Jest powód do oburzenia. Jednak pomimo powagi izraelskich okrucieństw w Gazie nie mamy prawa udawać zaskoczenia. Cokolwiek jeszcze można powiedzieć, Izrael dał aż nadto jasno do zrozumienia, że dopóki jego działania nie spotkają się z wiarygodnymi sankcjami międzynarodowymi, narazi Palestyńczyków (i najprawdopodobniej innych mieszkańców regionu) na masowe, powtarzające się fale przemocy.
Stało się to jasne, gdy kampania Obamy i Bidena pomogła w stworzeniu politycznych podstaw dla tego ataku. Było jasne, kiedy na początku tego miesiąca, pośród groźby takiej operacji i trwającej kolonizacji na Zachodnim Brzegu, Unia Europejska głosowała za poprawą stosunków z Izraelem. Dla nas w Kanadzie było jasne, że rząd Harpera zaostrzył swoje sojusze z Izraelem przy braku jakiejkolwiek trwałej opozycji parlamentarnej.
Mimo to, chociaż „Operacja Płynny Ołów” (jak izraelski reżim nazwał swój najnowszy atak) w mniej lub bardziej naturalny sposób wywodzi się z długotrwałej polityki Izraela, pod wieloma względami jest szczególnie nikczemna. Najbardziej oczywistą kwestią jest jej skala. Począwszy od sobotniego poranka 27 stycznia około 110 myśliwców i helikopterów izraelskich sił powietrznych (IAF) zbombardowało gęsto zaludnioną Strefę Gazy ponad 100 tonami materiałów wybuchowych, inicjując coś, co może przerodzić się w jeszcze szerszy atak. Do końca dnia zginęło ponad 230 Palestyńczyków, a ponad 780 zostało rannych.
W miarę jak liczba ofiar śmiertelnych w wyniku ataków powietrznych stale rośnie, na granicę z Gazą rozmieszczono setki żołnierzy piechoty i korpusu pancernego Sił Obronnych Izraela (IDF) wraz z bateriami artylerii IDF, a kilka tysięcy rezerwistów wezwano w ramach przygotowań do potencjalna inwazja na ziemię.
Atak charakteryzuje się bezczelną pogardą dla życia cywilów i prostacką, cyniczną dyplomacją.
izraelski dziennik „Haaretz”. Raporty że IDF, od dawna planując taką operację, otrzymało ostateczne zezwolenie w piątek 26-go rano. Tego dnia generał dywizji Amiram Levin (res.) przemawiał w radiu IDF i przekazał zarys izraelskiej doktryny wojskowej w odniesieniu do zbliżającego się ataku: „Cała kwestia walki z reżimem Hamasu i jego obalenia jest błędem i bardzo trudna do osiągnięcia Musimy działać systematycznie w celu ukarania wszystkich organizacji, które strzelają rakietami i moździerzami, a także cywile, którzy umożliwiają im strzelanie i ukrywanie się[1] Od tego czasu Yoav Galant, szef izraelskiego dowództwa południowego i kluczowy dowódca ataku stwierdził, że kluczowym celem operacyjnym jest dążenie do „maksymalnej liczby ofiar wroga, [przy jednoczesnym] utrzymaniu ofiar Sił Obronnych Izraela na minimalnym poziomie”. Przypomnijmy, że Izrael określił Strefę Gazy jako całość jako „wrogi podmiot”.
Nie można również wystarczająco podkreślić, że niezależnie od tego, czy bombarduje się, czy nie, Izrael popełnia głęboką i ciągłą zbrodnię przeciwko setkom tysięcy uchodźców palestyńskich w Gazie, którzy zostali pozbawieni praw politycznych i pobytu na terenie dzisiejszego Izraela, wypchnięci ze swoich domów (głównie w 1948 r.) i skoncentrowanych na gęsto zaludnionym terytorium przybrzeżnym pod skuteczną izraelską kontrolą z granic i nieba. Tego typu ataki militarne, jak również bardziej trwała polityka oblężeń i uduszenia gospodarczego, agresywnie opierają się na tej podstawowej zbrodni.
Jeśli chodzi o dyplomatyczny element tego ataku, nie ma wątpliwości, że moment został cynicznie obliczony w celu zmniejszenia presji międzynarodowej. Niektórzy są zadowoleni z wyników. Na przykład korespondent wojskowy Haaretz Amir Oren: pisze, że „Izraelski moment rozpoczęcia ofensywy jest właściwie całkiem dobry: zarówno spadochroniarze, jak i brygada Golani, która miała ich zastąpić, utrzymały wysoki poziom gotowości, podczas gdy większość międzynarodowych inspektorów w regionie udała się do domów na Boże Narodzenie — pozostało tylko 15 w Gazie.” Podobna dynamika spotęgowała skutki izraelskich ograniczeń w zakresie ograniczania obecności zagranicznych korespondentów medialnych.
Mimo to społeczność międzynarodowa w żadnym wypadku nie może powoływać się na ignorancję lub upartą naiwność, a odpowiedzialność za tę trwającą rzeź wykracza daleko poza Izrael.
Urzędnicy egipscy, z których część spotkała się z izraelskimi odpowiednikami w okresie poprzedzającym atak, podobno udzielił wyraźnego poparcia dla izraelskich działań wojskowych przeciwko Strefie Gazy. Tuż przed atakiem wysłano siły egipskie wzmacniać przejście w Rafah, jedyne lądowe przejście przez Gazę, które nie graniczy z Izraelem.
Stany Zjednoczone, których samoloty pilotowane przez Izrael sieją śmierć i zniszczenie na Gazę (podążając za Kampania Obamyniebezpieczna retoryka), zmienił znajomą linię. Urzędnicy administracji Busha oskarżyli Palestyńczyków za izraelski atak, podczas gdy prezydent-elekt wyraża „wdzięczność” dla aktualizacji sekretarz stanu Condoleezzy Rice dotyczących rozwijającej się zbrodni.[2] Tymczasem urzędnicy Unii Europejskiej wykorzystali swoje ulepszone kontakty z Izraelem, aby wydać bezzębne wezwanie do zawieszenia broni, uparcie określając trwającą masakrę jako konflikt symetryczny[3].
Ze swojej strony wysłannik tak zwanego „Kwartetu” Tony Blair miał już tydzień przed inwazją niemal otwarcie nazywa za izraelski atak na Gazę.
W skali regionalnej faktyczny współudział niektórych rządów i bierność innych przynajmniej przyspieszają potok zorganizowanego oburzenia. To, czy winni w Europie i Ameryce Północnej spotkają się z utrzymującą się wewnętrzną reakcją, ujawni wiele na temat politycznej integralności sektorów społeczeństwa obywatelskiego i kondycji wszystkiego, co warto określić jako postępową politykę w naszych społeczeństwach.
Tymczasem izraelskiemu atakowi wojskowemu, jak można się było spodziewać, towarzyszyła ofensywa dyplomatyczna lub hasbara (propagandowa), o której publicznie dyskutowano od jakiegoś czasu. „Nie wygramy w obliczu cierpienia” – Yarden Vatikay, szef Dyrekcji Informacji w biurze izraelskiego premiera Ehuda Olmerta, został zacytowany 26 grudnia jako zwolennik ostrzeżenia – „ale musimy spróbować przenieść uwagę na Hamas ataki terrorystyczne na naszą ludność cywilną.”[4] Minister spraw zagranicznych Tzipi Livni wzmaga wysiłki wybielające właśnie w tym duchu.
Minister obrony Ehud Barak, być może zakładając, że skojarzenie z dodatkowymi zbrodniami wojennymi da impuls każdemu kandydatowi w obecnym izraelskim klimacie wyborczym (wybory parlamentarne zaplanowano na luty), również wtrąca się na front Hasbary. W wywiadzie dla Fox News Barak w dalszym ciągu łączył politykę izraelskiej agresji z „wojną z terroryzmem” – w istocie wielu izraelskich publicystów z dumą Opisujące „Plany ołów” jako izraelski „szok i przerażenie”. „Dla nas poproszenie o zawieszenie broni z Hamasem jest jak proszenie was o zawieszenie broni z Al-Kaidą” – oświadczył Barak swoim amerykańskim słuchaczom, dodając bezpośrednią groźbę inwazji lądowej: „Jeśli potrzebne będą buty na ziemi , oni tam będą.”[5]
Pomysł, że cokolwiek z tego jest „potrzebne”, że jakikolwiek element tej operacji jest konieczny, jest nonsensowny. Ale to nonsens, mający szerokie poparcie izraelskiego parlamentu. Na przykład, reprezentujący skrajnie „gołębi” koniec polityki partii żydowskiej i izraelskiej, Meretz przyłączył się do nawoływania do ataku na Gazę i był na bieżąco informowany, gdy plany wchodziły w życie[6].
Mimo to każdy, kto ma otwarte oczy, musi dostrzec ogromną przepaść oddzielającą cele Izraela od Hasbary, tak sumiennie powtarzanej na całym Zachodzie.
Rozważmy słowa izraelskiego generała brygady (res.) Shmuela Zakai, byłego dowódcy Dywizji Gazy IDF, przemawiającego w radiu IDF na kilka dni przed inwazją.
„W opinii Zakaia” – Ha’aretz zgłaszane 22 grudnia „główny błąd Izraela podczas tahadiyeh, sześciomiesięczny okres względnego rozejmu, który formalnie zakończył się w piątek, nie wykorzystał spokoju do poprawy, zamiast znacząco pogorszyć trudną sytuację gospodarczą Palestyńczyków w Strefie”.
Zakai, podkreślając, że Izrael „dołożył wszelkich starań, aby oddzielić się od Palestyńczyków”, wyraził pewne zdumienie widoczną determinacją Izraela, aby wyjść poza koncentrowanie Palestyńczyków w getcie Gazy (z jego perspektywy właściwe posunięcie w zakresie czystek etnicznych), aby aktywnie zdusić ich gospodarkę, wykorzystując ataki militarne jako główne narzędzie zmuszające ich do pokojowej śmierci głodowej.
„Jest tak jak po zerwaniu kontaktu” – cytuje Zakai. „Opuściliśmy Gazę i myśleliśmy, że kłopoty się skończyły. Czy naprawdę myśleliśmy, że półtora miliona ludzi żyjących w takiej biedzie wejdzie na dachy i będzie śpiewać hymn Betar? To nielogiczne”. Jednak zamiast negocjować rozejm w oparciu o ograniczone ustępstwa, jakie Hamas zaakceptowałby w danych okolicznościach (w tym otwarcie przejść granicznych, aby więźniowie w Gazie mogli przynajmniej przeżyć), Izrael ponownie zdecydował się na eskalację przemocy.
Nastawienie operacyjne było wspierające przedstawione w sobotę Yaakov Katz, korespondent wojskowy i analityk ds. obronności „Jerusalem Post”: „Ostateczna strategia nie jest w pełni sformułowana, ale urzędnicy powiedzieli, że jeśli Hamas padnie na kolana i będzie błagał Izrael, aby przestał, prośba zostanie rozpatrzona”.
Ta podła, zdeprawowana determinacja, by zbiorowo karać i poniżać, przeciwstawia się wszelkiej logice ludobójczej.
Taka logika może dobrze sprawdzić się na izraelskiej arenie wyborczej. Doniesienia wskazują, że skrajnie prawicowy Izrael Beiteinu wysysa głosy z Likudu za swoje zdecydowane wezwania do eskalacji przemocy[7]. Biorąc pod uwagę jego postrzeganą rolę w inwazji, „Barak powraca na ring polityczny”, niejaki Ha'aretz raport wskazuje. Być może Kadima, wciągając się w dziedzictwo Ariela Szarona i w widoczny sposób organizując inwazję na Hasbarę, może zyskać część uznania. Izraelski establishment wojskowy w międzyczasie skutecznie to zrobi zachować formułowanie i wdrażanie polityki.
Jeśli jednak te ostatnie okrucieństwa nie wywołają wściekłości, którą można podtrzymywać, której można obronić i skierować przeciwko tym europejskim i północnoamerykańskim urzędnikom, którzy ułatwiają te zbrodnie, ci z nas na Zachodzie będą mieli coraz mniej podstaw, aby wiarygodnie odciąć się od masakr takie jak te.
Niezależnie od tego, czy Izrael eskaluje tę masakrę za pomocą wojsk lądowych, czy też wycofuje się, aby jedynie ograniczyć i udusić na jakiś czas ludność Gazy, jest przerażająco jasne, że bez silnego nacisku zewnętrznego nadejdzie znacznie gorzej.
[1] „Izraelski generał mówi, że Hamas nie może być jedynym celem w Gazie; tekst raportu radia IDF z 26 grudnia”, 26 grudnia 2008 r., BBC Monitoring Middle East.
[2] „Obama, Rice omawiają ataki Izraela na Hamas”, 28 grudnia 2008 r., Agencja informacyjna Xinhua.
[3] „Solana wzywa do natychmiastowego zawieszenia broni w Gazie”, 27 grudnia 2008 r., Agence France Presse.
[4] Anshel Pfeffer, „Izrael przygotowuje wojska i ofensywę PR, aby przeciwstawić się Hamasowi”, 26 grudnia 2008, Jewish Chronicle.
[5] „Izrael «nie może zaakceptować» zawieszenia broni z Hamasem, mówi Barak”, 27 grudnia 2008 r., Reuters.
[6] Joshua Mitnick, „Izrael grozi ofensywą w Gazie – rząd mówi Hamasowi, aby zaprzestał ataków rakietowych, ostrzegając: «jesteśmy silniejsi»”, 26 grudnia 2008 r., The Wall Street Journal.
[7] Toni O'Loughlin, „Izraelska skrajna prawica zyskuje na popularności, gdy Gaza rakietami podsyca napięcie”, 27 grudnia 2008 r., The Guardian.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna