Źródło: Analiza
Najwyraźniej nasz wywiad w tym roku, na początku tego roku powiedział nam, że Chińczycy obawiali się, że prezydent Trump, próbując zaatakować i wykoleić proces, który miał usunąć go ze stanowiska po wyborach, może chcieć wywołać wojnę jako odwrócenie uwagi. Nie słyszeliśmy – i wątpię, czy tak jest – aby Chińczycy obawiali się, że prezydent Trump w pierwszej kolejności przeprowadzi atak nuklearny. Nie słyszeliśmy tego. Myślę, że wątpliwe, czy w to uwierzyli i wątpliwe, czy do tego doszło, zwłaszcza w przypadku totalnego ataku nuklearnego.
Słyszeliśmy, że Chińczycy byli zaniepokojeni i rozmawiali o tym z gen. [Markiem] Milleyem, że podejmie on jakąś akcję militarną, która doprowadzi do konfliktu zbrojnego, który może przerodzić się w wojnę totalną, i że w oczach Milleya: obawiał się, że działanie, którego się obawiali, może być na tyle poważne, że w niektórych przypadkach będą chcieli je uprzedzić.
Pozwólcie, że podam przykład, który nie przyszedł mi do głowy. Jeżeli prezydent ogłosiłby, że w ramach naszego zaangażowania w obronę Tajwanu planujemy powrót na Tajwan z bazą wojskową, bazą piechoty morskiej, pilotami myśliwców lub czymkolwiek innym, co mogłoby równie dobrze spowodować atak uprzedzający, a nie nuklearny atak, oczywiście, ale atak, który wykluczyłby możliwość ponownego stania się Tajwanu bazą. Byłby to atak prawdopodobnie obejmujący ofiary w USA, który oczywiście mógłby szybko się nasilić.
Teraz Milley potraktował chiński niepokój poważnie, i to nie jako coś neurotycznego, szalonego, i nie można go rozwiać żadnymi zapewnieniami, ale jako coś opartego na ostatnich wydarzeniach i ich odczytaniu sytuacji, którą jego zapewnienia mogłyby uspokoić. Zapewnił, że Prezydent nie może, jak sądzę, podjąć żadnych działań bez udziału Przewodniczącego Połączonych Szefów Sztabów i innych członków wojska. Wniosek był taki, że miały działanie uspokajające; nie pozwoliliby na zrobienie czegokolwiek.
Jak zauważyło wielu krytyków, i w tym przypadku słusznie miał rację, w zakresie, w jakim sugerował, że może uniemożliwić Prezydentowi podjęcie takich działań. Przepowiadał niekonstytucyjne i nielegalne działanie podjęte przez siebie lub innych. Zgodnie z Konstytucją żaden wojskowy, w tym żaden Sekretarz Obrony, nie może uchylić decyzji Naczelnego Wodza; że obrona Stanów Zjednoczonych, bezpieczeństwo narodowe Stanów Zjednoczonych, wymaga szczególnego rodzaju działań wojskowych.
Prezydent ma do tego prawo. Jak dotąd pod względem konstytucyjnym obejmuje to broń nuklearną. Niektórzy zwracali uwagę, że kiedy ponad 200 lat temu założyciele złożyli wypowiedzenie wojny w wyłączne ręce Kongresu, nie przewidywali broni nuklearnej. Niemniej jednak Konstytucja pozostaje taka, jaka jest. Prezydent po swojej stronie może odeprzeć atak lub zdecydować, co zrobić militarnie.
Milley mówi nam, że faktycznie wyszło to za pośrednictwem Woodwarda i innych. Myślę, że był gotowy przeciwstawić się temu i chronić naród przed szalonym lub absolutnie niebezpiecznym działaniem swojego naczelnego wodza. Byłaby to niesubordynacja. I to była sprawa, która nawoływała do niesubordynacji. Mógłby oczywiście zostać natychmiast zwolniony i zastąpiony przez kogoś, kto będzie przestrzegał Konstytucji i ją przestrzegał. Możemy sobie wyobrazić tę osobę z kolei odmawiającą i wywołującą efekt czegoś w rodzaju masakry w sobotnią noc. Ale faktem jest, że Prezydent ma taką zdolność.
W szczególności jednak Milley nie powiedział, że powiedział gen. Li [Zuochengowi] lub Chińczykom, że zapobiegnie temu, po prostu że będzie brał udział w podjęciu decyzji. To naprawdę nie jest pożądane. Nie oznacza to jednak, że ostatecznie by tego nie dokonał lub że nie dokonałby tego jego następca.
Inaczej mówiąc, uznał tę sytuację za niezwykle niebezpieczną, a my już przez to przechodziliśmy. To rzeczywiście była niebezpieczna sytuacja. Jak martwił się Li, Chińczycy i inni, tak, mógł nastąpić łańcuch wydarzeń, który przy obecnym planowaniu i obecnych zobowiązaniach spowodowałby katastrofalną wojnę nuklearną między USA a Chinami, która mogła zostać przerwana na tym czy innym poziomie, z jednej lub drugiej strony, wycofując się. Doświadczenie pokazuje, że byłoby to możliwe, ale nie gwarantuje, że nastąpi proces eskalacji.
Właściwie już tu byliśmy, w najbardziej niebezpieczny sposób. Większość Amerykanów, nawet historycy, pisząc o tym, wyobraża sobie, że jedynym momentem, w którym świat znalazł się w naprawdę poważnym, bezpośrednim niebezpieczeństwie totalnej wojny nuklearnej, był ostatni etap kryzysu kubańskiego. Długo o tym nie wiedzieli. Kiedy dowiedzieli się, jak blisko podwładni byli wzajemnego atakowania przy okazji swoich łodzi podwodnych i samolotów, powiedzieli, że rzeczywiście byliśmy blisko wojny nuklearnej. I uważają, że to jedyny raz. To zdecydowanie nieprawda.
Po pierwsze, pełniący obowiązki Sekretarza Stanu Christian Herter uważał wówczas, że kryzys na Tajwanie w latach 1958–59 był pierwszym kryzysem nuklearnym i porównywalnym do późniejszego, czyli kryzysu kubańskiego. To z jego punktu widzenia. Stany Zjednoczone myślały, że są już tak blisko, a mimo to posuwały się naprzód. Z perspektywy czasu wiemy, że nie było to aż tak niebezpieczne, ponieważ Chiny i Rosja nie miały zamiaru pozwolić, aby zaszło to tak daleko, ale nie wiedzieliśmy o tym. Podejmowaliśmy więc działania, które według naszych przywódców mogły doprowadzić do wojny nuklearnej.
Ale powiedziałbym, że w 1983 roku byliśmy najbliżej – nawet bliżej niż kryzys kubański – totalnej wojny nuklearnej. I bardzo niewielu Amerykanów jest tego świadomych, chociaż obecnie istnieje kilka książek na ten temat, które szczegółowo omawiają ten temat, strach lub alarm wojenny z 1983 roku. Mógłbym spędzić mnóstwo czasu na zagłębianiu się w niebezpieczeństwa; jest to niezwykle istotne z historycznego punktu widzenia. Ale podam tylko esencję, która obowiązuje także dzisiaj.
Wiedzieliśmy o tym wiele lat później; Z analizy źródeł wywiadowczych dowiedzieliśmy się, że to, co powiedział nam wcześniej dezerter, było prawdą. Że [Jurij] Andropow, prezydent przewodniczący, w ówczesnym Związku Radzieckim był były szef KGB – a właściwie w ostatnim roku jego życia, myślę, że nie jest to bez znaczenia dla jego nastroju i oczekiwań, ale był w dializ w szpitalu realizując swoje decyzje i zmarł rok później. Był przekonany, że Ronald Reagan planuje pierwszy strajk, że jego rozmowie o imperium zła i konieczności rozprawienia się ze Związkiem Radzieckim w oparciu o siłę towarzyszyło coś, o czym Andropow wiedział, a czego nie wiedziała większość Amerykanów; że Reagan prowadził niezwykle prowokacyjne ćwiczenia wzdłuż i w granicach Związku Radzieckiego, wysyłając samoloty obserwacyjne na wybrzeże lub w jego pobliże, ingerując w ich samoloty, robiąc różne rzeczy, cytuję, wprawiając Sowietów w napięcie, wprawiając ich w napięcie wytrącić z równowagi w ten czy inny sposób. Wysiłki, które były tak tajne, że większość ludzi w rządzie nawet o nich nie wiedziała. Ale rzeczywiście wyglądały na zwiad przed pierwszym uderzeniem.
I oczywiście Reagan był w tym czasie zaangażowany w największą wówczas akcję gromadzenia broni nuklearnej, jaka kiedykolwiek miała miejsce. Narastały tendencje za [Dwighta] Eisenhowera, narastały za [Johna F.] Kennedy’ego, a później za ostatnich prezydentów. Ale to było, jak na tamte czasy, największe nagromadzenie, jakie kiedykolwiek miało miejsce. I dotyczyło to głównie broni przeznaczonej do pierwszego uderzenia, bardzo celnej broni zaprojektowanej i przeznaczonej do atakowania radzieckich wzmocnionych rakiet, co można było przeprowadzić jedynie skutecznie uderzając najpierw. Nie przyniosłyby żadnego skutku, gdyby radzieckie rakiety opuściły silosy. Zatem albo pójdą pierwsi, spodziewając się, że Sowieci zaatakują zapobiegawczo, albo niespodziewanie.
I chociaż o ile wiem, nie było to w głowie żadnemu przyszłemu prezydentowi, Andropow wcale nie był tego pewien. W rzeczywistości Andropow uważał, że ćwiczenia NATO – ćwiczenia Able Archer (w 1983 r.) – były w rzeczywistości przykrywką, być może pierwszego uderzenia. To było dalekie od rzeczywistości. A mimo to zachowywaliśmy się, jakbyśmy przygotowywali się do pierwszego uderzenia. Kiedy Reagan dowiedział się o tym na końcu, był zdumiony: Jak mogli w to uwierzyć? I rzeczywiście wyciągnął wniosek, jak niebezpieczne było to, że w to uwierzyli.
W każdym razie wierząc w to Andropow zorganizował największy wywiad i najszersze na świecie ćwiczenia, jakie ktokolwiek kiedykolwiek przeprowadził w historii świata. Aby uzyskać informacje o możliwym, natychmiastowym, nieuchronnym pierwszym uderzeniu Stanów Zjednoczonych. Zatem na całym świecie miał agentów poszukujących nieskończonej liczby możliwych wskaźników, w tym w rejonie Waszyngtonu, w nocy włączone światła, w Departamencie Stanu i Pentagonie, a także samochody, nawet w weekendy, i tym podobne. Ogromna liczba [niesłyszalnych 00:12:22] wszystkiego, co wydawało się być jakimkolwiek rodzajem alertu lub specjalnymi ćwiczeniami, o których został powiadomiony. Nie ma nic bardziej niebezpiecznego w epoce nuklearnej, ponieważ od połowy lat 60. obie strony dysponowały machinami zagłady.
Taki więc był cel tego ćwiczenia wywiadowczego, którego jedynym celem było przygotowanie ataku wyprzedzającego. W przeciwnym razie po co wiedzieć? Jeśli zostaniesz zaatakowany, w rzeczywistości nie będzie to miało żadnego znaczenia, ale obie strony wierzyły, że ostrzeżenie mogłoby się przydać, gdyby doprowadziło do udaremnienia ataku. Sytuacja ta jest oczywiście już niezwykle niebezpieczna, ale przede wszystkim jest wówczas podatna na fałszywy alarm, jaki wielokrotnie zdarzał się po obu stronach, z taktycznych systemów ostrzegania, radarów elektronicznych i rozpoznania satelitarnego, na co tak nalegaliśmy. Powiedzą nam, że pojazdy wroga są w drodze. Nie przybędą po prostu za dzień lub tydzień, ale są w drodze. Właściwie jest już praktycznie za późno, aby cokolwiek z tym zrobić. Planujemy zareagować na to poprzez wyniesienie naszych rakiet z ziemi zanim pojawią się głowice wroga i zdobycie takiej liczby głowic, jaka nie została jeszcze wystrzelona. Obie strony, mówię, opowiadają się za tym urojeniowym, niebezpiecznym systemem wyprzedzającym. Każda ze stron wielokrotnie zgłaszała fałszywe alarmy, mówiące, że rakiety wroga są w drodze, ale zostały one obalone, zanim nastąpiło faktyczne wywłaszczenie.
Osiągnęły tak wysoki poziom – po zimnej wojnie w 1995 r., kiedy [Borysowi] Jelcynowi powiedziano, że wrogi rakieta jest w drodze do Moskwy, i na szczęście nie uprzedził, dopóki nie odkrył, że tak nie jest, właściwie w drodze do Moskwy. To był rakieta pogodowa, która została błędnie zinterpretowana.
A zatem w 1983 r., kiedy Andropow był przekonany, że wkrótce nadchodzące ćwiczenia NATO mogą stanowić przykrywkę dla pierwszego uderzenia. [Stanisław] Pietrow, pułkownik strony sowieckiej, odpowiedzialny za monitorowanie ostrzeżeń z satelitarnych systemów ostrzegania, był w budce kontrolnej około północy. Nie powinno go tam być tej nocy, ale ktoś inny zachorował i przyjął to stanowisko. Zaczęły świecić czerwone światła. Włączały się alarmy. Pociski były w drodze: pierwszy pocisk, dwa pociski i kilka innych. Były trajektorie rakiet z USA w stronę Związku Radzieckiego. W końcu, myślę, że o piątej wstał. Tymczasem wszyscy jego podwładni kazali mu zapewnić przełożonych, że trwa atak. Pietrow nie był pewien. Po pierwsze, czekał na wskazówki od lidera naziemnych radarów, czy rakiety są w drodze, jak zdawało się wskazywać ostrzeżenie satelitarne. Nie pokazali tego, ale który z nich miał rację? Te, które się nie pokazywały, czy te, które się wyświetlały?
Pietrow był osobą religijną i jak później powiedział, uważał, że wysadzanie świata w powietrze byłoby sprzeczne z wolą Boga, gdyby nie było to konieczne. Nigdy nie dał do zrozumienia, że gdyby uwierzył w atak, powstrzymałby się od przekazania tego ostrzeżenia. Ponieważ nie był pewien, czy był to prawdziwy atak, powiedział swoim przełożonym kłamstwo w swoich oczach. Powiedział, że to fałszywy alarm. Tego nie wiedział. Gdyby mu powiedział i przekazał mi to, kiedy się z nim kontaktowałem, gdyby powiedział mu, w co naprawdę wierzy, że jest 50/50, mogłoby tak być, a może nie. Wierzył, że w takim stanie czujności, ostrzeżenia i alarmu dokonaliby ataku na zasadzie 50/50, a on nie chciał tego robić. Kiedy okazało się, że do ataku rakietowego nie doszło — sam czekał, za dziesięć minut usłyszał, co się stanie. Otrzymał reprymendę za to, że nie powiedział przełożonym tego, w co naprawdę wierzył. W kółko pojawiały się dyskusje na temat tego, jak był traktowany. W końcu został zmuszony do wcześniejszego przejścia na emeryturę z powodu czegoś w rodzaju załamania nerwowego. Skończył na ziemniakach we własnym ogrodzie; właściwie w dokumencie BBC opisano go jako człowieka, który uratował świat i to prawda.
Podobnie jak inny Rosjanin biorący udział w kryzysie kubańskim, także wystąpił w filmie dokumentalnym o tym samym tytule. [Wasilij] Archipow na łodzi podwodnej, który w jego przypadku rzeczywiście uratował świat. Mamy więc świat zależny od odpowiedniego, niezwykłego rosyjskiego lub być może amerykańskiego dowódcy, który znajduje się we właściwym miejscu i czasie, aby przerwać ten proces.
A tak na marginesie, kiedy o tym usłyszeliśmy, Andropow myślał, że Reagan oszalał. Andropow uważał, że Reagan oszalał, mówiąc o tym, i wielu ludzi w Ameryce zgodziłoby się z nim, słusznie lub nie. To było w kontekście tej poważnej rozbudowy.
Oczywiście, w tej chwili nasz były prezydent był powszechnie uważany za obłąkanego. Według generała Milleya w ostatnich dniach wyszło na jaw, że wierzy on w Prezydenta — był Przewodniczącym Połączonych Sztabów, stale współpracującym z Prezydentem. Uważał, że od czasu wyborów stan psychiczny prezydenta Trumpa znacznie się pogorszył. Gdyby to była prawda, byłoby to zrozumiałe, prawda? Kimkolwiek był przed wyborami. Te wybory są wydarzeniem niezwykle przygnębiającym, podobnie jak na przykład Hillary Clinton cztery lata wcześniej. Jak mogłoby to pomóc, ale nie być?
W każdym razie nie jest zaskakujące, że Chińczycy martwili się, że mają do czynienia z niestabilnym, obłąkanym prezydentem w osobie Donalda Trumpa. Nie jest to całkowita różnica zdań — cóż, właściwie porozmawiajmy o wymianie zdań, która właśnie się ukazała. Pamiętajcie, że w tym czasie, 6 stycznia, prezydent Trump nadal był naczelnym dowódcą. Myślę, że tak było 8 stycznia; Obecnie według doniesień spikerka Izby Reprezentantów Nancy Pelosi zgodziła się na wymianę zdań z przewodniczącym Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, mówiąc, że oszalał, wiadomo, że nie można powiedzieć inaczej. On jest szalony. Milley powiedziała jej: Całkowicie się z tobą zgadzam. Jest to niebezpieczna sytuacja dla świata i może się powtórzyć za kadencji innego prezydenta.
Nawiasem mówiąc, nie chcę tracić na to czasu, ale z badań, które prowadzę od 50 lat, wynika, że wzorzec przynajmniej sporadycznej niestabilności Prezydenta jest znacznie większy, niż kiedykolwiek mówiono Amerykanom. Nie będę teraz tracić na to czasu. Nawet prezydent Kennedy, także podczas kryzysu rakietowego, zażywał w tym czasie amfetaminę, poważnie, co bardzo zaniepokoiło jego brata.
Johnsona, w samym procesie podejmowania decyzji w 1965 r., co im więcej o tym wiesz, a ja wiem o tym dużo, tym bardziej wydaje się to szalone. Wydaje się to trudne do zrozumienia, gdy zna się rzeczywiste obliczenia, które zostały wykonane. W tym czasie dwóch jego najbliższych współpracowników, Richard Goodwin, jego autor przemówień, Bill Moyers i prawie [niesłyszalne 00:23:53] doszli do wniosku, że w tym czasie wiosną 65 roku ich szef, Prezydent [ Lyndon B.] Johnson, miał kliniczną paranoję i był szalony. Uważali, że po prostu nie uwierzą im, jeśli ogłoszą to wcześniej. Jest na to mnóstwo dowodów.
[Richard] Nixon oczywiście, zwłaszcza w późniejszych latach, wykazywał objawy, które skłoniły jego Sekretarza Obrony do zrobienia dokładnie tego, co właśnie zrobił generał Milley. W rzeczywistości Milley i jego pomocnicy opisują to jako ciągnięcie Schlesingera, odnosząc się do Sekretarza Obrony [Jamesa R.] Schlesingera, który powiedział swoim dowódcom wojskowym, aby nie przyjmowali rozkazów Prezydenta, które nie przechodziły przez Schlesingera. Powtarzam, że jest to sprzeczne z prawem, jego obowiązkami, przysięgą i konstytucją. W tej sytuacji czuł, że tak należy zrobić i nikt nigdy temu nie zaprzeczył. Nixon dużo pił i w obliczu impeachmentu wykazywał skrajną depresję. Znowu zrozumiałe, ale że był Naczelnym Wodzem. Tak jak Johnson wiosną 65 roku.
Dochodzimy więc do tej sytuacji, gdy prezydent czuje, że nic innego niż wojna nie może utrzymać go na stanowisku. Mała wojna, ale z Chinami może stać się wielką wojną.
OK, więc mówię: sądzę, że wywnioskuję z tego, co teraz wiemy, a co jest minimalne. Nawet książki jeszcze nie mam. Pojawi się w przyszłym tygodniu — autorstwa Woodwarda na ten temat. Myślę, że patrząc wstecz, możemy z łatwością dojść do wniosku, że nie byliśmy blisko wojny nuklearnej, ponieważ wydaje się, że przewodniczący Połączonych Sztabów i inni oficerowie byli gotowi na zwolnienie, rezygnację, być może wezwanie do sądu sprzeciwić się temu. Byli czujni. Można powiedzieć, że nie było dużych szans, gdyby nie fakt, że prezydent faktycznie przydzielił osoby takie jak [Mark] Esper i inni Sekretarze Obrony, opierając się na swoim przekonaniu o ich całkowitej lojalności wobec nich, co mogło mieć miejsce.
Innymi słowy, mówię „tak”, mamy obecnie świat w dużym stopniu uzbrojony w broń nuklearną, w którym, A, niestabilność ze strony przywódcy, nie ma gwarancji, że uda się zapobiec rozpoczęciu wojny, w której zginęło większość ludzi na Ziemi. Po drugie, że my — to doskonały przykład tego, jaki rodzaj rozbudowy, który obecnie realizujemy, obejmujący nowe międzykontynentalne międzykontynentalne rakiety balistyczne, nowe okręty podwodne z bardzo celnymi rakietami, tak samo celnymi w zabijaniu w ataku wyprzedzającym, rosyjskimi rakietami samobójczymi, jak nasze własne międzykontynentalne międzykontynentalne rakiety balistyczne. Z rakietami podwodnymi możemy wykonać tę samą pracę, co z międzykontynentalnymi międzykontynentalnymi rakietami balistycznymi. Po prostu dodali do tego nowe, wystrzeliwane z powietrza rakiety manewrujące, niezwykle celne. Ponownie, tak naprawdę nie w innym celu niż zniszczenie i rozbrojenie drugiej strony. Wszystko to, a Rosjanie robią prawie to samo. Wszystko to w kontekście rozbrajania, druga strona nie może dojść do punktu, który uchroni ludzkość przed zagładą, ponieważ okręty podwodne na morzu nie mogą zostać w sposób niezawodny zniszczone przez żadną ze stron do punktu, który uchroni cywilizację przed zniszczeniem, jeśli zostaną użyte.
Nie, nie możesz rozbroić wroga. Chiny nie próbują tego robić. Żadne z pozostałych sześciu państw posiadających broń nuklearną nie próbuje tego zrobić. USA i Rosja nadal – i dlaczego USA, ponieważ produkcja tej broni jest wysoce opłacalna. Oznacza to nie tylko, że dyrektorzy generalni korporacji i akcjonariusze zdobywają fortuny, ale od tej broni zależą miejsca pracy w niemal każdym okręgu w kraju. Zostały one celowo dystrybuowane na podstawie umowy na całym świecie, tak że wybucha wojna w ogólnokrajowym lobby i w okręgu wyborczym, aby w dalszym ciągu budować ten sam rodzaj broni, który jest bronią pierwszego uderzenia i nie ma związku z odstraszaniem ataku nuklearnego. Mają one powiązanie zewnętrzne z naszymi stosunkami sojuszniczymi w tym sensie, że rościmy sobie prawo do protektora, hegemonicznego stosunku do naszych zachodnioeuropejskich i innych sojuszników ze względu na naszą chęć ochrony ich za pomocą tej broni. Więc to są powody. To nie są powody usprawiedliwiające narażanie świata.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna