Trudno sobie wyobrazić taki przebieg wydarzeń. Ale odwróćmy tożsamość, zastąpmy policję armią i prawie dokładnie to samo wydarzyło się w ciągu 24 godzin na okupowanym Zachodnim Brzegu, począwszy od popołudnia w szabat. Cztery ofiary śmiertelne w Palestynie w dwóch odrębnych incydentach zostały oczywiście przyćmione przez wiadomości dotyczące załamań w stosunkach między Izraelem a jego głównym sponsorem, ale jest mało prawdopodobne, że i tak poświęcono im wiele uwagi.
Spór między USA i Izraelem wynikał z zapowiedzi budowy 1,600 mieszkań w arabskiej wschodniej Jerozolimie, ale został wywołany nie tyle ogłoszeniem, ile jego momentem: doszło do niego podczas wizyty wiceprezydenta Joe Bidena w Izraelu , samozwańczego syjonisty. Jest mało prawdopodobne, aby był to zbieg okoliczności, choć można sobie wyobrazić, że premier Benjamin Netanjahu rzeczywiście był zaskoczony.
Netanjahu nie jest bynajmniej ugodowy w kontekście izraelsko-palestyńskim, ale jego partia Likud posiada około jednej szóstej mandatów w Knesecie, a w jego rządzie znajdują się członkowie jeszcze bardziej na prawicę, zwłaszcza niewypowiedziany Avigdor Lieberman, być może pierwszy zagraniczny pełnić funkcję ministra w dowolnym miejscu na świecie, aby mieszkać poza krajem, który reprezentuje; przebywa w osadzie na Zachodnim Brzegu, która jest nielegalna w świetle prawa międzynarodowego. Ministerstwem spraw wewnętrznych kieruje natomiast przewodniczący ultraortodoksyjnej partii Szas Eli Yishai.
Jest z pewnością możliwe, że ogłoszenie w sprawie budownictwa mieszkaniowego miało celowo zawstydzić administrację USA, która potulnie domagała się zamrożenia budowy osiedli żydowskich na terytoriach okupowanych – żądanie to i tak zostało zignorowane. W kręgach izraelskiej prawicy postrzeganie Baracka Obamy wydaje się opierać na całkowicie zniekształconych obrazach prezentowanych przez Fox News i republikańskich ekstremistów. Kiedy szwagier Netanjahu, Hagai Ben-Artzi, oświadczył w wywiadzie radiowym, że uważa Obamę za antysemitę, premier szybko odciął się od tej sugestii, ale nieporozumienia nie ograniczają się do wariatów z marginesu społeczeństwo izraelskie.
Uważa się, że sam Netanjahu nazwał doradcę politycznego Obamy Davida Axelroda i szefa sztabu Rahma Emanuela „nienawidzącymi siebie Żydów” – jest to typowy epitet stosowany wobec wyznawców wiary żydowskiej, którzy ośmielają się być nawet umiarkowanie krytyczni wobec izraelskiego reżimu.
W każdym razie, kiedy Biden zadzwonił do Białego Domu, aby opowiedzieć o swojej trudnej sytuacji, Obama „palił się z wściekłości”, a niezadowolenie rządu USA znalazło następnie odzwierciedlenie w oświadczeniach Axelroda i sekretarz stanu Hillary Clinton, które skłoniły ambasadora Izraela w Waszyngtonie do stwierdzenia, że że stosunki między jego krajem a USA stoją w obliczu największego kryzysu od 35 lat. Do tego czasu czołowi przedstawiciele izraelskiego lobby w USA byli już zajęci krytykowaniem administracji Obamy za odwagę kwestionowania działań rządu izraelskiego.
Nie jest to bynajmniej pierwszy raz, kiedy USA wdają się w spór z Izraelem na temat jego polityki w zakresie osiedli, a zmiana nastawienia pomiędzy administracją Busha, która nie widziała dużej potrzeby zachowania równowagi, a jej następcą jest marginalna. Nie musi to koniecznie oznaczać, że jest to całkowicie nieistotne, i z pewnością warto zauważyć, że czołowa osobistość amerykańskiej armii uznała ostatnio za rozsądne publiczne wskazanie, że postrzeganie proizraelskiego nastawienia USA utrudnia amerykańskie interesy w świecie muzułmańskim – i może nawet kosztować życie Amerykanów.
Trudno to nazwać nową obserwacją. Jednocześnie ważne jest, aby przyznać, że emocjonalne zaangażowanie muzułmanów w sprawę palestyńską było motywowane w dużej mierze względami zaściankowymi: to znaczy, gdyby większość Palestyńczyków wyznawała inną wiarę, ich los ledwo zwróciłby uwagę na muzułmańskiego radaru i jest duże prawdopodobieństwo, że w ogóle by go nie zarejestrowano, gdyby prześladowcy byli muzułmanami. Odwrotną stroną medalu jest oczywiście to, że na całym świecie ofiarom niesprawiedliwości na izraelskich terytoriach okupowanych odmawia się współczucia i wsparcia, na które zasługują właśnie dlatego, że większość z nich to muzułmanie. Być może nieuchronnie te niefortunne postawy nakładają się na siebie.
W międzyczasie na ranczu kilka rozmów telefonicznych między Clintonem a Netanjahu najwyraźniej posłużyło do naprawienia problemów w stosunkach amerykańsko-izraelskich, przy czym obie strony domagały się usprawiedliwienia. Przed wyjazdem do Stanów Zjednoczonych, aby przemawiać na zgromadzeniu Amerykańskiej Izraelskiej Komisji Spraw Publicznych (AIPAC), prawdopodobnie najpotężniejszego lobby w kraju, Netanjahu powtórzył, że działalność budowlana w jakiejkolwiek części Jerozolimy nie podlega negocjacjom. Clinton, przemawiając na tym samym spotkaniu, nie została wygwizdana, gdy określiła osiedla jako szkodliwe dla procesu pokojowego, ale spotkała się z brawami, gdy wspomniała o nuklearnych ambicjach Iranu. Nie można oczywiście wspomnieć o izraelskim arsenale nuklearnym.
Amerykański negocjator George Mitchell, rzekomy pośrednik rozmów zbliżeniowych między Izraelem a Palestyńczykami, powrócił na Bliski Wschód, ale szanse na postęp pozostają znikome pomimo elastyczności Autonomii Palestyńskiej pod rządami Mahmuda Abbasa i Salama Fayyada. Ani protesty Sekretarza Generalnego ONZ Ban Ki-Moona złożone podczas wizyty w Gazie, że izraelsko-egipska blokada enklawy jest odpowiedzialna za „niedopuszczalne cierpienie”, nie przyspieszą jakichkolwiek znaczących zmian.
Perspektywy rozwiązania dwupaństwowego oddalają się z każdą falą prac budowlanych w osadach na okupowanych terytoriach. Jego rosnąca niewykonalność powoduje, że coraz częściej rozważa się rozwiązanie jednopaństwowe: demokratyczny byt utworzony na podstawie równych praw dla Żydów i Arabów. Ideał ten wymagałby jakiegoś cudu w krajach biblijnych. Najbardziej prawdopodobną alternatywą jest przedłużenie na czas nieokreślony niesmacznego status quo. Stany Zjednoczone mogą zmienić grę, ale ostatnie wydarzenia pokazały, że pomimo nieco mniej zarozumiałego spojrzenia, wyraźnie brakuje wymaganej woli politycznej.
E-mail: [email chroniony]
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna