źródło: FAIR
Antyneoliberalny bunt w Chile wkracza w trzeci tydzień, a brutalne stłumienie trwa. Skrajnie prawicowy prezydent Sebastian Piñera i jego generałowie skutecznie zlikwidowali zdominowaną przez oligarchów demokrację w kraju, wysyłając żołnierzy na ulice, aby zabijali, okaleczali i torturowali własny naród.
W większości przypadków brak dostępu do mediów korporacyjnych na Zachodzie nie słabnie.
Historyczny marsz, który odbył się 25 października w Santiago, w którym wzięło udział 1.2 miliona osób – największy od końca dyktatury – zmusił niektóre media do przyznania się do przemocy ze strony państwa. Jednak dziennikarze korporacyjni w dalszym ciągu w dużej mierze nie dostrzegają narastających okrucieństw rządu Piñery.
Jak ostatnio sprawdzałem dla FAIR (10/23/19), zachowanie to wyraźnie kontrastuje z jednomyślnym poparciem korporacyjnych mediów dla zmiany reżimu w Wenezueli, poparciem powstańczych protestów i oczernianiem Nicolasa Maduro jako „dyktatora” (FAIR.org, 4/11/19).
Tę stronniczość mediów faworyzującą twardogłową neoliberalną administrację Piñery należy również zestawić z coraz większymi relacjami z antyrządowych protestów w Boliwii. W kolejnym przypadku egoistycznej hipokryzji amerykańskie media korporacyjne podjęły decyzję o odebraniu demokratycznego mandatu lewicowemu prezydentowi Evo Moralesowi po jego niedawnej reelekcji.
Kłamstwa zaniechania
21 października w chilijskiej prasie pojawiła się wiadomość, że 26-letni obywatel Ekwadoru Romario Veloz został zastrzelony przez państwowe siły bezpieczeństwa podczas udziału w protestach w północnym Chile poprzedniego wieczoru.
Od rozpoczęcia protestów 16 października zginęło już co najmniej pół tuzina osób 1,420 według chilijskiego Krajowego Instytutu Praw Człowieka (znanego w języku hiszpańskim jako INDH). Filmy graficzne of odrażające represje państwowe krążyły już szeroko w mediach społecznościowych.
Można by się spodziewać, że tak rażące okrucieństwa zwrócą uwagę rzekomo renomowanych międzynarodowych serwisów informacyjnych, takich jak New York Times. Tak nie jest.
A Czasy artykuł opublikowany 21 października pod tytułem „Co musisz wiedzieć o zamieszkach w Chile” nie wspomniał w ogóle o narastających zarzutach rażących naruszeń praw człowieka.
Autor artykułu, Czasy Szef Southern Cone, Ernesto Londoño, był tego wieczoru dość zajęty publikowaniem na Twitterze informacji o protestach antyrządowych – nie w Chile, ale w kraju, którego technicznie nie obejmuje, czyli w Boliwii, gdzie protesty nie spowodowały jeszcze żadnych zgłoszonych ofiar śmiertelnych.
Wspierana przez USA opozycja w Boliwii właśnie wyszła na ulice, obwołając oszustwo po wyborach prezydenckich, które odbyły się 20 października, w których Morales zwyciężył różnicą 24 punktów niezbędną do uniknięcia drugiej tury. Kontrowersje skupiają się na XNUMX-godzinnym opóźnieniu w szybkim ogłaszaniu wyników liczenia przez boliwijski trybunał wyborczy, ale według Marka Weisbrota z CEPR (10/22/19), wstępna analiza publicznie dostępne dane z ponad 34,000 XNUMX tablic do głosowania „nie wykazują żadnych dowodów na nieprawidłowości”.
Londyn podsumowałem drastyczne wideo przedstawiające zakrwawionego rektora uniwersytetu „podobno uderzonego gazem łzawiącym” podczas protestu – coś, czego jeszcze nie zrobił w przypadku Chile, pomimo obfitości przerażające nagranie.
W artykule na temat wyników (New York Times 10/21/19), reporter powtarza „potępiające” zarzuty dotyczące możliwego oszustwa ze strony misji obserwacyjnej OPA, które, jego zdaniem, „stwarzają perspektywę, że zwycięstwo Moralesa zostanie uznane przez społeczność międzynarodową za nielegalne”.
Londoño nie zauważył, że OPA nie przedstawiła żadnych twardych dowodów – statystycznych ani innych – uzasadniających swoje „głębokie zaniepokojenie” rzekomo „niewytłumaczalnym” odwróceniem wstępnych wyników, które dało Moralesowi potrzebną przewagę. Nie wspomniał też o haniebnych osiągnięciach OPA upolityczniona ingerencja w wybory, lub faktu, że organem regionalnym kieruje obecnie a teoretyk spisku kto ma twierdził, in CIA moda na to, że Wenezuela i Kuba wzniecają masowe protesty antyneoliberalne w Ekwadorze, Chile i Kolumbii. Niezależnie od tej rażącej stronniczości Morales upoważnił OPA do przeprowadzenia audytu wyników wyborów, które opozycja w sposób jawny zdecydowała się bojkotować.
Połączenia Czasy reporter zasadniczo pomija fakt, że Morales od dawna cieszy się ogromnym poparciem na wsi, gdzie podliczanie głosów jest zazwyczaj opóźnione, a obywatele obszarów wiejskich często pokonują duże odległości, aby oddać głos. W rzeczywistości spośród 106,925 22 nowych głosów policzonych w Cochabambie do XNUMX października Morales wygrał o 52.2 proc. wobec 35.4 proc. rywala.
Z braku dymiącego pistoletu Londoño zamiast tego zwraca się do opinii publicznej, aby uzasadnić zarzuty o oszustwo. „Oskarżenia o oszustwo wywołały powszechne poczucie, że prezydent lub jego sojusznicy pracowali za kulisami, aby sfałszować głosowanie” – zauważa.
Wydawać by się mogło, że New York Times przejmuje się opinią publiczną tylko wtedy, gdy pokrywa się ona z mądrością zachodniego establishmentu. Londoño nie przytoczył żadnego „powszechnego przekonania” w chilijskim społeczeństwie, że prezydent Piñera jest rzeźnikiem w stylu Pinocheta, którego większość uważa, że powinien podać się do dymisji i rozpisać przedterminowe wybory.
Tego rodzaju tandetne doniesienia nie są przypadkowe, biorąc pod uwagę, że Evo Morales, w przeciwieństwie do Sebastiana Piñery, nie jest przyjacielem Waszyngtonu. Tak jak wielokrotnie próbowali tego lokalni sojusznicy USA obalenie Dlatego też autochtonicznemu prezydentowi Boliwii Londoño wolno bezkarnie oczerniać demokratyczne osiągnięcia Moralesa.
„Krytycy twierdzą, że [Morales] staje się coraz bardziej autorytarny, oskarżając go o nadużywanie swoich wpływów w systemie sądowniczym w celu zastraszania lub spychania na bok rywali politycznych” – pisze, odmawiając cytowania jakichkolwiek rzeczywistych krytyków, słabo zawoalowanym akcentem linii redakcyjnej swojej gazety.
To jawnie stronnicze dziennikarstwo, demonizujące wrogów Waszyngtonu i kryjące swoich klientów, jest jak najbardziej na miejscu.
Wenezuela Redux
Połączenia bez dowodów zarzuty o oszustwo wobec Evo Moralesa stanowią część znanego już scenariusza wielokrotnie stosowanego przeciwko Wenezueli.
W zeszłym roku administracja Trumpa i jej prawicowi pełnomocnicy opozycji zapobiegawczo odmówił uznania wyników wyborów prezydenckich w Wenezueli, pomimo osiągnięcia przez kandydata opozycji Henriego Falcona umowa w sprawie gwarancji wyborczych z rządem. Falcon, w tamtym czasie najwyżej oceniane według szeroko cytowanego antyrządowego ankietera Datanalisis, podobno działa opozycja zagrożone z sankcjami nałożonymi przez Waszyngton za odwagę przeciwstawienia się wspieranemu przez USA bojkotować.
W dniu wyborów, Maduro wygrał miażdżące zwycięstwo nad podzieloną opozycją, której główne partie wolały wstrzymać się od głosu, niż ryzykować przegraną z osłabionym, ale wciąż wysoce zmobilizowanym blokiem Chavista.
Opozycja zarzucała oszustwem – jak to miało miejsce w praktycznie wszystkich przegranych wyborach w ciągu ostatnich dwóch dekad – nie przedstawiając żadnego dowodu na fałszowanie głosów. Pod Wenezuelą zautomatyzowany system wyborczy, świadkowie ze wszystkich partii politycznych muszą podpisywać protokoły głosowania w każdym lokalu wyborczym, które tego samego dnia są losowo poddawane kontroli na gorąco, co natychmiast ujawnia oszustwo.
Korporacyjne media sumiennie odegrały swoją rolę, recytując do znudzenia bezpodstawne twierdzenia o oszustwach, skutecznie delegitymizując wybory i torując drogę dla obecnej próby zamachu stanu (FAIR.org, 5/23/18).
W Boliwii Lisa Farthing tak zgłaszane dla NACLA (10/24/19), że sojusz Społeczności Obywatelskiej kandydata opozycji Carlosa Mesy również zaczął przewidywać oszustwa jeszcze przed rozpoczęciem głosowania.
Tymczasem Departament Stanu USA, który powstrzymał się od jakichkolwiek oświadczeń w sprawie brutalnych represji w Chile, szybko zabrał głos: oskarżając trybunał wyborczy za próbę „podważenia demokracji w Boliwii”.
Jak w zegarku zachodnie media zaczęły publikować nagłówki gazet, w których uznawano wybory za nielegalne. „Sondaże w Boliwii: Morales twierdzi, że zwyciężył wśród twierdzeń o oszustwach” – donosi dziennik „The BBC (10/24/19), podczas CNN (10/23/19) napisał: „W Boliwii wzrosło napięcie, gdy protestujący twierdzą, że wybory prezydenckie zostały sfałszowane”. „Cień wisi nad wyborami w Boliwii, gdy Morales zdobywa zwycięstwo w pierwszej rundzie” – ogłoszono Reuters (10/24/19).
Inaczej niż w Chile, gdzie masowe demonstracje przeciwko rządom wojskowym przedstawiano jako irracjonalnie „brutalne” (Financial Times, 10/28/19; CBC, 10/25/19; NPR, 10/22/19), prawicowe protesty Boliwii przedstawiane są jako uzasadniony „gniew” (CBS, 10/25/19; BBC, 10/22/19; New York Times, 10/25/19) w „autorytarnym” rządzie (Reuters, 10/27/19, Miami Herald, 10/25/19, Washington Post, 10/22/19).
Takie relacje byłyby nie do pomyślenia w kraju zachodnim, gdzie można by mieć nadzieję, że opozycja polityczna, która odmówiła uznania wyników wyborów i przystąpiła do palić biura partii rządzącej zostałby potępiony przez całe media.
Pozostając na kursie karnym
Skala i siła antyneoliberalnej rebelii w Chile zmusiły jednak niektóre media korporacyjne do wprowadzenia zmian w narracji przedstawiającej rząd Piñery jako „nieudolny” lub „niekompetentny” (FAIR.org, 10/23/19), a nie nielegalne lub przestępcze.
Bloomberg (10/30/19) I Opiekun (10/27/19) byli jednymi z nielicznych, którzy donieśli o 160 osobach, które odniosły obrażenia oczu, w tym co najmniej 26 straciło wzrok na jedno oko w wyniku wystrzelenia przez władze 9-milimetrowych ołowianych kul powlekanych gumą w głowy demonstrantów.
Podobnie, Bloomberg (10/30/19) i AP (opublikowane w Czas, 10/29/19) rzadko pojawiały się w mediach, które określały brutalne represje jako „rozprawę”. Bloomberg (10/30/19) posunął się nawet do porównania masowych protestów do „plebiscytu z 1988 r., który zakończył dyktaturę Augusto Pinocheta”.
Że AP artykuł jest typowy dla niedawnego wycofywania się mediów korporacyjnych. Przyznając w 12. akapicie, że wojsko angażuje się w „rozprawę”, w wyniku której „dziesiątki częściowo oślepiły”, autorzy pierwszych czterech akapitów opisali „grabieże” i „ataki” rzekomo przeprowadzane przez protestujących, pośrednio racjonalizując represje państwa.
AP podobnie jak zdecydowana większość zachodnich mediów ignoruje przerażające statystyki INDH dotyczące powszechnej przestępczości chilijskich sił bezpieczeństwa państwa. Zdaniem organu, na dzień Listopad 41,659 osób zostało hospitalizowanych z powodu obrażeń, w tym 40 postrzelonych ostrą amunicją, 473 rannych śrutem i 305 rannych z niezidentyfikowanej broni palnej.
INDH złożyło dotychczas 181 pozwów przeciwko organom państwowym, w tym 133 w związku z torturami i 19 w związku z przemocą seksualną, w tym dwa przypadki rzekomego gwałtu.
W przeważającej części łamy głównych zachodnich gazet w dalszym ciągu ignorują lub wybielają zbrodnie rządu Piñery.
Rzadkim wyjątkiem jest mocne uderzenie Washington Post op-ed (10/29/19) Rodrigo Espinoza Troncoso i Michaela Wilsona Becerrila, potępiający „brutalne represje” państwa i wskazujący jako problem na antydemokratyczną, stworzoną przez Pinocheta konstytucję Chile.
Większość mediów publikuje ciągły strumień „recenzji”, w których obwinia się „nierówność” za protesty i wzywa Piñerę do zajęcia się tą kwestią (New York Times, 10/25/19; Washington Post, 10/29/19; Opiekun, 10/30/19; Financial Times, 10/28/19). Inni kwestionują, że nierówność jest nawet problemem strukturalnym, karcąc chilijskich protestujących za to, że nie docenili „sukcesu” chilijskiego modelu neoliberalnego (Bloomberg, 10/30/19; Miami Herald, 10/23/19).
Jak dotąd żadne media korporacyjne nie określiły Piñery mianem „autorytarnego” lub „dyktatora”, jak to wielokrotnie powtarzało w przypadku Maduro z Wenezueli (FAIR.org, 4/11/19) i w coraz większym stopniu Morales Boliwii. Żadna zachodnia gazeta nie opublikowała artykułu redakcyjnego żądającego wywarcia nacisku na rząd na Piñerę, aby zakończył represje wojskowe i zrzekł się władzy.
Relacje z powstania w Chile po raz kolejny udowadniają, że przestępczość państw zachodnich i ich klientów jest w pełni akceptowalna dla dziennikarzy korporacyjnych, których okrucieństwo, Michael Parenti zauważa, jest zawsze „sprzeczne z prawdą”.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna
1 Komentarz
Typowa jest ignorancja i stronniczość mediów korporacyjnych. Przez wiele lat mieszkałem w Ameryce Łacińskiej, pochodzę ze Stanów Zjednoczonych i tam mieszkam, i od dziesięcioleci widzę tego typu rzeczy. Oczywiście nawet „wykształceni” i „w miarę myślący” ludzie, którzy starają się być na bieżąco z informacjami o Ameryce Łacińskiej (lub innych częściach świata), mogą czytać NYTimes (ja to robię i robię to od wielu lat) i rozumiem, o czym mówi Koerner zawsze. Niemniej jednak nawet mnie – obeznanemu z Ameryką Łacińską, dwujęzycznemu, mającemu kontakt z przyjaciółmi z Ameryki Łacińskiej – może być trudno oddzielić rzeczywistą, toczącą się rzeczywistość od intelektualizowanej „basury” (śmieci), która jest codziennie nadawana dzień wolny.
Artykuł pana Koernera jest ważny. Dodam, że jako student studiowałem politologię i studia latynoamerykańskie na dużym uniwersytecie. Był to początek typowego, długoterminowego rozwoju uprzedzeń w instytucjach amerykańskich. Miałem jedną przewagę, zmieniłem plany, nie zrobiłem kariery w służbie zagranicznej, nie wszedłem do świata korporacji, który w dużej mierze znajduje sposób na zgwałcenie Ameryki Łacińskiej i nie stałem się częścią ogromnego bankowo-finansowego świata establishmentu, który wyrządził tak wiele szkód tej części świata. W ten sposób pozostałem wolnym agentem, naprawdę chcącym zrozumieć region i jego mieszkańców. W końcu tam mieszkałem, uczyłem i poślubiłem kobietę z najbiedniejszego kraju Ameryki Łacińskiej, z wyjątkiem Haiti, które niestety jest klasą samą w sobie dzięki wieloletniej polityce Francji i Stanów Zjednoczonych, w dużej mierze kobiety, która walczyła i wypracowała sobie drogę do wyjścia z biedy i ostatecznie uzyskała doktorat.