Polityka USA może być dość myląca. Na początku tego roku analitycy i obserwatorzy kryształowej kuli przewidywali przejęcie Kongresu przez GOP. Następnie, po wyroku Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych Dobbs uchylenie wyroku Roe v. Wade. Przebrnąć i cielesna autonomia kobiety, w połączeniu z kilkoma zwycięstwami legislacyjnymi administracji Bidena, odcień kryształowych kul zmienił się na jaśniejszy niebieski. Teraz, New York Times felietonista David Brooks twierdzi, że huśtawka przechyliła się i a Fala Republikanów rośnie.
Jaki sens ma codzienna osoba – jadąca powłócząc nogami do pracy, patrząca na ceny benzyny, próbująca uniknąć Covid-90 (po raz drugi), dzwoniąca do swojej XNUMX-letniej matki chorej na demencję i zastanawiająca się, czy powinna wycofać swoje oszczędności z giełdy? tego szaleństwa?
I zastanawiając się jeszcze głębiej, w środku bezsennej nocy, bojąc się dźwięku zbliżającego się budzika: Dlaczego Stany Zjednoczone balansują na urwisku rządów mniejszości i postdemokracji? Dlaczego polityka i kampanie są tak negatywne? Dlaczego niektórzy wyborcy wydają się głosować wbrew własnym interesom?
Hoo chłopcze, hoo dziewczyno. Wielu wyborców, a także doświadczonych profesjonalistów i przebiegłych polityków drapie się po głowie nad wieloma zagadkami i kryzysami amerykańskiej demokracji.
Pomyślałem więc, że naszkicuję mapę, coś w rodzaju mapy Harry'ego Pottera „mapa rabusiów” amerykańskiej polityki, która pokazuje tajne przejścia i korytarze oraz tego, kto się w nich czai. Poniżej znajduje się dziewięć fragmentów tej zagadkowej mapy, które ogólnie wyjaśniają wzloty i upadki amerykańskiej demokracji. Aby uchwycić cały obraz, należy spojrzeć na wszystkie dziewięć elementów razem. Praktycznie każdy problem, który pojawia się w amerykańskiej polityce, można zrozumieć, przefiltrowując go przez tę mapę polityczno-wyborczą.
Liderzy partii, konsultanci polityczni i stratedzy partyzanccy rozumieją tę dynamikę jak własną kieszeń i działają zgodnie z tym planem. Ale ta ważna wiedza nie powinna znajdować się wyłącznie w rękach najbardziej zainteresowanych partyzantami. Powinni to zrozumieć także zwykli Amerykanie, którzy starają się zachować wiarę, próbując uczestniczyć – ledwo – w tej demokracji przedstawicielskiej.
I nie mam na myśli oczyszczonej wersji, której uczysz się na lekcjach wiedzy o społeczeństwie w szkole średniej lub na studiach, ale mapę świata rzeczywistego, po której codziennie podróżuje się korytarzami stolic stanów oraz 1600 Pennsylvania Ave. i First St SE w Waszyngtonie. Oto dziewięć fragmentów mapy.
Część 1. Cel partii politycznej jest wygranie wyborów – zasada i ideologia są w stosunku do tego celu drugorzędne. Aby wygrać, partie gonią wyborców bazowych którzy zasadniczo zgadzają się z większością stanowisk partii w poszczególnych kwestiach; i jednocześnie ścigają niezdecydowanych przechytrzyć wyborców, których głosy wyłonią zwycięzców w zaciętych wyścigach, a także większość ustawodawczą w mocno podzielonych legislaturach.
Część 2. Demografia stała się przeznaczeniem. W ostatnich latach Amerykanie coraz bardziej osadzają się w dających się zdefiniować i zbałkanizowanych „partyzanckich wzorcach mieszkaniowych” – liberałowie i postępowcy zamieszkują obszary miejskie, konserwatyści zamieszkują obszary wiejskie, z umiarkowanymi przedmieściami mniej więcej pomiędzy nimi.
Część 3. Wybory oparte na danych geograficznych, w których zwycięzca bierze wszystko = „bezpieczne miejsca”. W połączeniu z demografią w #2, wybieranie naszych przedstawicieli w jednym okręgu geograficznym na raz spowodowało oszałamiający brak konkurencji, prawdziwe morze bezpiecznych mandatów legislacyjnych, zarówno czerwonych (Republikanie), jak i niebieskich (Demokraci). Spośród 435 mandatów w Izbie Reprezentantów USA w każdych wyborach eksperci mogą wiarygodnie przewidzieć, kto zdobędzie 390–400 z nich, czyli około 90 procent (w tym w 2022). Mogą nie tylko powiedzieć, kto wygra, ale także o marginesie zwycięstwa. To z kolei prowadzi do innych niekorzystnych zachęt (patrz punkt 6 poniżej).
Stanowe wyścigi legislacyjne są jeszcze gorsze. W 2020 r. Stanowiło to 27% z 7383 mandatów stanowych bezsporne, w tym 75% w Massachusetts, 61% w Wyoming, 58% w Rhode Island, 57% w Arkansas i 51% w Gruzji. To pustkowie w całym kraju, na którym panuje konkurencja, ponieważ okręgi są tak przekrzywionymi bastionami jednej partii, że startowanie innej partii jest stratą czasu.
Ponadto, jak widzieliśmy podczas ostatnich wyborów prezydenckich, a także podczas większości wyścigów do Senatu USA, całe stany teraz można je sklasyfikować jako bezpieczne: czerwone lub niebieskie. Tę rzeczywistość naszego systemu geograficznego nazwał FairVote Polityka monopolistyczna.
Część 4. Mały wybór dla wyborców, co skutkuje niską frekwencją. Lubimy myśleć, że mamy system dwupartyjny, ale w rzeczywistości układem odniesienia dla większości wyborców tam, gdzie mieszkają, jest system jednopartyjny. Ich „wybór” polega na ratyfikacji kandydata partii dominującej w ich okręgu lub stanie. Co ciekawe, w tych czerwonych i niebieskich dzielnicach mieszka wiele osób, które są „osieroconymi wyborcami”, osobami nieposiadającymi ojczyzny politycznej, w tym Demokraci mieszkający w okręgach republikańskich, Republikanie mieszkający w okręgach demokratycznych, a także zwolennicy stron trzecich i niezależni wyborcy na całym świecie . Ci mieszkańcy Purple America są „mniejszościami geograficznymi” tam, gdzie żyją i nie mają reprezentacji. Całe państwa stały się monokulturami politycznymi, w których debata praktycznie ustała w obliczu politycznego monopolu jednej lub drugiej strony.
Cała ta dynamika znacząco obniża frekwencję wyborczą, ponieważ osieroceni wyborcy, którzy w miejscu zamieszkania mają tak niewielki wybór, co nie jest zaskoczeniem, przestają głosować. W rezultacie, według rankingu, Stany Zjednoczone mają jedną z najniższych frekwencji wyborczej na świecie wśród ugruntowanych demokracji 108th na świecie w krajowych wyborach do organów legislacyjnych (a nawet niżej w lata nieprezydenckie, wciśnięty pomiędzy Armenią i Bułgarią).
Część 5. Zmniejszenie „podziału biletów” – wyborcy stali się niezwykle przewidywalni. Kiedyś wielu wyborców głosowało na jedną partię na prezydenta, a drugą na swojego lokalnego przedstawiciela (tj. Richarda Nixona na prezydenta, ale Demokratę Sama Ervina na Kongres) – co nazywa się „podziałem biletów”. Wyborcy coraz częściej stają się stronniczo konsekwentni, głosując na tę samą partię w wyborach na prezydenta, Senat i Izbę. Chociaż często jest to konsekwencja wynikająca nie z mocnych przekonań czy ideologii, ale z „negatywnej zgody” – wielu wyborców głosuje dziś przed raczej kandydata lub partii dla kandydata lub partii, którą naprawdę lubią. Mając do wyboru dowolnego Demokratę lub Republikanina, mogą nie myśleć zbyt wiele o kandydacie Republikanów, ale z pewnością nie będą głosować na Demokratę (i odwrotnie). Biorąc pod uwagę strukturę demograficzną stronnictwa i stosowanie zasady, w której zwycięzca bierze wszystko, to zmniejszenie podziału mandatów oznacza, że wyborcy i wybory stały się niezwykle przewidywalny.
Część 6. Kampanie kierowane geograficznie. Wyjątkowa przewidywalność i niska frekwencja wyborcza w połączeniu z brakiem konkurencji w większości wyścigów pozwalają liderom partii precyzyjnie kierować zasoby, komunikaty i kampanie do kilku okręgów Izb będących na polu bitwy, a także stanów na prezydenta i Senat. Liderzy partii i stratedzy podchodzą do mapy politycznej jak generałowie na sali narad: „OK, te wszystkie okręgi tam, nie musimy się o nie martwić, bo wiemy, że je wygramy. Wiemy, że w pozostałych dzielnicach nigdy ich nie wygramy, więc nie marnujmy tam żadnych pieniędzy ani zasobów. Musimy skupić się niczym laser na kilku okręgach i stanach będących polami bitew”. W rezultacie kierują ogromne ilości funduszy na kampanię do garstki niezdecydowanych, wahadłowych wyborców w wahadłowych okręgach i stanach, ignorując zdecydowaną większość ras, które są niekorzystne dla tej czy innej partii.
Część 7. Polaryzacja postaw wyborców (bliźniacze osie „wielkiego rządu” i „rasy””). Według „The Guardian” postawy wyborców w odniesieniu do całego szeregu kwestii i tematów są niezwykle spójne od dziesięcioleci Amerykańskie Narodowe Studia Wyborcze, seria badań opinii publicznej prowadzonych w ciągu ostatnich siedmiu dekad przez Uniwersytet Michigan — z wyjątkiem w dwóch ważnych obszarach, gdzie od połowy lat 1980. Amerykanie rzeczywiście są bardziej podzieleni. Pierwsza dotyczy wiarygodności rządu, gdyż obecnie coraz więcej Amerykanów jest mniej ufnych i w konsekwencji sprzeciwia się „dużemu rządowi”; a drugi dotyczy pomocy rządowej dla Afroamerykanów i mniejszości, czemu sprzeciwia się obecnie większa liczba Amerykanów niż wcześniej. W opinii publicznej te dwa elementy są ze sobą ściśle powiązane – „Nie chcemy, aby duży rząd marnował jakiekolwiek pieniądze z naszych podatków na tych programy lub wł tych ludzie." Te dwie osie są również ściśle powiązane z kwestiami takimi jak przestępczość, bezpieczeństwo publiczne, tak zwane królowe dobrobytu i kontrola broni.
Brzmi znajomo? Przypomnij sobie niesławne nękanie czarnych Reklama Williego Hortona że kampania George'a HW Busha została wysłana do wiadomości publicznej podczas wyścigu prezydenckiego w 1988 roku? Spowodowało to, że dwucyfrowa przewaga Demokraty Michaela Dukakisa wyparowała. Od tego czasu politycy Partii Republikańskiej kopiują to i ponownie kopiują. Cała kariera polityczna Donalda Trumpa to w zasadzie jedna długa reklama Williego Hortona, zawsze prowokująca białych wyborców do przesadnej reakcji ze względu na strach przed wiadomo-kogo. W następstwie morderstwa George'a Floyda przez policję Black Lives Matter zastępował Williego Hortona.
Jedno badanie, oparte na analiza ośmiu badań ANES (1992–2020) odkryli, że „przekonania białych Amerykanów na temat wiarygodności rządu federalnego zostały powiązane z ich postawami rasowymi… uprzedzenia rasowe, mierzone w kategoriach stereotypów antyczarnych, wpływają na przekonania białych Amerykanów na temat wiarygodności rządu federalnego rząd federalny." Badanie wykazało, że „urasowienie zaufania rządu… może wprowadzić poważne przeszkody w zdolności rządu do egzekwowania zasad i przepisów mających na celu utrzymanie ogólnego dobrobytu, w tym samego procesu demokratycznego”.
Inne kwestie kulturowe pojawiają się i znikają (prawa reprodukcyjne kobiet są obecnie szczególnie istotne), ale wybory po wyborach prowadzone przez ostatnie cztery dekady, zaufanie do wydatków rządu/„wielkiego rządu” oraz postrzeganie rasy wywierają wpływ, szczególnie w niektórych regiony kraju, takie jak niezdecydowane dzielnice swingowe i stany będące polami bitew.
Część 8. Intensywność a preferencje. Powiązany punkt wiąże się z kluczową koncepcją dotyczącą postaw wyborców, zwaną Intensywność a preferencje. Możesz sondować wyborców na cały szereg zagadnień, a oni podają Ci ich preferencje. Ale jeszcze ważniejsze jest zrozumienie, jak to zrobić mocno co wyborca czuje w związku z konkretną kwestią i czy będzie to motywować ją lub jego głos. Jak powiedział czołowy republikański strateg Grover Norquist: „Czy będą głosować nad tą opinią?” Czy będzie to motywować do głosowania na konkretnego kandydata lub partię? Należy o tym pamiętać, rozważając bliźniacze planety, wokół których krąży amerykańska polityka (zaufanie rządu/wydatki/obniżki podatków i rasa) oraz wpływ tych kwestii na sytuację polityczną. huśtawka (tj. niezdecydowane) okręgi i stany.
Część 9. „Polaryzuj, nie kompromisuj” poprzez „symulowaną reakcję”. Partyzanccy stratedzy kampanii stali się ekspertami w korzystaniu z nowoczesnych narzędzi i technik kampanii (ankiety, grupy fokusowe, 30-sekundowe reklamy, reklamy w mediach społecznościowych), aby pokroić elektorat na kawałki — szczególnie wyborców w okręgach i stanach wahadłowych – wzdłuż dwóch osi, ustalając, jak intensywnie wyborcy mają określone poglądy. Używają tych narzędzi kampanii, aby przywołać to, co nazywali politolodzy Lawrence Jacobs i Robert Shapiro „symulowana responsywność” i „sprytowaną mowę”, która jest w stanie to zrobić jednocześnie kieruj swój przekaz do niezdecydowanych, wahadłowych wyborców z umiarkowanym przesłaniem, a do ich podstawowych wyborców z wysoce stronniczym, motywacyjnym przesłaniem. Szczególnie republikańscy stratedzy wykazali się niezwykłą biegłością w manipulowaniu systemem. Ta taktyka kampanii pozwoliła kandydatom Partii Republikańskiej, takim jak Mitt Romney i George W. Bush, na przedstawianie siebie jako „współczujących konserwatystów”, próbując oszukać umiarkowanych lub niezależnych wyborców, aby myśleli, że są mniej konserwatywni niż w rzeczywistości. Ta sprytna manipulacja płynnie wpisuje się w śmiałą strategię „polaryzowania, a nie kompromisu” zamiast centryzmu polegającego na budowaniu mostów.
A najnowsze technologie komunikacyjne stają się coraz potężniejsze i podstępniejsze – obejrzyj ten „głęboko fałszywy” film przedstawiający prezydenta Baracka Obamę nazywając Donalda Trumpa dupkiem. Co się dzieje, gdy ludzie nie mogą uwierzyć własnym oczom i uszom w to, co widzą i słyszą?
Jeśli zmapujemy tę niesamowicie złożoną układankę złożoną z dziewięciu „reguł rzeczywistości”, nagle wyłania się szerszy obraz. Praktycznie każdy problem, który pojawia się w amerykańskiej polityce, można zrozumieć, odwzorowując go za pomocą tego modelu. Zmiana klimatu, kontrola dostępu do broni, prawa reprodukcyjne, opieka zdrowotna, podatki od spadków i luki podatkowe, polityka pracy – wszystkie te polityki zostają przez nie zniekształcone Gremliny „zwycięzca bierze wszystko”. na sterydach.
Różne dylematy strategii Demokratów i Republikanów. Chociaż obie główne partie działają zgodnie z tymi zasadami, każda ze stron radzi sobie z nimi na bardzo różne sposoby.
Republikanie mogą motywować swoją bazę kwestiami kulturowymi i religijnymi (tj. aborcją, prawem do broni, małżeństwami homoseksualnymi, modlitwą w szkole), co nie kosztuje nic w postaci podatków ani programów rządowych, a zatem nie zniechęca fiskalnie konserwatywnych wyborców wahadłowych, którzy zwykle postrzegają siebie jako niezależni.” Niektórzy z tych wyborców wahadłowych i niezależnych mogą nie zgadzać się z prawicą w kwestiach kulturowych, ale ta różnica zdań nie jest intensywna i nie motywuje ich tak bardzo do głosowania, jak wyższe podatki i przerażający rząd-potwora. Wielu z nich należy do grupy Demokratów Trumpa i Reagana oraz do pracowników fizycznych, do których Bill Clinton próbował przekonać swoimi oświadczeniami z początku i połowy lat 1990., że „era wielkiego rządu dobiegła końca” oraz swoimi dysputami czarnych przywódców, takich jak wielebny Jesse Jackson i siostra Souljah. Joe Bidenowi udało się przyciągnąć część z nich, podkreślając swoje robotnicze korzenie. Jak przyszli kandydaci sobie z tym poradzą?
Jednak baza Demokratów (tj. mniejszości rasowe, mieszkańcy miast, młodzi ludzie, niedawni absolwenci szkół wyższych, klasa robotnicza i członkowie związków zawodowych) chce, aby rząd podał pomocną dłoń, czy to w sprawie obniżenia czesnego, czy umorzenia pożyczek edukacyjnych, opieki zdrowotnej, emerytur, zmian klimatycznych zmiany i nie tylko, które mogą być zrealizowane jedynie przez aktywistyczny rząd, wydatki/programy rządowe, wyższe podatki (przynajmniej takie jest wrażenie). Zatem próby Demokratów motywowania swoich podstawowych konfliktów potrzebą przyciągnięcia społecznie liberalnych, ale konserwatywnych fiskalnie wyborców wahających się, którzy nie są zbyt pozytywnie nastawieni do wyższych podatków lub większych wydatków rządowych, zwłaszcza tych programy.
Jedynym sposobem, w jaki Demokraci mogą przezwyciężyć tę wadę, jest hipermobilizacja ich zróżnicowanej bazy, tak aby utracie części wyborców wahadłowych przeciwdziałała fala wyborców bazowych. Aby to osiągnąć, Demokraci muszą wystawić odpowiednich kandydatów, którzy zmotywują tę bazę. Albo Demokraci mogą poczekać, aż Republikanie u władzy pójdą za daleko, tak jak zrobili to skrajni Republikanie MAGA Trump, zniechęcając wielu niezależnych wyborców i popychając wahadło, aby przechyliło się z powrotem w lewo.
Czasami trudno jest dostrzec mapę tego dużego obrazu Harry'ego Pottera. Ale teraz możesz zrozumieć, dlaczego niektórzy eksperci mówią: „Polityka to bardziej sztuka niż nauka”. Pamiętajcie o tym po wyborach 8 listopada, kiedy kręcicie głową nad najnowszymi wyborami Amerykanów.
Jak powiedział kiedyś Winston Churchill: „Demokracja to... kiełbasa formę rządu – z wyjątkiem wszystkich innych, które zostały wypróbowane”.
Steven Hill @StevenHill1776
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna