W sytuacji, gdy liczba ofiar śmiertelnych wśród Palestyńczyków w wyniku ostatniego izraelskiego ataku powietrznego i morskiego na Gazę przekroczyła 350 i stale rośnie (około 1500 kolejnych zostało rannych), dyplomaci, zwolennicy i dziennikarze na całym świecie wydają się gotowi nadal ułatwiać masakrę.
Odnotowując, że „sukces lub porażka wysiłków mediów może mieć wpływ na okno, w którym IDF ma wypełnić swoje cele operacyjne”, „Jerusalem Post” Wtorek zacytował byłego ambasadora Izraela Dana Gillermana, wyrażającego swoje zadowolenie na froncie dyplomatycznym. „Nie widzieliśmy dramatycznych potępień [ze strony światowych przywódców], a jedynie oczekiwane i ogólne wezwania do spokoju i zawieszenia broni”. (Chociaż przewodniczący Zgromadzenia Ogólnego ONZ Miguel D'Escoto Brockmann był godnym pochwały wyjątkiem od tej reguły). Chociaż „Post” przypisał „to mile widziane okno” „nowej kulturze koordynacji między agencjami odpowiedzialnymi za zarządzanie izraelskim przekazem medialnym w czasach kryzysu „Byłoby zbyt miłosierne bagatelizować winę zachodnich klas politycznych poprzez przyjmowanie ich udawanej ignorancji za dobrą monetę.
Tymczasem w izraelskim systemie politycznym perspektywa eskalacji rzezi Palestyńczyków spotyka się z rozproszonym sprzeciwem, głównie ze względów logistycznych i dyplomatycznych. Mimo to logika izraelskiego cyklu wyborczego zmierza w kierunku większej przemocy i planiści wojenni to czynią podobno włączając do swoich obliczeń mocne wezwania prasy hebrajskiej do sił izraelskich, aby porzuciły „powściągliwość” i rozszerzyły działania. Rzeczywiście, nie trzeba patrzeć dalej niż liberalny izraelski dziennik Ha'aretz, aby spotkać się z prostackim uznaniem dla przemocy. Yoel Marcus pisze, bez przeprosin, że „nie będę ukrywał radości z płomieni i dymu unoszącego się z Gazy, które wydobywały się z ekranów naszych telewizorów. W końcu nadszedł czas, aby ich brzuchy zadrżały i zrozumieli, że ich krwawe prowokacje przeciwko Izrael."
„Ich krwawe prowokacje przeciwko Izraelowi”. Ponieważ po raz kolejny Izrael został sprowokowany i ma prawo do odwetu.
Gdyby nie niekończące się, bezmyślne powtarzanie, ten nonsens nie zasługiwałby na ani chwili uwagi. Jednak farsa „palestyńskiej prowokacji/izraelskiego odwetu” obecnie obejmuje nie tylko doniesienia głównego nurtu wiadomości, ale także oficjalne oświadczenia dyplomatyczne napływające ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Australii i Kanady. Taka amnezja historyczna nie może być autentyczna.
W tych okolicznościach warto przypomnieć kilka bardzo podstawowych informacji na temat Gazy i harmonogramu otaczającego ją konfliktu.
Rozważmy opis dostarczony przez zmarłego kanadyjskiego gen. broni. ELM Burns, szef sztabu Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Nadzoru Rozejmu w latach 1954-1956, który na tym stanowisku był odpowiedzialny za monitorowanie często naruszanych przez Izrael porozumień o zawieszeniu broni z sąsiednimi krajami. Burns, który nie był ani działaczem politycznym, ani postacią antykolonialną, był zawodowym żołnierzem mianowanym przez kanadyjskiego dyplomatę dość przyjaznego Izraelowi, Lestera B. Pearsona. Opublikowany w 1962 roku opis jego służby zawiera następujący opis Gazy:
„Pasek ma około czterdziestu kilometrów długości i średnio osiem i ćwierć kilometra szerokości, zatem obejmuje około 330 kilometrów kwadratowych [obecnie przyjęta liczba to 360]. W Strefie żyje około 310,000 210,000 Arabów, z czego 1500 3900 to uchodźcy z południowe części Palestyny, obecnie okupowane przez Izrael.Tak więc na kilometr kwadratowy ziemi uprawnej przypada około XNUMX osób – około XNUMX na milę kwadratową…
„Nie widać ludzi głodujących lub umierających z powodu chorób na ulicach; niemniej jednak Strefa Gazy przypomina rozległy obóz koncentracyjny, odgrodzony morzem, granicę między Palestyną a Synajem w pobliżu Rafah, której Egipcjanie nie pozwolą im przekroczyć oraz Linię Demarkacyjną Rozejmu, którą przekraczają, ryzykując rozstrzelaniem przez Izraelczyków lub uwięzieniem przez Egipcjan. Mogą spojrzeć na wschód i zobaczyć szerokie pola, niegdyś ziemie arabskie, intensywnie uprawiane przez kilku Izraelczyków, z łańcuchem kibuc strzegąc wzgórz lub obszarów poza nimi. Nic dziwnego, że patrzą z nienawiścią na tych, którzy ich wywłaszczyli”[1].
Pięć lat po opublikowaniu tego, w 1967, Izrael najechał Gazę i poddał ją bezpośrednim rządom wojskowym. Dziesiątki lat później Hamas wyłonił się, a jeszcze kilkadziesiąt lat później wystrzelił kilka rakiet w kierunku takich miast jak Aszkelon – izraelskie miasto, które przypadkowo wyparło palestyńską społeczność Majdal, którego ostatni mieszkańcy zostali poddani czystce etnicznej przez siły syjonistyczne w 1950 r., jego dawne mieszkańcy w większości zostali wypędzeni do Gazy. A teraz, w ramach „odwetu” wobec sugestii, że Hamas mógłby wykorzystać swoje ograniczone środki militarne do otwarcia przejść ze Strefy Gazy i osiągnięcia szerszego zawieszenia broni, łącznie z Zachodnim Brzegiem, Izrael uderza w Gazę z nieba i morza za pomocą zaawansowanego sprzętu wojskowego, podczas gdy Izraelskie siły lądowe gromadzą się wśród groźby szerszego ataku.
Mimo całej swojej kłamliwej retoryki dyplomatycznej izraelscy planiści doskonale wiedzą, że przyszłość, którą oferują Palestyńczykom w Gazie – przyszłość polegająca na pokojowym i ugodowym głodzie – jest po prostu nierealna. Rzeczywiście, kwestię tę poczynił niedawno na Konferencji Założycieli Weinberga (organizowanej przez stowarzyszony z AIPAC Waszyngtoński Instytut Polityki Bliskowschodniej) przez generała dywizji (w stanie spoczynku) Giorę Eilanda, byłego szefa Wydziału Planowania Strategicznego i Wydziału Operacyjnego IDF. Eiland zauważony że „Gaza to niezwykle mały skrawek ziemi, o powierzchni 300 kilometrów kwadratowych, na którym dziś mieszka 1.5 miliona ludzi. W roku 2020 będzie ich 2.5 miliona. Czy ktoś naprawdę wierzy, że te 2.5 miliona ludzi, którzy będą tam mieszkać, w Gazie za 12 lat będziemy żyli szczęśliwie tylko dzięki porozumieniu pokojowemu?” Nawet biorąc pod uwagę proponowane przez niego rozwiązanie (powiększenie Gazy o Egipt, ustanowienie regionalnych ram bezpieczeństwa, które działałyby niezależnie od Palestyńczyków i nad nimi itp.), uwagi Eilanda wskazują na niezwykle niebezpieczną przyszłość stojącą przed Palestyńczykami w Gazie.
W perspektywie krótkoterminowej nie jest jasne, jak długo Izrael będzie poddawać to gęsto zaludnione więzienie atakom powietrznym i bombardowaniom morskim, czy dojdzie do masowej inwazji lądowej (lub być może „lokalnych operacji oczyszczających” zalecanych przez Izrael Artykuł Marcusa cytowany powyżej) i jak duszące porozumienie o zawieszeniu broni Izrael otrzyma międzynarodową licencję na jego realizację. Jednak pogląd, że przejście od rzezi z powrotem do zwykłego uduszenia gospodarczego byłoby rozsądnym ustępstwem Izraela, należy siłą wymazać, w przeciwnym razie perspektywy na nadchodzący okres będą przerażająco ponure.
W międzyczasie, gdy palestyńscy arabscy obywatele Izraela (pozostałość po czystkach etnicznych w 1948 r.) popełniają herezję potwierdzania człowieczeństwa izraelskich ofiar palestyńskich, polityka izraelskiego rasizmu zwraca się do wewnątrz, zgodnie z długotrwałymi trendami. W swoim poniedziałkowym przemówieniu w Knesecie izraelska minister spraw zagranicznych i kandydatka Kadimy na premiera Tzipi Livni oświadczyła, że masakry w Gazie były „testem przywództwa arabskiego społeczeństwa w Izraelu. Prowadzicie tutaj populację arabską na cienkiej linie (...) Nie wolno przekraczać cienkiej granicy między tym, co dozwolone, a tym, co zabronione – między legalnym a nielegalnym, między dobrem a złem. Każdy z was musi wybrać stronę, a wybór jest pomiędzy Arabem a Żydem.”[2] Likud Likudu Benjamina Netanjahu obiecał że jeśli zostanie wybrany, będzie wiedział, jak postępować ze „zwolennikami Hamasu od wewnątrz – żelazną pięścią”, odnosząc się do demonstracji przeciwko trwającemu atakowi w społecznościach przeważnie arabskich. Avigdor Lieberman, szef skrajnie prawicowej partii Israel Beiteinu i zagorzały zwolennik rasizmu wobec obywateli Palestyny, nazywa o „wygnanie” arabskich parlamentarzystów w Izraelu (którzy wyrażają zasadniczą krytykę rzezi w Gazie) za „wygnanie”, twierdząc, że stanowią część „piątej kolumny” odpowiedzialnej za „akty zdrady stanu w czasie wojny”.
W tym momencie zrzucanie winy na Hamas lub innych Palestyńczyków za izraelskie okrucieństwa to nie tylko błąd, to alibi. A fakt, że jest to zjawisko powszechne, nie powinien czynić go bardziej znośnym.
Uwagi:
[1] Oparzenia ELM, Między Arabami a Izraelczykami. Toronto: Clarke, Irwin & Company Limited, 1962. (s. 69-70)
[2] „Minister spraw zagranicznych Izraela przemawia do Knesetu, uzasadniając operację w Gazie”, 30 grudnia 2008 r., BBC Monitoring Middle East.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna