establishment literacki nieustannie zabiega o jakiś wyróżniający się głos, aby ukryć swój zbyt często patroszony i patroszony rdzeń. W swoim niedawnym komentarzu w „New Yorkerze” „Zadie Smith Reports from Dream City”: nalega Hendrick Hertzberg: „Proszę, błagam: rzuć wszystko, co robisz i czytaj Genialna medytacja Zadie Smith na temat Baracka Obamy..." „Mówienie językami” w New York Review of Books „….wspaniały esej” złożony z „błyskotliwych słów”, który jest „tak absorbujący… porywający slalom”, który pokazuje, „jak dobrze [prezydent] Obama jest na dobrej pozycji… by wezwać nas w tak ekscytujący sposób do wizji „ Zjednoczony Stany Ameryki” i przekonanie, jak powiedział w swoim przemówieniu inauguracyjnym, „że dawne nienawiści pewnego dnia przeminą; że linie plemienne wkrótce się rozpłyną”…. Najwyraźniej stany główne pozostaną.
Wykład Smitha oddaje dostojny głos establishmentu, jest to bowiem głos bogaty i wymowny, jakkolwiek zabytkowy, zwłaszcza jeśli chodzi o jego ortodoksję ideologiczną. Jak zwykle, przemówienie graniczy z parodią w najbardziej ideologicznych momentach, w znanej formie estetyzmu potępiającego ideologię, co byłoby postawą postideologiczną.
Pani Smith przyznaje, że została dobrze przeszkolona. Wyznaje, że „żałuje” utraty głosu Willesden, głosu swojej młodości, który „był wielkim, kolorowym morzem klasy robotniczej” dla jej głosu z college'u, jej
„mniejszy, bardziej elegancki staw i prawie jednoznaczny; świat literacki to kałuża. Ten głos, który podchwyciłem po drodze, nie jest już egzotycznym ubraniem, które zakładam jak suknię studencką, kiedy tylko zechcę – teraz jest moim jedynym głosem, czy tego chcę, czy nie. Żałuję tego; Powinienem zachować oba głosy w ustach. Oboje byli częścią mnie. Ale jak kultura przed tym ostrzega!”
Pomimo tego, że Smith została wpakowana w „kałużę” i mimo wyrażanego przez nią żalu, odkrywa, że nie wszystko stracone i oczywiście tak nie jest. Niestety, intelektualną lub literacką zapłatą, którą tak wita, jest przyjęcie lub założenie standardowej linii status quo, która nie tylko twierdzi, że nie nagradza ona żadnej ideologii, ale (równie fałszywie), że ideologia w literaturze funkcjonuje jako rzecz mniejsza, dewaluacja wartości literatury, zdrajcy literackich ideałów i życia. Wierzy, że literatura może być wolna od ideologii – przekonania, że tylko uprzywilejowana kałuża może sobie pozwolić na unoszenie się na wodzie (i to tylko na krótką metę).
„…ostatni etap, który ja [Smith] uważam za oznakę pewnego rodzaju geniuszu: głos zrzeka się własności, rozwija twórcze poczucie oddzielenia, w którym specyficzne dla niego roszczenia nie wydają się silniejsze niż ktokolwiek inny inne. Oto moja mała teoria. Wolałbym nazwać to historią.
Taka teoria, będąca częścią ideologii, jest z pewnością historią – szczęśliwie zakorzenioną w status quo, a zwłaszcza w jego utrwaleniu. Wynikająca z tego strata jest wielka zarówno dla sztuki, jak i życia poza nią.
Z drugiej strony, wyzwoleńcza sztuka partyzancka celowo pragnie, aby „specyficzne dla niej roszczenia” były „silniejsze” – to znaczy bardziej wyzwalające – niż opresyjne, ignoranckie lub oszukańcze twierdzenia i inne siły. Taka postępowa lub wyzwoleńczo-rewolucyjna sztuka nie jest pod wieloma względami historią, w którą Smith i establishment mogliby się zaangażować lub nawet powstrzymać od potępienia. Jakikolwiek „pozorny dydaktyczny morał z… opowieści” musi zostać „podważony przez sam fakt przedstawienia” – establishmentową ocenę sztuki. Nieważne, że świetne opowiadanie Jonathana Swifta „Skromna propozycja” zasadniczo obala taki wiążący pogląd.
Centralne, a nawet drugorzędne punkty Swifta są oczywiste i wyraźne, dalekie od „podcięcia” czy lekceważenia, a jednocześnie dość ironicznie, estetycznie i pomysłowo zaprezentowane. Podkreśla się szereg punktów wyzwoleńczych, wyraźnych i jawnych, a efekty wyzwoleńcze są tym bardziej generowane przez sztukę. To samo dotyczy świetnych powieści, takich jak Les Misérables i Czarnoksiężnik z Wrony, kilka najlepszych przykładów.
Nie da się tego wystarczająco powtórzyć: wielka sztuka może zrobić wszystko, czego Smith i establishment twierdzą, że nie może zrobić w tym kierunku, a także może zająć się ich preferencjami, przekonaniami i ideologiami dotyczącymi status quo i osiągnąć je poprzez zaprzeczenie. Wysoko utalentowana sztuka z pewnością może zostać uznana za opresyjną, przyćmioną, o bardzo zagmatwanej lub godnej pożałowania ideologii i skutkach. Można to też całkiem jasno i szeroko przedstawić jako wyzwoleńcze. To wybór, a nie coś nieuchronnie nieodłącznego. Smith dzieli się w swoim eseju wieloma wnikliwymi obserwacjami i spostrzeżeniami, więc szkoda, że stoi ona także po stronie bankructw przedsiębiorstw.
Niewiele lub nic nie jest niekonwencjonalne we wszystkim, co Smith mówi na temat literatury, a mimo to Smith w niektórych swoich współczesnych artykułach ubolewa nad obecnym stanem literatury. W którym momencie można poczuć się zmuszonym do zerwania przynajmniej z jakąś częścią leżącej u podstaw ortodoksji, tj. ideologią? To prawda, że może nie być to łatwe, biorąc pod uwagę, że główną zasadą większości ortodoksji status quo jest to, że ona nie istnieje. Ta bardzo wybitna autorka przynajmniej poczuła się zmuszona zakwestionować w druku coś z tego, co postrzega jako dysfunkcjonalną ortodoksję (w:Dwie drogi powieści”). Chociaż artykuł rozbił się i spłonął, był to przynajmniej krok, choćby w bok, jak ten „Mówienie językami”, który w każdym razie obejmuje większy obszar, być może bardziej żyzny, ale wydaje mi się równie ortodoksyjny, dobrze wydeptany.
Wyzwoleńcza krytyka i sztuka nie niszczą jakości ani wyjątkowo doskonałej sztuki, która może być mniej lub bardziej establishmentowa: na przykład Szekspir, ale praca wyzwoleńcza może pomóc spojrzeć na twórczość wieszcza z jaśniejszej perspektywy – wydobyć wszelkiego rodzaju błędy, wady i słabości , a także uwydatnić równoważące mocne strony. Niedostrzeżenie tego, że dzieła Szekspira i dzieła wszystkich innych artystów zawierają „specyficzne dla niego” linie ideologiczne, jest porażką ze strony krytyków, a nie brakiem silnej lub wyrazistej rzeczywistości ideologicznej i skutku w dziele i wokół niego, niezależnie od artystów intencje lub jakkolwiek dobrze zostały wykonane.
Nie ma chleba dla ludzi? Pozwól im zjeść ciasto! Ale oczywiście ludzie potrzebują odżywczego chleba, potrzebują go dostępnego, mogą pomóc w jego przygotowaniu i na różne sposoby potrzebują tego, co niezbędne, a nie wielu kopców ciasta, spleśniałej skórki i jeszcze gorszych rzeczy.
Podobnie jak my, „domagamy się” ruchu do przodu, postępu i krytykujemy myśli i pracę, która powstrzymuje ludzi. Wielość głosów? Oczywiście, że tak. To się nazywa prawdziwa demokracja. Albo libertariański socjalizm. I tak dalej. I to jest rodzaj ideologii, rodzaj zasady, rodzaj ideału. Aby nie patroszyć do głębi, musimy zrozumieć i być otwarci na realia i możliwości sztuki, na znacznie pełniejszy potencjał wyzwoleńczy naszych czasów i wielu innych.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna