W ostatnich tygodniach powszechne były spekulacje, że prezydent George W. Bush, w obliczu malejącego poparcia i sprzeciwu wewnątrz własnej partii, zacznie w przyszłym roku wycofywać wojska amerykańskie z Iraku. Najlepszy scenariusz Administracji zakłada, że wybory parlamentarne zaplanowane na 15 grudnia wyłonią rząd koalicyjny, który przyłączy się do administracji wzywającej do rozpoczęcia wycofywania się na wiosnę. Biały Dom ma nadzieję, że do tego czasu nowy rząd będzie w stanie poradzić sobie z powstaniem. W przemówieniu wygłoszonym 19 listopada Bush powtórzył najnowsze slogany administracji: „Kiedy Irakijczycy powstaną, my ustąpimy”. Dodał: „Kiedy nasi dowódcy na miejscu powiedzą mi, że siły irackie mogą bronić swojej wolności, nasi żołnierze wrócą do domu z honorem, na który zasłużyli.” Jedna z oznak nacisków politycznych na administrację, aby przygotowała się do wycofania, pojawiła się w zeszłym tygodniu, kiedy sekretarz stanu Condoleezza Rice powiedziała Fox News, że obecny poziom wojsk amerykańskich nie byłby wystarczający utrzymać „znacznie dłużej”, ponieważ Irakijczycy byli coraz lepsi w walce z powstaniem.
Planista wojny wysokiego szczebla w Pentagonie powiedział mi jednak, że nie widział zbyt wielu przesłanek wskazujących na to, że prezydent zezwoliłby na znaczące wycofanie wojsk amerykańskich, gdyby uważał, że utrudni to wojnę z rebelią. Obecnie Biały Dom i Pentagon analizują kilka propozycji; najbardziej ambitne wzywa do zmniejszenia amerykańskich sił bojowych ze stu pięćdziesięciu pięciu tysięcy żołnierzy do mniej niż osiemdziesięciu tysięcy do jesieni przyszłego roku, przy czym wszystkie siły amerykańskie oficjalnie określone jako „bojowe” mają zostać wycofane z tego obszaru do lata Planista powiedział, że jeśli chodzi o wdrożenie, „plany wypłat, które znam, opierają się na warunkach, na zdarzeniach, a nie na konkretnych ramach czasowych”, to znaczy zależą od zdolność nowego rządu irackiego do pokonania rebelii. (Rzecznik Pentagonu powiedział, że administracja nie podjęła żadnych decyzji i „nie ma planu wyjazdu, a jedynie planuje dokończenie misji”).
Kluczowym elementem planów wycofania sił, nie wspominanym w publicznych oświadczeniach prezydenta, jest to, że odlatujące wojska amerykańskie zostaną zastąpione amerykańskimi siłami powietrznymi. Szybkie, śmiercionośne ataki amerykańskich samolotów bojowych są postrzegane jako sposób na radykalne zwiększenie zdolności bojowej nawet najsłabszych irackich jednostek bojowych. Niebezpieczeństwo, jak powiedzieli mi eksperci wojskowi, polega na tym, że chociaż liczba ofiar amerykańskich zmniejszy się w miarę wycofywania wojsk lądowych, to ogólny poziom przemocy i liczba ofiar śmiertelnych w Iraku wzrosną, jeśli nie będzie rygorystycznej kontroli nad tym, kto bombarduje co .
„Nie planujemy łagodzenia wojny” – powiedział mi Patrick Clawson, zastępca dyrektora Waszyngtońskiego Instytutu Polityki Bliskowschodniej. Poglądy Clawsona często odzwierciedlają sposób myślenia mężczyzn i kobiet skupionych wokół wiceprezydenta Dicka Cheneya i sekretarza obrony Donalda Rumsfelda. „Chcemy po prostu zmienić skład sił biorących udział w walce – piechotę iracką przy wsparciu amerykańskim i większym wykorzystaniu sił powietrznych. Zasadą jest obecnie angażowanie sił irackich do walki tylko tam, gdzie z pewnością wygrają. Tempo zaangażowania i wycofywania się zależy od ich sukcesu na polu bitwy.”
Kontynuował: „Chcemy wycofać nasze siły, ale prezydent jest gotowy stawić czoła tej sytuacji. Z jego strony istnieje bardzo głębokie poczucie, że kwestia Iraku została rozstrzygnięta przez naród amerykański w lokalach wyborczych w 2004 roku.” Wojna z rebelią „może zakończyć się paskudną i morderczą wojną domową w Iraku, ale my i nasi sojusznicy nadal zwyciężylibyśmy” – powiedział. „Tak długo, jak Kurdowie i szyici pozostaną po naszej stronie, jesteśmy gotowi. Nie ma poczucia, że świat się zapada. Jesteśmy w trakcie siedmioletniej harówki w Iraku i osiemdziesiąt procent Irakijczyków jest otwartych na nasze przesłanie”.
Jeden z doradców Pentagonu powiedział mi: „Zawsze są plany awaryjne, ale po co się wycofywać i ryzykować? Nie sądzę, że prezydent się na to zgodzi, dopóki rebelia nie zostanie stłumiona. „Nie zamierza się wycofać. To coś ważniejszego niż polityka wewnętrzna”.
Obecni i byli urzędnicy wojska i wywiadu powiedzieli mi, że prezydent pozostaje przekonany, że jego osobistą misją jest zaprowadzenie demokracji w Iraku i że jest odporny na naciski polityczne, nawet ze strony innych republikanów. Mówi się też, że dyskredytuje wszelkie informacje sprzeczne z jego poglądem na przebieg wojny.
Najbliżsi doradcy Busha od dawna są świadomi religijnego charakteru jego zobowiązań politycznych. W niedawnych wywiadach jeden z byłych urzędników wyższego szczebla, który służył podczas pierwszej kadencji Busha, obszernie wypowiadał się na temat związku między wiarą religijną prezydenta a jego poglądem na wojnę w Iraku. Były urzędnik powiedział, że po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 r. powiedziano mu, że Bush uważał, że „Bóg mnie tu umieścił”, abym zajął się wojną z terroryzmem. Przekonanie Prezydenta utwierdziło się w zwycięstwie Republikanów w wyborach do Kongresu w 2002 roku; Bush uznał zwycięstwo za celowe przesłanie od Boga, że „to jest ten człowiek” – powiedział były urzędnik. Publicznie Bush przedstawił swoją refleksję jako referendum w sprawie wojny; prywatnie mówił o tym jako o kolejnym przejawie boskiego zamierzenia.
Były wyższy rangą urzędnik powiedział, że po wyborach odbył długą wizytę kontrolną w Iraku i przekazał swoje ustalenia Bushowi w Białym Domu: „Powiedziałem prezydentowi: «Nie wygrywamy wojny». ™ A on zapytał: „Czy przegrywamy?” Odpowiedziałem: „Jeszcze nie”. Prezydent, powiedział, „wydawał się niezadowolony” z tej odpowiedzi.
„Próbowałem mu powiedzieć” – powiedział były urzędnik wyższego szczebla. „I on tego nie słyszał”.
W wojsku istnieją poważne obawy co do zdolności armii amerykańskiej do wytrzymania kolejnych dwóch lub trzech lat walk w Iraku. Michael O’Hanlon, specjalista ds. wojskowych w Brookings Institution, powiedział mi: „Ludzie w armii instytucjonalnej czują, że nie mają luksusu decydowania o liczbie żołnierzy ani nawet uczestniczenia w debacie. Planują utrzymać ten kurs do 2009 roku. Nie mogę uwierzyć, że armia myśli, że tak się stanie, ponieważ nie ma trwałego dążenia do zwiększenia liczebności regularnej armii” – zauważył O”Hanlon. że „jeśli prezydent zdecyduje się utrzymać obecny kurs w Iraku, niektórzy żołnierze będą zmuszeni odbyć czwartą i piątą turę bojową do 2007 i 2008 r., co mogłoby mieć poważne konsekwencje dla morale i poziomu kompetencji”.
Wielu najwyższych rangą generałów armii jest głęboko sfrustrowanych, ale nie mówią nic publicznie, ponieważ nie chcą narażać swojej kariery. Administracja „tak przeraziła generałów, że wie, że nie ujawni tego publicznie” – powiedział były urzędnik obrony. Emerytowany starszy oficer CIA znający się na Iraku powiedział mi, że jeden z jego kolegów uczestniczył niedawno w wizycie kongresowej w tym kraju. Podczas spotkań z szeregowcami, młodszymi oficerami i generałami wielokrotnie mówiono ustawodawcom, że „sytuacja jest schrzaniona”. Jednak podczas późniejszej telekonferencji z Rumsfeldem generałowie zatrzymali tę krytykę dla siebie.
Jedną z osób, z którą najwyżsi dowódcy Pentagonu od dziesięcioleci dzielą się swoimi prywatnymi poglądami, jest przedstawiciel John Murtha z Pensylwanii, starszy demokrata w Podkomisji ds. Środków Obronnych Izby Reprezentantów. Prezydent i jego kluczowi współpracownicy byli wściekli, gdy 17 listopada Murtha wygłosił w Izbie przemówienie, w którym wezwał do wycofania wojsk w ciągu sześciu miesięcy. Przemówienie było pełne druzgocących informacji. Na przykład Murtha poinformował, że liczba ataków w Iraku wzrosła w zeszłym roku ze stu pięćdziesięciu tygodniowo do ponad siedmiuset tygodniowo. Powiedział, że szacunkowo pięćdziesiąt tysięcy amerykańskich żołnierzy ucierpi podczas wojny „z powodu tego, co nazywam zmęczeniem bojowym”, i stwierdził, że Amerykanów postrzegano w Iraku jako „wspólnego wroga”. Nie zgodził się także z jednym z twierdzeń Białego Domu, że zagraniczni bojownicy odegrali główną rolę w powstaniu. Murtha powiedział, że amerykańscy żołnierze „nie schwytali żadnego żołnierza podczas tej ostatniej aktywności – trwającej bitwy w zachodniej prowincji Anbar, w pobliżu granicy z Syrią. „Więc pomysł, że przychodzą z zewnątrz, nadal uważamy, że jest tylko siedem procent”.
Wezwanie Murthy do szybkiego wycofania się Amerykanów zdawało się tylko wzmacniać determinację Białego Domu. Urzędnicy administracji „są na niego nie do zniesienia, ponieważ stanowi poważne zagrożenie dla ich polityki – zarówno merytorycznej, jak i politycznej” – powiedział były urzędnik obrony. Przemawiając w bazie Sił Powietrznych Osan w Korei Południowej, dwa dni po przemówieniu Murthy, Bush powiedział: „Terroryści uważają Irak za centralny front w swojej wojnie z ludzkością. . . . Jeśli nie zostaną powstrzymani, terroryści będą mogli realizować swój program opracowania broni masowego rażenia, zniszczenia Izraela, zastraszenia Europy oraz złamania naszej woli i szantażowania naszego rządu w celu izolacji. Zobowiązuję cię do następującego zobowiązania: to nie stanie się na mojej zmianie”.
„Prezydent jest bardziej niż kiedykolwiek zdeterminowany, aby utrzymać obrany kurs” – powiedział były urzędnik obrony. – Nie czuje żadnego bólu. Bush jest zwolennikiem powiedzenia: „Ludzie mogą cierpieć i umierać, ale Kościół rozwija się”. Powiedział, że prezydent stał się bardziej oderwany, pozostawiając więcej kwestii Karlowi Rove'owi i wiceprezydentowi Cheneyowi. „Trzymają go w szarym świecie idealizmu religijnego, w którym i tak chce się znaleźć” – powiedział były urzędnik obrony. Na przykład publiczne wystąpienia Busha są zwykle planowane przed przyjazną publicznością, najczęściej w bazach wojskowych. Cztery dekady temu prezydent Lyndon Johnson, który również stanął w obliczu coraz bardziej niepopularnej wojny, ograniczał się do podobnych forów publicznych. „Johnson wiedział, że jest więźniem Białego Domu” – powiedział były urzędnik – „ale Bush nie ma o tym pojęcia”.
W wojsku perspektywa wykorzystania sił powietrznych jako substytutu wojsk amerykańskich na ziemi wywołała wielki niepokój. Po pierwsze, w szczególności dowódcy Sił Powietrznych mają głęboko zakorzenione zastrzeżenia co do możliwości, że Irakijczycy ostatecznie będą odpowiedzialni za wybór celów. „Czy Irakijczycy zwołają ataki powietrzne, aby zdusić rywali lub innych watażków, albo zdusić członków waszej własnej sekty i zrzucić winę na kogoś innego?” – zapytał inny starszy planista wojskowy, obecnie przydzielony do Pentagonu. „Czy niektórzy Irakijczycy będą atakować w imieniu Al-Kaidy, rebelii lub Irańczyków?”
„To poważna sprawa” – powiedział emerytowany generał sił powietrznych Charles Horner, który dowodził alianckimi bombardowaniami podczas wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku. „Siły Powietrzne zawsze miały obawy dotyczące osób wydających rozkazy nalotów, które nie są przednimi kontrolerami sił powietrznych. Potrzebujemy ludzi w czynnej służbie, aby to przemyśleli i tak się stanie. Należy przeprowadzić szkolenie, aby mieć pewność, że ktoś nie próbuje wyrównać rachunków z kimś innym.” (Poproszony o komentarz rzecznik Pentagonu powiedział, że istnieją plany takiego szkolenia. Zauważył również, że Irak nie ma ofensywnych sił powietrznych własny i w związku z tym musiałby przez jakiś czas polegać na Stanach Zjednoczonych.)
Dzisiejsza amerykańska wojna powietrzna w Iraku jest być może najbardziej znaczącym – a niedocenianym – aspektem walki z rebelią. Władze wojskowe w Bagdadzie i Waszyngtonie nie dostarczają prasie codziennych sprawozdań z misji, które wykonują jednostki Sił Powietrznych, Marynarki Wojennej i Piechoty Morskiej, ani zrzucanego przez nie tonażu, jak to było rutynowo robione podczas wojny w Wietnamie. Piechota morska dostarczyła jednego wglądu w zakres bombardowań w Iraku podczas szczytu oblężenia Faludży jesienią 2004 roku. „W toku masowej ofensywy powietrznej i naziemnej piechoty morskiej” – czytamy w komunikacie prasowym piechoty morskiej. „Wsparcie powietrzne bliskiego zasięgu morskiego w dalszym ciągu zapewnia cel w postaci zaawansowanej technologicznie stali. . . . Stałopłat 3. Skrzydła Lotnictwa Morskiego, wykonujący tygodniami misje dzień i noc, zapewnia sukcesy na polu bitwy na linii frontu.” Jak podano w komunikacie prasowym, od początku wojny, samo 3. Skrzydło Samolotów Morskich spadło bardziej niż pięćset tysięcy ton amunicji. „Do zakończenia operacji liczba ta będzie prawdopodobnie znacznie wyższa” – powiedział major Mike Sexton. W bitwie o miasto zginęło lub zostało rannych ponad siedmiuset Amerykanów; Urzędnicy amerykańscy nie podali szacunków dotyczących ofiar śmiertelnych wśród cywilów, ale ówczesne doniesienia prasowe donosiły o kobietach i dzieciach zabitych w bombardowaniach.
Wydaje się, że w ostatnich miesiącach tempo amerykańskich bombardowań wzrosło. Wydaje się, że większość celów znajduje się we wrogich, przeważnie sunnickich prowincjach otaczających Bagdad i wzdłuż granicy syryjskiej. Jak dotąd ani Kongres, ani opinia publiczna nie zaangażowały się w znaczącą dyskusję ani debatę na temat wojny powietrznej.
Powstanie działa głównie na zatłoczonych obszarach miejskich, a samoloty bojowe Sił Powietrznych korzystają z wyrafinowanych bomb naprowadzanych laserowo, aby uniknąć ofiar wśród ludności cywilnej. Bomby te namierzają cele, które muszą zostać „pomalowane” lub oświetlone wiązkami laserowymi kierowanymi przez jednostki naziemne. „Pilot nie identyfikuje celu, jak wynika z odprawy wstępnej” – instrukcji przekazanych przed startem – powiedział mi były urzędnik wywiadu wysokiego szczebla. „Facet z laserem jest celem. Nie pilota. Często dostajesz „odczyt na gorąco” „od jednostki wojskowej na ziemi” i zrzucasz bomby, nie komunikując się z chłopakami na ziemi. Nie chcesz przerywać ciszy radiowej. Ludzie na ziemi wzywają cele, których piloci nie mogą zweryfikować.” Dodał: „I mamy zamiar przekazać ten proces Irakijczykom?”
Drugi starszy planista wojskowy powiedział mi, że w Iraku stosuje się obecnie zasadniczo dwa rodzaje namierzania celów: proces celowego wyboru miejsca, który odbywa się w centrach operacji powietrznych w regionie, oraz „celowanie adaptacyjne” – bombardowania wspomagające. przez ustawione wcześniej lub krążące samoloty bojowe, które są nagle zaalarmowane przez jednostki wojskowe na ziemi o strzelaninie lub okazyjnych celach. „Większość tego, co dzisiaj robimy, ma charakter adaptacyjny” – powiedział oficer, „i jest oddzielona od jakiegokolwiek operacyjnego planowania lotniczego. Siły powietrzne mogą zostać wykorzystane jako narzędzie wewnętrznego przymusu politycznego i moje podejście jest takie, że nie wyobrażam sobie, abyśmy oddali tę władzę Irakijczykom”.
Ten planista wojskowy dodał, że nawet dzisiaj, gdy celowaniem zajmują się Amerykanie, „nie ma sensu kampanii powietrznej ani wizji strategicznej”. Po prostu uderzamy w cele – to powrót do epoki kamienia. Nie ma sztuki operacyjnej. Tak się dzieje, gdy wyznaczasz cel armii – trafia ona w to, co chce trafić lokalny dowódca”.
Jeden ze starszych konsultantów Pentagonu, z którym rozmawiałem, powiedział, że jest optymistą, że „amerykańskie lotnictwo natychmiast sprawi, że armia iracka stanie się o wiele lepsza”. Przyznał jednak, że on również ma obawy co do irackiego celu. „Mamy obecnie najdroższe oczy na niebie” – powiedział konsultant. „Ale wielu Irakijczyków chce wyrównać stare porachunki. Kto będzie miał władzę wzywania do ataków powietrznych? Musi istnieć zasada oparta na zachowaniu”.
Generał John Jumper, który w zeszłym miesiącu przeszedł na emeryturę po czterech latach służby na stanowisku szefa sztabu Sił Powietrznych, „opowiadał się za przyznaniem certyfikatów tym Irakijczykom, którzy będą mogli wzywać do strajków” – powiedział mi konsultant Pentagonu. „Nie wiem, czy zostanie to zatwierdzone. Generałowie regularnej armii opierali się temu do ostatniego tchnienia, mimo że im to najbardziej na tym skorzystało.
Konsultant Pentagonu mający bliskie powiązania z urzędnikami w biurze wiceprezydenta i Pentagonem, którzy opowiadali się za wojną, powiedział, że iracka skłonność do obierania za cel wrogów plemiennych i osobistych ogniem artyleryjskim i moździerzowym wywołała „niecierpliwość i urazę” wewnątrz wojsko. Wierzył, że problemy Sił Powietrznych związane z celowaniem w Irak można rozwiązać poprzez utworzenie amerykańsko-irackich zespołów przejściowych, których amerykańscy członkowie będą wywodzić się głównie z żołnierzy sił specjalnych. Konsultant ten powiedział, że planowano włączenie od dwustu do trzystu członków sił specjalnych do jednostek irackich, co uznano za kompromis mający na celu spełnienie żądania Sił Powietrznych dotyczącego sprawdzenia Irakijczyków zaangażowanych w namierzanie. Jednak w praktyce, dodał konsultant, oznaczało to, że „ludzie z oddziałów specjalnych wkrótce pozwolą Irakijczykom zacząć wzywać cele”.
Robert Pape, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie w Chicago, autor wielu publikacji na temat amerykańskiej siły powietrznej i który przez trzy lata wykładał w Szkole Zaawansowanych Studiów nad Siłą Powietrzną Sił Powietrznych w Alabamie, przewidział, że wojna powietrzna… „stanie się bardzo brzydkie”, jeśli kierowanie zostanie przekazane Irakijczykom. Byłoby to szczególnie prawdziwe, powiedział, gdyby Irakijczycy nadal działali tak, jak robiła to armia amerykańska i piechota morska – przedzierając się przez twierdze sunnickie w ramach misji poszukiwania i niszczenia. „Jeśli zachęcimy Irakijczyków do oczyszczenia i utrzymania własnych obszarów oraz użyjemy sił powietrznych, aby powstrzymać powstańców przed przedostaniem się do oczyszczonych obszarów, mogłoby to być przydatne” – stwierdził Pape. „Ryzyko polega na tym, że będziemy zachęcać Irakijczyków do wyszukiwania i niszczenia, przez co będą mniej rozsądni w używaniu sił powietrznych”, a przemoc wzrośnie. Zginie więcej cywilów, co oznacza, że powstanie więcej powstańców.”
Nawet amerykańskie bombardowania w imieniu ulepszonej, dobrze wyszkolonej armii irackiej niekoniecznie byłyby bardziej skuteczne przeciwko powstaniu. „To nie zadziała” – powiedział Andrew Brookes, były dyrektor studiów nad siłami powietrznymi w Wyższej Szkole Sztabu Królewskich Sił Powietrznych, obecnie pracujący w Międzynarodowym Instytucie Studiów Strategicznych w Londynie. „Czy można ukryć rebelię za pomocą bombardowań?”, zapytał Brookes. „Nie. Możesz skoncentrować się na jednym obszarze, ale chłopaki pojawią się w innym mieście.” Nieuniknione poleganie na celowaniu irackich wojsk lądowych również spowodowałoby konflikty. „Nie widzę, żeby wasi chłopcy tańczyli do melodii kogoś innego” – powiedziała Brookes. Dodał, że on i wielu innych ekspertów „w ogóle nie wierzą, że siły powietrzne są rozwiązaniem problemów wewnątrz Iraku”. Zastąpienie butów naziemnych siłami powietrznymi nie sprawdziło się w Wietnamie, prawda?”
Obawy Sił Powietrznych były jak dotąd podporządkowane politycznym potrzebom Białego Domu. Bezpośrednim celem politycznym administracji po grudniowych wyborach jest pokazanie, że codzienne prowadzenie wojny można przekazać nowo wyszkolonej i wyposażonej armii irackiej. Zaplanowała już mocno oskryptowane ceremonie zmiany dowództwa, łącznie z opuszczeniem amerykańskich flag w bazach i podniesieniem irackich.
Niektórzy urzędnicy Departamentu Stanu, CIA i rządu brytyjskiego premiera Tony’ego Blaira ustalili swojego kandydata w grudniowych wyborach – Iyada Allawiego, świeckiego szyitę, który do wiosny pełnił funkcję tymczasowego funkcjonariusza Iraku Premier. Wierzą, że Allawi może zebrać w wyborach wystarczającą liczbę głosów, aby po rundzie negocjacji politycznych zostać premierem. Były starszy doradca brytyjski powiedział mi, że Blair był przekonany, że Allawi „jest najlepszą nadzieją”. Istnieje obawa, że rząd zdominowany przez religijnych szyitów, z których wielu jest blisko Iranu, zapewni Iranowi większe wpływy polityczne i militarne wewnątrz kraju. Irak. Allawi mógłby przeciwstawić się wpływom Iranu; ponadto byłby znacznie bardziej pomocny i chętny do współpracy, gdyby administracja Busha rozpoczęła w nadchodzącym roku wycofywanie amerykańskich sił bojowych.
Blair przydzielił niewielki zespół agentów, którzy mają zapewnić Allawiemu pomoc polityczną, powiedział mi były doradca. Powiedział także, że późną jesienią toczyły się rozmowy, przy zgodzie Amerykanów, na temat nakłonienia Ahmada Chalabiego, świeckiego szyity, do połączenia sił w koalicji z Allawiem podczas powyborczych negocjacji w celu utworzenia rządu. Chalabi, który jest znany ze swojej roli w promowaniu przed wojną błędnych informacji wywiadowczych na temat broni masowego rażenia, jest obecnie wicepremierem. On i Allawi byli zaciekłymi rywalami na wygnaniu.
Starszy dyplomata Organizacji Narodów Zjednoczonych powiedział mi, że dziwią go duże nadzieje, jakie Amerykanie i Brytyjczycy pokładają w Allawim. „Wiem, że wiele osób pragnie Allawiego, ale uważam, że był on ogromnym rozczarowaniem” – powiedział dyplomata. „Nie wydaje się, aby budował silny sojusz i w tej chwili nie wygląda na to, że poradzi sobie dobrze w wyborach”.
Drugi konsultant Pentagonu powiedział mi: „Jeśli Allawi zostanie premierem, będziemy mogli powiedzieć: „U władzy jest teraz umiarkowany, miejski, wykształcony przywódca, który nie chce pozbawiać kobiet ich praw”. poprosiłby nas o opuszczenie Iraku, ale pozwoliłby nam utrzymać operacje sił specjalnych w Iraku – aby utrzymać amerykańską obecność we właściwy sposób. Misja wykonana. Zamach stanu dla Busha”.
Były urzędnik wywiadu wysokiego szczebla przestrzegł, że prawdopodobnie jest już „za późno”, aby jakikolwiek amerykański plan wycofania się mógł zadziałać bez dalszego rozlewu krwi. Konstytucja zatwierdzona przez irackich wyborców w październiku „zostanie zinterpretowana przez Kurdów i szyitów, aby móc kontynuować swoje plany dotyczące autonomii” – powiedział. „Sunnici nadal będą wierzyć, że jeśli pozbędą się Amerykanów, nadal mogą zwyciężyć. Nadal nie ma wiarygodnego sposobu na zapewnienie bezpieczeństwa wojskom amerykańskim.”
Istnieje obawa, że gwałtowne wycofanie się Stanów Zjednoczonych nieuchronnie wywoła wojnę domową sunnicko-szyicką. W wielu obszarach wojna ta w pewnym sensie już się rozpoczęła, a armia Stanów Zjednoczonych jest wciągana w przemoc na tle religijnym. Oficer armii amerykańskiej, który wcześniej tej jesieni brał udział w ataku na Tal Afar na północy Iraku, powiedział, że amerykańska brygada piechoty została rozmieszczona w celu zapewnienia kordonu bezpieczeństwa wokół oblężonego miasta dla sił irackich, w większości z nich to szyici, którzy „zbierali każdego sunnita na podstawie tego, co powiedział im szyita”. Oficer mówił dalej: „Zabijali sunnitów w imieniu szyitów”, przy aktywnym udziale jednostka milicji dowodzona przez emerytowanego żołnierza amerykańskich sił specjalnych. „Ludzie tacy jak ja bardzo się przygnębili” – dodał funkcjonariusz.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna