W swoich skargach na skrzydło Partii Republikańskiej, które zaplanowało zawieszenie obecnego rządu, przywódca większości w Senacie Harry Reid wyśmiewał swoich przeciwników jako „anarchiści z Partii Herbacianej”. Trudno zdecydować, kto powinien być bardziej zirytowany – Partia Herbaciana czy anarchiści. W każdym razie uwaga Reida ujawnia, jak długa tradycja filozofii anarchistycznej została wrzucona pod autobus amerykańskiego dyskursu politycznego, następnie przewrócona i wleczona w zniekształconej formie, aby wskazać, kiedy wydaje się to wskazane.
Wielu może być zaskoczonych, na przykład, że prawdziwi anarchiści niekoniecznie cieszą się z najnowszej formy samounicestwienia rządu USA. To, co widzą, to przeniesienie władzy z jednego rodzaju ucisku, przez rząd, który przynajmniej udaje demokrację, na inny, który nie ma takich pretensji. Wskazują, że zawieszenie działalności nie powstrzyma NSA przed szpiegowaniem nas, policji przed egzekwowaniem prawa w dyskryminujący sposób, ani pracowników migrujących i pokojowych użytkowników narkotyków przed więzieniem w zawrotnych ilościach. Te części rządu, które zlikwidowano po zamknięciu, należą do tych, które przybliżają nas do bycia prawdziwie wolnym, egalitarnym społeczeństwem: pomoc żywnościowa zapewniająca, że każdy może jeść, opieka zdrowotna, na którą więcej osób może sobie pozwolić, a nawet parki publiczne, w których nasze największe skarby natury są wspólne. Tymczasem coraz więcej władzy oddawane jest korporacjom, które odpowiadają tylko przed najbogatszymi akcjonariuszami.
Historycznie rzecz biorąc, tak zwani libertarianie z Tea Party i anarchiści mają wspólne korzenie. Początków obu można doszukiwać się w pewnych dążeniach do wolności nurtów Oświecenia – w tym myślicieli takich jak Edmund Burke i Thomas Jefferson, a także tych, których normalnie nie uczy się w amerykańskich klasach, takich jak William Godwin i Peter Kropotkin. To dziwne, że w Stanach Zjednoczonych główny nurt myśli libertariańskiej został przekręcony i odwrócony w rodzaj potwornego pasierba. Zamiast dążyć do położenia kresu wszelkim formom ucisku, nasi libertarianie chcą zlikwidować tylko rząd, pozostawiając resztę z nas podatną na siły chciwości korporacji, dyskryminacji rasowej i niszczenia środowiska. Spuścizna jednej z rosyjskich emigrantek, Emmy Goldman, została wymieniona na dziedzictwo innej, Ayn Rand. Rezultat jest taki, że w tym kraju to, co kiedyś było głównym nurtem myśli libertariańskiej – socjalistyczny, demokratyczny anarchizm – zostało tak zapomniane, że słowo „anarchista” może być niewłaściwie używane dla dźgnięcia Kongresu.
Gdyby anarchizm był naprawdę jedynie preferowaniem nieobecności rządu, jak wielu przypuszcza, użycie Reida byłoby w zasadzie poprawne; prawicowi libertarianie, przeciwko którym występuje, byliby zachwyceni, gdyby nasz rząd przestał stanowić przeszkodę dla spekulantów. Ale przynajmniej od Oświecenia anarchizm miał na myśli znacznie więcej. Zasada — ta —łucznictwo — ma na celu demontaż także rządów tych, którzy mają zbyt dużo majątku nad tymi, którzy nie mają go wystarczająco, oraz tych, których przywileje rasowe lub płciowe dają im pierwszeństwo przed innymi. Anarchiści poszukują społeczeństwa, w którym zwykli ludzie mogliby swobodnie i demokratycznie rządzić się sobą, organizując się w celu zaspokojenia podstawowych potrzeb każdego.
Dopóki to nie nastąpi, dzisiejsi anarchiści nie są zgodni co do tego, jak odnosić się do instytucji takich jak pseudodemokratyczny rząd USA. Niektórzy, podobnie jak ich odpowiednicy z libertariańskiej prawicy, opowiadają się za całkowitym wycofaniem się i nieuczestniczeniem, odmawiając takich rzeczy jak głosowanie czy płacenie podatków. Inni uważają, że na razie rząd może być środkiem do osiągnięcia celów przyjaznych anarchistom; „praca w strukturach, którym się sprzeciwiasz, jest całkowicie realistyczna i racjonalna” pisze Noam Chomsky, „ponieważ robiąc to, możesz pomóc w przejściu do sytuacji, w której będziesz mógł rzucić wyzwanie tym strukturom”.
Większość ludzi o skłonnościach anarchistycznych plasuje się gdzieś pomiędzy. W mniejszym stopniu skupiają się na debacie o tym, czy rząd jest dobry, czy zły, a bardziej na odbudowie życia politycznego od podstaw, zaczynając od społeczności lokalnych połączonych globalnymi sieciami. Kiedy inspirowany przez anarchistów ruch Occupy Powstała dwa lata temu, komentatorzy szybko porównali ją do Partii Herbacianej i ocenili ją na podstawie tego, czy podobnie jak Partia Herbaciana wybierała na urząd polityków. Jednak ten standard wydawał się nieodpowiedni dla uczestników Occupy, którzy zazwyczaj trzymali się innej strategii wprowadzania zmian. Bardziej użytecznym prawicowym odpowiednikiem nie byłaby Partia Herbaciana, ale Kościoły, których potężna siła polityczna wynika z bycia skutecznymi ośrodkami wzajemnego wsparcia i społeczności. Pastorzy megakościołów na ogół trzymają się z daleka od wybieralnych urzędów, ale nikt nie może zaprzeczyć ich wpływowi.
Wypowiedź Harry'ego Reida o „anarchistach z Tea Party” jest symptomem amnezji, która dotknęła libertariańską myśl polityczną w tym kraju – amnezji, która pomaga wzmocnić się klasie kapitalistycznej z każdym kolejnym kryzysem fiskalnym i każdym kurczeniem się siatki bezpieczeństwa socjalnego. Mógłby zrobić dobrze, gdyby ponownie rozważył swoje słowa. Podczas gdy na dłuższą metę tradycja anarchistyczna stara się usunąć z tronów potężnych ludzi takich jak on, w krótkoterminowych wysiłkach zapewnienia podstawowych potrzeb większej liczbie ludzi, Reid może znaleźć się we wspólnej sprawie z anarchistami.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna