Ci, którzy dawno temu ulegli cynizmowi i beznadziejności, jeśli chodzi o konflikt izraelsko-palestyński, mogą znaleźć wiele powodów, aby lekceważyć znaczenie rezolucji Rady Bezpieczeństwa nr 2334, przyjętej jednomyślnie (14-0, przy czym Stany Zjednoczone jako jedyne wstrzymały się od głosu) 23 grudnia. Z pewnością prawdą jest, że Izrael zignoruje Rezolucję i rzeczywiście będzie aktywnie działał, aby ją podważyć, tak jak zignorował niezliczone inne rezolucje żądające zaprzestania budowy lub rozbudowy osiedli. Jak napisał na Twitterze jeden z działaczy wkrótce po jego uchwaleniu, najprawdopodobniej Izrael rozszerzy zajmowanie ziemi palestyńskiej i budowę osiedli tylko po to, by dać znać ONZ (i odchodzącemu prezydentowi Obamie) i zademonstrować nieistotność ONZ, jeśli chodzi o do Okupacji.
Obserwatorzy poszukujący historycznego precedensu znajdą go w wielu innych rezolucjach Rady Bezpieczeństwa i Zgromadzenia Ogólnego, które Izrael ignorował przez dziesięciolecia. Jak zauważyło wielu dziennikarzy, Obama ma najgorszą historię spośród wszystkich ostatnich prezydentów, jeśli chodzi o rezolucje Rady Bezpieczeństwa krytykujące Izrael, zawetujące każdą uchwałę poddaną pod głosowanie aż do zeszłego tygodnia. Dla kontrastu George W. Bush i jego ojciec przepuścili odpowiednio sześć i jedenaście osób.
Prawdą jest również – jak mogą wskazać ci, którzy chcą zakończyć ten najstraszniejszy rok w najmniej optymistycznym tonie – że rezolucja opiera się na rozdziale VI, a nie na rozdziale VII Karty Narodów Zjednoczonych, co oznacza, że nie posiada mechanizmu egzekwowania (od sankcje za użycie siły), aby zmusić Izrael do jego wdrożenia, lecz może jedynie naciskać na negocjacje w tym celu.
Niemniej jednak uważam, że traktowanie rezolucji jako „bezzębnej”, jak określa ją wielu krytyków, jest zarówno niesprawiedliwe, jak i niedokładne. Jest kilka powodów, dla których faktycznie ma bardzo głębokie zęby, jeśli nie zostały jeszcze aż tak odsłonięte. Niektóre z tych zębów zawarte są w samej Rezolucji, która raz na zawsze zadaje kłam wszelkim możliwym izraelskim twierdzeniom, że ma prawo do zajmowania na czas nieokreślony, nie mówiąc już o budowaniu osiedli, każdego metra kwadratowego terytorium podbitego przez siebie w 1967 roku. W szczególności art. 1 tekstu rezolucji (co zasadniczo nie stanowi części preambuły, która ma mniejszą bezpośrednią moc prawną) „potwierdza, że zakładanie przez Izrael osiedli na terytorium palestyńskim okupowanym od 1967 r., w tym we Wschodniej Jerozolimie, nie ma mocy prawnej i stanowi rażące naruszenie prawa międzynarodowego i główną przeszkodę w osiągnięciu rozwiązania dwupaństwowego oraz sprawiedliwego, trwałego i wszechstronnego pokoju”.
Służy to dwóm celom. Po pierwsze, „potwierdzając” nielegalność całego przedsięwzięcia osadniczego, przypomina Izraelowi, że od dawna mówiono, że osiedla są nielegalne; zatem jej półwieczna polityka tworzenia „faktów w terenie” jako sposobu na normalizację okupacji i przedsiębiorstw osadniczych, które zawsze miała wspierać, poszła na marne. Oświadczenie to bez wątpienia da impuls do trwającego dochodzenia Międzynarodowego Trybunału Karnego w sprawie tego, czy powinien on uwzględnić palestyńskie wezwanie do wydania orzeczenia w sprawie osiedli. Chociaż uchwała oparta na rozdziale VI nie posiada mechanizmów wykonawczych, ma potężną moc prawną, służąc zasadniczo jako wyrok prawa międzynarodowego w taki sam sposób, w jaki decyzja Sądu Najwyższego decyduje o ostatecznej konstytucyjności prawa amerykańskiego. Osiedla te zostały obecnie jednoznacznie określone jako nielegalne przez najwyższą władzę na świecie, jeśli chodzi o definiowanie i stanowienie prawa międzynarodowego.
Przedsięwzięcie osadnicze jest sercem i racją bytu okupacji, która istnieje, aby ją utrwalić. Zatem oceniając całe przedsięwzięcie jako nielegalne, Rada Bezpieczeństwa w teorii deklaruje, że zbudowana wokół niej okupacja jest również z natury pogwałceniem prawa międzynarodowego. Otwiera to Izrael na dalsze potencjalne ściganie za zbrodnie popełnione w ramach okupacji.
Oczywiście nikt nie wyobraża sobie, że Izrael po prostu podniesie stawkę i wykorzeni ponad pół miliona osadników, szczególnie we Wschodniej Jerozolimie i głównych blokach osadniczych. Jednak Rezolucja rzeczywiście przekazuje Palestyńczykom ogromną siłę negocjacyjną – w rzeczywistości większą niż kiedykolwiek wcześniej – jeśli i kiedy rozpoczną się negocjacje w sprawie ostatecznego statusu oraz nakazanie Generałowi Bezpieczeństwa składania trzymiesięcznych raportów na temat wdrażania Izraela – lub, co bardziej prawdopodobne, , jego brak – jego warunków utrzyma publiczną i dyplomatyczną presję na rząd izraelski i wzmocni wezwania do włączenia MTK i MTS do mieszania.
Mówiąc bardziej bezpośrednio, ponieważ całość porozumień jest nielegalna (w klauzuli trzeciej czytamy, że Rada „nie uzna żadnych zmian w ustaleniach z dnia 4 czerwca 1967 r., w tym w odniesieniu do Jerozolimy, innych niż te uzgodnione przez strony w drodze negocjacji”), Izrael będzie musiał zapłacić znacznie wyższą cenę za zamianę gruntów lub inne pozycje negocjacyjne, aby oczekiwać, że Palestyńczycy zrzekną się tego, co zostało obecnie wyraźnie uznane prawnie za ich terytorium. Nagle wspólna suwerenność we Wschodniej Jerozolimie i nawet większa liczba uchodźców wpuszczonych do właściwego Izraela wydają się możliwe w każdym wiarygodnym porozumieniu pokojowym.
„Ponawiając swoje żądanie, aby Izrael natychmiast i całkowicie zaprzestał wszelkiej działalności osadniczej na okupowanym terytorium palestyńskim, w tym we Wschodniej Jerozolimie, oraz aby w pełni przestrzegał wszystkich swoich zobowiązań prawnych w tym zakresie”, w drugiej klauzuli użyto najmocniejszego możliwy język. Rada Bezpieczeństwa mogła po prostu „wezwać” lub użyć podobnie mniej obowiązkowego języka. Zamiast tego zażądał natychmiastowego i całkowitego wstrzymania nie tylko budowy, ale „działalności”. Rezolucja nr 2334 może nie mieć wbudowanych mechanizmów jej egzekwowania, ale z pewnością jest czymś znacznie więcej niż „zaleceniem” dla Izraela, jak chcieliby nam wmówić ci, którzy uważają, że rezolucje z rozdziału VI nie mają mocy wiążącej ani możliwości egzekwowania prawa (jak pewien kolega specjalizujący się w w prawie międzynarodowym ujął to tak: „Bez mechanizmów egzekwowania prawa ma to w dużej mierze charakter symboliczny. [W najlepszym przypadku] jeden krok do przodu, dwa kroki do tyłu”).
Ponieważ Izrael zadeklarował już odmowę zastosowania się do rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 2334, przygotowano grunt pod przyjęcie opcji i decyzji MTS i/lub MTK, która jeszcze bardziej postawiłaby Izrael w karnym naruszeniu prawa międzynarodowego. Co więcej, nie ma wątpliwości, że tym dwóm organom nie uda się orzec w sprawie systematycznych zbrodni wojennych popełnianych przez Izrael (a także, co jest całkiem prawdopodobne, przez Hamas), które w swojej rutynizacji i ciągłym powtarzaniu osiągnęły poziom zbrodni przeciw ludzkości. Jest całkiem prawdopodobne, że działania wyższych przywódców izraelskich, a także Hamasu, mogłyby zostać uznane przez MTS i/lub różnych urzędników oskarżonych w ich imieniu przez MTS za zbrodnie wojenne, co miałoby dalekosiężne i niezwykle pozytywne konsekwencje dla zarówno zwykłych Palestyńczyków, jak i Izraelczyków.
Co więcej, chociaż Rezolucja nie wzywa do natychmiastowych sankcji wobec Izraela, klauzula piąta „wzywa wszystkie państwa, mając na uwadze ustęp 1 niniejszej rezolucji, aby w swoich stosunkowych stosunkach rozróżniały terytorium Państwa Izrael terytoria okupowane od 1967 r.”. Jest to wyraźnie zaproszenie do bojkotu wszelkich izraelskich produktów lub usług, które w jakikolwiek sposób są powiązane z osiedlami, co z kolei daje impuls powoli wdrażanej polityce UE do etykietowania, izolowania i karania, jeśli nie zakazywania, tych produktów. Nie oznacza to w żadnym wypadku pełnego poparcia ruchu BDS, ale jest to ogromny krok naprzód w kierunku podnoszenia międzynarodowej opinii publicznej i świadomości na temat osiedli, który będzie miał ogromny wpływ na ich ekonomię polityczną.
Rzeczywiście, poprzez „wzywanie obu stron do działania w oparciu o prawo międzynarodowe, w tym międzynarodowe prawo humanitarne”, klauzula siódma przypomina wszystkim, że prawo międzynarodowe nadal obowiązuje na terytoriach okupowanych, a zatem ciągłe naruszenia przez Izrael lub Hamas będą ostatecznie nie pozostaną bezkarni, nawet jeśli droga do sprawiedliwości będzie długa.
Jasne jest zatem, że uchwała ma zęby, nawet jeśli nie są od razu obnażone. Ale jest też inna, równie ważna konsekwencja tej rezolucji, która dotyczy polityki wewnętrznej USA. W szczególności rezolucja pokazała dokładnie podział w Partii Demokratycznej i Amerykańskiej Wspólnocie Żydowskiej pomiędzy prawdziwymi postępowcami, którzy będą podstawą każdej odradzającej się partii populistycznej, która będzie w stanie odpowiedzieć na obawy milionów wyborców, którzy wynieśli Trumpa do władzy, oraz elity korporacyjnej, których uosobieniem są Chuck Schumer i Hillary Clinton oraz cały establishment stojący za katastrofą wyborów prezydenckich, którzy są główną przyczyną obecnego opłakanego stanu.
Możemy się spodziewać, że „kątek Amen” Partii Republikańskiej wybuchnie nuklearnym atakiem nawet w przypadku najmniejszej krytyki Izraela, tak samo jak możemy się spodziewać, że zrobi to żydowski establishment (jak to ujął Morton Klein z ZOA: „Obama dał jasno do zrozumienia, że jest nienawidzący Żyda, antysemita”). To, co widzimy dzięki wsparciu Berniego Sandersa i postępowych Demokratów dla Rezolucji oraz rosnącemu przypływowi prawdziwie postępowych organizacji żydowskich, takich jak Jewish Voice for Peace, IfNotNow, a nawet J Street – i oczywiście, Tikkun i powiązanych z nim społeczności – czy bezkrytyczne, przesadne poparcie dla izraelskiego kolonializmu całkiem dobrze komponuje się ze poparciem dla neoliberalnej, ostatecznie skierowanej przeciwko biednym i rasistowskiej polityki wśród Demokratów.
- Innymi słowy, rosnące więzi między postępowymi Żydami a Ruchem na Rzecz Życia Czarnych, ruchem solidarności z Palestyną, rdzennymi Amerykanami uosabianymi przez Standing Rock, a także innymi ruchami opierającymi się na ciągłym ucisku ludzi o różnym kolorze skóry innym niż (politycznie i ekonomicznie) ) biały wyraźnie podzieli społeczność żydowską – miejmy nadzieję, że trwale – pomiędzy tymi, którzy popierają judaizm oparty na proroczych zasadach słusznego gniewu, sprawiedliwości i współczucia, a tymi, którzy popierają bałwochwalczy judaizm pieniędzy, władzy i osiedli (jak stwierdził rabin Michael Lerner długo i proroczo opisywał je na łamach Tikkun czasopismach i książkach np Odnowa żydowska i Obejmując Izrael/Palestynę).
- Oznacza to, że wyłaniające się pokolenie postępowych Żydów nie musi już wybierać między postępowymi wartościami z jednej strony a establishmentem społeczności żydowskiej i Izraelem z drugiej. establishment dokonał za nich wyboru i jak widzieliśmy wraz z pojawieniem się grup takich jak Open Hillel, nowe pokolenie nie wpadnie w linię prookupacyjną. Koalicja przyszłości, ta, która nie tylko uzdrowi judaizm amerykański (i ostatecznie także judaizm izraelski), ale pomoże przywrócić postępową politykę przeciwko szowinizmowi i faszyzmowi Trumpa i jego sługusów, jest teraz jasna i po raz pierwszy zarówno na arenie polityki wewnętrznej, jak i zagranicznej.
- Rezolucja Rady Bezpieczeństwa nr 2334 zwraca się do świata jeszcze jedną uwagę, która ma konsekwencje daleko wykraczające poza Izrael/Palestynę: prawa człowieka i prawo międzynarodowe mogą nadal mieć znaczenie – jeśli pozwoli się im funkcjonować zgodnie z ich przeznaczeniem. Jedną z największych tragedii epoki powojennej jest architektura Rady Bezpieczeństwa ONZ, która obejmowała weto wobec pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa, które zostało przez nich wszystkich potwornie wykorzystane, aby umożliwić sobie i/lub swoim sojusznikom i klientom uszło na sucho dosłownie masowe morderstwa i zbrodnie przeciwko ludzkości (niezależnie od tego, czy było to wymordowanie przez Stany Zjednoczone trzech milionów mieszkańców Azji Południowo-Wschodniej, a ostatnio katastrofalna inwazja na Irak lub wsparcie izraelskiej okupacji, czy też wyniszczające wojny Rosji w Afganistanie i Czeczenii, a obecnie bezpośrednie udział w rzezi w Syrii). Niestety, prawo weta P5 może zostać zakończone jedynie głosowaniem Rady Bezpieczeństwa, czego przyjęciem P5 oczywiście nie będzie.
- Jedyną nadzieją byłoby wywarcie tak dużej presji ze strony Zgromadzenia Ogólnego na główne mocarstwa, że poczują się one zmuszone do zezwolenia na zmianę weta P5 (albo wymaganie więcej niż jednego głosowania na „nie” przez stałego członka, albo jego całkowite pozbycie się ) w ramach nieuniknionego rozszerzenia stałego członkostwa Rady o główne wschodzące potęgi, takie jak Indie, Brazylia, Indonezja i/lub Republika Południowej Afryki. Taka zmiana w architekturze Rady Bezpieczeństwa byłaby najważniejszym wydarzeniem w historii dyplomacji od czasu powstania Organizacji Narodów Zjednoczonych, ponieważ ostatecznie zmusiłaby każdy kraj na ziemi w równym stopniu do poniesienia konsekwencji swoich działań przed prawem międzynarodowym. Panika Izraela wywołana tą najnowszą rezolucją pokazała nam przebłysk tego, jak będzie wyglądać przyszłość, gdy ci, którzy przez tak długi czas byli uważani za nieodpowiedzialnych przed prawem międzynarodowym, nagle poczuli, że potencjalnie mogą wpaść w jego uścisk. Gdy era Putina i Trumpa zacznie się rozwijać, kraje na świecie postąpią mądrze, rozważąc zmuszenie ONZ do dania reszcie z nas szansy na walkę, zanim będzie za późno.
Mark LeVine jest profesorem historii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Irvine, wybitnym profesorem wizytującym w Centrum Studiów Bliskowschodnich na Uniwersytecie w Lund, redaktorem naczelnym Tikkun i autorem wielu książek, w tym właśnie opublikowanej Struggle and Survival in Palestine/Israel, współautorem pod redakcją Gershona Shafira (UC Press).
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna