W miarę jak cyrk kopenhaski zbliża się do punktu kulminacyjnego, nadal nie ma gwarancji, że do końca tego tygodnia zostanie zawarte kompleksowe porozumienie międzynarodowe, które pomoże zmienić oblicze planety do połowy XXI wieku.
W rzeczywistości na tym polega wyzwanie: zmniejszyć zanieczyszczenie – w szczególności emisję dwutlenku węgla – tak drastycznie, aby w krótkim okresie można było zacząć łagodzić konsekwencje dziesięcioleci, a nawet stuleci zaniedbań i odwrócić je w dłuższym okresie.
Monumentalna skala problemu nie może służyć jako wymówka dla bezczynności, zwłaszcza w obliczu dowodów na to, że w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci warunki w sposób wyraźny uległy pogorszeniu, gdy zaczęto zdawać sobie sprawę z powagi przedmiotowych problemów, jednak te, pozycja, w której można było zrobić najwięcej, polegała na łatwym wygłaszaniu kilku frazesów, gdy wymagała tego sytuacja, bez robienia czegokolwiek.
Szczyt środowiskowy w Rio w 1992 r. nie przyniósł zatem niczego wielkiego. Pięć lat później Protokół z Kioto został złagodzony, aby Bill Clinton mógł zmusić się do ukłonu. Okazało się to jednak bezwartościowe w przypadku największego zanieczyszczającego świata, ponieważ Stany Zjednoczone nigdy nie podpisały porozumienia. To z kolei otworzyło drogę akolitom, takim jak Australia, którzy opierali się temu aż do obalenia w wyborach rządu Johna Howarda 10 lat po Protokole z Kioto.
Nowy premier w Canberze, Kevin Rudd, szybko podpisał Protokół z Kioto, ale jego rząd sformułował system handlu uprawnieniami do emisji, który był prawie bezsensowny – a mimo to główna opozycyjna Partia Liberalna (która pomimo swojej zwodniczej nomenklatury jest odpowiednikiem partii konserwatywnych w innych częściach Zachodu) poczuł się zobowiązany do pozbycia się swojego lidera, który poparł lekko zmodyfikowaną wersję ustawodawstwa Rudda dotyczącego programu redukcji zanieczyszczenia węglem.
Nowy przywódca Partii Liberalnej, Tony Abbott, niechętnie przyznaje, że istnieje coś takiego jak zmiany klimatyczne spowodowane przez człowieka. Niestety nie jest sam, ani w Australii, ani w skali globalnej.
Część sceptycyzmu wobec antropogenicznej zmiany klimatu opiera się na założeniu, że skoro meteorolodzy notorycznie mylą się co do jutrzejszej pogody, to jak ktokolwiek może mieć rozsądne pojęcie o tym, jaki będzie klimat na świecie za dekadę lub pięć?
Ogólnie rzecz biorąc, sceptycyzm jest pożądaną cechą, zwłaszcza jako przeciwwaga dla gorliwości religijnej. Nietrudno też zrozumieć, jak wylewy niektórych działaczy sprzeciwiających się zmianom klimatycznym można zinterpretować jako graniczące z fanatyzmem.
Scenariusz całkowitej zagłady i mroku nieuchronnie skłania niektórych do postrzegania go jako przesadnej reakcji. W końcu historia planety jest pełna przykładów zmian klimatycznych, niektóre z nich są dość drastyczne. Jedno z wyjaśnień wyginięcia dinozaurów głosi na przykład, że wyginęły one w obliczu epoki lodowcowej – za którą nikt nie uważa, że odpowiedzialny jest styl życia Tyrannosaurus Rex.
Co więcej, działacze ekolodzy często przytaczają drastyczne zdarzenia, takie jak cyklony, huragany i susze, jako dowody zmian klimatycznych, podczas gdy jest oczywiste, że zjawiska te obserwowano od wieków, gdyż na długo przed tym, jak „ciemne szatańskie młyny” Miltona służyły jako silniki zmian klimatycznych. rewolucja przemysłowa.
Wiele z tego może być rzeczywiście bezdyskusyjnych, ale nie wyjaśnia częstotliwości i intensywności drastycznych wydarzeń w ostatnich latach – na przykład połączenia suszy i powodzi na ograniczonym obszarze, nie mówiąc już o przewidywanym wzroście globalnych temperatur w ciągu najbliższych lat 90 lat.
Odpowiedź na sceptyków zazwyczaj obejmuje przestrogę: hej, a co, jeśli twój sceptycyzm jest niesłuszny? Nawet jeśli istnieje 50% lub mniej szans na to, że prognozy dotyczące katastrofy okażą się błędne, czy nie warto podjąć działań, które w najgorszym przypadku nie wyrządzą żadnej krzywdy? Jak na przykład ograniczenie zanieczyszczeń, abyśmy wszyscy mogli swobodnie oddychać, może przynieść efekt przeciwny do zamierzonego.
Sprzeciw wobec niepodważalnych argumentów takich jak ten wysuwają głównie ci, którzy udają sceptyków, ale w rzeczywistości zaprzeczają: innymi słowy, ci, którzy akceptują, w obliczu przytłaczających dowodów przeciwnych, że działalność człowieka nie ma nic wspólnego ze zmianami klimatycznymi, i że całe to zamieszanie jest ideologicznym spiskiem mającym na celu redystrybucję bogactwa.
Doskonałym przykładem idiotyzmu związanego z takimi pomysłami jest Charles Krauthammer (każdy pełnokrwisty nazista byłby dumny z tego nazwiska, ale ja go nie wymyślam), który zauważył w swoim felietonie w zeszłym tygodniu w The Washington Post że podczas gdy kombinator Reagana i Thatcher udaremnił kampanię na rzecz Nowego Międzynarodowego Porządku Gospodarczego („Opec”, dziwnie narzeka, „dokonał największego w historii transferu bogactwa od bogatych do biednych”), napad na zachodnie garnce złota jest to znowu główny motyw stojący za „zasadniczym opodatkowaniem ciężko pracujących obywateli demokracji, aby napełnić skarbce kleptokracji Trzeciego Świata”.
Nie można poważnie wątpić w to, że w Trzecim Świecie istnieją kleptokracje. Jednak rządy i skarbce tak zwanych demokracji na Zachodzie również pozostawiają wiele do życzenia – zwłaszcza jeśli chodzi o określenie, kto zapłaci za ich ekstrawagancję.
W Kopenhadze większość krajów rozwijających się domaga się odszkodowania za konsekwencje tego, w osiągnięciu czego odegrały znikomą rolę. Trzeba niezwykłej bezczelności, aby nie zgodzić się z tą konkluzją, szczególnie w przypadku narodów, którym w dającej się przewidzieć przyszłości dosłownie grozi utonięcie. Bez wątpienia należy uwzględnić żądanie odszkodowań ze strony tych, którzy w najmniejszym stopniu przyczynili się do globalnego ocieplenia.
Pomimo jego niebezpiecznie błędnego podejścia do Afganistanu Barack Obama nie jest Charlesem Krauthammerem. Ani Gordon Brown, Kevin Rudd, Angela Merkel ani, jeśli już o tym mowa, Nicolas Sarkozy.
W żadnym z nich nie można pokładać zbytniej wiary. Ale w Kopenhadze mają okazję udowodnić, że tacy jak ja i George Monbiot się mylą. Niech to zrobią.
E-mail: [email chroniony]
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna