WIDMO unosi się w powietrzu podczas zbliżających się w Rosji obchodów 9 maja 65. rocznicy pokonania nazizmu. Doniesienia prasowe sugerują, że ten konkretny duch nie dał się odczuć w kontekście Dnia Zwycięstwa, odkąd Związek Radziecki popełnił samobójstwo prawie dwie dekady temu.
Być może tak jest, ale zjawa z mocno wąsami nie jest obca w postkomunistycznej Rosji i wiadomo, że nawiedza także niektórych jej sąsiadów.
Tym razem to ratusz Moskwy odegrał wiodącą rolę w wywołaniu kontrowersji, kiedy burmistrz Jurij Łużkow ogłosił na początku tego roku, że na niektórych billboardach wznoszonych z okazji Dnia Zwycięstwa będzie widniało aż nazbyt znajome oblicze przywódcy wojny Józefa Stalina.
Oświadczenie nieuchronnie wywołało głośne protesty, a komitet odpowiedzialny za obchody narodowe, na którego czele stoi prezydent Dmitrij Miedwiediew, zawetował ten pomysł. Jednak kilka tygodni temu Łużkow powtórzył, że plakaty są nadal przedmiotem obrad.
Burmistrz argumentował, że sprawę rozdmuchano nieproporcjonalnie, a doniesienia mediów sugerują, że miasto będzie zalane wizerunkami Stalina, podczas gdy w rzeczywistości spośród tysięcy ozdobnych billboardów tylko 10 będzie mu poświęconych. Byłoby to zdaniem Łużkowa sprawiedliwe, biorąc pod uwagę, że ten człowiek był przecież inspirującym naczelnym dowódcą Związku Radzieckiego przez całą II wojnę światową i wykreślenie go z tej historii byłoby równoznaczne z fałszowaniem historii.
Na pierwszy rzut oka ten argument za uznaniem wojennej roli Stalina wydaje się niemal rozsądny. Przecież Winston Churchill – zagorzały imperialista, którego pisma zawierają znaczne dowody rasistowskich poglądów – nie budzi porównywalnych kontrowersji, ilekroć jest pozytywnie oceniany jako premier w czasie wojny.
Istnieją jednak istotne różnice. Chociaż jego ręce sięgały początków XX wieku, prawdopodobnie miał na rękach krew – głównie, choć nie wyłącznie, krwi „ciemniejszych ras”, którymi gardził – trudno mu zarzucić, że przewodniczy systematycznej polityce represji w jego ojczyzna. I nie jest bez znaczenia fakt, że pomimo wszystkiego, co mógł symbolizować, bezpośrednio po swoim największym triumfie otrzymał rozkaz wymarszu od brytyjskiego elektoratu.
Stalin oczywiście nie stanął przed taką próbą. Wiele polityk, które zdewastowały Związek Radziecki na długo przed inwazją nazistów, nie zostało całkowicie porzuconych w obliczu konieczności wojennej, a paranoja, która zdominowała jego sposób myślenia, pogłębiła się lekcjami płynącymi z konfliktu. Populację obozów pracy w notorycznie niegościnnych głębinach Syberii powiększyli m.in. sowieccy jeńcy wojenni, uznani za skażonych doświadczeniem niewoli.
W ostatnich dziesięcioleciach Związku Radzieckiego Stalin nie zajmował szczególnego miejsca w oficjalnych wersjach historii, z wyjątkiem kontekstu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Uznano, że bezpieczniej będzie zatuszować niesmaczne tyrańskie aspekty jego prawie 30 lat u steru i gloryfikować jego przywództwo w czasie wojny – aczkolwiek bez zbytnich fanfar, aby nie poruszyć duchów przeszłości i nie wywołać nieprzewidywalnych konsekwencji.
Niestety, wydaje się, że tendencja ta przetrwała w ZSRR: czasami charakterystyka Stalina przez Władimira Putina była formułowana w kategoriach, które Partia Komunistyczna za czasów Breżniewa uznałaby za nienaganne. Z sondaży wynika, że aż jedna trzecia Rosjan uważa Stalina za największego przywódcę, jakiego kiedykolwiek miał ich kraj.
Pomimo pułapek demokracji elementy autokracji w Rosji XXI wieku wydają się silniejsze niż w końcowej fazie sowieckiego eksperymentu. Oznacza to między innymi, że nadal istnieje oficjalna wersja historii, zwłaszcza w odniesieniu do tego, czego uczy się w szkołach. Wersja ta w dalszym ciągu zakłada fałszywą dychotomię między rolą Stalina w wojnie a bardziej rażącymi aspektami jego złych rządów.
Prawdopodobnie nie będzie tam zbyt wiele miejsca na uznanie, na przykład, że jednym z powodów, dla których siły nazistowskie były w stanie stosunkowo łatwo przeciąć zachodni Związek Radziecki, był fakt, że wyższe stopnie Armii Czerwonej zostały zdziesiątkowane przez stalinowską ofensywę. czystki – podczas których zbyt często topór padał na funkcjonariuszy uznanych za niegodnych zaufania właśnie dlatego, że byli bardziej kompetentni i inteligentni od swoich rówieśników.
Co więcej, podczas gdy Stalin dostatecznie nie ufał większości swoich towarzyszy z czasów bolszewickich, aby zaaranżować ich sądowy mord (w 1940 r. był jedynym ocalałym z komitetu centralnego Włodzimierza Lenina), okazywał dziwną wiarę w Adolfa Hitlera, spodziewając się, że będzie przestrzegał zasad Pakt Mołotow-Libbentrop z 1939 r. – i ignorowanie rosnących dowodów na to, że armie nazistowskie przygotowywały się do strajku.
Zbyt często zapomina się, że pierwsze doniesienia o inwazji wprawiły go w katatoniczny szok: sądził, że wszystko stracone, a dojście do siebie zajęło mu kilka dni.
Nie ulega wątpliwości, że Związek Radziecki ostatecznie odegrał kluczową rolę w pokonaniu nazizmu, ale łatwo przesadzić, w jakim stopniu patriotyczna gorliwość żołnierzy i partyzantów była inspirowana kultem Stalina. Nie należy też przeoczyć przypadków, gdy ledwo wyszkoleni żołnierze stawali na linii ognia głównie dlatego, że byli „wspierani” przez strzelców wyborowych NKWD, którzy otrzymali rozkaz zastrzelenia każdego, kto odważyłby się wycofać.
Taktyka ta jest niezastąpiona jako metafora ogólnych rządów Stalina, w których kluczem był strach.
Dla Rosji i jej byłych sąsiadów przeszłość to rzeczywiście inny kraj – kraj, który nie był pozbawiony cech zbawiennych, zwłaszcza w swoich początkach jako najodważniejszy eksperyment społeczno-polityczny we współczesnej historii. Czy jednak można mieć jakiekolwiek wątpliwości, że Stalin przyczynił się do niepowodzenia tego eksperymentu?
Nie oznacza to oczywiście, że należy go wykreślić z historii. Wręcz przeciwnie. Jednak w jego spuściźnie niewiele jest rzeczy, które mogłyby posłużyć za pretekst do świętowania, nawet w kontekście wojny, którą naziści prawie wygrali. Warto pamiętać o stalinowskiej przeszłości ze wszystkimi jej krwawymi szczegółami, aby można było ją wykorzystać jako przestrogę.
E-mail: [email chroniony]
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna