to trudne dla strony bogactwa, które zostało niesprawiedliwie odebrane.
Demokratyczna polityka podatkowa przywróciłaby progresywne opodatkowanie dochodów i majątku oraz egzekwowałaby jego pobór – za pomocą kar za uchylanie się od płacenia podatków. Od 19th stulecia reformatorzy demokracji starali się uwolnić gospodarki od marnotrawstwa, korupcji i „niezarobionych dochodów”. Jednak trojka EBC nakłada podatek regresywny – taki, który można nałożyć jedynie poprzez przekazanie kształtowania polityki rządowej grupie niewybranych technokratów.
Nazywanie administratorów tak antydemokratycznej polityki „technokratami” wydaje się cynicznym, naukowo brzmiącym eufemizmem w odniesieniu do lobbystów finansowych lub biurokratów uznawanych za mających odpowiednią wizję tunelu, aby zachowywać się jak pożyteczni idioci w imieniu swoich sponsorów. Ich ideologia jest tą samą filozofią oszczędności, którą MFW narzucał dłużnikom z Trzeciego Świata od lat sześćdziesiątych do osiemdziesiątych XX wieku. Twierdząc, że stabilizują bilans płatniczy, wprowadzając jednocześnie wolne rynki, urzędnicy ci sprzedali sektory eksportowe i podstawową infrastrukturę nabywcom z krajów-wierzycieli. Efektem było jeszcze większe zadłużenie gospodarek pogrążonych w polityce oszczędnościowej – wobec zagranicznych bankierów i ich własnych krajowych oligarchii.
To jest kierat, na którym obecnie umieszczane są socjaldemokracje w strefie euro. Pod politycznym parasolem kryzysu finansowego należy obniżyć płace i standardy życia, a władza polityczna powinna zostać przeniesiona z wybieralnego rządu na technokratów rządzących w imieniu dużych banków i instytucji finansowych. Sektor pracy w sektorze publicznym ma zostać sprywatyzowany i odłączony od związków zawodowych, podczas gdy ubezpieczenia społeczne, plany emerytalne i ubezpieczenie zdrowotne zostaną ograniczone.
Jest to podstawowy schemat, według którego kierują się korporacyjni najeźdźcy, opróżniając korporacyjne plany emerytalne, aby zapłacić swoim sponsorom finansowym w drodze wykupów lewarowanych. W ten sam sposób po 1991 r. sprywatyzowano gospodarkę byłego Związku Radzieckiego, przekazując majątek publiczny w ręce kleptokratów, którzy współpracowali z zachodnimi bankierami inwestycyjnymi, aby uczynić rosyjską i inne giełdy ulubieńcami światowych rynków finansowych. Obniżono podatki od nieruchomości, a na płace nałożono podatek liniowy (łącznie 59 procent na Łotwie). Przemysł został zdemontowany, gdy prawa do ziemi i minerałów zostały przekazane obcokrajowcom, gospodarki popadły w zadłużenie, a wykwalifikowana i niewykwalifikowana siła robocza została zmuszona do emigracji w poszukiwaniu pracy.
Udając, że zależy im na stabilności cen i wolnym rynku, bankierzy napompowali bańkę kredytową na rynku nieruchomości. Przychody z najmu kapitalizowane były na kredyty bankowe i wypłacane w formie odsetek. Było to niezwykle zyskowne dla bankierów, ale do 2008 r. spowodowało, że kraje bałtyckie i większość Europy Środkowej pozostały zadłużone i miały ujemny kapitał własny. Neoliberałowie pochwalają ich spadający poziom płac i zmniejszający się PKB jako historię sukcesu, ponieważ kraje te przerzuciły obciążenia podatkowe na zatrudnienie, a nie niż majątek czy finanse. Rządy ratowały banki na koszt podatników.
Jest rzeczą aksjomatyczną, że rozwiązanie każdego większego problemu społecznego zwykle powoduje jeszcze większe problemy – nie zawsze niezamierzone! Z punktu widzenia sektora finansowego „rozwiązaniem” kryzysu w strefie euro jest odwrócenie celów ery postępowej sto lat temu – co w 1936 r. John Maynard Keynes, miejmy nadzieję, nazwał „eutanazją najemca”. Chodziło o podporządkowanie systemu bankowego tak, aby służył gospodarce, a nie odwrotnie. Zamiast tego finanse stały się nowym sposobem prowadzenia wojny – mniej pozornie krwawej, ale mającej te same cele, co najazdy Wikingów ponad tysiąc lat temu i późniejsze podboje kolonialne Europy: zawłaszczanie ziemi i zasobów naturalnych, infrastruktury i wszelkich innych aktywów, które mogą zapewnić strumień przychodów. Na przykład w celu kapitalizacji i oszacowania takich wartości Wilhelm Zdobywca po roku 1066 sporządził Domesday Book, będący obecnie modelem obliczeń w stylu EBC i MFW.
Przeznaczenie nadwyżki ekonomicznej na płace bankierów wywraca do góry nogami tradycyjne wartości większości Europejczyków. Narzucenie oszczędności gospodarczych, likwidacja wydatków socjalnych, wyprzedaż majątku publicznego, dezwiązkowość siły roboczej, spadający poziom płac, ograniczanie planów emerytalnych i opieki zdrowotnej w krajach podlegających zasadom demokracji wymaga przekonania wyborców, że nie ma alternatywy. Twierdzi się, że bez rentownego sektora bankowego (nieważne jak drapieżnego) gospodarka się załamie, ponieważ straty banków z tytułu złych kredytów i gier hazardowych spowodują upadek systemu płatności. Żadne agencje regulacyjne nie mogą pomóc, nie ma lepszej polityki podatkowej, nic poza przekazaniem kontroli lobbystom, aby uchronić banki przed utratą narosłych roszczeń finansowych.
Banki chcą, aby nadwyżka ekonomiczna była wypłacana w formie odsetek, a nie wykorzystywana na podnoszenie poziomu życia, publiczne wydatki socjalne czy nawet na nowe inwestycje kapitałowe. Badania i rozwój trwają zbyt długo. Finanse żyją w krótkiej perspektywie. Ta krótkoterminowość jest samobójcza, a mimo to przedstawiana jest jako nauka. Alternatywą, mówi się wyborcom, jest droga do pańszczyzny: ingerencja w „wolny rynek” poprzez regulacje finansowe, a nawet progresywne podatki.
Istnieje oczywiście alternatywa. To właśnie cywilizacja europejska z XIIIth-wieczni scholastycy poprzez Oświecenie i rozkwit klasycznej ekonomii politycznej starali się stworzyć: gospodarkę wolną od niezarobionych dochodów, wolną od partykularnych interesów, korzystającą ze specjalnych przywilejów w celu „wyciągania renty”. Natomiast w rękach neoliberałów wolny rynek jest wolny dla uprzywilejowany podatkowo najemca klasę do wydobywania odsetek, renty ekonomicznej i cen monopolowych.
renifer interesy przedstawiają swoje zachowanie jako efektywne „tworzenie bogactwa”. Szkoły biznesu uczą prywatyzatorów, jak organizować pożyczki bankowe i finansowanie obligacjami, zrzekając się wszelkich opłat za usługi infrastruktury publicznej sprzedawane przez rządy. Pomysł polega na tym, aby wypłacić te dochody bankom i obligatariuszom w formie odsetek, a następnie osiągnąć zysk kapitałowy w drodze podniesienia opłat za dostęp do dróg i portów, opłat za korzystanie z wody i ścieków oraz innych podstawowych usług. Rządom mówi się, że gospodarką można zarządzać efektywniej, likwidując programy publiczne i wyprzedając aktywa.
Nigdy przepaść pomiędzy pozornym celem a rzeczywistym skutkiem nie była bardziej obłudna. Zwolnienie z podatku płatności odsetek (a nawet zysków kapitałowych) pozbawia rządy dochodów z opłat użytkowników, z których rezygnują, zwiększając ich deficyty budżetowe. Zamiast wspierać stabilność cen (rzekomy priorytet EBC), prywatyzacja podnosi ceny infrastruktury, mieszkań i innych kosztów życia i prowadzenia działalności gospodarczej poprzez zwiększanie odsetek i innych kosztów ogólnych, a także znacznie wyższe wynagrodzenia dla kadry kierowniczej. Zatem jest to jedynie odruchowe ideologiczne twierdzenie, że taka polityka jest skuteczniejsza po prostu dlatego, że prywatyzatorzy zaciągają pożyczki, a nie rząd.
Nie ma technologicznej ani ekonomicznej potrzeby, aby europejscy menedżerowie finansowi narzucali depresję dużej części społeczeństwa. Istnieje jednak ogromna szansa na zysk dla banków, które przejęły kontrolę nad polityką gospodarczą EBC. Od lat sześćdziesiątych kryzysy bilansu płatniczego umożliwiły bankierom i płynnym inwestorom przejęcie kontroli nad polityką fiskalną – przesunięcie ciężarów podatkowych na pracę i likwidację wydatków socjalnych na rzecz dotowania inwestorów zagranicznych i sektora finansowego. Zyskują na polityce oszczędnościowej, która obniża standardy życia i ogranicza wydatki socjalne. Kryzys zadłużenia umożliwia krajowym elitom finansowym i zagranicznym bankierom zadłużenie reszty społeczeństwa, wykorzystując swój przywilej kredytu (lub oszczędności zgromadzonych w wyniku mniej progresywnej polityki podatkowej) jako dźwignię do przejęcia aktywów i zredukowania populacji do stanu zależność od długu.
Rodzaj działań wojennych, które obecnie ogarniają Europę, ma zatem zasięg nie tylko ekonomiczny. Grozi, że stanie się historyczną linią podziału między epoką nadziei i potencjału technologicznego ostatniego półwiecza a nową erą polaryzacji, gdy oligarchia finansowa zastąpi demokratyczne rządy i ograniczy populację do długów.
Aby tak śmiałe przejęcie władzy i aktywów odniosło sukces, potrzebny jest kryzys, który zawiesi normalne polityczne i demokratyczne procesy legislacyjne, które byłyby temu przeciwne. Panika polityczna i anarchia tworzą próżnię, w którą mogą szybko wkroczyć grabieżcy, wykorzystując retorykę oszustw finansowych i ekonomię śmieciową do racjonalizacji egoistycznych rozwiązań poprzez fałszywy pogląd na historię gospodarczą – a w przypadku dzisiejszego EBC, w szczególności historię Niemiec .
* * *
Rządy nie muszą pożyczać od komercyjnych bankierów ani innych pożyczkodawców. Od założenia Banku Anglii w 1694 r. banki centralne drukowały pieniądze w celu finansowania wydatków publicznych. Bankierzy także swobodnie kreują kredyt – udzielając pożyczki i uznając rachunek klienta w zamian za oprocentowany weksel. Obecnie banki te mogą pożyczać rezerwy od rządowego banku centralnego po niskiej rocznej stopie procentowej (0.25% w Stanach Zjednoczonych) i pożyczać je po wyższej stopie. Dlatego banki cieszą się, że rządowy bank centralny tworzy kredyty, aby im udzielać pożyczek. Ale jeśli chodzi o rządy tworzące pieniądze w celu sfinansowania deficytów budżetowych na wydatki w pozostałej części gospodarki, banki wolałyby, aby ten rynek i jego odsetki zwracały się dla siebie.
Europejskie banki komercyjne szczególnie stanowczo podkreślają, że Europejski Bank Centralny nie powinien finansować deficytów budżetu państwa. Jednak prywatna kreacja kredytu niekoniecznie jest mniej inflacyjna niż rządy monetyzujące swoje deficyty (po prostu dodrukowując potrzebne pieniądze). Większość kredytów banków komercyjnych jest udzielana pod zastaw nieruchomości, akcji i obligacji, zapewniając kredyty wykorzystywane do podwyżki cen mieszkań i finansowych papierów wartościowych (jak w przypadku kredytów na wykupy lewarowane).
To głównie rząd wydaje kredyty na „realną” gospodarkę w zakresie, w jakim deficyty budżetu publicznego zatrudniają siłę roboczą lub są wydawane na towary i usługi. Rządy unikają płacenia odsetek, każąc swoim bankom centralnym drukować pieniądze na własnych klawiaturach komputerów, zamiast pożyczać od banków, które robią to samo na własnych klawiaturach. (Abraham Lincoln po prostu drukował walutę, kiedy finansował wojnę domową w USA „dolarami”).
Banki chciałyby wykorzystać swój przywilej kreowania kredytów, aby uzyskać odsetki od pożyczek dla rządów na finansowanie deficytów budżetu publicznego. Zatem mają własny interes w ograniczaniu „opcji publicznej” rządu w zakresie monetyzacji deficytów budżetowych. Aby zapewnić sobie monopol na przywilej tworzenia kredytów, banki dokonały masowego zamachu na wydatki rządowe i ogólnie na władzę rządową, która tak się składa, że jest jedyną władzą posiadającą wystarczającą władzę, aby kontrolować swoją władzę lub zapewnić alternatywny publiczny instrument finansowy. taką opcję, jak robią to pocztowe banki oszczędnościowe w Japonii, Rosji i innych krajach. Ta konkurencja między bankami a rządem wyjaśnia fałszywe oskarżenia, jakoby kreacja kredytu rządowego była bardziej inflacyjna niż w przypadku banków komercyjnych.
Rzeczywistość staje się jasna, porównując sposób, w jaki Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Europa radzą sobie z finansowaniem publicznym. Departament Skarbu USA jest zdecydowanie największym dłużnikiem na świecie, a jego największe banki wydają się mieć ujemne kapitały własne, zobowiązując się wobec swoich deponentów i innych instytucji finansowych za znacznie większe sumy, które mogą spłacić ich portfel pożyczek, inwestycji i różnorodnych gier finansowych . Jednak w miarę eskalacji światowych zawirowań finansowych inwestorzy instytucjonalni inwestują swoje pieniądze w amerykańskie obligacje skarbowe – do tego stopnia, że obligacje te obecnie przynoszą zysk poniżej 1%. Dla kontrastu jedna czwarta amerykańskich nieruchomości ma ujemny kapitał własny, a amerykańskie stany i miasta stoją w obliczu niewypłacalności i muszą ograniczać wydatki. Duże firmy bankrutują, plany emerytalne coraz bardziej zalegają z płatnościami, a mimo to gospodarka amerykańska pozostaje magnesem dla globalnych oszczędności.
Gospodarka Wielkiej Brytanii również jest zdumiewająca, a mimo to rząd płaci zaledwie 2% odsetek. Jednak rządy europejskie płacą obecnie ponad 7%. Powodem tej rozbieżności jest brak „opcji publicznej” w zakresie kreacji pieniądza. Posiadanie Banku Rezerwy Federalnej lub Banku Anglii, który może drukować pieniądze na spłatę odsetek lub rolowanie istniejących długów, jest tym, co odróżnia Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię od Europy. Nikt nie spodziewa się, że te dwa narody będą zmuszone do sprzedaży swoich gruntów publicznych i innych aktywów, aby zebrać pieniądze na opłacenie (chociaż mogą to zrobić w ramach wyboru politycznego). Biorąc pod uwagę, że Departament Skarbu Stanów Zjednoczonych i Rezerwa Federalna mogą tworzyć nowe pieniądze, wynika z tego, że dopóki długi rządowe są denominowane w dolarach, mogą one drukować wystarczającą liczbę IOU na klawiaturach swoich komputerów, tak że jedynym ryzykiem, jakie ponoszą posiadacze obligacji skarbowych, jest wymiana dolara kursu w stosunku do innych walut.
Z kolei strefa euro ma bank centralny, ale art. 123 Traktatu Lizbońskiego zabrania EBC robienia tego, do czego banki centralne zostały stworzone: tworzenia pieniędzy na finansowanie deficytów budżetu państwa lub rolowania zapadającego zadłużenia. Przyszli historycy bez wątpienia uznają za niezwykłe fakt, że za tą polityką faktycznie kryje się uzasadnienie – a przynajmniej pozory historii z okładki. Jest tak słaby, że każdy badacz historii może zobaczyć, jak bardzo jest zniekształcony. Twierdzono, że jeśli bank centralny tworzy kredyt, zagraża to stabilności cen. Za inflację uznaje się wyłącznie wydatki rządowe, a nie kredyt prywatny!
Administracja Clintona zrównoważyła budżet rządu USA pod koniec lat 1990., mimo że gospodarka bańkowa eksplodowała. Z drugiej strony Rezerwa Federalna i Skarb Państwa zalały gospodarkę 13 bilionami dolarów kredytów dla systemu bankowego po wrześniu 2008 roku i 800 miliardami dolarów więcej zeszłego lata w ramach programu luzowania ilościowego Rezerwy Federalnej (QE2). Jednak ceny towarów i towarów konsumpcyjnych nie rosną. Nie podwyższa się nawet cen nieruchomości ani cen akcji na giełdzie. Zatem pomysł, że więcej pieniędzy spowoduje podniesienie cen (MV=PT), nie sprawdza się dzisiaj.
Banki komercyjne tworzą dług. To jest ich produkt. Ta dźwignia zadłużenia była wykorzystywana przez ponad dekadę do podnoszenia cen – przez co mieszkanie i kupno emerytury było dla Amerykanów droższe – ale dzisiejsza gospodarka cierpi z powodu deflacji zadłużenia, ponieważ dochody osobiste, dochody z działalności gospodarczej i podatki są kierowane raczej na obsługę zadłużenia niż wydawać na towary, inwestować lub zatrudniać siłę roboczą.
Dużo bardziej uderzająca jest parodia niemieckiej historii, która jest ciągle powtarzana, jak gdyby powtarzanie w jakiś sposób miało powstrzymać ludzi od pamiętania, co właściwie wydarzyło się w latach 20.th wiek. Z opowieści urzędników EBC wynika, że lekkomyślnością byłoby, gdyby bank centralny udzielał pożyczek rządowi ze względu na ryzyko hiperinflacji. Przywołują się wspomnienia inflacji weimarskiej w Niemczech w latach dwudziestych XX wieku. Jednak po zbadaniu okazuje się, że jest to coś, co psychiatrzy nazywają pamięcią wszczepioną – stanem, w którym pacjent jest przekonany, że doznał traumy, która wydaje się realna, ale która w rzeczywistości nie istniała.
To, co wydarzyło się w 1921 r., nie było przypadkiem zaciągania przez rządy pożyczek od banków centralnych w celu finansowania wydatków krajowych, takich jak programy socjalne, emerytury czy opieka zdrowotna, jak ma to miejsce obecnie. Raczej obowiązek zapłaty przez Niemcy reparacji doprowadził do zalania przez Reichsbank rynków walutowych markami niemieckimi w celu uzyskania waluty na zakup funtów szterlingów, franków francuskich i innych walut, aby zapłacić aliantom – którzy wykorzystali te pieniądze na spłatę swoich międzysojuszniczych długów zbrojeniowych do Stanów Zjednoczonych. Hiperinflacja narodu wynikała z obowiązku płacenia odszkodowań w obcej walucie. Żadna kwota podatków krajowych nie mogłaby podnieść kwoty walut obcych, które miały zostać zapłacone.
W latach trzydziestych XX wieku było to zjawisko dobrze rozumiane, wyjaśnione przez Keynesa i innych, którzy analizowali strukturalne ograniczenia zdolności do płacenia obcy dług nałożony bez względu na możliwość spłaty z bieżących budżetów w walucie krajowej. Od Salomona Flinka Bank Rzeszy i Gospodarcze Niemcy (1931) po badaniach hiperinflacji w Chile i innych krajach Trzeciego Świata ekonomiści odkryli wspólny związek przyczynowy, oparty na bilansie płatniczym. Najpierw następuje spadek kursu walutowego. Podnosi to cenę importu, a co za tym idzie poziom cen krajowych. Aby dokonać zakupów po wyższym poziomie cenowym, potrzeba wówczas więcej pieniędzy. Statystyczna sekwencja i linia przyczynowa prowadzą od deficytów bilansu płatniczego do deprecjacji waluty, powodującej wzrost kosztów importu, a z tego wzrostu cen do podaży pieniądza, a nie odwrotnie.
Dzisiejsi „wolni marketerzy” piszący w tradycji monetarnej z Chicago (w zasadzie Davida Ricardo) nie biorą pod uwagę wymiaru długu zagranicznego i krajowego. To tak, jakby „pieniądze” i „kredyt” były aktywami, które można wymieniać na towary. Ale konto bankowe lub inna forma kredytu oznacza dług po przeciwnej stronie bilansu. Dług jednej strony to oszczędności drugiej strony – a większość oszczędności jest obecnie pożyczana na procent, co pochłania pieniądze od niefinansowych sektorów gospodarki. Dyskusja sprowadza się do uproszczonej zależności między podażą pieniądza a poziomem cen – i to w istocie tylko cenami konsumenckimi, a nie cenami aktywów. W swojej chęci przeciwstawienia się wydatkom rządowym – a nawet demontażu rządu i zastąpienia go planistami finansowymi – neoliberalni monetaryści lekceważą ciężar zadłużenia, jaki narzuca się dziś od Łotwy i Islandii po Irlandię, Grecję, Włochy, Hiszpanię i Portugalię.
Jeśli euro się rozpadnie, będzie to spowodowane obowiązkiem rządów płacenia bankierom w pieniądzach, które należy pożyczyć, a nie wytworzyć za pośrednictwem własnego banku centralnego. W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, które mogą tworzyć kredyt banku centralnego na własnych klawiaturach komputerów, aby zapobiec kurczeniu się lub niewypłacalności swojej gospodarki, niemiecka konstytucja i Traktat Lizboński uniemożliwiają temu bankowi centralnemu.
Efektem jest zobowiązanie rządów do pożyczania odsetek od banków komercyjnych. Daje to bankierom możliwość wywołania kryzysu – grożącego wyparciem gospodarek ze strefy euro, jeśli nie podporządkują się narzucanym „warunkom” w obliczu tego, co szybko staje się nową wojną klasową finansów przeciwko pracy.
Unieruchomienie europejskiego banku centralnego w celu pozbawienia rządów możliwości tworzenia pieniądza
Jedną z trzech cech charakterystycznych państwa narodowego jest zdolność do tworzenia pieniędzy. Drugą cechą charakterystyczną jest możliwość nakładania podatków. Obie te uprawnienia zostają przeniesione z rąk demokratycznie wybranych przedstawicieli na sektor finansowy w wyniku związania rąk władzy.
Trzecią cechą państwa narodowego jest możliwość wypowiedzenia wojny. To, co dzieje się dzisiaj, jest odpowiednikiem działań wojennych – ale przed siła rządu! Jest to przede wszystkim finansowy sposób prowadzenia wojny – a cele tego przywłaszczenia finansowego są takie same, jak cele podboju militarnego: po pierwsze, bogactwa ziemi i podziemi, od których można pobierać czynsze w ramach daniny; po drugie, infrastruktura publiczna pobierająca czynsz jako opłaty za dostęp; i po trzecie, wszelkie inne przedsiębiorstwa lub aktywa znajdujące się w domenie publicznej.
W tej nowej finansowej wojnie rządom nakazano działać jako organy egzekwowania prawa w imieniu finansowych zdobywców przeciwko własnej ludności. To nie jest żadna nowość. Byliśmy świadkami, jak MFW i Bank Światowy narzucały oszczędności dyktaturom Ameryki Łacińskiej, afrykańskim wodzom wojskowym i innym klienckim oligarchiom od lat sześćdziesiątych do osiemdziesiątych XX wieku. Irlandia i Grecja, Hiszpania i Portugalia mają teraz zostać poddane podobnemu wyprzedaniu aktywów, ponieważ kształtowanie polityki publicznej zostanie przesunięte w ręce ponadrządowych agencji finansowych działających w imieniu bankierów – a tym samym 1960% najwyższego społeczeństwa.
Kiedy długów nie można spłacić lub rolować, nadchodzi czas wykluczenia. Dla rządów oznacza to wyprzedaże prywatyzacyjne w celu spłacenia wierzycieli. Oprócz tego, że jest to grabież własności, prywatyzacja ma na celu zastąpienie pracowników sektora publicznego niezwiązkową siłą roboczą, mającą mniejsze prawa emerytalne, opiekę zdrowotną i głos w warunkach pracy. Zatem stara wojna klasowa powraca do łask – z finansowym akcentem. Kurcząc się gospodarką, deflacja zadłużenia pomaga przełamać siłę oporu robotników.
Daje także wierzycielom kontrolę nad polityką fiskalną. W przypadku braku ogólnoeuropejskiego parlamentu uprawnionego do ustalania przepisów podatkowych, polityka fiskalna przechodzi w ręce EBC. Działając w imieniu banków, EBC wydaje się opowiadać za odwróceniem 20th stulecie dążenie do progresywnego opodatkowania. Jak jasno powiedzieli amerykańscy lobbyści finansowi, wierzyciele żądają od rządów przekwalifikowania publicznych zobowiązań socjalnych na „opłaty użytkownika”, które mają być finansowane z potrąceń z wynagrodzeń przekazywanych bankom do zarządzania (lub złego zarządzania, w zależności od przypadku). . Przesunięcie ciężaru podatkowego z nieruchomości i finansów na pracę i „prawdziwą” gospodarkę grozi zatem zagarnięciem fiskalnym, które doda się do chwytu prywatyzacyjnego.
To autodestrukcyjna krótkowzroczność. Ironią jest to, że deficyty budżetowe PIIGS wynikają w dużej mierze z nieopodatkowania nieruchomości, a dalsza zmiana podatków raczej pogorszy, niż pomoże ustabilizować budżety rządowe. Ale bankierzy patrzą tylko na to, co mogą zyskać w krótkiej perspektywie. Wiedzą, że wszelkie dochody, jakie poborca podatkowy zrzeka się z nieruchomości i przedsiębiorstw, są dla kupujących „bezpłatne” i mogą je zastawić na rzecz banków jako odsetki. Zatem Grecji i innym gospodarkom oligarchicznym każą „zapłacić” poprzez obcięcie rządowych wydatków socjalnych (ale nie wydatków na wojsko na zakup niemieckiej i francuskiej broni) oraz przesunięcie podatków na pracę i przemysł oraz na konsumentów w postaci wyższych podatków od użytkowników opłaty za usługi publiczne, które nie zostały jeszcze sprywatyzowane.
W Wielkiej Brytanii premier Cameron twierdzi, że jeszcze większe ograniczenie rządu zgodnie z wytycznymi Thatcherite-Blairite pozostawi więcej siły roboczej i zasobów dostępnych do wynajęcia dla prywatnych przedsiębiorstw. Cięcia fiskalne rzeczywiście wyrzucą pracowników z pracy lub przynajmniej zmuszą ich do znalezienia niżej płatnej pracy z mniejszymi prawami. Jednak ograniczenie wydatków publicznych skurczy również sektor biznesowy, pogłębiając problemy fiskalne i zadłużeniowe, wpychając gospodarki w głębszą recesję.
Jeśli rządy ograniczą swoje wydatki, aby zmniejszyć wielkość deficytów budżetowych – lub jeśli podniosą podatki dla całej gospodarki, aby uzyskać nadwyżkę – wówczas nadwyżki te wyssą pieniądze z gospodarki, pozostawiając mniej do wydania na towary i usługi usługi. Rezultatem może być jedynie bezrobocie, dalsze niespłacanie długów i bankructwa. Możemy patrzeć na Islandię i Łotwę jak na kanarki w tej finansowej kopalni. Ich ostatnie doświadczenia pokazują, że deflacja zadłużenia prowadzi do emigracji, krótszej długości życia, niższego wskaźnika urodzeń, małżeństw i zakładania rodzin, ale zapewnia funduszom sępów ogromne możliwości wyssania bogactwa na szczyt piramidy finansowej.
Dzisiejszy kryzys gospodarczy jest kwestią wyboru polityki, a nie koniecznością. Jak zażartował szef sztabu prezydenta Obamy, Rahm Emanuel: „Kryzys to zbyt dobra okazja, by ją zmarnować”. W takich przypadkach najbardziej logicznym wyjaśnieniem jest to, że musi skorzystać na tym jakiś szczególny interes. Depresje zwiększają bezrobocie, pomagając przełamać władzę zarówno uzwiązkowionych, jak i nieuzwiązkowionych pracowników. W Stanach Zjednoczonych obserwuje się ucisk budżetu stanowego i lokalnego (w miarę ogłaszania bankructw), przy czym pierwsze cięcia mają nastąpić w obszarze niewypłacalności emerytur. Wysokie finanse się opłaca – nie płacąc ludności pracującej za oszczędności i obietnice złożone w ramach umów o pracę i pracowniczych programów emerytalnych. Duże ryby zjadają małe ryby.
Wydaje się, że taki jest pomysł sektora finansowego na dobre planowanie gospodarcze. Jest to jednak gorsze niż plan o sumie zerowej, w którym zysk jednej strony jest stratą drugiej. Gospodarki jako całość skurczą się i zmienią swój kształt, powodując polaryzację między wierzycielami i dłużnikami. Demokracja ekonomiczna ustąpi miejsca oligarchii finansowej, odwracając trend obserwowany przez kilka ostatnich stuleci.
Czy Europa jest naprawdę gotowa na ten krok? Czy jego wyborcy uznają, że pozbawienie rządu publicznej opcji kreacji pieniądza spowoduje przekazanie tego przywileju bankom jako monopolistom? Ilu obserwatorów dostrzegło niemal nieunikniony rezultat: przeniesienie planowania gospodarczego i alokacji kredytów na banki?
Nawet jeśli rządy zapewnią „opcję publiczną”, tworząc własne pieniądze w celu sfinansowania deficytów budżetowych i zaopatrując gospodarkę w produktywne kredyty na odbudowę infrastruktury, poważny problem pozostaje: jak pozbyć się istniejącego zadłużenia ogólnego, które obecnie stanowi obciążenie dla gospodarki gospodarka. Bankierzy i popierani przez nich politycy odmawiają umorzenia długów w celu odzwierciedlenia zdolności do spłaty. Ustawodawcy nie przygotowali społeczeństwa procedury prawnej dotyczącej umorzenia długów – z wyjątkiem obowiązującej w stanie Nowy Jork ustawy o oszukańczym przekazywaniu długów, która wzywa do unieważnienia długów, jeśli pożyczkodawcy udzielali pożyczek bez uprzedniego sprawdzenia zdolności dłużnika do spłaty.
Bankowcy nie chcą brać odpowiedzialności za złe kredyty. Rodzi to finansowy problem: co powinni zrobić decydenci, skoro banki wykazały się tak nieodpowiedzialną alokacją kredytów. Ale ktoś musi ponieść stratę. Czy powinno to być społeczeństwo jako całość, czy bankierzy?
Nie jest to problem, który bankierzy są gotowi rozwiązać. Chcą przekazać problem rządom i zdefiniować problem jako sposób, w jaki rządy mogą „uczynić je całością”. To, co nazywają „rozwiązaniem” problemu złych długów, polega na tym, że rząd zapewni im dobre obligacje za złe pożyczki („gotówka za śmieci”) – które w całości będą płacone przez podatników. Zaprojektowawszy dla siebie ogromny wzrost bogactwa, bankierzy chcą teraz wziąć pieniądze i uciec, pozostawiając gospodarki pogrążone w długach. Dochody, których dłużnicy nie są w stanie spłacić, zostaną teraz rozłożone na całą gospodarkę, co znacznie zwiększy koszty życia i prowadzenia działalności gospodarczej dla wszystkich.
Dlaczego należy je „ujednolicić” kosztem kurczenia się reszty gospodarki? Odpowiedź bankierów jest taka, że długi są należne pracowniczym funduszom emerytalnym, konsumentom posiadającym depozyty bankowe, a cały system się zawali, jeśli rządy nie spłacą obligacji. Po naciśnięciu bankierzy przyznają, że wykupili ubezpieczenie od ryzyka – zabezpieczone zobowiązania dłużne i inne swapy ryzyka. Ubezpieczycielami są jednak głównie banki amerykańskie, a rząd USA wywiera presję na Europę, aby nie wywiązywała się ze zobowiązań i tym samym nie szkodziła amerykańskiemu systemowi bankowemu. Zatem plątanina długów stała się upolityczniona na arenie międzynarodowej.
Zatem dla bankierów linia najmniejszego oporu polega na stworzeniu złudzenia, że nie ma potrzeby akceptować niespłacania niespłacalnych długów, do których zachęcali. Wierzyciele zawsze nalegają, aby możliwe było utrzymanie ogólnego zadłużenia – jeśli rządy po prostu zmniejszą inne wydatki, podnosząc jednocześnie podatki dla osób fizycznych i przedsiębiorstw niefinansowych.
Powodem, dla którego to nie zadziała, jest to, że próba odzyskania dzisiejszej wielkości długu zaszkodzi leżącej u podstaw „prawdziwej” gospodarce, czyniąc ją jeszcze mniej zdolną do spłaty swoich długów. To, co zaczęło się jako problem finansowy (złe długi), zamieni się teraz w problem fiskalny (złe podatki). Podatki są kosztem prowadzenia działalności gospodarczej, tak samo jak obsługa zadłużenia jest kosztem. Obydwa koszty muszą mieć odzwierciedlenie w cenach produktów. Kiedy podatnicy są obciążeni podatkami i długami, mają mniej wolnych dochodów, które mogą przeznaczyć na konsumpcję. Zatem rynki kurczą się, wywierając dalszą presję na rentowność krajowych przedsiębiorstw. To połączenie sprawia, że każdy kraj stosujący taką politykę jest producentem kosztownym, a przez to mniej konkurencyjnym na rynkach światowych.
Ten rodzaj planowania finansowego – i towarzysząca mu równoległa zmiana podatków fiskalnych – prowadzi do deindustrializacji. Tworzenie międzyrządowego pieniądza fiducjarnego EBC lub MFW pozostawia długi bez zmian, zachowując jednocześnie bogactwo i kontrolę gospodarczą w rękach sektora finansowego. Banki mogą otrzymywać spłaty długów z tytułu nadmiernie obciążonych hipoteką nieruchomości tylko wtedy, gdy dłużnicy zostaną zwolnieni z niektórych podatków od nieruchomości. Zadłużone przedsiębiorstwa przemysłowe mogą spłacać swoje długi jedynie poprzez zmniejszenie zobowiązań emerytalnych, opieki zdrowotnej i wynagrodzeń swoich pracowników – lub płatności podatków na rzecz rządu. W praktyce „honorowanie długów” okazuje się oznaczać deflację zadłużenia i ogólne kurczenie się gospodarki.
To jest biznesplan finansistów. Jednak pozostawienie polityki podatkowej i scentralizowanego planowania w rękach bankierów okazuje się przeciwieństwem tego, o co chodziło w ciągu ostatnich kilku stuleci gospodarki wolnorynkowej. Klasycznym celem było zminimalizowanie kosztów ogólnych długu, opodatkowanie dzierżaw gruntów i zasobów naturalnych oraz utrzymanie cen monopolistycznych na poziomie rzeczywistych kosztów produkcji („wartości”). Bankierzy coraz częściej pożyczają w zamian za te same dochody, które zdaniem ekonomistów wolnorynkowych powinny stanowić naturalną podstawę opodatkowania.
Więc coś musi dać. Czy będą to ostatnie stulecia liberalnej, wolnorynkowej filozofii ekonomicznej, porzucającej planowanie nadwyżki ekonomicznej na rzecz bankierów? A może społeczeństwo ponownie ugruntuje klasyczną filozofię ekonomii i zasady ery postępu oraz ponownie ugruntuje społeczne kształtowanie rynków finansowych w celu promowania długoterminowego wzrostu przy minimalnych kosztach życia i prowadzenia działalności gospodarczej?
Przynajmniej w najbardziej zadłużonych krajach europejscy wyborcy budzą się w obliczu oligarchicznego zamachu stanu, w wyniku którego podatki oraz planowanie i kontrola budżetu państwa przechodzą w ręce kadry kierowniczej nominowanej przez międzynarodowy kartel bankierski. Wynik ten jest przeciwieństwem tego, o co chodziło w ciągu ostatnich kilku stuleci ekonomii wolnorynkowej.
Tekst ten został po raz pierwszy opublikowany w „Frankfurter Allgemeine Zeitung” 3 grudnia 2011 r. pod tytułem „Der Krieg der Banken gegen das Volk”.
MICHAEL HUDSON jest byłym ekonomistą z Wall Street. Wybitny profesor naukowy na Uniwersytecie Missouri w Kansas City (UMKC), jest autorem wielu książek, w tym Super imperializm: strategia ekonomiczna imperium amerykańskiego American (nowe wyd., Pluto Press, 2002) Jest współautorem Beznadziejny: Barack Obama i polityka iluzji, wkrótce opublikowane przez AK Press. Można się z nim skontaktować poprzez jego stronę internetową, [email chroniony]
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna