Źródło: Antiwar.com
Jeśli po okropnościach, jakie miały miejsce w tym tygodniu w Afganistanie, generałowie o czterech gwiazdach odpowiedzialnych za ten 4-letni Marsz Szaleństwa nie zostaną pociągnięci do odpowiedzialności, nadejdzie jeszcze gorzej. Nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności za katastrofy w Wietnamie czy Iraku, a teraz rzekomo mądrzy 20-gwiazdkowi generałowie i admirałowie – zrozumcie to – przygotowują się do wojny z Chinami i Rosją.
„Cywilna kontrola” nad wojskiem jest fikcją, skoro na czele Departamentów Obrony i Stanu stoją bezczelni politycy, tacy jak Robert Gates i Hillary Clinton, nie wspominając o prezydencie Baracku Obamie, któremu brakowało kręgosłupa, by przeciwstawić się politycznym generałom takim jak David Petraeus. Było to jasne jak dzwon 12 lat temu, kiedy 24 marca 2009 roku Obama ogłosił swój pierwszy napływ wojsk do Afganistanu.
Twierdził, że jego decyzja była wynikiem „dokładnego przeglądu polityki” przeprowadzonego przez dowódców wojskowych i dyplomatów, rządy Afganistanu i Pakistanu, NATO i inne organizacje międzynarodowe. To, że nie wspomniał o żadnym wkładzie wywiadu w tę kluczową decyzję dotyczącą powolnego wzrostu liczby żołnierzy i trenerów, nie było przeoczeniem. Nie było żadnych informacji wywiadowczych – tak jak nie było ich przed ponurym „napływem” wojsk amerykańskich do Iraku w 2007 r., podczas którego zginęło dodatkowy tysiąc żołnierzy.
Gen. David Petraeus i sekretarz obrony Robert Gates dowodzili i oni wiedzieli najlepiej. Przeprowadziliby własny przegląd zasad, dziękuję bardzo. A jeśli wynik oznaczałby automatyczną czwartą gwiazdkę dla generałów, kto miałby narzekać.
Nacisk na Obamę był tak wyraźny, że kiedy ogłosił swoją decyzję o wysłaniu wojsk do Afganistanu, napisałem: „Witamy w Wietnamie, Panie Prezydencie".
„Droga przed nami będzie długa” – ostrzegł Obama. Ta część mu się udała; gwarantowała to przyjęta strategia.
Wydawało się słuszne i stosowne, że córka Barbary Tuchman, Jessica Tuchman Mathews, ówczesna prezes Fundacji Carnegie, okazała się zaszczepiona przeciwko temu rodzajowi „dysonansu poznawczego”, przed którym ostrzegała jej matka-historyk Barbara Tuchman w swojej klasycznej książce: Marsz szaleństwa: od Troi do Wietnamu. W raporcie Carnegie ze stycznia 2009 r. na temat Afganistanu stwierdzono: „Jedynym sensownym sposobem na powstrzymanie impetu powstania jest rozpoczęcie wycofywania wojsk. Obecność obcych wojsk jest najważniejszym elementem napędzającym odrodzenie talibów”.
Wielu starych urzędników wywiadu i wojska również było bardzo sceptycznych, ale Kongres i media głównego nurtu pozostały oszołomione medalami i odznakami za zasługi Petraeusa i innych generałów, z których niektórzy nie mogli się doczekać kolejnej gwiazdy i trzymali buzię na kłódkę. Tylko jeden zdobył się na odwagę, żeby zabrać głos. Tak się złożyło, że był to najwyższy dowódca USA w Afganistanie, gen. David McKiernan, który kilka miesięcy wcześniej publicznie sprzeciwił się swojemu szefowi, Sekretarzowi Obrony Gatesowi, kiedy Gates zaczął mówić o perspektywie „przypływu” wojsk do Afganistanu.
McKiernan nalegał publicznie, aby żaden „przypływ” sił w stylu irackim nie zakończył konfliktu w Afganistanie. „Słowem, którego nie używam w odniesieniu do Afganistanu, jest «przypływ»” – powiedział McKiernan, dodając, że potrzebne jest „trwałe zaangażowanie”, które może trwać wiele lat i ostatecznie wymagałoby rozwiązania politycznego, a nie wojskowego.
Jeden z argumentów przytoczonych przez Gatesa na poparcie jego rzekomego optymizmu sprawił, że my, weterani wywiadu, zakrztusiliśmy się – przynajmniej ci, którzy pamiętają Stany Zjednoczone w Wietnamie w latach sześćdziesiątych, Sowietów w Afganistanie w latach osiemdziesiątych i inne nieudane kontrpowstania.
„Talibowie nie posiadają ziemi w Afganistanie i przegrywają za każdym razem, gdy wchodzą w kontakt z siłami koalicji” – wyjaśnił Gates. Czy nie zdawał sobie sprawy, że jego uwaga przypomina tę, którą wygłosił pułkownik armii amerykańskiej Harry Summers, gdy wojna w Wietnamie zbliżała się do swojego rozwiązania?
W 1974 roku Summers został wysłany do Hanoi, aby spróbować ustalić, czy Amerykanie nadal są uznawani za zaginionych. Swojemu północnowietnamskiemu odpowiednikowi, pułkownikowi Tu, Summers popełnił błąd i przechwalał się: „Wiesz, nigdy nie pokonałeś nas na polu bitwy”.
Pułkownik Tu odpowiedział: „Być może tak jest, ale to również nie ma znaczenia”.
Generałowie Obamy aż za bardzo przypominają bezkompromisowych oficerów generalnych, którzy nigdy nie patrzyli z góry na to, co naprawdę dzieje się w Wietnamie. Ci, którzy stali za Obamą na konferencji prasowej 24 marca 2009 r., mieli dość sprytu – ale nie odwagi – aby powiedzieć mu: NIE; TO ZŁY POMYSŁ, Panie Prezydencie.
Nie należało się tego zbyt wiele spodziewać. Niestety po tej konferencji prasowej łatwo było to przewidzieć: „Galony krwi prawdopodobnie zostaną niepotrzebnie przelane w góry i doliny Afganistanu – prawdopodobnie w ciągu następnej dekady lub dłużej. Ale nie ich [4-gwiazdkowa] krew.”
To się powtórzy, chyba że…
Tym razem trzeba ponieść odpowiedzialność za Afganistan. Tym bardziej, że generałowie i admirałowie, w czynnej służbie i na emeryturze, schodzą z głowy. Niektórzy z nich, jak admirał Charles Richards, szef Dowództwa Strategicznego USA, twierdzą, że wojna nuklearna jest możliwa. Na początku tego roku Richard napisał, że Stany Zjednoczone muszą odejść od głównego założenia, że użycie broni nuklearnej jest prawie niemożliwe, do „zastosowania broni nuklearnej jest bardzo realną możliwością”.
A emerytowany admirał James Stavridis, były dowódca NATO, już mówi o wojnie z Chinami „być może za dziesięć lat”.
Odpowiedzialność i skuteczna kontrola cywilna nad takimi generałami mogą zapobiec kolejnemu Marszowi Szaleństwa.
Ray McGovern współpracuje z Tell the Word, wydawcą ekumenicznego Kościoła Zbawiciela w śródmieściu Waszyngtonu. Jego 27-letnia kariera jako analityk CIA obejmuje m.in. stanowisko szefa radzieckiego oddziału ds. Polityki zagranicznej oraz przygotowującego / krótszego raportu prezydenta Daily Brief. Jest współzałożycielem Veteran Intelligence Professionals for Sanity (VIPS).
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna
1 Komentarz
Oczywiście McGovern ma rację.
Szekspir czy Sir Walter Scott również mieli rację, pisząc: „Och, jaką splątaną sieć tkamy / Kiedy po raz pierwszy ćwiczymy się w oszukiwaniu”.
Lub, jak I.F. Stone powiedział: „Wszystkie rządy kłamią”.