Zaglądając przez metalową bramę, pyta mnie ponownie: „Dlaczego chcesz Rady Wspólnoty? Jaki jest powód?” Najprostsza odpowiedź, że chcemy ulepszyć naszą społeczność, już dwukrotnie nie została przekonana. Prawda jest taka, że nigdy nie spodziewałem się, że naprawdę zostanę zapytany o „dlaczego” i chociaż różne powody krążą mi po głowie, wydaje się, że każdy z nich jest mniej prawdopodobny niż poprzedni, aby przekonać tak zagorzałego zwolennika wenezuelskiej opozycji.
Prawda jest taka, że obok tysięcy rad[1] istnieją już wszelkiego rodzaju organizacje sąsiedzkie, które rzeczywiście funkcjonują; nasz zapewnił bezpieczeństwo, konserwację i pewne ulepszenia infrastruktury, takie jak zapasowe źródło wody.
Mówię jej, że dzięki Radzie Wspólnoty otrzymalibyśmy rządowe pieniądze, za które moglibyśmy realizować duże projekty bez konieczności samodzielnego finansowania, a za moje mieszkanie płaciliśmy równowartość miesięcznej pensji jako składkę na rzecz magazynu wody. To odwołanie się do najniższego wspólnego mianownika i to działa. Chce rady z tego samego powodu i teraz pomoże nam ją zbudować. Jest ważnym członkiem społeczności i może nam ogromnie pomóc, ale jeśli to taki sukces, dlaczego czuję się nieswojo?
David Velásquez, Minister Władzy Ludowej ds. Partycypacji i Rozwoju Społecznego, oświadczył w 2007 r., że „ponosimy ogromną odpowiedzialność za wyjście poza tych, którzy chcą przekształcić Rady Społeczne w instancje otrzymujące i zarządzające zasobami lub w instancje, które nie zdają sobie sprawy, że ( rady) są nową formą państwa, rządu, nową formą społeczeństwa w budowie”[2]. W kraju, w którym korupcja i niekompetencja stanowią poważny problem, uczestnictwo jest postrzegane jako potencjalne antidotum, spychające na dalszy plan i zastępujące nieskuteczne, nieefektywne lub skorumpowane części państwa. Ponieważ kryzys finansowy tylko tymczasowo jest ograniczany przez rezerwy walutowe Wenezueli, perspektywa zmniejszonych dochodów rządowych sprawia, że obawy te stają się pilne. Jeśli jednak logika jest jasna, skąd mam wiedzieć, że ten argument nie przekona?
Rzeczywistość jest taka, że chociaż Velásquez aspiruje do nowego państwa partycypacyjnego, wiele z nich istnieje po to, aby „wyjść poza”. Duża liczba Wenezuelczyków nie postrzega rad lokalnych jako przemieniających, postrzegając je po prostu jako sposób na dostęp do finansów, dzięki którym mogą ulepszyć swoje społeczności. Wyniki uzyskiwane przez rady były niezwykle zróżnicowane[3] i chociaż mogą wydawać się niezrównoważone, powinniśmy przyznać, że rozwój oparty na społecznościach nie jest zły. To powiedziawszy, odpowiednia mentalność wskazuje na coś złego, na pewną rozbieżność między ideologią partycypacyjną a wenezuelską rzeczywistością. To właśnie w tej luce znalazła się moja odpowiedź.
Popularne koncepcje rad mają wiele przyczyn, począwszy od zasadniczego braku informacji na temat ideologii partycypacyjnej po stagnację inicjatyw partycypacyjnych wyższego szczebla, czyli Rad Lokalnego Planowania Społecznego[4]. Jednak rząd Hugo Cháveza musi uznać swoją rolę w ugruntowaniu tego postrzegania. Doraźne transfery środków[5] na rzecz rad wspólnot przez rząd centralny utwierdzają w przekonaniu, że pieniądze są na razie dostępne dla tych, którzy są gotowi je wykorzystać, w związku z czym rząd boliwariański aktywnie podważał swój własny projekt partycypacyjny. Struktury partycypacyjne otrzymujące transfery ad hoc nie reprezentują rodzaju transformacji państwa, jaki przewiduje Velásquez. Generalnie nie dokonujemy sporadycznych transferów do policji, służby cywilnej ani wojska.
Co gorsza, tam, gdzie pieniądze przekazywane są społecznościom w ramach relacji ad hoc, sytuacja może szybko zmienić się w klienteliczną. Okres poprzedzający ostatnie wybory regionalne zdaje się świadczyć o takiej zależności, gdyż 10 listopada, na trzynaście dni przed wyborami, prezydent Chávez przekazał kredyt na kwotę ponad 140 mln dolarów nieco ponad 1000 banków komunalnych za pośrednictwem funduszu dla mikro finanse. Choć określenie „kupowanie głosów” jest zbyt prymitywne w przypadku tej relacji, jest to sposób rządzenia charakteryzujący się szybkim wpływem, który zatem można łatwo wykorzystać do celów wyborczych. To jeszcze bardziej podważa projekt boliwariański poprzez upolitycznienie uczestnictwa.
Na szczęście większość transferów nie ma charakteru ad hoc. Z inicjatywy Cháveza i za zgodą Zgromadzenia Narodowego w 2007 roku zmieniono przepisy regulujące podział dochodów z ropy naftowej, z których 50%, które wcześniej kierowane były do władz stanowych i gminnych, trafia obecnie bezpośrednio do banków rad gmin[6]. Ten prawnie osadzony transfer środków jest częścią tworzenia nowego państwa wenezuelskiego.
Jeśli jednak rząd Boliwarii poważnie myśli o utworzeniu państwa partycypacyjnego odpowiadającego społeczeństwu partycypacyjnemu przewidzianemu w konstytucji[7], musi wyeliminować tego rodzaju niespójności. Fundusze muszą być stabilnie przydzielane społecznościom w całym kraju, pochodzące od władz centralnych i lokalnych, tak aby nie potrzebowały one ani nie otrzymywały doraźnych transferów, a tym samym unikały komplikacji w polityce wyborczej. Musi temu towarzyszyć skoordynowana kampania informacyjna mająca na celu odniesienie się do publicznych (błędnych?) koncepcji Rad Wspólnot.
Perspektywy przetrwania rad zależą od ich zdolności do wdrażania znaczących projektów rozwojowych i tym samym inspirowania uczestnictwa. Dlatego też ugruntowanie finansowania w prawie niezależnym od dochodów z węglowodorów staje się szczególnie ważne, biorąc pod uwagę malejące kwoty pieniędzy z ropy naftowej[8], które zmniejszają prawdopodobieństwo dalszych transferów ad hoc i zmniejszają istniejące dochody samorządów.
Dopiero gdy wszystkie sygnały ze strony rządu będą sugerować, że to, co widzimy, jest szczerą próbą przekształcenia państwa wenezuelskiego, aktywiści w swoich społecznościach będą w stanie skutecznie argumentować przeciwko wszystkim, że rady są konieczne nie tylko ze względu na dostępność pieniędzy, ale także dlatego, że pieniądze są uzasadnione uprawnienia społeczności jako części państwa. Utworzenie rad społeczności w celu wspierania rozwoju mogłoby być równoznaczne z utworzeniem komisariatu policji w celu zapewnienia porządku publicznego i to właśnie ta logika kryje w sobie potencjał zdobycia trwałej lojalności wszystkich warstw społeczeństwa Wenezueli wobec projektu partycypacyjnego.
[1] Szacunki co do liczby rad wahają się od 20,000 tys. do optymistycznych 30,000 tys. – zob. http://www.zmag.org/blog/view/2239 jako przykład trudności z oficjalnymi statystykami
[2] http://www.mps.gob.ve/index.php?option=com_remository&Itemid=65&func=fileinfo&id=8
[3] Porównaj przypadki cytowane w punktach 1 i 2
[4] Rady te mają kierować rozwojem gmin, ale poczyniły niewielkie postępy w obliczu oporu ze strony burmistrzów, rad i złej koncepcji – na przykład Municipio Libertador w Meridzie przez 2 z 3 lat nie posiadał biura technicznego – co było głównym wymogiem efektywnego funkcjonowania
[5] http://www.venezuelanalysis.com/news/3956
[6] http://www.mps.gob.ve/index.php?option=com_remository&Itemid=65&func=fileinfo&id=8
[7] Preambuła do Konstytucji Boliwariańskiej Republiki Wenezueli z 1999 r
[8] http://news.bbc.co.uk/2/hi/americas/7694757.stm
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna