Elity rządzące świętują
Ogłoszenie w trzecim tygodniu lipca przełomu w ostatniej rundzie negocjacji w sprawie indyjsko-amerykańskiego porozumienia o cywilnej współpracy nuklearnej rozwiało niepewność, która towarzyszyła losom porozumień od czasu uchwalenia w grudniu 2006 r. ustawy Hyde Act, która postawił rygorystyczne warunki dotyczące charakteru współpracy nuklearnej, które byłyby prawnie dopuszczalne na mocy prawa USA. Po stronie indyjskiej dotychczas sceptyczni naukowcy zajmujący się energią jądrową zadeklarowali swoje zadowolenie z postanowień porozumienia 123, dwustronnego traktatu przyznającego sygnatariuszom zwolnienie z postanowień amerykańskiej ustawy o energii atomowej z 1954 r. Nic nie wydaje się stać na przeszkodzie demontażu technologii i odmowy paliwa, które utrudniają indyjski przemysł nuklearny od czasu testów nuklearnych w 1974 r. Przed nami nowy, wspaniały świat wytwarzania energii jądrowej i łagodzenia chronicznych niedoborów energii, które nękają miejskie i wiejskie Indie, paraliżując produktywność przemysłu i rolnictwa oraz zniechęcając zagraniczna inwestycja. Zwolennicy tak zwanego strategicznego partnerstwa między Indiami a Stanami Zjednoczonymi wystąpili, aby powitać pomyślne zawarcie porozumienia nuklearnego. Grupa wsparcia biznesu United States India Business Council (USIBC) z radością przyjęła postęp, jaki nastąpił w sprawie dwustronnej umowy 123. W opinii, która ukazała się w „The Times of India” pod koniec lipca, wpływowy członek indyjsko-amerykańskiej społeczności strategicznej wezwał do zakończenia napięć między Indiami a Stanami Zjednoczonymi w czasach zimnej wojny oraz do sfinalizowania porozumienia nuklearnego bez ceregieli. [1] Artykuł adresowany do decydentów w Delhi i trafnie zatytułowany „Niech rozpocznie się nowy rozdział” artykuł bez skrupułów zaleca kroki, jakie muszą podjąć, aby scementować „istotne” stosunki między Indiami a Stanami Zjednoczonymi.
Odpowiadając krytykom
Wydaje się, że porozumienie, które ostatecznie osiągnięto po miesiącach impasu w rozmowach, rozwiało główne obawy strony indyjskiej i można je uznać za triumf indyjskiej przenikliwości negocjacyjnej. Wciąż wyraźnie kontrastując z oklaskami kibiców strategicznej współpracy między Indiami a USA, oświadczenia indyjskich urzędników zostały nieco stonowane. W końcu od czasu ogłoszenia porozumienia Manmohana Singha-Busha działacze antynuklearni i eksperci ds. rozbrojenia przedstawiają istotne powody, aby kwestionować indyjsko-amerykański pakt nuklearny. Twierdzono, że porozumienia nuklearne podważą perspektywy globalnych traktatów w sprawie ograniczenia broni nuklearnej i rozbrojenia. Istnieje również obawa, że umowa wywoła wyścig zbrojeń nuklearnych w Azji. Stąd defensywne zastrzeżenie doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego MKNarayanana co do zamiaru wykorzystania umowy do wzmocnienia strategicznych zdolności Indii.
Włączenie porozumienia nuklearnego w szeroko zakrojoną współpracę strategiczną
Prawdopodobnie potrzeba uzasadnienia rosnącej bliskości USA z krajowym okręgiem wyborczym również kosztuje decydentów w Delhi kilka nieprzespanych nocy. Nadmiernie porywczy artykuł „Niech rozpocznie się nowy rozdział” wezwał ich, aby wyszli poza porozumienie nuklearne i poszerzyli zakres współpracy Indie-USA. W tym przypadku tak się składa, że wdrożenie poprzedziło zalecenie. Tak zwana rozszerzona „współpraca” została już zainicjowana i nie spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem, z wyjątkiem klas rządzących Indii, składających się – wraz z innymi grupami – z takich elitarnych kręgów, jak Konfederacja Przemysłu Indyjskiego i związana z nią wyższa warstwa społeczeństwa indyjskiego , złocone i błyszczące, które w wymownym sformułowaniu Arundhati Roya skutecznie oddzieliły się od reszty Indii. Podpisanie umowy o cywilnej współpracy nuklearnej Manmohan Singh-Bush w lipcu 2005 r. nastąpiło bezpośrednio po podpisaniu nowych ram współpracy obronnej USA-Indie przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych Pranaba Mukherjee. Podczas wizyty prezydenta Busha w Indiach w marcu 2006 r. podpisano szereg porozumień dotyczących szerokiego zakresu zagadnień obejmujących naukę i technologię, handel i rolnictwo. Konsekwencje takich rozszerzonych interakcji zostały szczegółowo zbadane na łamach Tygodnika Ekonomicznego i Politycznego. W skrupulatnie uargumentowanym eseju, który ukazał się wkrótce po wizycie Busha w Indiach, naukowiec T. Jayaraman zbadał polityczny, gospodarczy, wojskowy i technologiczny wymiar „współpracy” Indii i Stanów Zjednoczonych. [2.] Oprócz innych kategorii danych naukowiec podkreślił w raporcie US-India CEO Forum żądanie wycofania kontroli cen artykułów znajdujących się na liście leków podstawowych. Biorąc pod uwagę potencjalnie niszczycielski charakter takiej transformacji polityki, nie można nie dojść do wniosku T. Jayaramana, że cena transakcji, biorąc pod uwagę oczekiwania USA dotyczące strategicznych kompromisów we wszystkich sektorach w szerokim spektrum sektorów, jest zdecydowanie zbyt wysoka aby Indie zapłaciły.
„Nie sądzę, że kraj jest jeszcze skłonny uznać Stany Zjednoczone za łagodną potęgę”
Obecnie spirala wzrostowa cen podstawowych leków może stanowić jedynie widmo w koszmarach klasy robotniczej w Indiach. Albo wyczekujący błysk w oku dyrektora generalnego Novartis lub Eli Lilly. Z drugiej strony, konsekwencje wzmożonej współpracy obronnej między Indiami a Stanami Zjednoczonymi już dały się we znaki. Jak pokazał USS Nimitz, protesty robotników, intelektualistów i Partii Lewicy podczas niedawnego dokowania lotniskowca w porcie w Chennai, reakcja zarówno części rządu, jak i społeczeństwa nie wspierała oficjalnej polityki Indii. Pomimo wysiłków ze strony wysokich rangą oficerów marynarki wojennej i samego premiera, mających na celu bagatelizować konsekwencje obecności okrętu wojennego na indyjskich wodach terytorialnych, znaczna liczba Hindusów postrzegała USS Nimitz jako symbol bezlitosnej amerykańskiej machiny śmierci, wystrzeliwującej nielegalną i niesprowokowaną wojnę, niszczącą narody i skazującą ich na okropności życia pod okupacją. Zastrzeżenia wszystkich ludzi premiera były żałośnie niewystarczające, aby zamaskować prawdziwy cel obecności USS Nimitz na wodach azjatyckich – zagrozić Zatoce Perskiej jej śmiercionośnym ładunkiem do czasu, aż zostanie wydana wiadomość o spuszczeniu psów wojennych z Iranem. Wysiłki zwolenników strategicznego partnerstwa między Indiami a USA, mające na celu bagatelizować różnicę między stanowiskiem USA i Indii w sprawie Iraku, kończą się jedynie trywializacją zniszczeń dokonanych przez Stany Zjednoczone w państwie zachodnioazjatyckim. Taki bezduszny, moralnie odrażający dyskurs niewiele zdziała, jeśli chodzi o pogodzenie politycznie poinformowanych części indyjskiego społeczeństwa z nieuchronnym włączeniem indyjskiego wojska w morderczą amerykańską machinę wojenną. Nic dziwnego, że składnia doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego MKNarayanana stała się niezwykle zawiła: „Nie sądzę, że kraj jest jeszcze skłonny uznać Stany Zjednoczone za łagodną potęgę” – kiedy najpierw zapytano go, czy Indie powinny chcieć grać w przyszłości roli Wielkiej Brytanii w Azji, a następnie, bardziej dosadnie, gdyby armii amerykańskiej przyznano dostęp do baz indyjskich w zamian za cywilną współpracę nuklearną.[3]
Ponowne ustanowienie świata jednobiegunowego
W obrębie części społeczności strategicznej Indii i NRI (Indian nierezydentów) istnieje tendencja do używania poniżającego terminu „trzeci świat” w celu oczerniania tych, którzy sprzeciwiają się polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych i przedstawiania ich jako ofiar nostalgii za epoką kiedy Indie reprezentowały sprawę krajów rozwijających się. Możliwe jednak, że ci eksperci są ofiarami nostalgii innego rodzaju, w ich przypadku za jednobiegunowym światem niekwestionowanej supremacji Stanów Zjednoczonych, co zostało w pamiętny sposób opisane w dokumencie Strategii Bezpieczeństwa Narodowego z 2002 roku. Pełniąc rolę zwolenników przyciągania Indii do USA orbity i jednoczesne wykorzystanie indyjskiej siły militarnej do realizacji strategicznych celów USA, zwolenników partnerstwa między Indiami a USA można postrzegać jako osoby – celowo lub w inny sposób – utrwalające niekwestionowaną dominację, jaką cieszyły się Stany Zjednoczone przed inwazją na Irak. Po inwazji na Irak przerysowanie globalnych bloków wojskowych, w szczególności odrodzenie się Rosji jako globalnej potęgi oraz stale rosnące znaczenie gospodarcze i militarne Chin, stworzyło potencjał do ponownej instytucji świata wielobiegunowego. Dzięki partnerstwu indyjsko-amerykańskiemu utworzonemu w wyniku zmowy indyjskich i amerykańskich klas rządzących istnieje obecnie realne niebezpieczeństwo, że przekształcenie Indii w amerykańskiego pełnomocnika zniszczy rodzącą się globalną architekturę bezpieczeństwa, której podlega przytłaczająca dominacja USA do ograniczeń wynikających z konieczności uwzględnienia odmiennych interesów niezależnych mocarstw, których nie można przekupić, zastraszać ani bombardować w celu poddania się.
Niedogodności demokracji
Elity, które forsują strategiczne partnerstwo Indii i Stanów Zjednoczonych, lubią rozwodzić się nad faktem, że Indie i Stany Zjednoczone są największymi demokracjami na świecie. Chętnie powtarzają refren, że wspólne wartości demokratyczne tworzą naturalne pokrewieństwo między obydwoma krajami. I oczywiście twierdzeniom o podtrzymywaniu wspólnych tradycji demokratycznych nie towarzyszy choćby minimalne uznanie wad strukturalnych indyjskich i amerykańskich systemów politycznych. Szczególnie wśród diasporycznych Indian z Ameryki Północnej siła indyjskich instytucji demokratycznych stanowi podstawę do bicia się w pierś z samozadowoleniem. Ale demokracja może działać w niewygodny sposób. Ogół społeczeństwa niekoniecznie popiera interesy klas rządzących. Zwykły Hindus ma wszystko do stracenia – począwszy od gospodarczego i wojskowego wymiaru intensyfikującego się strategicznego partnerstwa między Indiami a Stanami Zjednoczonymi, począwszy od przenikania amerykańskich interesów biznesowych i neoliberalnej polityki gospodarczej do gospodarki indyjskiej, aż po eskalację do nieprzyzwoitych poziomów wydatków pochodzenia amerykańskiego sprzęt wojskowy. Skromny indyjski wyborca ma nieprzyjemny zwyczaj głosowania na administracje, które są nieświadome interesów zwykłego człowieka i zamiast tego skupiają się na służbie elitom. Zwykły Hindus jest niewątpliwie niewrażliwy na interesy milionerów i miliarderów z powodu jakiejś wrodzonej przewrotności. W tym momencie, po nieco ponad trzech latach swojej pięcioletniej kadencji, rząd UPA pod przewodnictwem Kongresu dobrze zrobiłby, gdyby był świadomy konsekwencji poświęcania nadmiernej uwagi programom elit amerykańskich i indyjskich.
Dzwonienie na alarm
Dzwonek ostrzegawczy został już słyszalny w niewątpliwy sposób nie przez jakiegoś maoistowskiego rewolucjonistę o dzikich oczach, uzbrojonego w broń, ale przez członka rządu. I tej szczególnej krytyki nie wygłosiła Partia Lewicy, składnik rządzącej UPA, która przez cały czas kwestionowała neoliberalną politykę gospodarczą rządu Manmohana Singha i dostosowanie się do strategicznych interesów USA. Krytyka, o której mowa, wyszła od dynamicznego i wizjonerskiego męża stanu i wieloletniego lojalisty Kongresu, Mani Shankara Aiyara, ministra Unii Panchayati Raj i byłego ministra ds. ropy naftowej. W niezwykłym wywiadzie, którego udzielił programowi CNN-IBN „Adwokat diabła” z okazji zakończenia trzech lat urzędowania rządu UPA, Mani Shankar Aiyar odniósł się do sprzeczności między wymogami wzrostu a wymogami równości i stanowczo opowiadał się za (horror, horror!) dając pierwszeństwo temu drugiemu: jeśli tworzymy politykę gospodarczą dla ustroju demokratycznego, tak jak to konieczne, to musimy przeciwstawić się tendencji do patrzenia na interesy klas i zamiast tego brać pod uwagę interes mas. [4] Minister Unii stwierdził, że jego poglądy spotkały się z życzliwym przyjęciem ze strony premiera Manmohana Singha, autora neoliberalnych reform gospodarczych zapoczątkowanych w 1991 roku, i wyraził optymizm co do perspektyw korekty kursu ze strony rządu. Ale słowa Mani Shankara Aiyara zdecydowanie śmierdzą staromodnym socjalizmem. Czy premier Manmohan Singh i przewodniczący jego Komisji Planowania Montek Ahluwalia, znani ze swojej przyjazności dla interesów korporacji, faktycznie postąpią zgodnie z radą unijnego ministra? Czy nie odstraszy ich niepowtarzalny zapach poglądów odziedziczonych z czasów nehruwiańskich, antykolonialnych? I czy nastąpi odwrócenie priorytetów polityki wewnętrznej i zagranicznej rządu UPA? Biada kontrahentom z branży obronnej i handlarzom śmiercią, Lockheed Martinom i Raytheonom, gdyby ten zły dzień miał nastać. Niestety, zniweczone nadzieje oszalonych na punkcie zysku – Big Pharma, Wal-Mart, Cargill i innych przedsiębiorstw rolnych. Elity, zarówno indyjskie, jak i amerykańskie, powinny przygotować się na brutalny szok, jeśli kiedykolwiek nadejdzie zalecana korekta kursu. To samo dotyczy cheerleaderek strategicznej współpracy Indii i Stanów Zjednoczonych.
Referencje
.
1. Times of India
2. „Cena porozumienia nuklearnego”, T.Jayaraman. Tygodnik Ekonomiczno-Polityczny. Tom 41 nr 15 15 kwietnia - 21 kwietnia 2006
3. http://www.hindu.com/2007/07/30/stories/2007073053941100.htm
4. http://www.hindu.com/2007/05/21/stories/2007052105521200.htm
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna