Proszę o pomoc ZNet
źródło: Intercept
Zdjęcie: Timeckert/Shutterstock
Tutaj wiele osób uważają, że są bezpieczni przed zmianami klimatycznymi, wyjaśnił mi dziennikarz niemieckiej gazety. Nie postrzegają tego jako bezpośredniego zagrożenia, takiego jak Covid-19. Postrzegają Zielonych jako besztających, którzy chcą odebrać im tanie wakacje. – Co masz im do powiedzenia?
Pytanie zadano przez rozmowę wideo pod koniec czerwca i właśnie w tym momencie w moim nieklimatyzowanym domu dokuczała mi fala upałów, która przed końcem tygodnia zabiłaby około 500 osób w Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie i być może gotuję miliard stworzenia morskie na palących wybrzeżach. Przez lata stawiałem czoła wielu pytaniom typu „dlaczego powinno mnie to obchodzić” i zazwyczaj staram się sięgać po jakiś moralny argument na temat naszej odpowiedzialności wobec bliźnich, nawet jeśli nie ma to na nas bezpośredniego wpływu. Ale ponieważ byłem zbyt rozpalony i zły na wyniosłość, zamiast tego musiałem powiedzieć: „Daj mi chwilę”.
Miałem na myśli to, że jeśli chodzi o polityczne obliczenia dotyczące tego, co ludzie zaakceptują, a czego nie zaakceptują w ramach polityki klimatycznej, nigdy nie jest mądrze zaliczać Ziemię do kluczowego aktora. Nasza planeta potrafi włączyć się w te kalkulacje, szybko zmieniając poglądy tych, którzy uważali się za bezpiecznych.
Z pewnością miało to miejsce w Niemczech przed zbliżającymi się wyborami federalnymi we wrześniu. W czerwcu Partia Zielonych notowała w sondażach bardzo słabe wyniki atakować jako zabójcza radość dla planów ustalania cen emisji dwutlenku węgla, które zagroziłyby ukochanym wakacjom na Majorce (w odpowiedzi na ostry sprzeciw partia wycofała się z tej twardej polityki). Niecały miesiąc później krajobraz polityczny wygląda zupełnie inaczej. Władze niemieckie spodziewają się ofiar śmiertelnych Lipcowe powodzie wzrosnąć do znacznie ponad 200 osób, przy czym znacznie więcej zostało rannych, a podstawowa infrastruktura została zniszczona. Zmiany klimatyczne znajdują się obecnie w centrum niemieckiej debaty wyborczej, a Zieloni znajdują się w centrum uwagi atakować z klimatu pozostawionego dla miękkości.
Kiedy opublikowałem „To wszystko zmienia” już w 2014 roku zamieściłem cytat Sivana Karthy, starszego naukowca ze Sztokholmskiego Instytutu Środowiska: „To, co jest dziś politycznie realistyczne, może mieć niewiele wspólnego z tym, co jest politycznie realistyczne po kilku kolejnych huraganach Katrina i kilku superstormach Sandy, a także kilku kolejnych Uderzył w nas tajfun Bophas.
Rzeczywiście, doświadczyliśmy jeszcze kilku takich burz, a potem jeszcze kilku. Niedawną powódź w Henan w Chinach określa się jako najcięższą od 1,000 lat, powodując wyparcie niektórych 200,000 ludzie. Można się założyć, że nie minie kolejne tysiąc lat, zanim taka katastrofa wydarzy się ponownie. A potem jest ogień i dym, potem lato duszące lato. Kalifornia. Oregon. Brytyjska Kolumbia. Syberia. Nic więc dziwnego, że nowa ankieta Economist/YouGov znajduje że po raz pierwszy od rozpoczęcia badania w 2009 r. respondenci w USA uznają zmianę klimatu za drugą najważniejszą kwestię polityczną – zaraz za opieką zdrowotną. Klimat wyprzedził nawet „gospodarkę”, podczas gdy przestępczość, kontrola broni, aborcja i edukacja pozostały daleko w tyle.
Tego rodzaju ranking zagadnień jest oczywiście absurdalny. Fakt, że ktokolwiek uważa, że stabilność systemów planetarnych, na których opiera się całe życie, można oddzielić od „ekonomii” lub „zdrowia” – czy w ogóle czegokolwiek – jest symptomem mechanistycznej pychy, która wpędziła nas w ten bałagan. Jeśli nasz klimat się załamie, załamie się wszystko inne i od tego powinien być początek wszelkich dyskusji na ten temat. Sondaż odzwierciedla jednak rzeczywistość, w której w odbiorze społecznym zmienia się coś dramatycznego: odejście od fantazji o bezpieczeństwie w bogatszych częściach świata, a także początki pęknięć w wierze, że pieniądze i technologia same znajdą rozwiązania. w ostatniej chwili.
Bierność klimatyczna w bogatym świecie nigdy tak naprawdę nie polegała na zaprzeczaniu. Belgowie i Niemcy wiedzieli, że zmiany klimatyczne są realne; po prostu myśleli, że biedniejsze kraje poniosą tego ciężar. I do niedawna mieli rację. Kilka lat temu znana meteorolog z Belgii powiedziała mi, że największym wyzwaniem dla niej w komunikowaniu o pilności kryzysu klimatycznego było to, że widzowie aktywnie wyczekiwali cieplejszego klimatu, który wyobrażali sobie jako coś bliższego regionowi Burgundii Francja. Podobnie Oregon i stan Waszyngton zaledwie kilka lat temu radziły sobie z gwałtownie rosnącymi kosztami mieszkań, gdy tłumy Kalifornijczyków przeniósł się na północ. Wielu wierzyło w przewidywania, że północno-zachodni Pacyfik będzie wielkim zwycięzcą klimatycznym, a niektórzy mapowanie sugerując, że region będzie chroniony przed suszą, falami upałów i pożarami, które nękają południowo-zachodnie Stany Zjednoczone, podczas gdy nieco więcej upałów i nieco mniej deszczu sprawi, że chłodny, wilgotny klimat Waszyngtonu i Oregonu będzie bardziej przypominał Kalifornię w czasach świetności. Wydawało się to nie tylko bezpieczniejsze, ale dla wielu osób dysponujących gotówką technologiczną także mądrym posunięciem na rynku nieruchomości.
Cóż, okazuje się, że szalejąca planeta nie zachowuje się w sposób liniowy, łatwy dla agentów nieruchomości lub ultrabogaci przygotowujący dzień zagłady przewidywać. Tak, cieplejszy świat oznacza, że temperatury w Kalifornii stają się bardziej podobne do tych w Meksyku, a Oregon trochę bardziej przypominają te w Kalifornii. Ale prawdą jest też, że wszędzie wywraca się do góry nogami. Północno-zachodni Pacyfik nie jest przystosowany do upałów, które są powszechne w południowej Kalifornii i Nevadzie, a brak klimatyzacji jest tu najmniejszym problemem. Łosoś — nasz region gatunek kluczowy — do przeżycia potrzebują chłodnej wody, a młode łososie dorastają w zbiornikach słodkiej wody, które tego lata mają rozgrzany jak wanny z hydromasażem. Naukowcy obawiają się, że wiele młodych ryb nie przeżyje.
Jeśli populacja łososia się załamie, spowoduje to kaskadę strat sięgającą daleko poza łowiska komercyjne. Te zwierzęta są święte dla każdej rdzennej kultury w regionie; stanowią pokarm o kluczowym znaczeniu dla kultowych (i bezbronnych) ssaków morskich, w tym orków i lwów morskich Steller; odgrywają też kluczową rolę w zdrowiu lasów deszczowych strefy umiarkowanej, nie tylko dla żywiących się nimi niedźwiedzi i orłów, ale także dla drzew pochłaniających dwutlenek węgla, które nawożą.
Jeśli chodzi o pomysł, że Kalifornijczycy powinni przenieść się na północ, aby uciec przed ogniem, marzenie to najwyraźniej spłonęło. Zeszłego lata śmiercionośne pożary wymusiły ewakuację na wschód od Portland w stanie Oregon, a kiedy to piszę, ze stanu Ogień bootleg przyczynia się do powstania pióropusza, który przysłonił słońce aż do Nowego Jorku. Więc nie, Oregon nie jest bezpieczny. Nowy Jork nie jest bezpieczny. Niemcy nie są bezpieczne. Nigdzie, co wydawało się bezpieczne, nie jest bezpieczne.
Takie było przesłanie koalicji narodów walczących na pierwszej linii frontu z zakłóceniami klimatycznymi. W odpowiedzi na powodzie w Niemczech Forum ds. Wrażliwych na Klimat wydało oświadczenie, w którym stwierdza: podpisana przez Mohameda Nasheeda, byłego prezydenta Malediwów.
W imieniu krajów wrażliwych klimatycznie chciałbym wyrazić solidarność oraz zaoferować swoje wsparcie i modlitwy narodowi niemieckiemu, który cierpi z powodu tych katastrofalnych powodzi. Chociaż nie wszystkich dotyka to w równym stopniu, to tragiczne wydarzenie przypomina, że w obliczu kryzysu klimatycznego nikt nie jest bezpieczny, niezależnie od tego, czy żyje na małym państwie wyspiarskim takim jak mój, czy w rozwiniętym państwie Europy Zachodniej.
Podtekstem było oczywiście to, że bezpieczeństwo od dawna było odległym marzeniem mieszkańców nisko położonych wysp, takich jak Malediwy, oraz że rekordowe upały i powodzie od lat kradną życie od Pakistanu, przez Mozambik, po Haiti. chwila już dziś. Co więcej, gdyby bogate kraje, takie jak Niemcy i USA, posłuchały wezwań płynących z krajów takich jak Malediwy (których rząd desperacko podwodne posiedzenie gabinetu w 2009 r., próbując podnieść alarm w związku ze wzrostem poziomu morza przed szczytem klimatycznym Organizacji Narodów Zjednoczonych), dużej części obecnego bólu można byłoby uniknąć. Prawda jest taka, że w ciągu ostatnich dziesięcioleci nasza planeta i jej mieszkańcy bili na alarm. potężni po prostu postanowili ich nie słuchać.
Dlaczego? Wracamy do historii, które tak wielu z nas w bogatym świecie opowiada sobie na temat naszego względnego bezpieczeństwa. Że gdy nadejdzie kryzys klimatyczny, ryzyko poniosą inni (czytaj: czarni, brązowi, rdzenni, obcy). A gdyby okazało się, że to zły pomysł i kryzys dotknął nasze społeczności, po prostu przenieślibyśmy się w bardziej chronione miejsce. Do Oregonu, Kolumbii Brytyjskiej lub Wielkich Jezior, a może, jeśli sytuacja stanie się naprawdę poważna, na Alaskę lub Jukon. Innymi słowy, zrobilibyśmy dokładnie to, za co rządy Ameryki Północnej, Europy i Australii bezlitośnie karzą i oczerniają migrantów na naszych granicach (w tym migrantów klimatycznych): próbę przedostania się w bezpieczne miejsce. Jak niedawno stwierdził naukowiec zajmujący się wodą, Peter Gleick napisał, jesteśmy świadkami pojawienia się „dwóch klas uchodźców: tych, którzy mają swobodę i zasoby finansowe, aby przynajmniej na jakiś czas spróbować z wyprzedzeniem uciec przed rosnącymi zagrożeniami, oraz tych, którzy zostaną pozostawieni, aby ponieść konsekwencje w postaci choroby, śmierci i zniszczenia.”
W tym lecie pełnym pożarów i powodzi wielu zdaje sobie sprawę, że nawet ta złowroga forma apartheidu klimatycznego jest prawdopodobnie iluzją dla wszystkich oprócz ultrabogatych. Jak powiedział Nasheed i jak powtórzył złowieszczy „New York Times”. nagłówek nałożony na fotografię płonącego budynku: „Nikt nie jest bezpieczny”. Wszyscy jesteśmy uwięzieni w tym kryzysie – czy to pod nieubłaganą chmurą dymu, czy w upale uderzającym jak fizyczna ściana, czy też w nieustających deszczach i wiatrach. Nawet w Stanach Zjednoczonych, zbudowanych na fundamencie pogranicza, kryzysu klimatycznego nie można już przenosić w jakieś odległe miejsce ani w odległą przyszłość. Wyszliśmy z „tam” – czy to przestrzennie, czy czasowo.
Z wyjątkiem oczywiście Jeffa Bezosa, człowieka, który na wypadek, gdybyśmy przeoczyli jego kreskówkową fantazję o wieloplanetarnych granicach, nosił kowbojski kapelusz i buty na przejażdżkę, po czym wrócił zachwycony tym, jak widział przyszłość, a mianowicie toksyczne wysypiska kosmiczne. „Musimy przenieść cały przemysł ciężki, cały zanieczyszczający środowisko, w przestrzeń kosmiczną i zachować Ziemię jako ten piękny klejnot planety” – stwierdził. powiedziany chwilę po przyziemieniu.
Właśnie w tym tkwi sedno naszego kryzysu: uporczywa fantazja, wbrew wszelkim rozsądkom i dowodom, że nie ma twardych granic dla zdolności kapitału do ciągłego przekształcania życia w zysk, że zawsze będzie nowa granica, która zatrzyma lukratywne gra toczy się. Jako Justine Calma napisał w The Verge: „Trzymanie niechcianych rzeczy w miejscu, które pozornie jest poza zasięgiem wzroku i umysłu, to nudny pomysł. To ten sam stary sposób myślenia, który przez stulecia wyrzucał odpady przemysłowe na skolonizowane ludy i kolorowe dzielnice”. I to jest ten sam stary sposób myślenia, który przekonał mieszkańców Niemiec i Stanów Zjednoczonych, że załamanie klimatyczne nie jest pilnym kryzysem – dopóki ich wszystkich nie załamał.
Gdyby tylko Bezos tak myślał, moglibyśmy go uziemić, opodatkować i mieć już to za sobą. Ale jest on jedynie najgłupszym przejawem logiki, która przenika naszą klasę rządzącą: od senatora Teda Cruza jetting udaliśmy się do pięciogwiazdkowego hotelu Ritz-Carlton w Cancún w Meksyku, podczas gdy Teksas zamarł w obliczu Petera Thiela planującego swój luksusowy bunkier w Nowa Zelandia. I tak długo, jak bogaci i potężni nadal będą wierzyć, że istnieje „tam”, który może wchłonąć ich bałagan, będą zaciekle chronić maszynę do robienia codziennych obowiązków, która utrzyma resztę z nas spala się tutaj.
Naomi Klein jest starszą korespondentką w The Intercept i inauguracyjną, ufundowaną przez Glorię Steinem kierownikiem katedry mediów, kultury i studiów feministycznych na Uniwersytecie Rutgers. Jest wielokrotnie nagradzaną dziennikarką i autorką bestsellerów, ostatnio „On Fire: The Burning Case for A Green New Deal”. Napisała także scenariusze „Bitwa o raj”, „Nie to za mało”, „To zmienia wszystko”, „Doktryna szoku” i „No Logo”.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna