W ciągu miesięcy, które minęły od cieszących się dużym zainteresowaniem demokratycznych wyborów w Iraku, gdy oceniam tragiczne wydarzenia rozgrywające się dziś w Mezopotamii, do mojej głowy wkrada się jedno słowo: Wietnam.
Amerykańska prasa i eksperci, zastraszani i wynagradzani za niewolnicze donoszenie o Iraku wyłącznie w sposób, który nie oddzieli ich zbytnio od władz znajdujących się w administracji George'a Busha, dawno temu zrezygnowały z dokonywania porównań pomiędzy trwającym konfliktem w Iraku a konfliktem, który Ameryka przegrała w Azji Południowo-Wschodniej jakieś trzydzieści lat temu.
Brak podstaw do bezpośredniego porównania sprawia, że oczernianie jakiejkolwiek korelacji między konfliktami jest aż nazbyt łatwe dla niedoinformowanego konsumenta tego, co w dzisiejszej Ameryce uchodzi za „wiadomości”: inny jest teren, inna skala przemocy, zimna wojna się skończyła i oczywiście wszystko zmieniło się po 9 września.
Niedawno przewodniczący Połączonych Szefów Sztabów generał Richard Myers upierał się na konferencji prasowej, że siły amerykańskie i koalicyjne wygrywają wojnę w Iraku i zauważył, że jest pewien zwycięstwa militarnego.
„Powiem tak: myślę, że wygrywamy, OK. Myślę, że zdecydowanie wygrywamy. Myślę, że wygrywamy od jakiegoś czasu” – powiedział Myers.
Postawa publiczna
Oświadczenia Myersa, będące odzwierciedleniem jego wcześniejszych wypowiedzi, a także wypowiedzi jego kolegów połączonych szefów, przedstawiają postawę skierowaną do opinii publicznej, której nie odpowiada rzeczywistość w Iraku.
Na każdego generała mówiącego o wygraniu wojny przypadają setki żołnierzy i żołnierzy piechoty morskiej, weteranów surowej rzeczywistości w Iraku, którzy uważają inaczej.
Typowym przykładem są doświadczenia trzeciego batalionu, siódmego marines, stacjonującego w 29 Palms w Kalifornii. W kwietniu 2004 roku batalionowi temu przydzielono zadanie zabezpieczenia obszaru wokół zachodniego irackiego miasta Al-Qaim.
„Marines” – napisał dowódca batalionu podpułkownik Lopez w liście do rodzin w USA – „ciężko pracują nad zapewnieniem bezpieczeństwa i zapewnieniem lepszego życia mieszkańcom Al-Qaim… aktywnie angażujemy się w tworzenie lokalnych zarządzanie, lokalna iracka policja i ulepszanie szkół”.
Jednak rzeczywistość Al-Qaima była zupełnie inna. Marines wdali się w coś, co nazywali „cichą wojną”, gdzie wdali się w bezlitosną walkę z bezimiennymi powstańcami, którzy zabijali ich i ranili w alarmującej liczbie, a o czym w dużej mierze nie mówiono w Ameryce.
Incydent w Al-Kaim
Anonimowość ich walki została na krótko zniesiona w połowie kwietnia 2004 r., kiedy w mieście Husaybah, położonym w pobliżu Al-Qaim wzdłuż granicy z Syrią, wybuchła przemoc, gdy około 300 dobrze uzbrojonych i dobrze zorganizowanych irackich powstańców rozpoczęło skoordynowany atak na pozycje morskie.
Marines byli w stanie odeprzeć atakujących, ale za wysoką cenę: pięciu żołnierzy zginęło, a kolejnych dziewięciu zostało rannych.
W domu rodziny i przyjaciele marynarzy w kółko wymieniali informacje na temat tej walki: „Nie ma lepszego przyjaciela, nie ma gorszego wroga” – napisano na blogu.
„To nie jest kwestia „czy”, ale „kiedy”. W tej bitwie zajęło to niecałe 10 godzin. Będziemy opłakiwać rodziny naszych poległych bohaterów, wiedząc, że ich synowie i mężowie zmienili sytuację. Semper Fi.
Ale tej bijącej w piersi brawury nie podzielali żołnierze piechoty morskiej chodzący po ziemi. „Gwarantuję, że ludzie nie rozumieją, przez co przechodzimy” – powiedział jeden z młodych funkcjonariuszy.
„Czasami przechodzisz obok bomby i nie ma tam nikogo, kto mógłby nacisnąć przycisk”.
Strata czasu
Trzeci batalion, siódmy marines, wrócił do domu we wrześniu 2004 roku, ponosząc śmierć 17 osób i kilkudziesięciu rannych.
Marines tego dumnego batalionu byli głęboko przerażeni doświadczeniami w Iraku. Była to ta sama jednostka, która w kwietniu 2003 r. stanęła na czele amerykańskiego ataku na Bagdad, pomagając wyzwolić Irak spod władzy Saddama Husajna. W tej fazie wojny nie zginął ani jeden żołnierz piechoty morskiej z 3/7.
Tym razem było inaczej. Zamiast poczucia zwycięstwa, marines uderzyła daremność i tragedia tego, przez co przeszli.
„Czuję, że zmarnowałem czas, zajmując się czymś, co nie ma już żadnego znaczenia” – powiedział jeden z żołnierzy piechoty morskiej, mówiąc o czasie spędzonym w Al-Qaim. „Miałem poczucie, że marnuję czas i pieniądze podatników”.
Dowódca jego batalionu zgodził się z tym, zauważając, że chociaż wiele osiągnięto na powierzchni, niewiele zmieniło się zasadniczo w Iraku w wyniku poświęceń jego żołnierzy piechoty morskiej.
„Jeśli nie uda nam się odrzucić kwestii przekazania bezpieczeństwa i zarządzania narodowi irackiemu” – powiedziała Lopez – „w dalszym ciągu będziemy sfrustrowani”.
„Zaniedbanie obowiązków”
Myers zna tę rzeczywistość, a jednak ją ignoruje. Jego słowa i czyny, podobnie jak innych połączonych szefów, przypominają mi inne pokolenie amerykańskich generałów, którzy zajmowali stanowiska połączonych szefów sztabów, o których tak druzgocąco opisał HR McMasters w swojej klasycznej książce Zaniedbanie obowiązków.
McMasters szczegółowo opisuje, jak generałowie mogli i zrobili to, porzucając swoich towarzyszy-wojowników, zamazując rzeczywistość tego, co działo się w konflikcie w imię względów politycznych, mających na celu wspieranie ich osobistej kariery i reputacji.
Jak jednak wskazuje McMasters, kariery można ocalić, ale osobista reputacja splamiona takim tchórzostwem nie przetrwa próby czasu i historii.
Myers i jego koledzy, podobnie jak ci im podobni, którzy tak haniebnie służyli w epoce Wietnamu, dopuścili się masowego zaniedbania obowiązków w sposób, w jaki bezczelnie przystąpili do nielegalnej wojny agresywnej.
To przyjęcie doprowadziło do akceptacji trwającej brutalnej okupacji, która jedynie pogłębia społeczne i polityczne podziały w Iraku, gwarantując, że dopóki siły amerykańskie pozostaną w tym ogarniętym walką kraju, jedyna droga, na której podążają nasze siły, prowadzi nieubłaganie w stronę wojny domowej i jeszcze więcej śmierci i zniszczenia.
– Idź i powiedz to żołnierzom piechoty morskiej. To hasło od dawna oznacza rzeczywistość, w której amerykańscy żołnierze piechoty morskiej jako pierwsi walczyli w wojnach naszego narodu, a zatem to oni ponieśli największy ciężar poświęcenia i byli w stanie najlepiej ocenić rzeczywistość.
Migawka w czasie
„Powiedziałem marines, że jesteśmy na miejscu, aby rozpocząć proces i przekazać go innym marines” – Lopez powiedział o swoim pobycie w Al-Qaim. „Nasz film był migawką w czasie.”
Inny batalion piechoty morskiej okupuje obecnie Al-Qaim. Dalecy od optymistycznej misji „budowania narodu”, którą piechota morska 3/7 rozpoczęła w kwietniu 2004 r., piechota morska trzeciego batalionu, druga piechota morska są bardziej zainteresowani operacjami w zakresie bezpieczeństwa i stabilności.
Na początku kwietnia 2005 roku ci żołnierze wytrzymali masowy atak na swoje pozycje ze strony ponad 100 myśliwców wroga, wyposażonych w moździerze i pojazdy wyładowane materiałami wybuchowymi.
Marines odparli atak, nie ponosząc żadnych znaczących strat, dzięki połączeniu umiejętności, odwagi i szczęścia.
„Migawka w czasie”, o której mówił Lopez, w przypadku marines 3/2 jest zupełnie inna. I jest to dalekie od jakiejkolwiek realnej koncepcji zwycięstwa, jaką można sobie wyobrazić, słuchając przemówień generała Myersa o „wygraniu” wojny w Iraku.
Idź i powiedz to żołnierzom piechoty morskiej, generale Meyers. Możesz być zaskoczony odpowiedzią, którą otrzymasz.
Scott Ritter jest byłym inspektorem ONZ ds. broni w Iraku i byłym majorem amerykańskiej piechoty morskiej. Służył przez 12 lat, w tym podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej w 1991 r. Autor książki Iraq Confidential, która ma zostać opublikowana przez IB Tauris (Londyn) w lato 2005 roku.
Opinie wyrażone tutaj są opiniami autora i niekoniecznie odzwierciedlają stanowisko redakcyjne lub mają poparcie Aljazeera.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna