Chwalebną cechą naszego świata, jak przypominają nam poeci i artyści, jest obfitość różnych odcieni, kolorów i barw rasy ludzkiej. Naprawdę warto celebrować nasze różnice. Jakie to nudne i nudne, gdy wszyscy są tego samego ducha.
"Do tego stopnia przyroda zachwyca i obfituje w różnorodność.” Leonardo da Vinci poetycko uznany 500 lat temu.
Niestety, w naszych czasach wielki mistrz renesansu byłby wielce przerażony, gdyby odkrył, że jest mnóstwo gigantycznych korporacji i niezwykle bogatych inwestorów, i to tam różnorodność i różnice między nami cieszą się tylko w takim stopniu, w jakim można je wykorzystać.
Jest to wyraźnie widoczne w dyskusjach o wolnym handlu, które są obecnie przygotowywane w Waszyngtonie przez prezydenta Baracka Obamę.
Za całą fałszywą retoryką Trans Pacific Partnership (TPP) w naszym świecie kryją się zasadnicze różnice, z których amerykańskie korporacje bardzo chętnie korzystają – większy dostęp do kapitału, bardziej zaawansowana technologia, rozległe sieci marketingowe i globalna zintegrowane łańcuchy dystrybucyjne.
Rzeczywiście, różnice są naprawdę imponujące, ale tym, co tak naprawdę najbardziej zaostrza apetyt inwestorów, jest duże zróżnicowanie kosztów pracy za granicą.
To jest właśnie istota niedorozwoju, zapadająca w pamięć spuścizna kolonializmu i imperializmu, w której żyło 2.2 miliarda ludzi mniej niż 2 dolary dziennie w 2011 roku.
I to oni stali się celem jeszcze dalszej eksploatacji. Wolny handel to tak naprawdę nowy kolonializm.
Straszne warunki społeczne, zaostrzone przez groteskowo słabo opłacaną siłę roboczą, stanowią podatny grunt dla krajów uprzemysłowionych do dziesięciokrotnego powiększenia innych, nadrzędnych aktywów. Dlatego też całkowicie właściwe i godne pochwały jest dodanie międzynarodowych standardów pracy do umów o wolnym handlu, jak opowiada się wielu działaczy „Sprawiedliwego Handlu”.
Na przykład sprzeciwianie się umowom o wolnym handlu, które przyczyniają się do grabieży zasobów ziemi, czerpią zyski ze skrajnego ubóstwa i czerpią korzyści z łamania podstawowych praw pracowników do organizowania się i targowania.
Można jednak zrobić jeszcze więcej, znacznie więcej, łącznie z zaproponowaniem zupełnie nowego sposobu patrzenia na handel międzynarodowy – jest to koncepcja, którą będę nazywał „równym handlem”.
Różne wartości pracy ludzkiej
Czy miliony zagranicznych pracowników wytwarzających towary dla Walmartu, obwody dla Apple i buty dla Nike mają mniejszą wartość niż pracownicy produkcyjni w USA?
A co z meksykańskimi pracownikami produkcyjnymi wytwarzającymi części samochodowe dla General Motors lub pracownikami tekstyliów w Bangladeszu, Chinach, Tajwanie, Indonezji, Indiach i Wietnamie? Czas i praca tych pracowników są mniej wartościowe niż czas i praca pracowników branży motoryzacyjnej i tekstyliów w USA. ?
Tak i nie.
W rzeczywistości pracownicy mają różne wartości wymienne na kapitalistycznym, konkurencyjnym rynku światowym, mierzone różnicami w ich zwyczajowych standardach życia, produktywności oraz płacach i świadczeniach.
Ale ich czas pracy, mierzony wartością człowieka, ich wartością społeczną, że tak powiem, jest absolutnie taki sam – równej wartości.
W rezultacie pracownicy nie powinni być karani ekonomicznie ani stygmatyzowani społecznie z powodu ich niższej produktywności, która sama w sobie jest prawie wyłącznie kwestią mniejszej technologii, a nie wcale lenistwem czy zbyt częstymi przerwami na lunch.
Wręcz przeciwnie, jak stwierdzono wcześniej, niedorozwój jest niepokojącą konsekwencją kolonializmu i imperializmu, dodatkowo pogłębioną przez dzisiejszą zwiększoną monopolizację technologii i koncentrację kapitału w rozwiniętych krajach uprzemysłowionych.
Zatem zarówno nasze żądania reformy wolnego handlu, jak i nasza odrębna i niezależna wizja prawdziwie równego handlu powinny mieć na celu wyeliminowanie historycznie odrażającego rozróżnienia między „wrodzoną wartością rynkową pracy” a „wewnętrzną, indywidualną wartością społeczną”.
Eksport Solidarności
Dlatego powinniśmy nie tylko dodawać standardy Międzynarodowej Organizacji Pracy (MOP) do wszelkich umów handlowych, ale powinniśmy także włączyć język zapożyczony z ustawy Davisa–Bacona z 1931 r., amerykańskiej ustawy federalnej, która wymaga płacenia obowiązujących na szczeblu lokalnym wynagrodzeń, czyli średniej płacy w na tym obszarze w sprawie federalnych projektów robót publicznych dla robotników i mechaników.
Podobne przepisy dotyczące „obowiązujących wynagrodzeń” były przez lata uchwalane przez władze stanowe i lokalne, a ten sam wymóg został nawet rozszerzony poza stanowiska budowlane na wszystkich zagranicznych pracowników posiadających wizy pracownicze, niezależnie od branży lub klasyfikacji zawodowej.
Na przykład pracownikom gościnnym w USA należy zaoferować wynagrodzenie i świadczenia zgodne z lokalną gospodarką w zależności od ich konkretnej pracy.
Zatem, zgodnie z argumentacją, zatrudnienie pracownika zagranicznego nie powinno mieć negatywnego wpływu na płace i warunki pracy porównywalnych pracowników amerykańskich.
Pozostawia to jednak nietkniętej nieuczciwej konkurencji z pracownikami za granicą, których niższe płace i świadczenia zdecydowanie wywierają presję na obniżenie poziomu życia pracowników w USA.
„Złe umowy handlowe, które nie zapewniają ochrony pracowników” – powiedział mi Karl Kramer, współdyrektor kampanii San Francisco Living Wage Coalition – „i poleganie na przenoszeniu produkcji do obszarów na świecie o niskich płacach, powodują błędną spiralę na dno, bez siatki bezpieczeństwa dla osób pozbawionych środków do życia”.
I to właśnie te zagrożenia związane z outsourcingiem, które Kramer opisuje, są regularnie wymierzone w pracowników w USA, którzy irytują się pod ciągłą presją obniżania warunków pracy, wynagrodzeń i świadczeń.
Na przykład, choć powszechnie kwestionuje się, ile zwolnień miejsc pracy wynika bezpośrednio z umowy o wolnym handlu NAFTA uchwalonej 22 lata temu, nie ulega wątpliwości, że ponieważ: ponad pięć milionów miejsc pracy w przemyśle wytwórczym w USA zostało utraconych, a 57,000 XNUMX zakładów zostało zamkniętych.
Delikatnie mówiąc, bardzo niepokojąca statystyka.
Przeważająca płaca dla wszystkich pracowników
W każdym razie elementarna międzynarodowa solidarność pracownicza wymaga walki o poprawę warunków życia ludzi pracujących na całym świecie, eliminując w ten sposób bycie konkurującymi pionkami na szachownicy globalnych inwestorów.
Sugerowałbym zatem włączenie sformułowania dotyczącego „przeważających płac” do wszystkich umów handlowych stanowiących na przykład, że „pracownicy wszystkich form produkcji w różnych krajach docelowych dla inwestycji amerykańskich firm muszą osiągać porównywalne dominujące płace i świadczenia związane z podobną produkcją w USA, skąd pochodzą inwestycje.”
Wyeliminowałoby to główną zachętę do podejmowania pracy za granicą poprzez wykorzystanie jako przewagi konkurencyjnej znacznie niższych wynagrodzeń i świadczeń pracowników za granicą.
Można mieć nadzieję, że amerykańscy pracownicy zagrożeni wysiedleniem dostrzegą obopólne korzyści płynące z tej propozycji międzynarodowej solidarności.
Z tego samego powodu amerykańscy handlowcy eksportowi nie powinni w dalszym ciągu cieszyć się ogromną przewagą konkurencyjną nad biedniejszymi krajami, które mają gorszą technologię, niewielkie lub żadne wsparcie finansowe ze strony rządu i znacznie mniejszy dostęp do prywatnego kapitału.
Lokalni producenci, w tym drobni rolnicy, w krajach, które borykają się z gwałtownym wzrostem amerykańskiego eksportu, powinni mieć dostęp do porównywalnych ilości kapitału, dotacji państwowych i technologii co amerykańscy eksporterzy w zamian za wymóg, aby podmioty gospodarcze płaciły panujące płace porównywalne z tymi w USA. oraz że pozwolą na pełne prawa pracownicze do organizowania się i targowania.
To ponownie wyrównałoby szanse, zmniejszyłoby przewagi handlowe wynikające z ubóstwa i umożliwiłoby skupienie osi handlu na rzeczywistej wartości użytkowej i jakości produktu, a nie na nierównym kursie wymiany wynikającym z wyzysku.
Pozwoliłoby to również na wytwarzanie produktów bardziej naturalnych dla lokalnych obszarów bliżej domu, eliminując marnotrawną dodatkową siłę roboczą w postaci eksportu z krajów rozwiniętych oddalonych o setki lub tysiące mil.
Tak jest w przypadku Meksyku, gdzie krajowe zbiory kukurydzy zostały zniszczone przez masowe zalanie rynku kukurydzy subsydiowanej przez rząd USA. Obwinia się go o wysiedlenie w ciągu ostatnich dwóch dekad dwóch milionów mieszkańców kempingu, którzy od wieków byli głównymi producentami upraw.
„Minęło mniej więcej ok potrojenie, czterokrotność, pięciokrotność eksportu kukurydzy z USA do Meksyku, w zależności od roku” – powiedział Timothy A. Wise, dyrektor ds. badań i polityki w Globalnym Instytucie Rozwoju i Środowiska na Uniwersytecie Tufts.
Rewolucja w handlu
Domaganie się równych szans dla wszystkich ludzi pracy na całym świecie, co w istocie „eksportowałoby” standardy płac i świadczeń amerykańskich pracowników, jest z pewnością o wiele skuteczniejszym i przyzwoitym wyrazem międzynarodowej solidarności niż szowinistyczna, często rasistowska i nieustannie szowinistyczna AFL-CIO daremna, politycznie zbankrutowana kampania „Kupuj amerykańskie”.
Jednak oczywiście równy handel jest bardzo radykalną propozycją, na której drodze stoją ogromne przeszkody, podczas gdy gospodarka pozostaje w rękach prywatnych.
Z pewnością pomysł ten przedstawia wizję nowego społeczeństwa, w którym światowa społeczność narodów działających wspólnie zastępuje korporacyjny, konkurencyjny świat państw narodowych, w którym obecnie żyjemy.
Ale czy nie warto o tym pomyśleć? Przecież nie tylko poeci powinni myśleć o przekształceniu naszego świata.
Carl Finamore jest delegatem loży mechaników 1781 w Radzie Pracy San Francisco, AFL-CIO. Można się z nim skontaktować pod adresem [email chroniony]
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna