„Najważniejsze rzeczy w życiu – jak samo życie – są bezcenne” – przyznają Linda Bilmes i Joseph Stiglitz Koszty ekonomiczne wojny w Iraku, dokument, który przygotowali na doroczne spotkanie Amerykańskiego Stowarzyszenia Ekonomicznego w Bostonie w pierwszy weekend nowego roku. Jednak poza tymi jedenastoma słowami są to w każdym przypadku taktyki oparte na zasadzie „koszty i korzyści”. Doszli do wniosku, że wojna Amerykanów z Irakiem w marcu 2003 roku jest klasycznym przykładem przysłowia „mądry grosz – funt głupi”. Choć może to zabrzmieć dziwnie, Bilmes i Stiglitz chcą powiedzieć, że reżim waszyngtoński „próbował prowadzić wojnę tanim kosztem…”. Chociaż uważam, że jest odwrotnie i że instytucje wywołujące wojnę maksymalizują koszty, jednocześnie kierując korzyści do jak najmniejszej liczby osób – sedno krytyki nieżyjącego już Seymoura Melmana na temat „permanentna ekonomia wojenna”, nie zapominajmy – mimo to pozwolę sobie zacytować trzy akapity z artykułu Bilmesa – Stiglitza, w którym dość jasno przedstawiają swoje stanowisko (s. 33-34):
Chociaż sugerowaliśmy, że wiele kosztów mieściło się w zakresie tego, czego można było się spodziewać, w tym dokumencie nie staraliśmy się ustalić, czy na podstawie dostępnych informacji administracja mogła dokonać bardziej wiarygodnych szacunków. Nie zajmujemy się kwestią, czy rozbieżność między przewidywanymi liczbami a liczbami rzeczywistymi jest wynikiem celowej próby administracji wprowadzenia w błąd narodu amerykańskiego co do kosztów wojny, czy też niekompetencji w prowadzeniu wojny z informacjami o niską wiarygodnością i najlepszymi szacunkami, które były dalekie od ideału. W odpowiedzi na oskarżenia o istnienie broni masowego rażenia i powiązania z Al-Kaidą administracja stanowczo zapewniła, że nie celowo oszukała naród amerykański; woli oskarżenia o niekompetencję niż o wrogość. Nie próbowaliśmy ustalić względnej roli każdego z nich w niepoinformowaniu Amerykanów o dokładnych kosztach przedsięwzięcia. Jednak uczciwość wymagałaby przynajmniej przedstawienia różnych scenariuszy, nawet jeśli wiązałaby się z niskim prawdopodobieństwem tych, które faktycznie miały miejsce. Amerykanie mogli i powinni byli zadać sobie pytanie, czy istnieją sposoby wydawania tych pieniędzy, które w dłuższej perspektywie poprawiłyby nasz dobrobyt – a może nawet nasze bezpieczeństwo – bardziej. Weźmy ostrożne szacunki na bilion dolarów. Połowa tej kwoty zapewniłaby solidne podstawy zabezpieczenia społecznego na następne siedemdziesiąt pięć lat. Gdybyśmy wydali choćby niewielką część pozostałej kwoty na edukację i badania, prawdopodobnie nasza gospodarka znalazłaby się w znacznie silniejszej pozycji. Gdyby część pieniędzy wydanych na badania została przeznaczona na technologie alternatywnych źródeł energii lub na zapewnienie dalszych zachęt do ochrony środowiska, bylibyśmy mniej zależni od ropy naftowej, a przez to bezpieczniejsi; a wynikające z tego niższe ceny ropy miałyby oczywiste konsekwencje dla finansowania niektórych obecnych zagrożeń dla bezpieczeństwa Ameryki. Chociaż możemy nie wiedzieć, co jest przyczyną terroryzmu, bez wątpienia desperacja i rozpacz wynikające z biedy szerzącej się w tak dużej części Trzeciego Świata mogą potencjalnie zapewnić podatny grunt do żerowania. Za kwoty mniejsze niż bezpośrednie wydatki na wojnę moglibyśmy wywiązać się z naszego zobowiązania polegającego na przekazaniu 0.7% naszego PKB na pomoc krajom rozwijającym się – pieniędzy, które mogłyby przynieść ogromną poprawę, na lepsze, dobrobytu miliardów ludzi żyjących obecnie w ubóstwie. Moglibyśmy mieć Plan Marshalla dla Bliskiego Wschodu lub krajów rozwijających się, który mógłby faktycznie zdobyć serca i umysły mieszkańców Bliskiego Wschodu. Jasne jest, że pierwotne szacunki Administracji były uderzająco niskie. Czy naród amerykański miałby inne podejście do wojny, gdyby znał całkowity koszt? Czy pomyśleliby, że mogą istnieć lepsze sposoby wspierania sprawy demokracji lub nawet ochrony przed atakiem, który kosztowałby zaledwie ułamek tych kwot? W końcu mogliśmy zdecydować, że bilion dolarów wydany na wojnę w Iraku był lepszy niż wszystkie te alternatywy. Ale przynajmniej byłaby to bardziej świadoma decyzja niż ta, która została podjęta.
Wszystkie istotne mocne i słabe strony publikacji Bilmes-Stiglitz są tu wyraźnie widoczne. Odważę się wskazać kilka z tych ostatnich: gdzie autorzy nie chcą oszacować, czy niekompetencja or wrogość zasługuje na większą wagę przy ocenie decyzji o rozpoczęciu wojny, możemy raz na zawsze zrezygnować ze scenariusza niekompetencji. To, że pół biliona dolarów, jak zauważają Bilmes i Stiglitz, „postawiłoby zabezpieczenie społeczne na solidnych podstawach na następne siedemdziesiąt pięć lat”, albo nie wystarczy na solidniejsze podstawy, albo trzeba będzie je znaleźć gdzie indziej, trudno wyrazić niekompetencję w kształtowaniu polityki. Zamiast tego wyraża świadome, przemyślane, wysoce kompetentne i, co nie mniej ważne, głęboko złowrogie wybory decydentów, dla których te setki miliardów dolarów (tylko na początek) przekierowane teraz na konta związane z wojskiem zostały w rzeczywistości przeznaczone dla amerykańskiego imperialnego projektu na zawsze. Oraz o to, aby głównymi beneficjentami wydatków były elity. Zamiast mas, które skorzystałyby na wydatkach na cele społeczne. O zabezpieczeniu społecznym. Albo krajowa służba zdrowia. Albo edukacja. Lub badania i rozwój w zakresie alternatywnych technologii energetycznych. Ochrona. Rzeczywista pomoc dla krajów słabo rozwiniętych. I tak dalej. Krótko mówiąc, bardziej pokojowy świat. Zatem niekompetencja nie zaczyna wyjaśniać, dlaczego reżim w Waszyngtonie zdecydował się na wojnę i narastającą dynamikę przemocy i napięcia międzynarodowego, które wojna powoduje. Nie pomaga to również w zrozumieniu rzeczywistych kosztów podjęcia decyzji o wojnie i przeciw pokojowi w związku z tą kwestią. Ponadto. Nawet Bilmes – gazeta Stiglitza „od 1 do 2 bilionów dolarów„ rażąco nie docenia – i to z naprawdę nieobliczalnym marginesem – rzeczywistych kosztów, jakie dla świata ponosi kompleks gotowości wojskowej i prowadzenia wojny, w ramach którego każde nowe działanie służy jedynie rozszerzeniu i pogłębieniu zduszenia świata. Ale to wynika z tego, że z wybranego przez gazetę skupienia się na tzw.gospodarczy kosztów wojny w Iraku” – to rzeczywiście bardzo wąski temat. A jeśli chodzi o stronniczość, nie można nie zauważyć, że autorzy nigdy nie nazywają zawartej w swoim tytule „wojny w Iraku” po imieniu: Never the American inwazja Iraku. Nigdy Amerykanin agresja przeciwko Irakowi. Dużo mniej Amerykanina przestępstwo przeciwko pokojowi. W końcu ich docelową publicznością było spotkanie Amerykańskiego Stowarzyszenia Ekonomicznego w 2006 roku. „Czy mogliśmy prowadzić wojnę w sposób, który lepiej chroniłby naszych żołnierzy i kosztowałby kraj mniej?” tak Blimes i Stiglitz sformułowali to, co uważają za kwestię we wtorkowym wydaniu Los Angeles Times. Jak zawsze, wglądu musimy szukać gdzie indziej. Niezależnie od faktu, że reżim w Waszyngtonie wyraźnie cieszy się ogromnymi kosztami finansowymi, jakie instytucje wywołujące wojnę narzucają temu i przyszłym pokoleniom, ponieważ dostarcza on pewnego rodzaju powierzchownego uzasadnienia dla odciągania mleka z ust niemowląt, co jeszcze bardziej podkopuje wszelkie wyobrażenia o społeczeństwie umowa wiążąca nas wszystkich, z wyjątkiem strachu, groźby nędzy lub więzienia i prywatnej armii, która będzie strzegła zamków bogatych. Wgląd w tę konkretną wojnę amerykańską i jej rzeczywiste koszty dla życia ludzkiego, bezpieczeństwa międzynarodowego i nadziei na mniej brutalny, bardziej pokojowy świat. Wgląd w jego korzenie w amerykańskim stylu życia i amerykańskim projekcie rządzenia światem siłą. Każdy ostatni zamachowiec-samobójca na ulicach Bagdadu, Kabulu lub w londyńskim metrze i kto wie, gdzie następny kosztuje tyle samo to przerażający kompleks, jak zwłoki amerykańskich żołnierzy reprezentowane przez te małe białe krzyże podróżujących Arlingtonów. Kochać jednego, a nienawidzić drugiego, nie wchodzi w grę. Nigdy też tak nie było. Nawiasem mówiąc, myślę, że rodzaj analizy „kosztów i korzyści” przedstawiony we wszystkich tych komentarzach – ale najkrócej przez Louisa Uchitelle’a z New York Timesa– nie tylko jest wypaczony. Ale znak, że dyscypliny akademickie, które się nimi zajmują, są albo zbyt cywilizowane (w złym tego słowa znaczeniu), albo jeszcze niewystarczająco cywilizowane (w dobrym tego słowa znaczeniu) – nie ma miejsca pomiędzy. Bo jeśli dopiero wtedy, gdy drapieżcy, złodzieje i zabójcy sami stają się ofiarą, ofiarami, małymi białymi krzyżykami wśród podróżujących Arlingtonów, nagle odnajdują religię – „gigantyczną rolę kości” w cytacie przypisywanym the Ekonomista z Yale William Nordhaus– w takim razie o czym w ostatecznym rozrachunku tak naprawdę mówimy? Że kiedy zabójcy spotykają się ze zbrojnym oporem i tracą zdolność do zabijania według własnego uznania, „bez ponoszenia kosztów”, bez żadnego ryzyka dla siebie, lubią bawić się w zabijanie o wiele mniej niż wcześniej? Z tego, co wiem, żadna z tych analiz „kosztów i korzyści” nie jest nawet w stanie oszacować strat w ludzkości i zwykłej brzydoty rodzaju ludzi opisanych w poprzednim zdaniu. Czy w ostatecznym rozrachunku nie sprowadza się to do tego, ile dóbr ludzkich jesteśmy skłonni poświęcić dla ludzkości Najnowsza obietnica Prezydenta dotycząca zabezpieczenia Ojczyzny przed Terrorem? Ile istnień ludzkich? (I nie mam na myśli tylko amerykański zyje. Albo.) Jak duży jest poziom życia w Stanach Zjednoczonych Ameryki? Porządek międzynarodowy (taki jaki jest)? Świat?
(Proszę zauważyć, że zamieściłem tutaj link do artykułu Wallstena – Koseca tylko dlatego, że został on przywołany w kontekście znacznie ważniejszego artykułu Bilmesa – Stiglitza. Artykuł Nordhausa z 2002 roku jest sam w sobie interesujący.) Ekonomiczne konsekwencje wojny z Irakiem, William D. Nordhaus, Amerykańska Akademia Sztuki i Nauki, 2002. [Zauważ, że artykuł Nordhausa znajduje się na s. 5–39 tego pliku PDF.] Koszty ekonomiczne wojny w Iraku, Scott Wallsten i Katrina Kosec, AEI – Brookings, Paper 05-19, wrzesień 2005 Koszty ekonomiczne wojny w Iraku, Linda Bilmes i Joseph E. Stiglitz, styczeń 2006”Irak Wojna będzie kosztować ponad 2 biliony dolarów," Linda Bilmes i Joseph E. Stiglitz, Przegląd Instytutu Milkena, grudzień 2006 (opublikowano w Truthout) "Wojna w Iraku może kosztować USA ponad 2 biliony dolarów„Jamie’go Wilsona, The Guardian, 7 stycznia 2006 roku”Ekonomiści twierdzą, że koszty wojny mogą przekroczyć 2 biliony dolarów„Bryana Bendera, Boston Globe8 stycznia 2006 „Ameryka nie obliczyła ogromnych kosztów wojny”, Martin Wolf, Financial Times, 11 stycznia 2006 [$$$$$ – Patrz poniżej]”Rosną obawy o gospodarkę USA„Aleks Brummer, Daily Mail, 12 stycznia 2006 roku”Czas spłaty dla Białego Domu„Redakcja, Niezależne, 12 stycznia 2006 [$$$$$ – Patrz poniżej]”Ile będzie kosztować wojna?„Kevin G. Hall, Seattle Times, 14 stycznia 2006 roku”Kiedy rozmowa o broni i maśle obejmuje utratę życia„Louis Uchitelle, New York Times, 15 stycznia 2006 r. [Patrz także poniżej] ”Oszałamiająca cena wojnyLinda Bilmes i Joseph Stiglitz, Los Angeles TimesStycznia 17, 2006 Od kapitalizmu prywatnego do państwowego: jak trwała gospodarka wojenna przekształciła instytucje amerykańskiego kapitalizmu, Seymour Melman, Krajowa Komisja ds. Konwersji Gospodarczej i Rozbrojenia, luty 1997 r.Język „kosztów” i „korzyści”„ZNet, 18 stycznia 2006 r
FYA („Do twoich archiwów”): Kopie dwóch pozycji, w przypadku których kurtyna $$$$$ uniemożliwia mi obecnie udostępnianie linków internetowych.
Financial Times (Londyn, Anglia) 11 stycznia 2006 r., środa, wydanie londyńskie 1 SEKCJA: KOMENTARZ; str. 19 HEADLINE: Ameryce nie udało się obliczyć ogromnych kosztów wojny BYLINE: MARTIN WOLF Przed rozpoczęciem wojny w Iraku Lawrence Lindsey, ówczesny prezydent George W. Doradca ekonomiczny Busha sugerował, że koszty mogą sięgnąć 200 miliardów dolarów. Biały Dom natychmiast go zwolnił. Pan Lindsey rzeczywiście się mylił. Jednak jego błąd polegał na rażąco niedoszacowanym kosztach. Szacunki administracji dotyczące kosztu od 50 do 60 miliardów dolarów były fantazją, podobnie jak broń masowego rażenia Saddama Husajna i wiele innych. Analiza przeprowadzona przez Lindę Bilmes z Uniwersytetu Harvarda i laureata Nagrody Nobla Josepha Stiglitza z Uniwersytetu Columbia sugeruje, że administracja zaniżyła koszty ekonomiczne o znacznie więcej niż rząd wielkości.* Parafrazując niegdysiejszego senatora Everetta Dirksena: „tutaj błąd wynoszący 100 miliardów dolarów, błąd w wysokości 100 miliardów dolarów i wkrótce zaczniesz mówić o prawdziwych pieniądzach”. Do tej pory rząd wydał 251 miliardów dolarów (142 miliardów funtów) w twardej gotówce. Ale koszty nadal występują. Jeśli Stany Zjednoczone zaczną w tym roku wycofywać wojska, ale utrzymają malejącą obecność przez następne pięć lat, dodatkowy koszt wyniesie co najmniej 200 miliardów dolarów, zgodnie z tym, co profesorowie Bilmes i Stiglitz nazywają swoją „konserwatywną” opcją. W ramach „umiarkowanego” koszt sięga 271 miliardów dolarów, ponieważ wojska pozostaną do 2015 roku (patrz tabela). Należy doliczyć dodatkowe koszty: leczenie; koszty obrażeń; renty inwalidzkie; koszt demobilizacji; potrzeba zwiększenia wydatków na obronę (częściowo ze względu na wyższe koszty rekrutacji po wojnie) i dodatkowe odsetki od długu. Koszty te będą tym większe, im dłuższa i większa będzie obecność wojsk. W scenariuszu konserwatywnym całkowity koszt budżetowy szacuje się na 750 miliardów dolarów. W scenariuszu umiarkowanym koszt wyniesie 1,184 miliardów dolarów. Dla porównania, minimalny koszt budżetowy wynosi 10-krotność światowej oficjalnej rocznej pomocy rozwojowej netto dla wszystkich krajów rozwijających się. Rozważmy teraz szersze koszty dla gospodarki amerykańskiej. W przypadku konserwatywnym korekty zwiększają koszty budżetowe o 187 miliardów dolarów, nawet jeśli pominie się wpływ makroekonomiczny. W umiarkowanym dodają 305 miliardów dolarów. Jakie są te koszty ekonomiczne? Różnica pomiędzy rezerwami płacowymi uzyskiwanymi w normalnych zawodach a niższymi zarobkami, jakie zarabiają w trakcie pracy, stanowi koszt. Choć życie jest bezcenne, rząd przy podejmowaniu decyzji koniecznie ceni je. Korzystając z wyceny Agencji Ochrony Środowiska wynoszącej 6.1 miliona dolarów, autorzy dochodzą do wniosku, że koszt ofiar śmiertelnych wyniesie co najmniej 23 miliardy dolarów. Straszliwe obrażenia powodują także ciągłe koszty ekonomiczne. Wreszcie następuje przyspieszona amortyzacja sprzętu wojskowego. Zatem jak dotąd koszt ekonomiczny wynosi co najmniej 839 miliardów dolarów (bez odsetek). To niestety nie kończy historii. Przynajmniej w jednym obszarze dalsze koszty są oczywiste: skok cen ropy. Według doniesień Lindsey powiedział, że „najlepszym sposobem utrzymania cen ropy naftowej pod kontrolą jest krótka, skuteczna wojna z Irakiem”. On się mylił. Produkcja ropy w Iraku gwałtownie spadła z około 2.6 mln baryłek dziennie przed wojną do 1.1 mln. Przed wojną oczekiwano, że cena ropy naftowej utrzyma się na poziomie od 20 do 30 dolarów za baryłkę. W praktyce było ono ponad dwukrotnie wyższe. Autorzy przyjmują konserwatywne założenie, że 5 dolarów z tego pochodzi z wojny. Ich umiarkowane założenie jest takie, że wpływ wyniósł 10 dolarów za baryłkę. Podwyżka o 5 dolarów powoduje, że Stany Zjednoczone będą kosztować 25 miliardów dolarów rocznie, a podwyżka o 10 dolarów będzie kosztować 50 miliardów dolarów. Wyższe ceny ropy naftowej mają szersze skutki makroekonomiczne. W krótkim i średnim okresie wydatki obecnie biedniejszych konsumentów zwykle spadają szybciej niż wydatki obecnie bogatszych producentów. Banki centralne zaniepokojone inflacją również przyjmują bardziej rygorystyczną politykę pieniężną niż w innym przypadku, podczas gdy polityka fiskalna zwykle nie dostosowuje się szybko do takich zmian. Przy skromnym „mnożniku dochodu” wynoszącym 1.5, ostrożne szacunki dodatkowych strat w produkcji wynoszą 187 miliardów dolarów w ciągu pięciu lat. Przy mnożniku wynoszącym dwa i wyższym efekcie cenowym koszty te wzrosną do 450 miliardów dolarów. Autorzy dodają także dwie różnice pomiędzy wydatkami na wojnę w Iraku a prawdopodobnymi alternatywami: po pierwsze, są one w przeważającej mierze realizowane za granicą; po drugie, nie przyczyniają się bezpośrednio do konsumpcji ani teraz, ani w przyszłości. Po uwzględnieniu tych kosztów całkowite koszty makroekonomiczne mogą wynieść 750 miliardów dolarów (patrz wykres), a koszty całkowite 1,850 miliardów dolarów. Krytycy będą podkreślać, że obaj autorzy służyli prezydentowi Billowi Clintonowi. W obecnej gorącej atmosferze amerykańskiej polityki wystarczy to, aby zdyskredytować ich analizę. Nie należy tego robić. Niezależnie od tego, czy ktoś wierzy, że wojna była uzasadniona, czy nie, nadal należy się obawiać, że decyzja o rozpoczęciu wojny została podjęta w przypadku braku jakiejkolwiek inteligentnej analizy prawdopodobnych kosztów. Nie można też twierdzić, że przeprowadzenie takiej analizy było niemożliwe. Jak wskazałem w pytającym felietonie na temat wojny opublikowanym prawie trzy lata temu (ta strona, 4 lutego 2003 r.), William Nordhaus z Yale przygotował już znakomitą analizę, która sugerowała, że 100 miliardów dolarów to najniższy możliwy do wyobrażenia koszt i bliski dolara 2,000 miliardów, jak najbardziej do pomyślenia. W niniejszej analizie ignoruje się także szereg znaczących skutków ekonomicznych i pozaekonomicznych. Należą do nich: koszty ponoszone przez inne kraje, w tym te spowodowane wyższymi cenami ropy; koszty wynikające z utworzenia powiązania między Irakiem a ruchem dżihadystycznym, które – jak wynika z dowodów – wcześniej nie istniało; koszty zwiększenia dochodów niektórych z najmniej pożądanych reżimów na świecie, przede wszystkim Iranu; koszty odrzucenia możliwości prowadzenia wojen lądowych gdzie indziej lub późniejszej walki w Iraku, w lepszych warunkach, z lepszymi informacjami i przy lepszym stanie gotowości; koszty rozwścieczenia wielu muzułmanów; koszty efektywności armii amerykańskiej; koszty fragmentacji sojuszu zachodniego; utrata życia w Iraku; koszt dla wiarygodności USA rozpoczęcia wojny na fałszywych przesłankach; oraz koszt, jaki poniosły dla amerykańskiej reputacji skandale związane z torturami. Można argumentować, że korzyści dla Iraku, Bliskiego Wschodu i świata przewyższą wszystkie te koszty. Zależy to jednak od pojawienia się w Iraku stabilnego i pokojowego porządku demokratycznego. Tego jeszcze nie udało się osiągnąć. Nawet ci, którzy wspierali wojnę, muszą wyciągnąć dwie lekcje. Po pierwsze, sprawowanie władzy militarnej jest znacznie droższe, niż wielu miało nadzieję. Po drugie, takie decyzje polityczne wymagają w miarę przyzwoitej analizy kosztów i możliwych konsekwencji. Zaniechanie tego przez administrację było błędem, który będzie szkodził Stanom Zjednoczonym i światu przez wiele lat. The Independent (Londyn) 12 stycznia 2006 r., czwartek, wydanie pierwsze SEKCJA: FUNKCJE; str. 32 NAGŁÓWEK: Czas zemsty dla Białego Domu We wczorajszym wywiadzie dla BBC sekretarz skarbu USA John Snow odpowiedział beztrosko, gdy zapytano go o rosnące koszty wojny w Iraku. Sugerował, że projekt ustawy nie zachwieje się tak solidną gospodarką jak gospodarka Stanów Zjednoczonych. Rzeczywiście, wszystkie jego odpowiedzi w tym szeroko zakrojonym wywiadzie były skrajnie optymistyczne. Niezależnie od tego, czy chodziło o rosnący deficyt handlowy USA, ujemną stopę oszczędności obywateli USA, czy perspektywy dolara, Snow był pełen pogodnego optymizmu i pewności siebie. Jeśli za rogiem czaiły się niezręczne postacie, pan Snow ze znużeniem udawał, że o tym nie wie. Gdyby jego niewiedza była zamierzona, nie byłby to pierwszy przypadek, gdy pamięć o ministrze lub jego odpowiedniku była wybiórcza. Potwierdziłoby to jedynie, że Snow jest bardziej politykiem niż jego powściągliwy poprzednik, Paul O'Neill. Jeśli z drugiej strony Snow nie znał i nie akceptował opublikowanych w tym tygodniu kalkulacji kosztów przez laureata Nagrody Nobla i byłego głównego ekonomisty Banku Światowego Josepha Stiglitza, może go spotkać brutalny szok. Jego górne szacunki wynoszą dwa biliony dolarów, które nadal wynoszą 2 biliony dolarów (1.13 biliona funtów), nawet w przypadku najbogatszego kraju na świecie. Prawdą jest, że ta główna liczba zawiera wiele prognoz – takich jak koszty ciągłej opieki i emerytur dla rannych żołnierzy, straty dla gospodarki cywilnej wynikające z powołania rezerwistów oraz wzrost cen ropy – co nie jest powszechnie uwzględniane w prognozach koszt wojny. Prawdą jest również, że Joseph Stiglitz i jego współautorka, Linda Bilmes z Harvardu, są zdeklarowanymi krytykami administracji Busha. Żadne zastrzeżenie nie unieważnia jednak ich obliczeń. Nawet najbardziej konserwatywna kwota – 1 bilion dolarów – jest wciąż wiele, wiele razy wyższa od „zbyt wysokich” szacunków na poziomie 200 miliardów dolarów, które kosztowały Lawrence’a Lindseya utratę stanowiska doradcy ekonomicznego prezydenta Busha. I chociaż 1 bilion dolarów być może w rzeczywistości nie zaszkodzi amerykańskiej gospodarce, jest to strata, która nieuchronnie ogranicza środki dostępne na inne cele i może wywołać w Kongresie trudne pytania. Czy to całkowicie przypadkowe, że Biały Dom niedawno oznajmił, że nie będzie zabiegał o nowe fundusze na odbudowę Iraku? Średniookresowe wybory do Kongresu odbywają się w listopadzie tego roku, a w roku wyborczym wszelkie koszty finansowe automatycznie stają się polityczne. Wszystko wskazuje na to, że Bush i jego stratedzy mają nadzieję uczynić odporność amerykańskiej gospodarki tematem kampanii Republikanów. Wiceprezydent Dick Cheney, co było nieco zaskakujące, wygłosił swoje pierwsze przemówienie w tym roku, pean na cześć gospodarki. Gdyby jednak Demokratom udało się w jakiś sposób powiązać w umysłach wyborców wojnę i obawy gospodarcze, ta republikańska strategia mogłaby przynieść odwrotny skutek. Analiza Stiglitza pokazuje, jak duże może to być ryzyko. The New York Times, 15 stycznia 2006, niedziela, późne wydanie – wersja końcowa SEKCJA: Sekcja 3; Kolumna 1; Biuro ds. pieniędzy i biznesu/finansów; POGLĄD EKONOMICZNY; str. 3 NAGŁÓWEK: Kiedy rozmowa o broni i maśle obejmuje ofiary śmiertelne BYLINE: LOUIS UCHITELLE JAKO liczba ofiar śmiertelnych i rannych Amerykanów w Iraku, niektórzy ekonomiści argumentują, że koszty wojny, szeroko mierzone, znacznie przewyższają jej korzyści. Badania poprzednich wojen skupiały się na ogromnych nakładach na działania wojenne. Jest to nadal poważny problem, wraz z dodatkowym wpływem na takie rzeczy, jak ceny ropy, wzrost gospodarczy i odsetki od długu, który ma spłacić wojnę. Teraz niektórzy ekonomiści dodali wartość w dolarach wartości życia straconego w walce, co podsyciło nastroje antywojenne. „Ogólnie rzecz biorąc, ekonomiści zwracają większą uwagę na koszty życia skróconego lub ograniczonego przez urazy i choroby” – powiedział David Gold, ekonomista z New School. „Cała sprawa tytoniowa zachęciła do tych badań.” Ekonomika wojny to temat, który sięga wieków wstecz. Jednak w analizach kosztów i korzyści poprzednich wojen amerykańskich żołnierz zabity lub ranny w bitwie był zazwyczaj postrzegany nie jako koszt, ale jako ofiara, nieunikniona i smutna konsekwencja osiągnięcia zwycięstwa, które chroniło i wzmacniało kraj. Zwycięstwo było korzyścią, która zrównoważyła cenę śmierci. Ta aureola nadal odnosi się do II wojny światowej, która w amerykańskiej psychice zadomowiła się jako wojna obronna w odpowiedzi na atak. Straty w walce pomogły ocalić naród, a to jest znacząca i być może niemierzalna korzyść. W czasie zimnej wojny ekonomiści na ogół unikali obliczeń kosztów życia ludzkiego. Nawet w Wietnamie badania ekonomiczne skupiały się na broni i maśle – błędnym naleganiu administracji Johnsona, że Amerykę stać na wojnę na pełną skalę i nieograniczone wydatki cywilne. Inflacja w latach 1970. była częściowo skutkiem epoki wietnamskiej. Analiza kosztów i korzyści w odniesieniu do wojny prawie ustała po Wietnamie i ponownie wzrosła dopiero jesienią 2002 r., kiedy prezydent Bush pchnął naród w stronę wojny w Iraku. „Ponownie przeprowadzamy te badania” – powiedział William D. Nordhaus, ekonomista z Yale, „ponieważ wojna w Iraku jest tak kontrowersyjna”. Nordhaus jest ekonomistą, który ponownie postawił ten temat na stole, publikując przewidujący przedwojenny artykuł, w którym porównano nadchodzący konflikt do „gigantycznej roli kości”. Ostrzegł, że „jeśli Stany Zjednoczone będą miały szereg pech lub błędne oceny w trakcie wojny lub po niej, wynik może osiągnąć 1.9 biliona dolarów, po uwzględnieniu wszystkich kosztów wtórnych na przestrzeni wielu lat. Jak na razie splot pecha się zmaterializował i Mr. Prognozy Nordhausa częściowo się spełniły. Z ostatnich badań przeprowadzonych przez innych ekonomistów wynika, że zaawansowane szacunki rzeczywistych kosztów wojny, w szerokim ujęciu, już zbliżają się do 1 biliona dolarów. Po pierwsze, wydatki na same operacje wojskowe do grudnia wyniosły 251 miliardów dolarów i oczekuje się, że liczba ta podwoi się, jeśli wojna potrwa jeszcze kilka lat. Naukowcy dodają do tego koszty rent inwalidzkich i opieki przez całe życie w szpitalach Veterans Administration dla najciężej rannych – osób z urazami mózgu i kręgosłupa, co stanowi około 20 procent z 16,000 XNUMX dotychczas rannych. Jeszcze przed wojną w Iraku nakłady te rosły, aby zrekompensować starzejącym się weteranom II wojny światowej i Korei. Ale te wojny zostały zaakceptowane przez społeczeństwo, a koszty umykają uwadze opinii publicznej. Nie tak Irak. W wojnie, która straciła wiele poparcia społecznego, koszty są duże, a korzyści – równoważące koszty i uzasadniające wojnę – są trudniejsze do określenia. Na przykład w artykule z września ubiegłego roku Scott Wallsten, pracownik naukowy-rezydent konserwatywnego American Enterprise Institute, i Katrina Kosec, asystentka naukowa, wymienili jako świadczenia „nieegzekwujące już prawa ONZ”. sankcje, takie jak „strefa zakazu lotów” w północnym i południowym Iraku oraz zaprzestanie mordowania ludzi przez reżim Saddama Husajna”. Stwierdzili, że takie korzyści znacznie przewyższają koszty. „Innym możliwym skutkiem konfliktu jest zmiana prawdopodobieństwa przyszłych poważnych ataków terrorystycznych” – napisali. „Niestety eksperci nie są zgodni co do tego, czy wojna zwiększyła, czy zmniejszyła to prawdopodobieństwo. Jest oczywiste, że to, czy bezpośrednie korzyści z wojny przewyższą koszty, ostatecznie przynajmniej częściowo zależy od odpowiedzi na to pytanie.” Najnowszym badaniem był artykuł opublikowany w zeszłym tygodniu w Internecie (www2.gsb.columbia.edu/faculty/ jstiglitz/cost–of–war–in–iraq.pdf) przez dwóch antywojennych Demokratów z administracji Clintona: Josepha E. Stiglitz z Columbia University i Linda Bilmes, obecnie w Kennedy School of Government na Harvardzie. Ich górny, długoterminowy szacunkowy koszt przekracza 1 bilion dolarów, na podstawie liczby ofiar śmiertelnych i szkód spowodowanych dotychczasową wojną. Założyli, że Amerykanie będą obecni w Iraku co najmniej do 2010 roku, a ich szacunki uwzględniają wkład wojny w wyższe krajowe ceny ropy naftowej. Twierdzą również, że chociaż wydatki na wojsko przyczyniły się do wzrostu gospodarczego, wzrost ten byłby większy, gdyby zamiast tego wydatki zostały przeznaczone na autostrady, szkoły, badania cywilne i inne, bardziej produktywne inwestycje. Twierdzą, że wojna podniosła koszty rekrutacji do armii i odjęła od dochodów pensje, z których zrezygnowały tysiące rezerwistów, którzy porzucili cywilną pracę, aby walczyć w Iraku za niższą płacę. TAK SAMO jak Pan. Wallstena i p. Kosec obliczył wartość życia utraconego w bitwie lub utraconego w wyniku obrażeń, podobnie zrobił Mr. Stiglitz i p. Bilmes – oceniając stratę na ponad 100 miliardów dolarów. To ponad dwukrotnie więcej niż szacunki Wallsten-Kosec. Obydwa badania opierają się na badaniach prowadzonych od czasów Wietnamu przez W. Kip Viscusi, profesor prawa z Harvardu. W starym sposobie wyceny życia obliczano bieżącą wartość utraconych zarobków, co jest standardem nadal stosowanym przez sądy w celu przyznania odszkodowania ofiarom wypadków, przyznając ofierze najwyżej 500,000 XNUMX dolarów. Pan Viscusi odkrył jednak, że Amerykanie mają tendencję do odmiennej wyceny ryzyka. Odkrył, że społeczeństwo płaci ludziom średnio dodatkowe 700 dolarów rocznie za podejmowanie ryzykownej pracy w niebezpiecznych zawodach. Według Davida, biorąc pod uwagę średnio jedną śmierć na 10,000 7 osób podejmujących ryzyko, koszt dla społeczeństwa wynosi XNUMX milionów dolarów za każde utracone życie. Obliczenia Viscusiego. Pan Stiglitz i p. Bilmes obniżył tę kwotę do około 6 milionów dolarów, utrzymując, jak to ujęli, konserwatywne szacunki. Ostatnie badania nie wykazały żadnego bohaterstwa ani poświęcenia dla kraju i nie bez powodu. „Nie musieliśmy toczyć tej wojny i nie musieliśmy rozpoczynać wojny, kiedy to robiliśmy” – powiedział pan. – stwierdził Stiglitz.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna