Indie muszą być jedyną republiką, w której 80% większość jest stale przekonana, że ma się czego obawiać ze strony oblężonej 14% mniejszości.
Przez większość czasu nie brakuje mi słów, tym razem mi się to udało.
Niestety, mój premier, reklamowany jako najpopularniejszy, najsilniejszy i najbardziej wpływowy przywódca na świecie, nie powinien myśleć o zostaniu wrzeszczącym, przerażonym siejącym strach, okaleczającym fakty z bezczelną nieszczerością.
Modi jest bezgranicznie wstrząśnięty zaskakującym faktem, że Indyjski Kongres Narodowy, siła polityczna, której słusznie obawia się, że nadal będzie jego prawdopodobnym wrogiem na szczeblu krajowym, po długich latach ideologicznych wahań odważnie i jasno wymyślił i sformułował manifest zamiarem zdobycia szerokiego poparcia wśród mas, które jego własne udawanie sprowadziło na nędzę przez długą, burzliwą dekadę.
Nie mogąc zakwestionować tego manifestu co do faktów i treści, Modi wybrał ścieżkę obelżywego wypaczenia i nienawiści na tle religijnym.
Obiecując badanie społeczno-ekonomiczne wszystkich grup Indian, Kongres opiera się jedynie na zasadach dyrektywnych zapisanych w artykułach 38 i 39 Konstytucji, które zalecają państwu „zapewnienie porządku społecznego w celu wspierania dobrobytu ludu”. a w szczególności ograniczenie nierówności dochodów do minimum; że nie można pozwolić na rozwój i prosperowanie monopoli; oraz „aby własność i kontrola zasobów materialnych społeczności były rozdzielone w taki sposób, aby najlepiej służyły dobru wspólnemu”.
Wyobraźmy sobie, że o postanowieniach tych dwóch dyrektywnych zasad polityki państwa prawie nigdy nie wspomina się, chyba że, jak można było się spodziewać, przez lewicę, podczas gdy inna zasada dyrektywna znajdująca się dalej na liście, a mianowicie art. 44 (w sprawie celowości w czasie sformułowania jednolitego kodeksu cywilnego) dla wszystkich obywateli Indii) rzuca się na nas w wyniku większościowego zwolnienia z użycia siły atomowej i pilności, jako że rząd BJP w Uttarakhand przyjął już ustawę w tym zakresie.
Wbrew twierdzeniom Modiego, nigdzie na żadnej ze stron manifestu Kongresu nie ma wzmianki o słowie „muzułmanin” ani o nazwaniu jakiejkolwiek innej mniejszości.
Manifest nigdzie nie mówi też dobitnie, że Kongres odbierze majątek i darowizny posiadaczom i rozdzieli je pomiędzy wywłaszczonych, jak gdyby niezdarnym buldożerem łapał znajomych w Uttar Pradesh lub w sposób, w jaki zwykli obywatele w całym kraju całemu krajowi pośpiesznie nakazano wyrzucić swoje banknoty w ciągu kilku godzin od lordowskiej deklaracji lub całkowicie stracić pieniądze.
W rzeczywistości mówi, że przyszły rząd Kongresu będzie starał się opracować politykę, która może zmniejszyć nierówności w dochodach, zapobiec monopolizacji i kapitalizmowi kumoterskiemu oraz potwierdzić prawo ludzi do majątku ziemi.
Myśląc demokratycznie, co może być bardziej godnego pochwały jako program? Czy nie jest tak, że wzrosło napięcie właśnie dlatego, że demokratyczne myślenie wydaje się obecnie dawno zapomnianym nawykiem rządów?
To powiedziawszy, nasz premier zdecydował się uciec do żenującej dezinformacji i siania paniki, posuwając się nawet do propagowania za pomocą teatralnej demagogii, że Kongres zamierza odebrać ludziom całe złoto i srebro, jakie mogą posiadać, i rozdać je do „infiltratorów” i tych, którzy rodzą najwięcej dzieci – przez co miał na myśli muzułmanów.
Rzeczywiście, nie myślał o tym, by wystawiać swoje przedstawienia, aby ostrzec (hinduskie) kobiety, że zły Kongres, gdyby doszedł do władzy, odbierze im mangalsutry (złoty łańcuszek zwykle noszony przez zamężne kobiety jako cenny znak zawarcia małżeństwa) i rozdaj go także wiesz komu.
Szkoda, że premier mógł upaść tak nisko.
Wielu komentatorów wyraża oczywiście spekulacje, że pierwsza tura głosowania w sprawie 102 mandatów w parlamencie mogła być zdecydowanie niekorzystna dla partii rządzącej, wywołując panikę w jego oratorium.
Gdyby był równie pewny zdobycia ponad 400 mandatów, które codziennie nadawał, a wszystko to na podstawie jego osobistej gwarancji, z pewnością mógłby odrzucić spekulacje na temat pierwszej tury głosowania jako bzdury opozycji.
Ale nie, stan niezłomnego postanowienia Modiego, by zagrać najbardziej niestosowną kartą wśród hinduskich kobiet, sugeruje, że mimo wszystko te spekulacje mogą mieć uzasadnienie.
Na jego nieszczęście wydaje się, że tym razem połączonej opozycji nie da się zastraszyć, mimo że brakuje jej środków, aby spotkać się z mediami partii rządzącej i inną propagandą.
Desperacji wśród rządzących potomków nie łagodzą także doniesienia naziemne, że polityka świątyń hindutwskich mogła mieć swój dzień wśród mas, pozostawiając jedynie wyborcę sekty sekciarskiej, który dzierżył worek.
Nie jest w stanie spotkać się z opozycją w sprawie swoich wyników ekonomicznych naprzeciwko pozbawione praw wyborczych miliony – około 80% społeczeństwa – nie mają innego wyboru, jak Modi, jeśli nie zaatakuje jedynej mniejszości, którą prawica szczęśliwie wykorzystuje dla swojego politycznego przetrwania, nie okazując w zamian wdzięczności.
Wyobraź sobie, że gdyby w Indiach nie było muzułmanów, BJP mogłaby nigdy nie zdobyć władzy państwowej.
Ulubionym angielskim słowem prawicy jest „appeasement”, a jej ulubionym chwytem jest oskarżanie świeckiej opozycji, zwłaszcza Kongresu, o „uspokajanie” muzułmańskiego „banku głosów”.
Założenie, sięgające czasów hinduskiej Mahasabhy pod przywództwem Savarkara, jest takie, że muzułmanie żyją tu na kosztach jako ludzie, których roszczenia do bycia obywatelami na równych prawach z Hindusami muszą pozostać kwestionowane, dopóki nie nauczą się zostać Hindusami w doktryny i praktyki kulturowe i religijne.
Kto może przekazać prawicy wiadomość, że słowa „łagodzenie” po raz pierwszy użyli w latach trzydziestych XX wieku Europejczycy, którzy uważali, że Hitler i naziści byli przebłagani przez słabe reżimy brytyjskie i francuskie na mocy traktatów pojednawczych, tak że ekspansja oddziałów szturmowych nazizmu można było trzymać w ryzach.
Zatem epistemologia tego słowa wyraźnie sugeruje, że to silni mają być udobruchani, a nie słabi – w naszym przypadku większość populacji hinduskiej.
Zatem słowo to ma zupełnie przeciwne konotacje w stosunku do tego, co BJP/RSS stara się propagować, chociaż uspokajanie większości hinduskiej w tym przypadku nie ma na celu trzymania ich zwierzchności w ryzach, ale w rzeczywistości wyniesienie jej do definicji narodowości.
Indie muszą być jedyną republiką, w której 80% większość jest stale przekonana, że ma się czego obawiać ze strony oblężonej 14% mniejszości.
A to, jak dobrze ten nonsensowny fortel został wykorzystany przez mniejszość gospodarczą i społeczną, aby utrzymać kontrolę nad zasobami ziemi, kojarzy się z historią Indii, począwszy od okresu kolonialnego.
Czy to możliwe, że ta odwrócona klątwa znajdzie swoje odbicie w wynikach wyborów? Wciągnij oddech w bólu, dopóki się nie dowiemy.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna