W środku naszej obecnej, nieustannej wojny ze złem, Ameryka po raz kolejny zastanawia się nad „dobrą wojną”. Jeśli Clintowi Eastwoodowi pozwolono na ponowne wykorzystanie tych obrazów w „Flagach naszych ojców”, jako autorowi alternatywnej historii II wojny światowej, dlaczego nie miałbym jeszcze raz przedstawić swojej sprawy?
Stany Zjednoczone prowadziły tę wojnę z rasizmem za pomocą podzielonej armii.
Walczyła w tej wojnie, aby położyć kres okrucieństwom, uczestnicząc w rozstrzeliwaniu poddających się żołnierzy, głodzeniu jeńców wojennych, celowych bombardowaniach ludności cywilnej, niszczeniu szpitali, ostrzeliwaniu łodzi ratunkowych, a na Pacyfiku gotowaniu mięsa z czaszek wrogów, aby zrobić z nich ozdoby na stół dla zakochanych.
FDR, przywódca tej antyrasistowskiej i przeciwnej okrucieństwu siły, podpisał dekret wykonawczy nr 9066 internujący bez należytego procesu ponad 100,000 XNUMX Amerykanów pochodzenia japońskiego. Tym samym w imię przejęcia architektów niemieckich obozów jenieckich stał się architektem amerykańskich obozów jenieckich.
Przed, w trakcie i po Dobrej Wojnie amerykańska klasa biznesowa handlowała z wrogiem. Wśród amerykańskich korporacji, które zainwestowały w nazistów, znalazły się Ford, GE, Standard Oil, Texaco, ITT, IBM i GM (czołowy człowiek William Knudsen nazwał nazistowskie Niemcy „cudem XX wieku”).
I chociaż Stany Zjednoczone regularnie odrzucały żydowskich uchodźców, grożąc im pewną śmiercią w Europie, po wojnie inną grupę uchodźców przyjmowano z otwartymi ramionami: uciekających nazistowskich zbrodniarzy wojennych, których wykorzystywano do tworzenia CIA i wspierania amerykańskiego programu nuklearnego.
Trwała opowieść o Dobrej Wojnie wykracza daleko poza grille z okazji Dnia Pamięci i migoczące czarno-białe filmy w nocnej telewizji. II wojna światowa to najpopularniejsza wojna w Ameryce. Według przyjętej historii była to wojna nieunikniona, narzucona pokojowo nastawionemu ludowi w wyniku niespodziewanego ataku podstępnego wroga. Ta wojna, wtedy i teraz, została nam starannie i świadomie sprzedana jako walka na śmierć i życie z czystym złem. Dla większości Amerykanów II wojna światowa była niczym innym jak starciem się od stóp do głów w mundurach khaki.
Ale pomijając Hollywood, ani Ryan Phillippe, ani John Wayne nigdy nie postawili stopy na Iwo Jimie. Pomimo mglistych wspomnień byłego prezydenta Ronald Reagan nie wyzwolił żadnych obozów koncentracyjnych. I wbrew powszechnemu przekonaniu FDR tak naprawdę nigdy nie zabrał się za wysyłanie naszych chłopców „tam”, aby walczyli z hitlerowskimi Niemcami, dopóki naziści nie wypowiedzieli najpierw wojny Stanom Zjednoczonym.
Filmy takie jak „Flagi naszych ojców” i „Szeregowiec Ryan” Stevena Spielberga uczą nas, że nawet jeśli wojna to piekło i dobrzy ludzie czasami gubią drogę, nadal nie ma powodu kwestionować ani moralności misji, ani rangi właśnie to pokolenie.
Rewolucyjny pacyfista A.J. Muste powiedział w 1941 roku: „Problem po wojnie leży po stronie zwycięzcy. Uważa, że właśnie udowodnił, że wojna i przemoc popłacają. Kto mu teraz da nauczkę?” Nie wiadomo dokładnie, jak i kiedy taka lekcja zostanie przeprowadzona, ale można śmiało założyć, że lekcja ta nigdy nie zostanie wyciągnięta ze standardowego podręcznika uniwersyteckiego, nędznego bestsellera ani manipulacyjnego przeboju kasowego. Minione sześć dekad pokazało także, że bez takiej lekcji będzie znacznie więcej wojen i znacznie więcej kłamstw, które zaciemnią prawdę o nich.
Mickey Z. można znaleźć w Internecie pod adresem http://www.mickeyz.net.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna