Pan Prezydent: Zaledwie trzy tygodnie temu (31 sierpnia 2012 r.) w tym liście zadano pytanie: „Jak dużo czasu upłynie, zanim te grupy zwrócą się przeciwko swoim dawnym zwolennikom, tak jak to miało miejsce w Afganistanie?” Pytanie odnosiło się do naszego wsparcia dla grup fundamentalistów religijnych (nawet fanatycznych) w celu obalenia świeckiego reżimu Kaddafiego w Libii, a obecnie za pośrednictwem pełnomocników w wojnie domowej w Syrii, wykorzystujących elementy Al-Kaidy z Afryki Północnej.
Nikt nie spodziewał się odpowiedzi w tak krótkim czasie. Ambasador USA i trzy inne osoby zginęły w ataku na ich kryjówkę w Benghazi, kolebce libijskiej rewolucji. Jego podróż z Trypolisu uważana za bezpieczną okazała się niebezpieczna w wyniku zamieszek po ujawnieniu przez egipskiego komentatora w telewizji zwiastuna filmu wyprodukowanego w Kalifornii oczerniającego islam i proroka Mahometa.
W następstwie rewolucji libijskiej zdjęto pokrywę przytrzymywaną przez świecki reżim Kaddafiego nad ruchami fundamentalistycznymi, które rozprzestrzeniły się jak pożar w całym Sahelu. Mali, od dawna państwo demokratyczne z tradycją wyborów i pokojowego przekazywania władzy, zostało zniszczone. Koczownicy Tuaregów, których liczebność wynosi zaledwie trzy miliony i mieszkają na północy, od dawna czuli się w Mali marginalizowani. Tym razem w ich próbie ucieczki pomógł Ansar Dine i, według niektórych relacji, Al-Kaida w Islamskim Maghrebie. Lepiej zorganizowani fundamentaliści przejęli teraz władzę; podobnie jak Talibowie, ich bezkompromisowa odmiana islamu doprowadziła ich do zniszczenia starych sanktuariów czczonych muzułmańskich świętych sufi i wprowadzenia ściśle restrykcyjnej wersji prawa szariatu.
Podobnie wzbogacona napływem broni z Libii, niegdyś umierające Boko Haram w Nigerii zostało odrodzone, co spowodowało nowy ból głowy wybranego rządu w wieloetnicznym i wieloreligijnym państwie.
Wpływy fundamentalistów nie słabną już w innych obszarach Afryki Północnej, w tym w Mauretanii, Maroku i Algierii. A teoria domina, kiedyś zastosowana do komunizmu, zwłaszcza w Indochinach, pojawiła się ponownie w ideologii tak peryferyjnej, że pół wieku temu prawie nie istniała. Jednak teraz służy jako grot destabilizacji, głównie dzięki spartaczonej zachodniej polityce zagranicznej ingerencji. Oczywiście wtrącanie się ma również inne konsekwencje, a mianowicie setki tysięcy ofiar, miliony wysiedlonych uchodźców i wiele innych milionów, które kiedyś patrzyły na Amerykę jako na latarnię nadziei, ale teraz nas nienawidzą.
W Syrii wojny zastępcze osiągnęły jeszcze inny poziom. Angażujemy się nie poprzez pełnomocników, ale poprzez pełnomocników naszych pełnomocników (Arabia Saudyjska i Katar) – jest to rodzaj zaangażowania pośredniego, które zapewnia jeszcze mniejszą kontrolę nad sytuacją lub aktorami.
Ten program demokratyzacji, nawet jeśli jest autentyczny, jest zaślepiony ideologicznymi mrugnięciami, ignorując wielowiekowe tradycje podstawowej lojalności wobec rodziny, plemienia, przynależności religijnej – połączenie fatalne dla kwitnącej prawdziwej demokracji. W ten sposób większość szyitów sprawuje władzę w arabskojęzycznym Iraku, a ich sunniccy rodacy prowadzą przeciwko nim tajną wojnę. Tymczasem sunniccy Kurdowie rządzą autonomicznym państwem na północy kurdyjskiej, powodując rozłam w Iraku. Nie oznacza to, że tego rodzaju niedociągnięcia ograniczają się do Bliskiego Wschodu. Spojrzenie na Belgię, Irlandię Północną, Kanadę, Ukrainę i okropności byłej Jugosławii szybko potwierdza.
Najlepsze, na co można mieć nadzieję, to to, że przestaniemy mieszać w garnku i zamiast tego poświęcimy nasze wysiłki minimalizowaniu ludzkiego cierpienia, nawet jeśli oznacza to ograniczenie gorliwości religijnej lub ideologicznej lub, co gorsza, postrzeganej przewagi politycznej – często błędnej, co Irak wyraźnie pokazał.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna