Jest wysoki i szczupły, ma burzę siwych włosów. Bombardier biorący udział w wielkiej wojnie z faszyzmem i antywojenny weteran amerykańskich wojen od tamtej pory, jest najbardziej znany jako autor przełomowej książki Historia ludowa Stanów Zjednoczonychoraz jako eksperta od nieoczekiwanych głosów sprzeciwu, które tak regularnie pojawiały się w naszej historii. Ma 83 lata (choć wygląda o dziesięć lat młodziej) jest także weteranem surowego stulecia, a mimo to nie patrzy w przeszłość. Jego głos jest cichy i wyraźnie podchodzi do siebie z przymrużeniem oka, od czasu do czasu chichocząc cierpko z własnych komentarzy. Od czasu do czasu, gdy jakaś myśl go zadowoli, a jego zużyta twarz rozjaśnia się lub pojawia się w szczerym uśmiechu, wygląda zdecydowanie chłopięco.
W wakacyjny poranek siadamy sami na werandzie małej kawiarni. Ma przed sobą croissanta i kawę. Sugeruję, że może powinniśmy zacząć po śniadaniu, ale on zapewnia mnie, że nie ma szczególnej sprzeczności między jedzeniem a mówieniem, więc jako początkujący ankieter niezdarnie włączam dwa magnetofony – z których jeden po pauzie nadal nie będzie odtwarzany kilka minut naszej rozmowy (nasz odpowiednik, żartujemy, niesławnej 18-minutowej przerwy Nixona). W ramach przygotowań odkłada na wpół zjedzone śniadanie, aby nigdy więcej go nie dotykać, i zaczynamy.
Tomdispatch: Ty i Anthony Arnove właśnie wydaliście nową książkę, Głosy Ludowej Historii Stanów Zjednoczonych, w którym występują amerykańskie głosy oporu od najwcześniejszych chwil do późnej nocy. Teraz mamy nowy, uderzający głos oporu, Cindy Sheehan. Zastanawiałem się, co o niej sądzisz?
Howard Zinn: Często ruch protestacyjny, który już trwa – a obecny ruch antywojenny trwał jeszcze przed rozpoczęciem wojny w Iraku – zyskuje szczególny impet, szczególną iskrę w wyniku aktu buntu jednej osoby. Myślę o Rosie Parks i tym jednym jej akcie oraz o tym, co on oznaczał.
DT: Czy przychodzą Ci na myśl inne postacie podobne do Cindy Sheehan z przeszłości, które sprawiły, że ruchy się zjednoczyły?
cynk: W ruchu antywojennym w latach Wietnamu nie było ani jednej osoby, ale kiedy wracam myślami do ruchu abolicjonistycznego, Frederick Douglass był pod tym względem postacią wyjątkową. Kiedy po wyjściu z niewoli przybył na północ i po raz pierwszy przemówił do grupy ludzi przeciwnych niewolnictwu, istniały już początki ruchu. [William Lloyd] Garrison już założył [swoją gazetę przeciw niewolnictwu]. Wyzwoliciel, ale Frederick Douglass był w stanie przedstawić samo niewolnictwo w sposób, w jaki Garrison i inni abolicjoniści nie byli w stanie. Jego dramatyczny wygląd i elokwencja dostarczyły szczególnej iskry dla ruchu abolicjonistycznego.
TD: Myślę, że Cindy Sheehan reprezentuje także coś, czego nikt inny nie może reprezentować, a właściwie prawie nie może być reprezentowany – Amerykanina poległego na wojnie i oczywiście jej własnego zmarłego syna.
cyna: To interesujące. Oprócz Cindy Sheehan były matki, które zabrały głos, ale ona zdecydowała się na czyn, który miał szczególny oddźwięk, a który polegał po prostu na ustaleniu, dokąd zmierza Bush (chichocze do siebie na tę myśl) i na konfrontacji między nimi bieguny tej wojny, pomiędzy jej twórcą a opozycją. Po prostu zaparkowała w pobliżu Busha i stała się centrum uwagi narodowej, centrum powagi, wokół którego gromadziły się setki ludzi.
TD: Administracja Busha przyjęła tak długoterminową strategię, aby nigdzie nie wyruszać, co mogłoby stanowić wyzwanie dla Prezydenta, ale teraz, chyba że dosłownie znajduje się w bazie wojskowej, podejrzewam, że nie jest już przed tym bezpieczny, a nawet wtedy…
cyna: Czy czytałeś o burmistrzu Salt Lake City przemawiającym przed 2,000 osób, aby zaprotestować przeciwko przemówieniu prezydenta? To właśnie zaczęło się dziać podczas wojny w Wietnamie. Po pewnym czasie [prezydent Lyndon] Johnson i [wiceprezydent Hubert] Humphrey nie mogli wychodzić nigdzie poza bazami wojskowymi. A problem Cindy Sheehan polega na tym, że ona też nie jest głosem umiarkowanym. To znaczy, ona mówi, że musimy wycofać się z Iraku tak odważnie i wyraźnie, że nawet taki antywojenny człowiek jak [New York Times felietonista] Frank Rich określa jej stanowisko jako „apokaliptyczne” i w pewnym sensie nie na miejscu. I to jest okropne, ponieważ w kwestii wystąpienia reprezentuje, jak sądzę, niewypowiedziane pragnienia ogromnej liczby osób i jest gotowa powiedzieć to, czego politycy i dziennikarze nie odważyli się jeszcze powiedzieć. W kraju jest bardzo niewiele gazet – może Seattle Post-Intelligencer i jeszcze jedna – które po prostu wzywały do wycofania się, nie mówiąc o harmonogramach i warunkach.
Logika wycofania się w dwóch wojnach
TD: Jak napisała osoba, która w 1967 r Wietnam: logika wycofaniaJak porównasz logikę rozmów o wycofaniu się w tym momencie z tamtym?
cyna: Był taki moment na początku wojny w Wietnamie, kiedy żadna ważna postać ani żaden krytyk wojny nie wzywał po prostu do natychmiastowego wycofania się. Każdy w jakiś sposób się zabezpieczał. Musimy negocjować. Musimy pójść na kompromis. Musimy powstrzymać bombardowania na północ od tego czy innego równoleżnika. Myślę, że jesteśmy teraz w porównywalnym punkcie, dwa lata po rozpoczęciu wojny w Iraku. Kiedy moja książka ukazała się wiosną 67 r., zaledwie dwa lata po eskalacji na początku 65 r., kiedy Johnson wysłał pierwsze duże napływy wojsk amerykańskich. Myślę, że porównywalne są argumenty wtedy i teraz. Nawet język jest podobny. Nie wolno nam ciąć i uciekać. Nie możemy dać im zwycięstwa. Nie możemy stracić prestiżu na świecie.
TD: …wiarygodność była wówczas słowem kluczowym.
cyna: Tak, dokładnie, wiarygodność. Jeśli opuścimy kraj, zapanuje chaos i wojna domowa…
TD: …i krwawa łaźnia.
cyna: Tak, i krwawa łaźnia — ponieważ jedynym sposobem usprawiedliwienia trwającej katastrofy jest zakładanie większej katastrofy, jeśli nie będziemy kontynuować obecnej. Widzieliśmy, jak ta psychologia działa wielokrotnie. Widzieliśmy to na przykład w przypadku Hiroszimy. To znaczy, musimy zabić setki tysięcy ludzi, aby zapobiec większej katastrofie, śmierci miliona ludzi podczas inwazji na Japonię.
Ciekawe, że kiedy w końcu opuściliśmy Wietnam, żadne z tych strasznych ostrzeżeń tak naprawdę się nie spełniło. To nie tak, że po naszym wyjeździe wszystko było dobrze. Chińczyków wypędzono, byli też przewoźnicy na łodziach i obozy reedukacyjne, ale to wszystko nie było w porównaniu z trwającą rzezią, która miała miejsce, gdy były tam wojska amerykańskie. Tak więc, choć nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się stanie – myślę, że to ważne – kiedy Stany Zjednoczone wycofają swoje wojska z Iraku, chodzi o to, że wybieramy pomiędzy pewnością trwającej katastrofy, chaosem i przemocą, które dzieje się dzisiaj w Iraku i jest to ewentualność, której nie jesteśmy w stanie przewidzieć może być złym. Ale co może być złym, nie jest pewne; co jest złego w naszym obecnym zawodzie, jest pewne. Wydaje mi się, że wybierając pomiędzy jednym a drugim, trzeba zaryzykować, co się stanie, jeśli zakończymy okupację. Jednocześnie oczywiście robisz wszystko, co w Twojej mocy, aby złagodzić najgorsze możliwości Twojego odejścia.
Opór w wojsku
TD: Chcę na chwilę wrócić do Cindy Sheehan. W ostatnich latach wojny w Wietnamie armia amerykańska była prawie niezdolna do walki i chociaż były rodziny wojskowe sprzeciwiające się wojnie, główny opór wobec wojny pochodził już wówczas od samych żołnierzy w wieku poborowym. Teraz mamy armię składającą się wyłącznie z ochotników; wiemy, że morale spada i że istnieją konkretne przypadki oporu – na przykład odmowy powrotu do Iraku – w obrębie wojska, ale tym razem wydaje się, że większość oporu pochodzi ze strony rodzin żołnierzy. Ciekawe, czy jest na to jakiś historyczny precedens?
cyna: Nie znam żadnej wcześniejszej wojny, podczas której coś takiego miało miejsce… w każdym razie w Stanach Zjednoczonych. Najbliżej można było być w Konfederacji podczas wojny secesyjnej, kiedy żony żołnierzy zbuntowały się, ponieważ ich mężowie umierali, a właściciele plantacji czerpali zyski ze sprzedaży bawełny, odmawiając uprawy zbóż przeznaczonych do spożycia przez cywilów. David Williams z Valdosta w stanie Georgia zadebiutuje jesienią tego roku Ludowa historia wojny domowej w którym opisuje to zjawisko.
Jednakże w przypadku Związku Radzieckiego podobieństwo może być bliższe. Rosyjskie matki protestowały przeciwko trwającej wojnie w Afganistanie, ich Wietnamie. Nie wiem, jak dużą rolę odegrała sowiecka decyzja o wycofaniu się, ale z pewnością było w tym coś dramatycznego.
Mieliśmy złote gwiazdy-matki przeciwko wojnie w epoce Wietnamu, ale nic takiego i myślę, że wskazałeś przyczynę. Żołnierze w Iraku nie są w takiej samej sytuacji, w jakiej byli poborowi – chociaż muszę to złagodzić, zauważając, że duża część oporu w wojnie w Wietnamie pochodziła od ludzi, którzy zaciągnęli się do armii. I w pewnym sensie w tej wojnie są także poborowi, ludzie, którzy nie zapisali się do walki, lub Gwardia Narodowa i Rezerwa, którzy nie spodziewali się iść na wojnę. Można powiedzieć, że zostały sporządzone.
Mimo to, ponieważ jest to w dużej mierze armia ochotnicza, protesty w bezprecedensowy sposób pozostawiono rodzicom. Ich dzieci po prostu nie są w stanie tak łatwo protestować, a mimo to myślę, że w miarę trwania wojny protestów GI będzie coraz więcej. To nieuniknione. Wyobrażam sobie – nie da się tego udowodnić – że w wojsku jest już znacznie więcej podziemnych protestów i niezadowolenia, niż dotychczas zgłaszano, może znacznie więcej, niż można zgłosić, ponieważ prawdopodobnie nie jest to widoczne.
Kiedy próbuję pomyśleć, co tak naprawdę zmusiłoby administrację Busha do opuszczenia Iraku, jedyną rzeczą jest bunt w wojsku. David Cortright [autor Żołnierze w buncie: opór GI podczas wojny w Wietnamie] uważa, że to, co przydarzyło się wojsku w Wietnamie, było kluczowym czynnikiem w ostatecznym wyprowadzeniu Stanów Zjednoczonych z Wietnamu.
TD: A co z oporem militarnym na górze, a nie na dole? Już w Korei wśród oficerów panowało poczucie, że wzięli udział w niewłaściwej wojnie, w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie, co zostało powtórzone w Wietnamie. Oczywiste jest, że czołowi ludzie w Iraku od dawna wiedzieli, że są zamieszani w katastrofę. To oni ostatnio zaczęli mówić o wypłatach i wypłatach bez zgody administracji Busha.
cyna: To bardzo ważna zmiana, ponieważ kiedy w czymś, co wcześniej wydawało się solidnością blatu, pojawiają się pęknięcia, kontynuacja staje się znacznie trudniejsza. Jednym z przykładów, który przychodzi mi na myśl – to nie jest sytuacja wojenna – jest makartyzm. Kiedy [prześladujący senatora Josepha] McCarthy zaczął ścigać ważne osobistości w administracji Eisenhowera, kiedy ścigał generała [George’a] Marshalla, a jego wypady zbliżały się coraz bardziej do szczytu, coraz więcej ludzi oddalało się od niego i to było krytyczne dla jego śmierci. Od pewnego czasu widać niezadowolenie na najwyższych szczeblach wojskowych. Na przykład [emerytowany dowódca Centcomu] Generał [Anthony] Zinni wypowiadał się od początku. Przez chwilę martwiłem się podobieństwem między naszymi imionami [śmiech], ale teraz czuję się lepiej, gdy zaczął mówić w ten sposób.
TD: A emerytowani generałowie, tacy jak on, zawsze wypowiadają się w imieniu innych żołnierzy.
cyna: Zgadza się. Są w stanie powiedzieć to, czego inni nie mogą powiedzieć. Mam na myśli, że w wielu naszych wojnach był opór militarny, ale przed Wietnamem nigdy nie osiągnął punktu, w którym faktycznie zmienił politykę. W armii rewolucyjnej doszło do buntów przeciwko Waszyngtonowi. Podczas wojny meksykańskiej nawet ogromna liczba dezercji nie powstrzymała wojny. Nie przychodzi mi do głowy żaden opór militarny podczas I wojny światowej. Oczywiście Stany Zjednoczone brały w niej udział tylko przez krótki czas, tak naprawdę półtora roku. Oczywiście II wojna światowa była inną sytuacją. To właśnie sprawia, że Wietnam jest tak fenomenem historycznym. To był pierwszy ruch w wojsku, który był ważnym czynnikiem zmiany polityki rządu. Interesujące jest to, że od tego czasu mieliśmy krótkie wojny, z wyjątkiem tej jednej, i te wojny zostały celowo zaprojektowane tak, aby były krótkie, aby nie było czasu na rozwój ruchu antywojennego. W tym przypadku przeliczyli się. Myślę, że to nie jest kwestia czy, tylko kiedy. Kiedy i jak. Nie sądzę, żeby było wątpliwości, że Stany Zjednoczone będą musiały wydostać się z Iraku. Jedyne pytania to: Jak długo to zajmie? Ile jeszcze osób umrze? A jak to zostanie zrobione?
Zewnętrzne granice imperium
TD: Przejdźmy do innej kwestii, o której z pewnością pisałeś w latach 60., a mianowicie zbrodni wojennych. Jednak „zbrodnie wojenne” były ostatnim zarzutem, który w tamtych latach pojawił się w głównym nurcie i pierwszym, który z niego znikł. Z pewnością doświadczyliśmy wielu zbrodni w ciągu ostatnich kilku lat, od Abu Ghraib i Guantanamo po Afganistan. Zastanawiam się, dlaczego jako koncepcja tak słabo podoba się Amerykanom?
cyna: Wydaje się, że jest to trudne pojęcie – zbrodnie wojenne, zbrodniarze wojenni – do uchwycenia w tym miejscu. Istnieje gotowość do powiedzenia, że przywództwo jest złe, ale od tego jest duży krok do stwierdzenia, że przywództwo jest błędne. Niestety w kulturze amerykańskiej nadal istnieje coś w rodzaju monarchicznego poglądu, że prezydent i ludzie tam na górze to ludzie bardzo wyjątkowi i chociaż mogą popełniać błędy, nie mogą być przestępcami. Nawet po tym, jak opinia publiczna zwróciła się przeciwko wojnie w Wietnamie, nie było powszechnej mowy o Johnsonie, [Sekretarzu Obrony Robercie] McNamarze i reszcie z nich to zbrodniarze wojenni. Myślę, że ma to związek z amerykańską kulturą szacunku dla prezydenta i jego ludzi, poza którą ludzie nie chcą myśleć.
TD: Jaki wpływ ma na to amerykańska kultura wyjątkowości?
cyna: Przypuszczam, że bardzo duża liczba Amerykanów przeciwnych wojnie w Wietnamie nadal wierzyła w zasadniczą dobroć tego kraju. Uważali Wietnam za aberrację. Tylko mniejszość w ruchu antywojennym postrzegała to jako część ciągłej polityki imperializmu i ekspansji. Myślę, że jest to prawdą również dzisiaj. Amerykanom bardzo trudno jest porzucić myśl, że jesteśmy szczególnie dobrym narodem. Pocieszająca jest świadomość, że chociaż od czasu do czasu robimy złe rzeczy, są to tylko indywidualne aberracje. Myślę, że potrzeba dużej świadomości politycznej, aby rozszerzyć krytykę konkretnej polityki lub konkretnej wojny na ogólną negatywną ocenę kraju i jego historii. To uderza zbyt blisko czegoś, czego Amerykanie najwyraźniej muszą się trzymać.
Oczywiście jest w tym również pewien element słuszny – ponieważ istnieją zasady, których Stany Zjednoczone prawdopodobnie się trzymają i które są dobre. Po prostu ludzie mylą zasady z polityką i dopóki potrafią zachować te zasady w głowach (sprawiedliwość dla wszystkich, równość itd.), bardzo niechętnie przyznają się do faktu, że byli bezmyślnie, konsekwentnie naruszone. Tylko w ten sposób mogę wytłumaczyć powstrzymywanie się od patrzenia na Prezydenta i otaczających go ludzi jak na zbrodniarzy wojennych.
TD: Wracając do katastrofy w Iraku, co sądzisz o wersji amerykańskiego projektu imperialnego przedstawionej przez administrację Busha?
cyna: Lubię myśleć, że imperium amerykańskie osiągnęło swoje zewnętrzne granice na Bliskim Wschodzie. Nie wierzę, że ma przyszłość w Ameryce Łacińskiej. Myślę, że władza, jaką tam posiadała, jest już wyczerpana i widzimy powstawanie rządów, które nie będą grać w piłkę ze Stanami Zjednoczonymi. Może to być jeden z powodów, dla których wojna w Iraku jest tak ważna dla tej administracji. Poza Irakiem nie ma dokąd pójść. Ujmijmy to w ten sposób: postrzegam wycofanie się z Iraku, kiedykolwiek do tego dojdzie – i myślę o tym częściowo jako życzenie, a częściowo jako wiarę [chichocze z siebie] – jako pierwszy krok w ograniczaniu amerykańskiego imperium. W końcu nie jesteśmy pierwszym krajem w historii, który jest do tego zmuszony.
Chciałbym powiedzieć, że będzie to spowodowane amerykańskim sprzeciwem wewnętrznym, ale podejrzewam, że będzie tak głównie dlatego, że reszta świata nie zaakceptuje dalszych amerykańskich wypraw do miejsc, do których nie należymy. Wierzę, że w przyszłości 9 września będzie można postrzegać jako początek rozpadu imperium amerykańskiego; to znaczy samo wydarzenie, które na dłuższą metę natychmiast skrystalizowało społeczne poparcie dla wojny – a nie wiem, jak długo to potrwa – może być postrzegane jako początek osłabienia i rozpadu imperium amerykańskiego.
TD: Byłaby w tym ironia.
cyna: Tak na pewno.
Koniec wojny
TD: Chciałem poruszyć kwestię wojny. Pisałeś, że możliwy koniec wojny nie jest projektem czysto utopijnym. Czy naprawdę wierzysz, że wojna może się zakończyć, czy też masz to w genach?
cyna: Chociaż wiele rzeczy jest dla mnie niejasnych, jedna jest bardzo jasna. Nie mamy tego w genach. Ilekroć czytam relacje, nawet tych, które brały udział w wojnie, które sugerują, że w męskiej psychice jest coś, co wymaga tego rodzaju przemocy i militaryzmu, nie wierzę w to. Mówię to na podstawie doświadczenia historycznego; to znaczy, jeśli porównasz przypadki, w których ludzie, głównie mężczyźni, dopuścili się aktów przemocy i poszli na wojnę, z przypadkami, w których ludzie nie poszli na wojnę, odrzucili wojnę, wydaje się, że ludzie nie naturalnie chcę wojny.
Mogą chcieć wielu rzeczy związanych z wojną – koleżeństwa, dreszczyku emocji płynącego z trzymania broni. Myślę, że to właśnie dezorientuje ludzi. Emocje, koleżeństwo – wszystko to może przyjść na wiele różnych sposobów; pochodzi jednak z wojny i to tylko wtedy, gdy ludzie są do niej wmanipulowani. Dla mnie najsilniejszym argumentem przeciwko nieodłącznej popędowi do wojny jest zakres, w jakim rządy muszą uciekać się do nakłaniania ludzi do pójścia na wojnę, czego przykładem była ogromna ilość propagandy i oszustw. I nie zapomnij o przymusie. Odrzucam więc pomysł naturalnej skłonności do wojny.
TD: Sam poszedłeś na wojnę…
cyna: Miałem 20 lat. Byłem bombardierem w 8. Siłach Powietrznych w załodze B-17, który wykonywał niektóre z ostatnich misji wojny z Anglii. Poszedłem jako młody, radykalny antyfaszysta, wierzący w tę wojnę i wierzący w ideę sprawiedliwej wojny z faszyzmem. Pod koniec wojny zacząłem mieć wątpliwości, czy chaos, w który się zaangażowaliśmy, był uzasadniony: bombardowania miast, Hiroszimy i Nagasaki, bombardowania, w które sam brałem udział. I wtedy zacząłem podejrzewać motywy przywódców aliantów. Czy naprawdę tak bardzo przejmowali się faszyzmem? Czy troszczyli się o Żydów? Czy była to wojna o imperium? W Siłach Powietrznych spotkałem młodego trockistę w innej załodze lotniczej, który powiedział mi: „Wiesz, to jest wojna imperialistyczna”. Byłem w pewnym sensie zszokowany. Powiedziałem: „No cóż, lecisz na misje!” Dlaczego tu jesteś?” Odpowiedział: „Jestem tutaj, aby porozmawiać z ludźmi takimi jak ty”. [Śmieje się.] To znaczy, nie nawrócił mnie, ale trochę mną wstrząsnął.
Po wojnie, gdy lata mijały, nie mogłem powstrzymać się od rozmyślań o złożonych obietnicach dotyczących rezultatów wojny. Wiesz, generał Marshall wysłał mi – i 16 milionom innych osób – list z gratulacjami za wygranie wojny i informacją, że świat będzie teraz innym miejscem. Pięćdziesiąt milionów ludzi zginęło, a świat nie był aż tak inny. To znaczy, Hitlera i Mussoliniego nie było, podobnie jak japońska machina wojskowa, ale faszyzm, militaryzm i rasizm nadal były na całym świecie, a wojny wciąż trwały. Doszedłem więc do wniosku, że wojna, niezależnie od tego, jakie szybkie rozwiązanie może ci dać… Och, pokonaliśmy to zjawisko, faszyzm; pozbyliśmy się Hitlera (jak pozbyliśmy się Saddama Husajna, widzicie) – niezależnie od przypływu entuzjazmu, skutki były jak po zażyciu narkotyku; najpierw wysoki poziom, a potem ponownie wpadasz w coś okropnego. Zacząłem więc myśleć, że jakiekolwiek wojny, nawet wojny ze złem, po prostu niewiele dają. Na dłuższą metę po prostu nie rozwiązują problemu. W międzyczasie umiera ogromna liczba ludzi.
Doszedłem także do wniosku, że biorąc pod uwagę technologię współczesnych działań wojennych, wojna jest nieuchronnie wojną przeciwko dzieciom, przeciwko ludności cywilnej. Jeśli spojrzeć na stosunek zabitych cywilów do wojskowych, zmienia się on z 50–50 podczas II wojny światowej do 80–20 w Wietnamie, a dzisiaj może sięgać 90–10. Czy znasz tego włoskiego chirurga wojennego, Gino Stradę? On napisał Zielone papugi: dziennik chirurga wojennego. Przeprowadzał operacje wojenne w Afganistanie, Iraku i innych miejscach. Dziewięćdziesiąt procent osób, które operował, stanowili cywile. Kiedy zmierzysz się z tym faktem, wojna jest teraz zawsze wojną przeciwko ludności cywilnej, a więc przeciwko dzieciom. Żaden cel polityczny nie może tego usprawiedliwić, dlatego też wielkim wyzwaniem stojącym przed ludzkością w naszych czasach jest rozwiązanie problemów tyranii i agresji i to bez wojny. [Śmieje się cicho.] Bardzo złożona i trudna praca, ale trzeba się z nią zmierzyć – i dlatego od zakończenia II wojny światowej angażuję się w ruchy antywojenne.
Prawa autorskie 2005 Tomdispatch
[Ten artykuł ukazał się po raz pierwszy w dniu Tomdispatch.com, blog internetowy Nation Institute, który oferuje stały dopływ alternatywnych źródeł, wiadomości i opinii Toma Engelhardta, wieloletniego redaktora działu wydawniczego, Współzałożyciel Projekt Imperium Amerykańskiego i autor Koniec kultury zwycięstwa.]
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna