Szkoda, że w ten weekend 4 lipca ruch niepodległościowy, polityczna niezależność od dwóch partii zdominowanych przez korporacje, nie jest tak silny, jak powinien. Potrzeba jest krystalicznie czysta. Demokraci w dalszym ciągu udowadniają, że nie można na nich liczyć, że będą konsekwentnie przeciwstawiać się regresywnej i destrukcyjnej polityce Partii Republikańskiej. Opór, jaki stawiają, jest w najlepszym przypadku okazjonalny. Częściej zajmują stanowiska republikańskie ze strachu, że urazią swoich wielkich darczyńców lub ze strachu przed obraniem zasad.
Wielu działaczy i przywódców szerokiego ruchu postępowego rozumie poważne ograniczenia Demokratów. Dlaczego zatem więcej osób nie przyłącza się do Partii Zielonych, Partii Pracy lub innej alternatywnej formacji politycznej? Dlaczego nie widzimy ludzi z niezależnego ruchu politycznego kierowanego kolorami, który rozwinął się w latach 1980. za pośrednictwem Koalicji Tęczowej?
Powiedziałbym, że system polityczny, w którym zwycięzca bierze wszystko, jest głównym – nie jedynym, ale głównym – powodem. Z tego powodu wielu postępowców uważa, że jeśli chcą przyspieszyć pozytywne reformy legislacyjne lub bronić się przed negatywnymi, muszą wspierać ludzi, którzy mają przyzwoite szanse na zostanie wybrani na urząd i którzy są przynajmniej bardziej podatni na zorganizowaną presję polityczną, która będzie zazwyczaj Demokraci.
Gdybyśmy mieli system reprezentacji proporcjonalnej (PR), system stosowany przez większość demokracji wyborczych na świecie, pewne jest, że partie alternatywne urosną w siłę. Zgodnie z PR partia, która uzyska 5% głosów, otrzyma 5% mandatów w parlamencie. Jeśli zdobędzie 15%, zdobędzie 15% mandatów. Taki system całkowicie podważa dynamikę „spoilerów”, która szkodzi partiom takim jak Zieloni w wyborach partyzanckich, podobnie jak Instant Runoff Voting, reforma systemu wyborczego, która nabiera tempa w całym kraju.
Mamy nadzieję, że pewnego dnia, w niedalekiej przyszłości, sprowadzimy PR do tego kraju. Do tego dnia niezależny ruch polityczny, który chce mieć realny wpływ polityczny, musi wykazać się kreatywnością i elastycznością w zakresie stosowanej taktyki. W przeciwnym razie grozi jej przekształcenie się w małą i nieefektywną partię prawdziwie wierzących, a nie w prawdziwie masową partię zdolną do artykułowania żądań ludu, ponieważ jest z nim powiązana na niezliczone sposoby.
Dwa lata temu, w połowie 2003 roku, przedstawiłem rozsądną, twórczą taktykę, którą Partia Zielonych mogłaby zastosować w swojej kampanii prezydenckiej w 2004 roku: „strategię bezpiecznych państw”. Istota tego polegała na tym, że kampania prezydencka GP, biorąc udział w głosowaniu w jak największej liczbie stanów, powinna skupiać kampanię w stanach, które były w miarę „bezpieczne” zarówno dla Busha, jak i dla Demokratów, czyli w stanach, w których wyniki poprzednich głosowań prawdopodobne, że nie będzie zaciętej rywalizacji.
Ta taktyka miała dla mnie sens z dwóch głównych powodów. Jednym z nich była siła nastrojów „Bush musi odejść” wśród postępowców, w tym w Partii Zielonych. Stosując tę taktykę, Zieloni mogliby prowadzić kampanię w sposób minimalizujący możliwość zwiększenia przez nią szans Busha na zwycięstwo.
Drugim powodem było to, że taka strategia dawała największe nadzieje na uzyskanie jak największej liczby głosów lekarzy pierwszego kontaktu. Bezpieczne stany rzadko są odwiedzane przez kampanie Demokratów i Rep. W rezultacie wizyta prezydenta lekarza rodzinnego prawdopodobnie przyciągnęłaby więcej uwagi prasy. Ponadto do wyborców o poglądach postępowych można skierować agresywny komunikat: nie marnuj swojego głosu; wszyscy znamy prawdopodobnego zwycięzcę wyborów w tym stanie; wyślij mocny sygnał, głosując na kandydata i partię najbliższą wyznawanym przez Ciebie wartościom i zasadom.
Wiele osób, zarówno Zielonych, jak i niezależnych niezależnych zwolenników, dostrzegło mądrość tej taktyki. Inni, głównie Zieloni i kilka grup socjalistycznych, krytycznie odnosili się do niego, niektórzy z goryczą i głośno. Ostatecznie Partia Zielonych wybrała kandydata na prezydenta Davida Cobba, który przyjął inną strategię, strategię „inteligentnego wzrostu”. W tej strategii priorytetem było budowanie Partii Zielonych, z drugorzędnym naciskiem na takie działanie, które pomogłoby wypchnąć Busha z parlamentu. W kampanii Cobba rzeczywiście uczestniczyli niektórzy z nas, którzy wspierali „bezpieczne państwa”.
Czy uważam, że Partia Zielonych powinna w 2008 roku zastosować podejście „bezpiecznych państw”? Niekoniecznie. Taktyka to coś stosowanego w określonym czasie i miejscu, ponieważ ma sens w tym konkretnym czasie i miejscu. Powtarzanie tego w przyszłości może mieć sens lub nie.
Jakie czynniki należy wziąć pod uwagę przy ustalaniu, co Partia Zielonych lub być może sojusz Partii Zielonych z innymi grupami zrobi w 2008 roku?
Kluczowym czynnikiem będzie siła świadomie niezależnych, postępowych sił politycznych. Na przykład za około rok w Atlancie w stanie Georgia planowane jest Forum Społeczne Stanów Zjednoczonych. Jeśli wydarzenie to okaże się masowe i udane, będzie to oświadczenie o rosnącej sile i jedności niezależnego ruchu postępowego. Dominujące poglądy uczestników tego Forum na kwestię roku 2008 będą istotne.
Ważna będzie także względna siła samej Partii Zielonych do roku 2007. Rok 2004 był niezwykle trudnym rokiem dla GP. Pomiędzy siłą nastrojów „Bush musi odejść” a decyzją Ralpha Nadera o kandydowaniu jako kandydat niezależny, osiągnięciem GP było wyjście z wyścigu mniej więcej w jednym kawałku po 2 listopada. Od tego czasu następuje przegrupowanie i odbudowa. Kluczowymi czynnikami będą powodzenie tego procesu, a także sukces lekarza rodzinnego w budowaniu silniejszych powiązań z szerokim ruchem postępowym.
Ważny będzie stopień, w jakim przywódcy związkowi, Afroamerykanie, Latynosi i inni przedstawiciele ruchów kolorowych, ruchu kobiecego i innych postępowych elektoratów podejmą konkretne kroki w kierunku niezależności politycznej. Na przykład od czasu wyborów wielu czołowych afroamerykańskich postępowców wydało publiczne oświadczenia krytyczne wobec Demokratów i popierające niezależne działania polityczne. Jeśli ci, którzy wydali te oświadczenia, zaczną nadać im kształt organizacyjny i zbudują podstawy oddolne, będzie to przełomowy i pozytywny rozwój.
I wreszcie, ważne będzie rozważenie doświadczeń i sposobu myślenia tych postępowców, którzy obecnie działają w Partii Demokratycznej, ale którzy są zdecydowani w tych kwestiach i są chętni do współpracy z postępowcami spoza DP, tych, którzy ulegli powyższe kwestie wierność kierownictwu partii.
Oczywiście są ludzie w Partii Zielonych lub w jej pobliżu, którzy uważają, że bez względu na wszystko, Partia Zielonych powinna przeprowadzić coś, co w 2004 r. nazywano „wszechstronną” kampanią prezydencką w 2008 r. To mogłoby okazać się słuszne. zrobić, ale wydaje mi się, że niezależnie od tego, jaka ostatecznie zostanie podjęta decyzja, będzie ona o wiele mądrzejsza i rozsądniejsza, jeśli zadba się o świadomą współpracę, słuchanie i uwzględnienie sposobu myślenia wielu postępowych sojuszników nienależących do grupy Zielonych. W systemie, w którym zwycięzca bierze wszystko, nie wystarczy ogłosić niepodległość. Nasze zadania w USA są znacznie bardziej złożone i trudniejsze.
Ted Glick współpracuje z Independent Progressive Politics Network (www.ippn.org) i Koalicji na rzecz Kryzysu Klimatycznego (www.climatecrisiscoalition.org). Można się z nim skontaktować pod adresem [email chroniony] lub PO Box 1132, Bloomfield, N.J.
07003.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna