Nowy Jork, Nowy Jork: Nelson Mandela znów walczy o życie – to jego trzecia hospitalizacja w ciągu czterech miesięcy, a świat patrzy na to w cichych modlitwach. Uwaga mediów, jaką cieszy się na jego temat, świadczy o szacunku, z jakim jest przetrzymywany, mimo że większość doniesień wskazuje bardziej na jego wiek niż na fakt, że na chorobę układu oddechowego nabawił się w brutalnych warunkach więziennych i nawet teraz wyraźnie jest ofiarą systemu apartheidu, z którym walczył, aby się poddać.
Światowe media są napompowane kolejnym zegarem śmierci. W Republice Południowej Afryki Madiba, jak jest znany pod nazwą klanu, nazywany jest „FBR” – najlepszym przyjacielem freelancerów – ze względu na całą pracę, jaką inspiruje całodobowe relacje z jego stanem. Strajkujący pracownicy BBC w Londynie mówią, że wrócą do pracy, aby ukryć jego śmierć.
Kiedy wraz z towarzyszami przybył na drakońską wyspę Robben w Republice Południowej Afryki, był numerem 466th miał trafić do więzienia w 1964 r. Stąd jego numer więzienny 46664, używany później jako symbol w kampanii przeciwko AIDS.
Jemu i jego towarzyszom, wszyscy uważani przez cały biały rząd za terrorystów, powiedziano, że jedyny sposób, w jaki wyjdą, to zamknięcie w pudełku. W sumie spędził za kratami 28 lat, codziennie walcząc o życie i godność. Jeden z jego strażników więziennych powiedział mi, że codzienny tryb kruszenia skał w kamieniołomie na wyspie był zamierzony i miał na celu osłabienie i wyczerpanie ludzi.
Historia Robbena Island została szczegółowo opowiedziana w jego autobiografii Long Walk to Freedom, która Anant Singh przekształciła w epicki film, którego premiera odbędzie się jeszcze w tym roku.
Wyspa Robben jest obecnie atrakcją turystyczną, miejscem światowego dziedzictwa kulturowego i symbolem „zwycięstwa” w oczach byłych więźniów, którzy przeżyli wystarczająco długo, aby pomóc w obaleniu systemu.
Kiedy był jeszcze senatorem, były współwięzień Mandeli, Ahmed Kathrada, Baracka Obamę oprowadzał po wyspie Robben i jak wszyscy odwiedzający był przerażony tym, co zobaczył.
„Kathy”, jak go nazywają, jest muzułmaninem, ale w tamtych latach był nazywany Hindusem ze względu na pochodzenie etniczne, a nie religię i dano mu przywileje – których odmówił – ponieważ nie był uważany za czarnego i czarni mieli być traktowani gorzej. Muzułmańscy terroryści nie budzili wówczas szczególnego strachu.
Jak pamiętacie, w tamtych latach Obama obiecywał zamknięcie Gitmo, naszej wyspy Robben. Nigdy tego nie zrobił i tak naprawdę barbarzyństwo tego kraju wywołało obecnie strajki głodowe i protesty, gdy jego administracja, podobnie jak w niektórych przypadkach Białych mieszkańców Republiki Południowej Afryki, wydała im wyroki na czas nieokreślony.
Dziś dzwoni do Mandeli, aby życzyć mu wszystkiego najlepszego, ale milczy na temat praktyk więziennych, które wciąż przynoszą wstyd naszemu krajowi.
I nie tylko Gitmo. Brutalność wobec więźniów, której dopuściły się siły amerykańskie w Iraku i Afganistanie, była zamierzona i zmodyfikowana dopiero po ujawnieniu ich przez media.
Praktyki te nie są zastrzeżone tylko dla więźniów cudzoziemskich. Wybierz się do obejrzenia filmu dokumentalnego „Dom, w którym mieszkam” i poznaj warunki panujące w więzieniach oraz przemysł masowych więzień w USA, przy którym traktowanie Mandeli blednie.
Wojna z terroryzmem jest żywa i rozprzestrzenia się zarówno dzięki terrorystom, jak i naszym wysiłkom, aby ich powstrzymać. Drony są najbardziej widocznym przejawem środków przeciwdziałania terroryzmowi, które w dalszym ciągu grożą i zabijają niewinnych cywilów.
Piątkowy „New York Times” na pierwszej stronie zamieścił artykuł zatytułowany „Talibowie terroryzują Karaczi jako nowy gang w mieście”. „The Times” tak nie przedstawiamy tę historię, opublikowaną tego dnia, autorstwa dziennikarza z Afganistanu, Matthew J. Nasutiego, piszącego w Kabul Press:
„Tajne bojówki CIA, które mogą funkcjonować jako szwadrony śmierci, są rozproszone po całym Afganistanie.
Doniesienia o ich działalności pojawiają się od lat we wschodnim Afganistanie, zwłaszcza w prowincji Chost, ale donoszono o nich także w Spin Boldak, Kandaharze, a ostatnio w prowincji Majdan Wardak, gdzie mieszkańcy protestują.
Przez ostatni miesiąc gazety na całym świecie wypełniały nagłówki o wieśniakach i studentach, którzy zniknęli i zostali zabici na Majdanie Wardak przez personel CIA, sił specjalnych i ich sojuszników.
Doniesienia poczerniały wizerunek Ameryki.
Historie są niepokojąco podobne. Mieszkańcy wsi są zatrzymywani w nocy w swoich domach i nigdy więcej o nich nie słychać. Na wsi porzucane są ciała ze śladami tortur.
Talibowie są wypędzani z określonych obszarów tylko po to, by próżnię wypełnić gangi przestępcze powiązane z CIA. Wydaje się, że pomysł polega na zastąpieniu jednej grupy terrorystycznej inną, pod warunkiem że druga grupa przysięga lojalność Stanom Zjednoczonym. To właśnie amerykańskie agencje bezpieczeństwa nazywają „antyterroryzmem”.…
Tymczasem prezydent Obama mówi: „wstydźcie się”, jeśli Kongres zapomni o masakrze studentów w Newtown”.
Podwójne standardy i selektywne oburzenie trwają. Tom Englehardt zawstydza nas jeszcze bardziej, przypominając w swoim TomDispatch to, czego nie robi większość naszych mediów:
„To prawda, że w zeszłym tygodniu niewielu było w Kongresie lubiłem dyskutować, w nie mniejszym stopniu upamiętnić 10. rocznicę inwazji na Irak. Niemniej jednak dwie rocznice amerykańskich katastrof i zbrodni za granicą — „misja wykonana” rozgromienie 2003 i 45th rocznica masakry w My Lai – zostały przynajmniej mimochodem odnotowane w naszym świecie. W gazecie mojego rodzinnego miasta pt New York Timesrocznicę Iraku upamiętniono za pomocą artykułu opublikowanego przez a były doradca generałowi Davidowi Petraeusowi, który pośród gruzów wyruszył na poszukiwanie ogólnoamerykańskich „srebrne podszewki".
Mimo to w świecie po 9 września jest tak wiele innych piekielnych rocznic, których pozytywne strony nie są zauważane. Weź ten kwiecień. Będzie to dziewiąta rocznica powszechnego ujawnienia niesławnych obecnie zdjęć tortur, znęcania się i poniżania z Abu Ghraib. Na wypadek, gdybyś zapomniał, było to stare więzienie Saddama Husajna, gdzie wojsko amerykańskie nauczyło upadłego irackiego dyktatora kilku sztuczek na temat niszczenia istot ludzkich. Czy nie powinno tam być rocznicy jakiejś notatki? Mam na myśli, jak wiele kultur się zmieniło obroże dla psów (i psy które idą z nimi), znaki kciuka w górę nad zwłokami, a kpina ukrzyżowanego Chrystusa wygaszacze?
Lub, aby wybrać inną rocznicę, której nie można przegapić, a która, co dziwne, nie jest tutaj obchodzona, rozważmy upływ USA Patriot Act, ten dziesięcioliterowy akronim od „Zjednoczenie i wzmocnienie Ameryki poprzez zapewnienie odpowiednich narzędzi niezbędnych do przechwytywania i utrudniania terroryzmu”? 26 października będzie 11. rocznica pospiesznego głosowania Kongresu nad tą 363-stronicową (w zasadzie nieprzeczytane) dokument pełen prawicowych hobbystów i szeregu postanowień mających na celu ograniczenie amerykańskich swobód w imię ochrony przed terroryzmem.
Tak więc, jak najbardziej, módlmy się za Nelsona Mandelę, który przez całe swoje życie wypełnione służbą i poświęceniem zarobił więcej niż tylko modlitwy. Miałem zaszczyt kręcić z nim filmy dokumentalne na temat jego walk i osiągnięć, mając jednocześnie świadomość, że wiele celów, o które walczył, nie zostało jeszcze osiągniętych w społeczeństwie wciąż zdominowanym przez biznes kontrolowany głównie przez białych i neoliberalną politykę gospodarczą.
Przyłączmy się także, a przynajmniej wesprzyjmy toczącą się tu i tu walkę o sprawiedliwość gospodarczą i społeczną, którą on symbolizuje. Jak rozpoznaje, Długi Marsz trwa.
Dysektor wiadomości Danny Schechter, redaktor Mediachannel.org, to bloger, autor i filmowiec, który współpracował z Mandelą i przyłączył się do ruchu przeciwko apartheidowi w 1967 roku. [email chroniony].
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna