Szczególnie uderzyły mnie niektóre słowa po długiej, zwyczajowej litanii osiągnięć prezydenta, który z zupełnie innych powodów został również wybrany przez nigdy bezczynną machinę zbierającą fundusze Partii Demokratycznej. Oto ich wersja tego fragmentu, przekazana mi następnego ranka w prywatnej wiadomości od samego Prezydenta:
"IRichard, nigdy nie byłem większym optymistą, jeśli chodzi o przyszłość Ameryki. Mam na myśli to. Jesteśmy narodem o silnej duszy, silnym kręgosłupie i silnych ludziach. Musimy o tym po prostu pamiętać i pamiętać, kim jesteśmy. Jeśli zrobimy to razem, nic nie przekroczy naszych możliwości".
Słuchałem tych słów, wprowadzonych prawdopodobnie ze względu na ich inspirujący wpływ na naiwnych obywateli, ze zdumieniem i niedowierzaniem. Długo zastanawiałem się, jak tak nieautentyczne uczucia mogły przemknąć się przez otoczenie wcześniej godnych zaufania, autocenzurujących się pracowników, którzy najwyraźniej dopracowują każde przygotowane słowo wychodzące z Białego Domu. Byłem jeszcze bardziej zakłopotany i zaniepokojony, mimo że lepiej zrozumiałem intencje najemników leżące u podstaw tej rzekomo podnoszącej na duchu kody, kiedy zdałem sobie sprawę, że ta kontynuacja była kolejnym apelem z niekończącej się serii codziennych próśb przywódców Demokratów o pieniądze na wsparcie Partii Demokratycznej, w tym listę proponowanych kwot darowizny, które my, owce, możemy wnieść.
Te najbardziej obraźliwe słowa zaczerpnięte z długiego przemówienia prezydenta nadal były zaskoczeniem, w efekcie przyćmiewając wiele autentycznych krajowych osiągnięć prezydentury Bidena. Być może rozgłos w zakresie finansowania jest wstępem do kampanii na drugą kadencję w 2024 r. i należy go interpretować jako nic innego jak okrzyk bojowy, który celowo tłumi ponurą rzeczywistość stojącą przed Ameryką, oferując w zamian więcej „chleba i igrzysk”, w efekcie obiecaj, że Nero będzie dalej majstrował.
Gdybym był osobą kolorową, rdzennym ocalałym lub po prostu biednym, mógłbym się zastanawiać, czy to niewłaściwie optymistyczne przesłanie nie mogłoby zostać sformułowane w bardziej celowy sposób: „Niekiedykolwiek było więcej pesymistyczny o przyszłości Ameryki. Jesteśmy narodem tnie ma przez słabą duszę, a rasistowski, patriotyczny kręgosłup i pozornie na zawsze romanse z bronią, wojną i militaryzmem. Mogliśmy zrobić znacznie lepiej dla siebie i innych na całym świecie, jeśli w końcu spróbujemy do przyznać się do grzechów przeszłości i niepowodzeń teraźniejszości. IW duchu dawno spóźnionej i uroczystej pamięci wzywam wszystkich obywateli do podjęcia kroków w celu złagodzenia narodowej pamięci o tym, kim byliśmy, poprzez przeniesienie części przyszłych wydatków z przyszłych rocznych budżetów wojskowych na fundusz powierniczy odszkodowań na rzecz przeszłych i obecnych ofiar niewolnictwa, czystek etnicznych i oficjalnych form rasizmu skierowanych przeciwko rdzennym Amerykanom i Afroamerykanom. Jeśli jako naród chcemy poważnie podejść do przezwyciężenia tej skażonej przeszłości naszego kraju, musimy także bardziej pozytywnie zaangażować się w szersze planetarne walki o sprawiedliwość i przetrwanie gatunku. Daremnością i szaleństwem byłoby udawać, że możemy obecnie sprostać tym wyzwaniom, działając wspólnie, podczas gdy nie możemy współpracować nawet we własnym kraju na rzecz dobra publicznego w kraju, a tym bardziej na arenie międzynarodowej, dla wspólnego dobra globalnego. Gdybym miał pozwolić sobie na luksus szczerej rozmowy z przywódcami kraju, musiałbym przyznać, że obecnie wydaje się, że jesteśmy w stanie współpracować tylko wtedy, gdy chodzi o prowadzenie wojny lub przygotowanie się do wojny z prawdziwymi lub wyimaginowanymi przeciwnikami."
Innymi słowy, ostatnia SOUA nie tylko odbiegła od doświadczeń większości Amerykanów, ale wydawało się nieco dziwnie niezrozumiałe głoszenie jedności narodowej przy jednoczesnym zabieganiu o fundusze rzekomo potrzebne do zapewnienia Demokratom utrzymania kontroli nad rządem. Z pewnością ani opozycja republikańska, ani partia, której osiągnięcia chwali Biden, nie mają najmniejszego zamiaru opierać przyszłości Ameryki na „naszej zdolności” do wspólnego działania. Biden, a przynajmniej oficjalna strona partyjna wyraźnie rozumie głębokość polaryzacji, wzmacniając swoje apele o fundusze tymi standardowymi, partyzanckimi słowami: „Musimy także wybrać więcej Demokratów, aby osiągnąć więcej”. Uważam za istotne, że tylko te słowa zostały pogrubione w apelu o finansowanie, który otrzymałem od centrali partii, najwyraźniej podkreślając ich poczucie, że główną ideą przemówienia prezydenta było to, że cnota może zwyciężyć jedynie poprzez przekazywanie pieniędzy dobrym ludziom, biorąc pod uwagę intensywność narodowych konfliktów antagonizmy, które wyrażają się w zderzeniu pomysłów na temat kształtowania przyszłości. Z dzisiejszego punktu widzenia trudno przewidzieć, czy przyszli biografowie Bidena zatrzymają się, aby zwrócić uwagę na tak rażącą sprzeczność, a jeśli tak, to wyjaśnią to napięcie w podejściu jako zwyczajową hipokryzję, najemny oportunizm lub jakąś kombinację. Rozliczenie się z przeszłością jest prawie tak samo niepewne, jak przewidywanie przyszłości. Wydaje się jasne, że tylko skorumpowani apologeci mogliby sugerować, że słowa Bidena pełne skrajnego optymizmu były wyrazem prawdziwych przekonań, biorąc pod uwagę ich oderwanie od żywych, codziennych przypomnień o różnych formach złego postępowania, które dominują w przeszłym i obecnym zachowaniu kraju.
Jedną z cynicznych możliwości jest wskazanie tej okazji jako takiej, w której przywódca narodowy z tradycji i przyzwyczajenia skupia się wyłącznie na pozytywach, nie martwiąc się, czy przedstawia to rzeczywistość, czy nie. Jednak czasy są zbyt niebezpieczne, aby zadowalać się tak kiepskim pretekstem do składania fałszywych zeznań, o co oskarżam Bidena i kierownictwo partii.
Zawijanie tego apelu o wkład w niepohamowane poczucie optymizmu co do przyszłości narodu i jego obywateli jest tym bardziej zagadkowe, że nie podejmuje się żadnych towarzyszących temu wysiłków, jakkolwiek błahych, w celu uzasadnienia tak lekkomyślnego lekceważenia szeregu krajowych i globalnych zagrożeń, które codziennie i w sposób oczywisty zaciemniają przyszłość kraju jak nigdy dotąd. Sugeruje to prowokacyjne pytanie: Czy naprawdę potrafimy odróżnić poglądy Bidena od sloganu Donalda Trumpa z czasów największej oglądalności, tak często spotykanego z liberalną pogardą – „Uczyń Amerykę znów wielką”? Być może ta nieprawdopodobna zbieżność poglądów odzwierciedla przewrotne i nieświadome wewnętrzne przekonanie, że rzeczywiście się spotykamy. Aby zyskać przewagę w obliczu mojej drwiny, Biden mógłby odpowiedzieć na podobnie sformułowane twierdzenie Trumpa, upierając się, że Ameryka jest już wielka, więc nie ma potrzeby czynić jej wielką, zwłaszcza jeśli wiąże się to z podążaniem regresywną ścieżką Trumpa do wielkość. Ale oznaczałoby to jeszcze bardziej oczywiste przebywanie w urojeniowej strefie komfortu.
Biden powinien się wstydzić takich przejawów optymizmu co do przyszłości naszego kraju, skoro nie ma dnia bez masowej strzelaniny w szkole lub w miejscach publicznych, takich jak sala taneczna czy publiczne wydarzenie kulturalne; ponad 200 masowych strzelanin w pierwszych dwóch miesiącach 2023 r. Ponadto z ostatnich raportów wynika, że w Ameryce ponownie rośnie liczba samobójstw wśród weteranów i osób kolorowych, że cierpienie nastolatków nigdy nie było większe oraz że duża liczba obywateli którzy z trudem zarabiają wystarczająco dużo, aby zapewnić swoim rodzinom zdrowie, żywność i mieszkanie, wyśmiewa przechwałki Bidena na temat ożywienia gospodarczego za jego kadencji. Bardziej szczegółową dokumentację takich ponurych uogólnień można znaleźć na tych stronach internetowych
Biden wprowadza opinię publiczną w błąd, gdy krwawe przejawy przemocy z użyciem broni i ostrej depresji są nieproporcjonalnie częstsze w Ameryce niż w porównywalnie uprzemysłowionych społeczeństwach. A pod pewnymi względami gorsza od samych tragedii jest wynikająca z nich inercja społeczna, w wyniku której tak niewiele z tego, co można zrobić, jest w ogóle proponowane i omawiane, a tym bardziej podejmowane. Takie wybielanie narodowych złych uczynków powinno raczej wywołać wyrzuty sumienia niż wymijające zaprzeczenie. W żadnym innym kraju na świecie, nie dotkniętym obecnie poważnymi konfliktami wewnętrznymi lub walkami na dużą skalę, rodzice nie martwią się, że mogą nigdy więcej nie zobaczyć swoich dzieci żywych, jeśli nie wrócą do domu ze szkoły w oczekiwanym czasie. A jednak nie słychać nawet szeptu na temat uchylenia lub przynajmniej przekształcenia konstytucyjnego prawa do noszenia broni, określonego w artykule II i interpretowanego bardzo liberalnie.
Czy nasi przywódcy powinni w dalszym ciągu ukrywać przed obywatelami złe rzeczy dotyczące biedy, rasizmu, kultury posiadania broni, naruszania wolności akademickiej i globalnego militaryzmu (wyższe roczne wydatki na wojsko niż w kolejnych dziewięciu krajach, najwyższa międzynarodowa sprzedaż i zyski korporacyjnych handlarzy śmiercią, setki baz zamorskich, odmłodzenie sojuszy wojskowych, drapieżne zachowania w stosunku do zasobów naturalnych)? Czy jako obywatele nie powinniśmy mieć prawa słyszeć o pewnych rozwiązaniach, które będą obejmować walkę z regresywnymi cechami krajobrazu politycznego? Jeśli te brzydkie prawdy zaczną być uznawane przez rządzących, wówczas może zacząć istnieć fundament umożliwiający pozytywne działanie i wzbudzić nadzieje, że przynajmniej możliwe będzie ostrożne pozytywne patrzenie w przyszłość kraju. Poszukiwanie amerykańskiego przywództwa w tym przejmującym czasie może wydawać się naiwne. Z pewnością jest to odpowiedni moment na huczne wyrażanie dumy narodowej i bagatelizację zagrożeń dla przyszłej jakości życia w kraju i na całej planecie. Sytuacja w kraju jest zbyt trudna, abyśmy zadowalali się prezydenckimi bromkami. Najbardziej potrzebne są polityki i praktyki, które ucieleśniają współczucie i są całkowicie oddane reagowaniu na imperatywy ludzkiego bezpieczeństwa na wszystkich poziomach interakcji społecznych i siedlisk przyrodniczych, od lokalnego po planetarny, a nawet kosmiczny.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna