21st Rewolucja stulecia: poprzez wyższą miłość, sprawiedliwość rasową i współpracę demokratyczną, Ted Glick, Bloomfield, New Jersey: Future Hope Publications, 2021, 114 s. 10 USD, https://tedglick.com/2021/09/12/21st-century-revolution/.
Ted Glick jest orędownikiem radykalnych zmian społecznych od ponad pięćdziesięciu lat, niestrudzenie pracując na rzecz pokoju, sprawiedliwości, niezależnej polityki i przetrwania klimatycznego. W tej krótkiej książce dzieli się niektórymi wnioskami, które wyciągnął z doświadczenia aktywisty przez całe życie.
Dwa z pięciu rozdziałów książki dotyczą spraw duchowych, co może zniechęcić wielu czytelników, ale przedstawia przekonujący argument, że są to obawy, które lewica ignoruje na własne ryzyko. Doskonale zdaje sobie sprawę z obskurantystycznej i reakcyjnej roli, jaką często zorganizowana religia odgrywa w sprawach ludzkich, twierdzi jednak, że nie jest to pełna historia. Chociaż religia często odwracała uwagę ludzi od konieczności walki z niesprawiedliwością, czasami pomagała napędzać walki o wolność. Cytuje protestanckiego teologa Dietricha Bonhoeffera, który zginął w nazistowskim obozie koncentracyjnym po przyłączeniu się do antyhitlerowskiego ruchu oporu: „Nie interesuje nas rzeczywistość, ale ten świat”. I „Nie mamy po prostu opatrywać ran ofiar pod kołami niesprawiedliwości, mamy wbić szprychę w samo koło”.
Glick przypomina, że uparty materialista historyczny Fryderyk Engels uważał, że Thomas Munzer, przywódca XVIth niemieckich wojen chłopskich, był rewolucjonistą zarówno religijnym, jak i politycznym. Królestwo Boże, którego natychmiastowego ustanowienia na Ziemi żądał Munzer, miało nie mieć różnic klasowych, a cała praca i majątek były wspólne. Podobnie Karl Kautsky, czołowy teoretyk socjaldemokracji, pisał o „zdeklarowanym proletariackim charakterze” wczesnego chrześcijaństwa, dążącego do „organizacji komunistycznej”. Kautsky skrytykował jednak wczesnochrześcijańskie poparcie dla równego podziału bogactwa, argumentując, że socjaliści powinni zamiast tego doprowadzić koncentrację bogactwa do najwyższego punktu, a następnie przekształcić ją w monopol państwowy – co nie jest do końca inspirującą wizją, zauważa Glick lub jeden prawdopodobnie doprowadzi do bezklasowych i demokratycznych społeczeństw, jakie można było spotkać wśród wczesnych wspólnot chrześcijańskich.
Oficjalne stanowisko bolszewików zabraniało dyskryminacji kogokolwiek ze względu na przekonania religijne i nie wymagało od członków partii ateizmu. Ale krytyka religii Lenina wykraczała poza potępienie reakcyjnej roli, jaką odgrywało duchowieństwo Kościoła prawosławnego. „Nasza moralność” – stwierdził – „jest całkowicie podporządkowana interesom walki klasowej proletariatu”. Odrzucenie przez Lenina religii rozciągnęło się nawet na nieteistyczny humanizm promowany przez zwolennika rewolucji Maksyma Gorkiego. Pod rządami Stalina i Mao w Chinach partie rządzące były aktywnie ateistyczne.
Ponownie Glick nie łagodzi sposobu, w jaki zorganizowana religia wspiera niesprawiedliwe i opresyjne status quo. Opisuje jednak, jak małe grupy (a czasem nawet duże) czerpały inspirację z religii, aby mówić władzy prawdę, czasami robiąc to w odpowiedzi na krytykę socjalistyczną. W Belgii, Włoszech i Francji od lat dwudziestych do pięćdziesiątych XX wieku w Kościele katolickim istniały wielotysięczne ruchy, które stanęły po stronie uciskanego ludu pracującego. Rewolucja kubańska, mówi Glick, miała bardziej tolerancyjny pogląd na religię niż Związek Radziecki czy Chiny, pomagając inspirować teologię wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej i poza nią. Jednakże fakt, że Kubańska Partia Komunistyczna – jedyna legalna partia w kraju – nie pozwalała osobom wierzącym wstąpić do UE aż do 1920 r., wydaje się znacznie bardziej problematyczny, niż pozwala na to Glick, a autorytaryzm rządu z pewnością zaprzecza naszemu pojęciu demokracji.
Czterdzieści lat temu spotkałam na Filipinach radykalne zakonnice, które pracowały z biedną ludnością miejską. Kiedy zapytałem ich o kontrolę urodzeń, powiedzieli mi, że chociaż Papież się temu nie pochwalał, oni nie. Dziś mamy papieża, na którego wpływ miała teologia wyzwolenia. Niemniej jednak Glick przyznaje, że Kościół katolicki jest nadal instytucją na wskroś patriarchalną.
Glick kończy swój pierwszy rozdział konkluzją, że ścieżka naprzód dla tych, którzy szukają zmian społecznych, „musi być wystarczająco szeroka, aby umożliwić świeckim i ugruntowanym duchowo rewolucjonistom kroczenie nią razem”. Zauważa, że z jego doświadczenia wynika, że wiele grup rozpadło się z powodu niepowodzenia w ustanowieniu praktyk opartych na współpracy, szacunku i demokracji. To, bardziej niż poprawna linia, ma kluczowe znaczenie, jeśli grupy mają przetrwać.
Drugi rozdział Glicka zatytułowany jest „Czy Bóg istnieje? Czy to ma znaczenie?" Podszedłem do tego rozdziału z dużym sceptycyzmem, ale, co godne podziwu, Glick również jest sceptyczny wobec swoich własnych poglądów, które ewoluowały z biegiem czasu. Chociaż wiele jego argumentów przedstawionych w tym rozdziale nie przekonało mnie, jego wniosek – cytując Einsteina – jest przekonujący: „Pozytywne aspiracje i wysiłki na rzecz konfiguracji etyczno-moralnej naszego wspólnego życia mają nadrzędne znaczenie. Tutaj żadna nauka nie może nas uratować.
Rozdział trzeci dotyczy kultury kapitalistycznej. Marks, argumentuje Glick, miał ślepy punkt, jeśli chodzi o znaczenie zmiany osobistej dla zmiany społecznej. Jeśli mamy nadzieję zbudować ruchy, które mogą osiągnąć sprawiedliwy świat, musimy rzucić wyzwanie kulturze kapitalistycznej w naszym życiu i w naszych organizacjach. Glick omawia społeczeństwa zbieracko-łowieckie i ich brak zachłanności jako coś godnego naśladowania, ale wydaje mi się to nadmiernym romantyzowaniem prymitywności, jak później sam Glick przyznaje. Nie można się jednak z nim nie zgodzić, gdy nawołuje organizacje lewicowe do podkreślania różnorodności i współpracy oraz do tworzenia kultury zachęcającej do uczciwych dyskusji na temat rzeczywistych różnic zdań. Nalega, aby dążyć do konsensusu, ale bez wymagania ciągłego konsensusu, co może okazać się niedemokratyczne. Jedną z technik, które zaleca w celu promowania uczestnictwa, jest stosowanie grup grupowych z raportowaniem. Uważam, że należy włożyć więcej pracy w rozwój metod partycypacyjnych, ponieważ z mojego doświadczenia wynika, że sprawozdania zwrotne rzadko kończą się decyzjami, które można podjąć.
W rozdziale czwartym Glick przygląda się strukturze klasowej w USA i jej znaczeniu dla organizacji zmian społecznych. Zamiast uproszczonego poglądu, który dzieli kraj na dwie klasy, identyfikuje siedem ogólnych grup klasowych w społeczeństwie amerykańskim. Każdy z nich znajduje się w innej sytuacji życiowej i ma inną skłonność do wspierania ruchu lewicowego. Cierpienie ledwo przeżywającej klasy robotniczej czyni ją bardziej otwartą na lewicę i żadna lewica nie może nie wyjść naprzeciw jej potrzebom. Z drugiej strony klasa robotnicza o niskich dochodach jest najliczniejszą grupą i jej wsparcie jest niezbędne dla powodzenia radykalnych zmian. Klasa robotnicza o średnich i średnich dochodach jest często dość konserwatywna i będzie wymagać poważnego dialogu, a nawet konfrontacji w kwestiach rasy, płci i płci, zanim będzie można przekonać ją do rewolucji. W klasie średniej zawodowej i menedżerskiej będzie znajdować się mniejszość postępowców, ale musimy uważać, aby ich elitarność nie podkopała wysiłków lewicy.
W ostatnim rozdziale Glick przedstawia strategię na 21st stulecia, a strategia, która według niego cieszy się już sporym poparciem na lewicy. Potrzebujemy szeroko zakrojonego sojuszu ludowego, ruchu ruchów. Ruchy te muszą wykazywać się empatią, stosować koleżeńską retorykę i poświęcać więcej uwagi dyplomacji między ruchami. Potrzebują głębokich korzeni klasy robotniczej. Redystrybucja i klimat muszą być głównymi żądaniami. Organizowanie musi mieć charakter „dialogiczny”, to znaczy słuchać ludzi, a nie tylko nimi przewodzić. Wzywa do elastycznego i taktycznego podejścia do kampanii wyborczych, czasami prowadząc niezależne kampanie lewicowe, czasami wspierając postępowych Demokratów lub kandydatów na fuzję. Ważne jest, jego zdaniem, naciskanie na reformę niedemokratycznego prawa wyborczego. Podkreśla także kluczową rolę akcji bezpośredniej.
Glick twierdzi, że ruch ruchów również musi mieć charakter internacjonalistyczny, ale jego dyskusja jest tutaj zdecydowanie zbyt krótka. Co znaczy internacjonalista? Lewica jest obecnie bardzo podzielona co do tego, czy internacjonalizm oznacza (a) przeciwstawienie się wszędzie imperializmowi Stanów Zjednoczonych i wspieranie wszystkich wrogów imperializmu Stanów Zjednoczonych, czy też (b) przeciwstawienie się cała kolekcja imperializmów gdziekolwiek i wyrażając solidarność ze wszystkimi ofiarami imperializmu.
Ted Glick wierzy, że możemy osiągnąć lepszy świat, wolny od ucisku klasowego, niesprawiedliwości rasowej i patriarchatu, inspirowany wartościami duchowymi, które od tysiącleci są częścią naszego gatunku. Droga naprzód nie jest łatwa, ale jedna statystyka, którą przytacza Glick, daje powód do optymizmu: według jednego rachunku na całym świecie istnieje około 1–2 milionów grup działających na rzecz zrównoważonego rozwoju środowiskowego i sprawiedliwości społecznej. Ta pełna nadziei książka nawołuje nas do wykorzystania tego potencjału, aby osiągnąć 21st rewolucja stulecia.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna