Ogłoszone wczoraj nowe plany i cięcia w budżecie obronnym odzwierciedlają konsekwencje Iraku i Afganistanu. Oczywiste jest, że odtąd będziemy polegać na znacznie mniejszym zasięgu – na czele z siłami specjalnymi i dronami – przypominając koncepcję „równoważenia na morzu”. Pomysł, szeroko propagowany przez profesora Uniwersytetu w Chicago, Johna J. Mearsheimera, opiera się na przyjaznych mocarstwach regionalnych, które równoważą wrogie.
Pozostają pytania, ponieważ nikt nie sformułował ogólnej strategii ani celów politycznych. Po co nam zatem nasze siły zbrojne? Czy popyt na światowe zasoby odgrywa jakąś rolę? Jeśli tak, warto zauważyć, że Chiny wydają się finalizować prawie wszystko w Afryce.
A jeśli chodzi o Chiny, czy planujemy konkurować z Pacyfikiem w miarę wzrostu jego wpływów, a naszych zanikania? Jeśli tak, czego będziemy potrzebować? Czy istnieją inne środki niż obecność siły? Mogą one oferować potencjał gry o sumie dodatniej zamiast gry o sumie zerowej. W przeciwnym razie trafnym prognostykiem będzie prawdopodobnie książka Mearsheimera z 2001 roku „The Tragedy of Great Power Politics”, która ilustruje jego teorię ofensywnego realizmu i przewiduje ponure perspektywy pokoju w północno-wschodniej Azji. Anarchia w systemie światowym, zgodnie z tą teorią, zmusza państwa do dążenia do dominacji, zmuszając nawet pokojowe narody do bezlitosnej walki o władzę.
Musi nadejść czas, kiedy ludzkość będzie w stanie rozwiązać konflikty za pomocą mediacji i prawa międzynarodowego lub przekształcić je w rywalizację; nabiera to szczególnego znaczenia, ponieważ pogłębiająca się zmiana klimatyczna wpływa na całą planetę, a rozwiązania nieuchronnie wymagają współpracy i zaufania między rządzącymi nami państwami narodowymi.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna