My, ludzie, byliśmy o krok od wyginięcia 24 października. To właśnie wtedy prawie wybuchła III wojna światowa w wyniku bliskiego zderzenia amerykańskich i chińskich samolotów bojowych nad Morzem Południowochińskim. Amerykańskie media korporacyjne szybko oskarżyły Pekin o „niebezpieczne manewry” chińskiego pilota, ale takie oskarżenia nasuwają pytanie: co w ogóle, na Boga, robiły tam amerykańskie myśliwce, w pobliżu chińskiej przestrzeni powietrznej, osiem tysięcy mil od granic USA? Już sama ich obecność jest prowokacją, czyli agresją militarną. Mogłoby łatwo wywołać wojnę, a co za tym idzie nuklearny Armageddon. I ten pierwszy krok, rozpoczęcie wojny, prawie się wydarzył.
Pilot chińskiego myśliwca działał w „niebezpieczny i nieprofesjonalny sposób… zbliżając się do niego z niekontrolowaną nadmierną prędkością, lecąc poniżej, przed” amerykańskim odrzutowcem, „narażając oba samoloty na niebezpieczeństwo kolizji” – CNN cytuje amerykańskie Dowództwo Indo-Pacyfiku w październiku 27. Ta niemal katastrofa pojawia się w kontekście innych. Ministerstwo obrony Chin oskarżyło „USS Ralph Johnson” o przeprowadzenie 19 sierpnia „bliskiego nękania” grupy zadaniowej chińskiej marynarki wojennej przeprowadzającej rutynowe szkolenie na Morzu Południowochińskim. Zatem jasne jest, że jeśli chodzi o agresywne posunięcia militarne, do tanga trzeba dwojga. W związku z październikową sytuacją, w której doszło do wypadku, rzecznik chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych Mao Nong powiedział: „Amerykańskie myśliwce przelatujące aż do naszych drzwi, aby napiąć mięśnie, są główną przyczyną zagrożeń dla bezpieczeństwa w lotnictwie i na morzu”.
Jednakże z frontu dyplomatycznego napłynęły ostatnio dobre wieści dotyczące mroźnego braku stosunków amerykańsko-chińskich. Spotkanie chińskiego przywódcy Xi-Jinpinga z prezydentem USA Joe Bidenem, które z przerwami trwało rok, odbyło się 15 listopada. W jego wyniku Pekin wprowadził regulacje dotyczące fentanylu i komunikacji między wojskami, choć Biden wszystko zepsuł idiotycznie wyzywając Xi po spotkaniu. Niemniej jednak ta pogawędka między dwoma prezydentami na marginesie szczytu Współpracy Gospodarczej Azji i Pacyfiku w San Francisco była doskonałą wiadomością i całkowicie przyćmiła samą awanturę APEC. Spóźniony atak na dyplomację rzeczywiście nastąpił po wielu spotkaniach na wysokim szczeblu pomiędzy dwoma najpotężniejszymi państwami świata i, co szczególnie istotne, po wznowieniu kontaktów obronnych pod koniec października. Jeśli chińscy i amerykańscy generałowie wrócą do rozmów, może być jeszcze nadzieja dla naszego gatunku.
Ale Pentagon nadal ma swoje skargi. „Od jesieni 2021 roku byliśmy świadkami ponad 180 takich incydentów” – powiedział urzędnik Pentagonu Ely Ratner, odnosząc się do październikowej plątaniny lotnictwa. Tymczasem sekretarz obrony USA Lloyd Austin przez miesiące nie mógł skontaktować się ze swoim chińskim odpowiednikiem, byłym ministrem obrony Li Shangfu, przez telefon – ze względu na samobójcze sankcje Waszyngtonu nałożone na Li, więc przez długi czas nie było żadnych kontaktów między wojskami dialogu pomiędzy tymi dwoma narodami. „Pekin przerwał komunikację po tym, jak ówczesna spikerka Izby Reprezentantów Nancy Pelosi odwiedziła Tajwan w zeszłym roku, co doprowadziło do wściekłości chińskich przywódców”. Takie było dziedzictwo Pelosi. Zilch, zip, nie ma mowy o rozmowie pomiędzy siłami zbrojnymi obu supermocarstw. Arogancja Pelosi spowodowała, że Pekin wzniósł ścianę lodu, której przełamanie zajęło Waszyngtonowi ponad rok i wymagało nadzwyczajnych wysiłków dyplomatycznych. Biorąc pod uwagę, że Stany Zjednoczone i Chiny dość często zbliżają się do starć na Morzu Południowochińskim, był to przepis na katastrofę. Miejmy nadzieję, że teraz skręciliśmy w dobrą stronę.
Ponieważ w maju doszło do kolejnej konfrontacji militarnej. Pekin „zażądał wówczas, aby Waszyngton zaprzestał takich lotów nad Morzem Południowochińskim” – podała 27 października NPR. Nie trzeba dodawać, że imperialni władcy odmówili. Chiny uznają Morze Południowochińskie za swoje wody terytorialne, podobnie jak Stany Zjednoczone rości sobie prawa do większości oceanów otaczających ich wybrzeża. Na szczęście dla nas Kanada i Meksyk wiedzą lepiej, jak nie sprawiać kłopotów w tej kwestii, ale na Morzu Południowochińskim, bardzo ruchliwym szlaku handlowym, Pekin toczy „od dawna spory terytorialne z innymi krajami”. Waszyngton nie tylko wtyka nos w te zamieszania, ale zajęty jest ich pogarszaniem.
Weźmy jeszcze raz październik. To wtedy „chiński statek straży przybrzeżnej i towarzyszący mu statek… staranowały filipiński statek straży przybrzeżnej i wojskową łódź zaopatrzeniową w sporną mieliznę na drodze wodnej”. To skłoniło Joe „Kiedy masz wątpliwości, nazwij innego dyktatorem” Bidena do ogłoszenia, że Stany Zjednoczone będą bronić Filipin, jeśli ten sojusznik zostanie zaatakowany. Naturalnie to sformułowanie nie zachwyciło Pekinu, który w zasadzie kazał Waszyngtonowi zająć się swoimi sprawami.
Problem w tym, że mając żelazny pierścień, czyli liczne amerykańskie bazy wojskowe otaczające wschodnie wybrzeże Chin, Waszyngton uczynił wszystko, co się tam dzieje, swoją sprawą. Słyszy się wiele rozmów na temat „interesów” Stanów Zjednoczonych w regionie. No cóż, co by było, gdyby Chiny miały tak zwane interesy w Zatoce Meksykańskiej lub na obszarze Pacyfiku pomiędzy Kalifornią a Hawajami? Cześć? Mówimy tutaj tylko o Stanach Zjednoczonych, największym i jednym z najbardziej brutalnych imperiów w historii ludzkości. Waszyngton eksmitowałby Pekin z tak bliskich dzielnic dosłownie i to prawdopodobnie w bardzo krwawy sposób.
NPR grzecznie zaniżyło niebezpieczeństwo, jakie stwarza październikowa katastrofa nad Morzem Południowochińskim: „Kolizja mogłaby doprowadzić do eskalacji”. Jak w konfrontacji dwóch nuklearnych supermocarstw. Myślę, że wszyscy możemy się zgodzić, że byłoby to katastrofalne. Jak się okazało, bliskie wypadnięcie pod koniec października było tylko jedną z wielu potencjalnych eksplozji beczki z prochem Waszyngton-Pekin. 3 listopada wasal USA, hm, „sojusznik”, Kanada, poskarżył się, że „chiński myśliwiec wystrzelił flary przed swoim wojskowym helikopterem nad międzynarodowymi wodami Morza Południowochińskiego” – podało Hindustan Times ten dzień. „Major Rob Millen, oficer lotnictwa… powiedział CNN, że lekkomyślne zachowanie mogło doprowadzić do zestrzelenia samolotu”. Znów pojawia się słowo „lekkomyślny”. Daje to do myślenia, czy Zachód nie przygotowuje swoich społeczeństw na incydent, zrzucając winę na Pekin. A może Chiny naprawdę mają dość zachodniej apodyktyki wojskowej u swoich wybrzeży. Tak czy inaczej, perspektywy wydają się niebezpiecznie jasne w przypadku zamieszania Waszyngton-Pekin na tych „wodach międzynarodowych”, które akurat leżą u wybrzeży Chin. Czy zbliżenie Biden–Xi zapobiegnie takiemu fiasku? Czekać na dalsze informacje.
Dalsze zatruwanie tej trującej mieszanki pelagicznej to wściekle sinofobiczna GOP w Kongresie, a według najnowszych sondaży być może w przyszłym roku w białym domu Trumpa. Jeśli Biden miał nadzieję, że dzięki swojej ostrej rozmowie na temat Xi uda mu się triangulować lub tchórzliwie pozyskać niektórych z tych republikańskich fanatyków, to cóż, to się nie powiodło i wydaje się, że mądrze z tego zrezygnował. GOP nie był pod wrażeniem. Wszystko inne niż wojna nuklearna z Chinami nie przykuwa uwagi tej partii – innymi słowy, GOP będzie naciskać i przesuwać do tej granicy, granicy wyginięcia ludzkości, zanim zawaha się co do mądrości swojej polityki. A kiedy chmury grzybów się uformują i wszyscy zaczniemy świecić w ciemności, cóż, będzie już trochę za późno. Z pewnością więc byłoby miło mieć głównego kandydata na prezydenta Demokratów, który uzyskał w sondażach nieco lepsze wyniki.
Zdeformowana, wypaczona i niepotrzebnie agresywna polityka wojskowa USA zrujnowała chińską reakcję. Przez lata Pekin miał tylko jedną zagraniczną bazę wojskową w Dżibuti w Rogu Afryki, podczas gdy Waszyngton ma ponad 800 baz wojskowych na całym świecie. Cóż, to zaczęło się zmieniać. Z jakiegoś dziwnego powodu chińscy przywódcy wpadli na pomysł, że być może potrzebowali więcej niż jednej takiej placówki. Ojej, zastanawiam się dlaczego? Ale skoro się nad tym zastanawiamy, w ciągu ostatnich 18 miesięcy Chiny powiększały bazę morską w Kambodży. Obecnie ma molo wystarczająco duże, aby pomieścić lotniskowce. Co więcej, wciąż pojawiają się doniesienia o tym, że Chiny próbują zwiększyć zasięg swojej marynarki wojennej poprzez budowę innych baz za granicą. Być może, ale całkiem możliwe, że ma to coś wspólnego z marynarką wojenną USA na Morzu Południowochińskim, która nieustannie zagraża swojemu chińskiemu odpowiednikowi. Uh, myślisz?
Tymczasem Chiny, drugi co do wielkości wierzyciel USA po Japonii, są zajęte pozbywaniem się amerykańskich obligacji skarbowych. Było to już zgłaszane w tym miejscu i wiecie co? Zgłoszono to ponownie, ponieważ nadal nad tym pracują. Po co Pekin porzuca UST? Kupować złoto, właśnie po to. W październiku Chiny dodały kolejne 23 tony złota do swoich i tak już gigantycznych dostaw. Obecnie ludzie na ogół nie kupują złota, chyba że nie mają zaufania do waluty lub nie wierzą, że grozi im katastrofa finansowa. Chociaż Pekin ma również inny i bardzo dobry powód, aby porzucić albatrosa z UST – a mianowicie, że będzie to ogromna odpowiedzialność, jeśli lub raczej kiedy Wujek Sam nałoży sankcje na 5000-letnią cywilizację – to tylko część historii. Przecież Pekin nie rezygnuje z UST, bo chce dolarów, nie, kupuje złoto. To zabezpieczenie przed katastrofą. Skąd chińscy przywódcy biorą pomysł, że nadchodzi kataklizm finansowy? Wystarczy obiektywne spojrzenie na rzeczywistość amerykańskiej gospodarki.
Pomijając to i gromadzące się chmury wojenne, współpraca amerykańsko-chińska jest w najlepszym wypadku niepewna. Z pewnością byłoby miło, gdyby Biden uznał rzeczywistość wielobiegunowego świata i zobowiązanie Imperium Stanów Zjednoczonych do zachowywania się w tej kwestii jak dorosły i nie wysadzania w powietrze tego wielobiegunowego świata w przypływie wściekłości, że nie jest już hegemonem. Biden mógłby wykonać jakiś gest, nie wiem jaki, choć spotkanie z Xi z pewnością było początkiem, aby zasygnalizować Chinom, że nie, my tutaj, w Wyjątkowym Imperium, NIE chcemy atomowej apokalipsy. Mamy pełne ręce roboty, jeśli chodzi o bankructwo, dziękuję bardzo.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna