Poniżej znajduje się wywiad pomiędzy Stephenem Shalomem i Mattem Grinderem z kolektywu ekonomii partycypacyjnej w Vancouver.
Wstęp:
Na Światowym Forum Społecznym w 2003 r. w Porto Alegre w Brazylii Stephen Shalom przedstawił „wstępną wersję eseju” zatytułowaną „ParPolity: polityczna wizja dobrego społeczeństwa”. W eseju przedstawiono wizję demokratycznego, partycypacyjnego systemu politycznego, uzupełniającego ekonomię partycypacyjną. Ekonomia uczestnicząca to alternatywny system gospodarczy opracowany przez Michaela Alberta i Robina Hahnela. Jego charakterystycznymi cechami są demokratyczne planowanie, rady pracowników i konsumentów oraz zrównoważone kompleksy stanowisk pracy. Jest alternatywą zarówno dla kapitalizmu, jak i centralnego planowania, bardzo odmienną i prawdopodobnie znacznie bardziej sprawiedliwą niż nasz dzisiejszy system gospodarczy. Do czasu eseju Stephena nie było jednak szczegółowej propozycji komplementarnego systemu politycznego, w którym obywatele mogliby w pełni uczestniczyć w sprawach politycznych i gospodarczych. Stephen jest profesorem nauk politycznych na Uniwersytecie Williama Patersona w New Jersey. Jest autorem wielu książek, ostatnio „Po której stronie jesteś?: wprowadzenie do polityki”. Matt Grinder z Vancouver Parecon Collective rozmawiał ze Stephenem Shalomem o jego wizji politycznej.
Szlifierka: Czy mógłbyś zacząć od wyjaśnienia, dlaczego opracowałeś tę wizję polityczną?
Szalom: Myślę, że dla tych z nas, którzy interesują się zmianami społecznymi, bardzo ważne jest nie tylko rozmowa o tym, co jest nie tak z obecnym systemem, nie tylko rozmowa o tym, co musimy zrobić jutro, aby osiągnąć ten czy inny cel krótkoterminowy, ale także mieć trochę poczucie dalekosiężnej wizji tego, dokąd chcemy dojść.
Jeśli chcesz coś zmienić, musisz mieć w głowie jakiś ostateczny cel, aby móc stwierdzić, czy podążasz właściwą drogą. Następnie możesz wybrać taktykę i strategię, aby mieć pewność, że prowadzi ona tam, gdzie chcesz.
Ponadto uważam, że kolejnym powodem, dla którego trzeba mieć jakąś wizję polityczną i wizję bardziej ogólnie, jest to, że wiele osób, które spotykamy w naszej codziennej pracy politycznej, mówią nam: „nie ma alternatywę, więc po prostu zaakceptuję status quo”. Musimy im pokazać, że istnieje powód, dla którego powinni podjąć zaangażowanie i poświęcenia niezbędne, aby podważyć status quo. Powód ten ma sens tylko wtedy, gdy istnieje jakaś alternatywa, która faktycznie działa i może nas zainspirować. Myślę więc, że Parecon — wizja gospodarcza Mike'a Alberta i Robina Hahnela — robi coś w tym kierunku, pokazując ludziom, że istnieje alternatywa, ale dotyczy to tylko ekonomicznego aspektu społeczeństwa. Ciekawiło mnie, czy możemy również rozwinąć instytucje polityczne dobrego społeczeństwa?
Szlifierka: Jakie wartości chcesz uwzględnić w tej wizji politycznej?
Szalom: Cóż, chcemy, aby każde dobre społeczeństwo miało wolność, co oznacza, że chcemy, aby ludzie mogli robić, co im się podoba. Oczywiście trzeba ograniczyć wolność, a mianowicie tak, aby nie mogła ona ingerować w wolność innych ludzi. To jest jedna wartość, którą chcemy wdrożyć w każdym systemie politycznym: wolność.
Drugą wartością jest samozarządzanie: to znaczy chcemy, aby ludzie mogli kontrolować swoje własne życie. Nie chcemy systemu politycznego, w którym inni robią coś za ciebie i dają ci to, czego potrzebujesz. Wierzymy, że uczestnictwo w decyzjach, które mają wpływ na Twoje życie, czyni Cię bardziej ludzkim, to część tego, co czyni Cię tym, kim jesteś. Można to przesadzić; niektórzy mówią, że ponieważ jestem działaczem politycznym i spędzam 24 godziny, siedem dni w tygodniu na uprawianiu polityki, każdy powinien chcieć to robić. Myślę, że to nierealne. Jeśli próbujemy opracować wizję polityczną dla całego społeczeństwa, a nie tylko dla tych kilku fanatyków politycznych, musi to być coś, co zachęca do uczestnictwa i ceni uczestnictwo, ale bez wymagania, aby wszyscy mieli taką samą obsesyjną miłość do polityki, jaką mogliby mieć aktywiści. Zatem uczestnictwo, ale nie w takim stopniu, w jakim społeczeństwo się rozpadnie, jeśli ludzie nie będą na jego punkcie fanatykami.
My też chcemy sprawiedliwości. Chcemy społeczeństwa, które jest sprawiedliwe i traktuje wszystkich jednakowo.
Solidarność: chcemy systemu politycznego, który pozwala i zachęca nas do uwzględnienia naszych wspólnych interesów z innymi, który promuje współpracę, który pomaga nam dostrzec, jak nasze życie i interesy splatają się z wzajemnymi.
Tolerancja: mam na myśli to, że różni ludzie mają różne poglądy na temat dobrego życia. Zatem dobry system polityczny powinien promować różnorodność, pozwalając ludziom mieć jak najwięcej różnych wizji dobrego życia, o ile nie odmawiają innym tej samej tolerancji.
Szlifierka: Jakiego rodzaju instytucje i procedury polityczne miałbyś dla tej Parpolity?
Szalom: Musi to być system, który się na nim opiera i pozwala ludziom uczestniczyć w możliwie największym stopniu twarzą w twarz. System, jaki mamy obecnie w demokracjach kapitalistycznych, polega na tym, że 300,000 50, pół miliona, milion czy XNUMX milionów wyborców wybiera kogoś, a następnie wysyła go, aby nas reprezentował. Taki poziom kontroli politycznej jest po prostu niewystarczający. Mamy bardzo słabe powiązania między nami a naszymi tak zwanymi przedstawicielami. Nie wiedzą, o czym myślimy, nie mamy zbyt dużego sposobu, aby ich sprawdzić, jeśli robią rzeczy, które nam się nie podobają, a w wyniku tego procesu stajemy się bardzo apolityczni – ponieważ jest to proces, który nie nie angażuj nas. W Stanach Zjednoczonych raz na dwa lata wybiera się swojego przedstawiciela do Kongresu i to wszystko. Kilka osób napisze wtedy listy lub mniejsza liczba faktycznie umówi się na spotkanie ze swoim przedstawicielem, gdy ten przyjedzie do okręgu, ale ogólnie rzecz biorąc, nie ma codziennego kontaktu między przedstawicielami a tymi, którymi powinni być reprezentowanie.
Zatem system, który moim zdaniem ma sens, to system zagnieżdżonych rad, w którym istnieje rada na szczeblu podstawowym, która będzie składać się z, nie wiem, 25–50 osób, a całe społeczeństwo zostanie podzielone na te rodzaje rad. Rady te będą na tyle małe, że będziesz mógł rozmawiać z ludźmi, z członkami twojej rady, a twoje poglądy i obawy zostaną wysłuchane. Ale same rady nie wystarczą, ponieważ jest wiele rzeczy, o których nie można decydować na radykalnie lokalnym poziomie. Rady te będą wymagały większej współpracy i koordynacji, dlatego każda z tych rad wybierze delegatów, którzy pójdą do rady drugiego poziomu, a te rady drugiego poziomu będą mniej więcej tej samej wielkości, od 25 do 50 delegatów. Rady te z kolei wybiorą delegatów do rad następnego stopnia. Ponieważ byłoby tyle poziomów, ile potrzeba, tak aby ostatecznie istniała jedna rada najwyższego szczebla. Oznacza to, że w każdym momencie delegaci w radzie dowolnego szczebla odpowiadają przed radami znajdującymi się tuż pod nimi, które ich wysłały. Mogą zostać odwołani przez te rady, jeżeli nie reprezentują już woli i życzeń tej rady. Istnieje więc bardzo ścisły związek pomiędzy radami, obywatelami i ich delegatami, jakiego nie ma w obecnej demokracji przedstawicielskiej.
Wspomnę tylko o kilku innych cechach: ci delegaci nie są upoważnieni, jak się czasem sugeruje. Oznacza to, że jednym ze sposobów poradzenia sobie z relacjami między radami byłoby powiedzenie OK, moja rada na szczeblu podstawowym zajmuje stanowisko, wysyłamy naszego delegata i mówimy jej lub jemu, że musisz głosować w ten sposób, to jest twoje stanowisko, które musisz przedstawić rada kolejnego szczebla. Cóż, problem w tym, że kiedy delegat dotrze do rady wyższego szczebla, nie ma sensu prowadzić żadnej rozmowy. Ponieważ wszyscy, którzy pojawiają się w tej radzie, są zmuszeni głosować w sposób, w jaki zostali upoważnieni do głosowania. Zatem w pewnym sensie rady wyższego szczebla są po prostu mechanicznymi mechanizmami zestawiania głosów, a nie rzeczywistymi ciałami decyzyjnymi. Jedną z rzeczy, które uważam za bardzo ważne dla każdego przyzwoitego systemu politycznego, jest to, że polityki nie można postrzegać jedynie jako kwestii zliczania i sumowania głosów. Powinien to być proces przemyślany. To znaczy, sądzę, że wierzę, że ludzie, którzy siedzą, próbują wszystko przemyśleć i porozmawiać, mają większe szanse na znalezienie jakiegoś rozwiązania, nie idealnego, ale lepszego, niż gdyby po prostu powiedzieli: OK, 51% tutaj, 49% tutaj, to wszystko. Nie twierdzę, że nigdy nie trzeba mieć głosów. Moje stanowisko jest raczej następujące: powinniśmy dążyć do podejmowania decyzji w oparciu o konsensus, tam gdzie to możliwe, i stosować zasadę większości, gdy nie jest to możliwe.
Problem ze stwierdzeniem: opierajmy się na czystym konsensusie przy podejmowaniu decyzji i że powinniśmy szanować szczerą opinię osoby, która ma inne zdanie, polega na tym, że czasami znajdujemy się w sytuacji, w której mamy szczerą opinię jednej osoby, która się nie zgadza wbrew szczerym opiniom wielu innych ludzi, którzy nie mają innego zdania. Zezwolenie tej pojedynczej osobie na blokowanie działań oznacza brak odpowiedniego szacunku dla opinii znacznie większej grupy, jednocześnie okazując szacunek innemu.
Weźmy kwestię, która prawdopodobnie nie będzie podatna na łatwy kompromis. Weźmy taką kwestię jak aborcja, prawa zwierząt czy coś w tym rodzaju. Ludzie mają bardzo zdecydowane zdanie na te pytania. Wyobraźmy sobie więc, że ktoś proponuje: załóżmy klinikę aborcyjną w takiej a takiej okolicy. Głosujących 95 do 5 opowiada się za takim rozwiązaniem, ale 5 osób jest temu zdecydowanie przeciwne. Cała piątka gorąco i szczerze wierzy w swoje stanowisko, ale nie powinniśmy dawać im prawa weta. Bo jeśli to zrobimy, to powiemy, że chociaż poglądy 5% ludzi zasługują na nasz szacunek, poglądy 95% ludzi – którzy również bardzo gorąco wyrażają swoje stanowisko – nie mają tego samego prawa szacunek.
Chcę więc debaty, chcę, żeby ludzie przedyskutowali różne kwestie, chcę, żeby ludzie znaleźli kompromis, chcę, żeby ludzie próbowali różnych sposobów, aby uwzględnić jak najwięcej poglądów. Jednak zdaję sobie sprawę, że w prawdziwym świecie będą problemy, których nie da się pogodzić ani rozwiązać, i w takim przypadku musimy wybrać jakąś metodę podejmowania decyzji i wydaje mi się, że rządy większości będą często najlepsze. Nadal byłoby prawdą, że w takim przypadku moglibyśmy powiedzieć: „Co jest takiego świętego w 51%?” Nic, ale wszystko, co jest mniejsze niż 51%, jest jeszcze mniej święte, ma jeszcze mniejszą wartość.
Szlifierka: Mamy więc te rady wysokiego szczebla, które opisujesz, które prawdopodobnie podejmują decyzje w imieniu dużej części populacji. Jakie są mechanizmy kontroli i równowagi, aby ci ludzie po prostu nie zdobyli większej władzy i nie podejmowali wszystkich decyzji?
Szalom: Istnieją dwa rodzaje kontroli, na których nam zależy. Jednym z rodzajów kontroli jest to, że chcemy mieć pewność, że te rady wyższego szczebla nie staną się w jakiś sposób tyranami. Druga kontrola, na której nam zależy, brzmi: nawet jeśli te rady wyższego szczebla są bardzo demokratyczne i reprezentują większość, zawsze pozostaje kwestia niebezpieczeństwa tyranii większości. Czy większość może zdecydować się na robienie rzeczy, których nie powinna robić?
Pozwólcie, że opowiem po kolei o tych dwóch rzeczach. Istnieją różne kontrole w przypadku pierwszego niebezpieczeństwa – polegającego na tym, że rady wyższego szczebla tracą kontakt z wolą ludu. Pierwsza kontrola polega na tym, że każdy z członków rad wyższego szczebla pochodzi z rady niższego szczebla i regularnie wraca do tych rad niższego poziomu. Zatem tego rodzaju organicznego połączenia między tymi delegatami a okręgami wyborczymi, z których pochodzą, jest znacznie więcej. Druga kontrola polega na sposobie podejmowania decyzji przez rady wyższego szczebla: czasami podejmują one decyzje w drodze konsensusu; czasami, gdy wyraźnie jest to stanowisko cieszące się silnym poparciem, głosują nad nim; lecz ilekroć sprawa jest kontrowersyjna i prawdopodobnie będzie bliska, przedyskutują ją, przedstawią alternatywne stanowiska, a następnie odeślą ich z powrotem na niższe szczeble, gdzie faktycznie odbędzie się głosowanie. Na przykład kwestia może zostać przefiltrowana od dołu do góry, gdzie jest omawiana po raz pierwszy, dociera do rady wyższego szczebla, gdzie jest ona omawiana i okazuje się, że istnieje tu wyraźnie duża różnica zdań, dlatego formułuje się jasne stanowiska w formie wynikiem dyskusji, a następnie sprawa wraca do rad niższego szczebla, gdzie ludzie ponownie omawiają tę kwestię i debatują nad nią, a następnie obradują i próbują zająć stanowisko. Zatem w tym systemie zachodzi o wiele bardziej organiczny proces niż w obecnych reprezentatywnych demokracjach kapitalistycznych, gdzie głosujemy i czekamy cztery, czy dwa lata, czy cokolwiek innego, i zobaczymy, co zrobili w naszym imieniu.
Kwestia tyranii większości jest poważnym problemem. Oznacza to, że choć tak, o pewnych sprawach większość powinna móc decydować, są też inne rzeczy, o których większość nie powinna decydować. Na przykład żadna grupa ludzi, niezależnie od tego, jak duża jest większość, nie powinna mi mówić, jaką religię powinienem wyznawać, w co powinienem wierzyć, kogo mogę poślubić lub tym podobne. Jest wiele rzeczy, które według nas nie należą do kompetencji większości lub nie podlegają jej władzy, ale są to sprawy, o których powinny decydować jednostki.
Obecnie w krajach takich jak Stany Zjednoczone i Kanada mamy Sąd Najwyższy, który powinien przyjrzeć się konstytucji, karcie praw lub karcie praw i stwierdzić: „ta karta praw, ta karta praw, nakłada pewne ograniczenia na temat tego, co większość może zrobić, zinterpretujemy, czy przekroczyli swoje granice, czy nie. Jest to więc jeden ze sposobów sprawdzenia niebezpieczeństwa tyranii większości. Problem w tym, że ponieważ Sąd Najwyższy w Stanach Zjednoczonych nie jest organem wybieralnym, jest to: niedemokratyczne sprawdź populację Weźmy na przykład lata trzydzieste XX wieku w Stanach Zjednoczonych. W trakcie głosowania Amerykanie bardzo wyraźnie dali do zrozumienia, że są zainteresowani zawarciem nowego porozumienia. Wybrali prezydenta, który wezwał do nowego ładu, i większością głosów wybrali Kongres reprezentujący ten sam punkt widzenia. Kongres przeszedł, a prezydent podpisał ustawę, która zmieniła rolę rządu w gospodarce, czyli rząd miał teraz podjąć pewne kroki, aby zadbać o ludzi, gdy kapitalizm ich skrzywdził. Sąd Najwyższy uchylił te przepisy, twierdząc, że chronimy mniejszość, mianowicie mniejszość właścicieli firm, kapitalistów. To był przypadek, w którym sąd – niewybieralny organ, wybrany przez poprzednich prezydentów, który nie miał już poparcia społecznego, podejmował decyzje dotyczące konstytucji. Ale konstytucja nie mówi nic wprost o tym, czy mogłaby istnieć ustawa o płacy minimalnej. Konstytucja w zasadzie pozostawiła wszystkie tego rodzaju kwestie do interpretacji – do interpretacji przez niedemokratyczny, obojętny sąd.
Z drugiej strony, jeśli sędziowie mają bezpośredni wybór, tak jak ma to miejsce w niektórych jurysdykcjach w Stanach Zjednoczonych, często można się przekonać, że sędziowie ulegają najbardziej podstawowym emocjom: „wybierzcie mnie na sędziego, a usmażę więcej ludzi” – czyli rodzaj rzeczy. Jeśli ci sędziowie są naprawdę odpowiedzialni przed większością, to dlaczego mamy oczekiwać, że będą chronić mniejszość przed tyranią większości? Weźmy przykład, powiedzmy, że masz bardzo rasistowskie społeczeństwo. Ustawodawca przyjął ustawę mającą na celu ukaranie lub w jakiś sposób dyskryminację określonej grupy mniejszościowej. No cóż, sprawa trafi do sądu. Jednak sąd został wybrany przez większość i prowadził kampanię wyborczą, w której głosi hasło „wybierz nas, a powstrzymamy tę mniejszość”. Nie stanowiłoby to zatem dużej ochrony dla mniejszości. Dlatego chcecie uniknąć obojętnego sądownictwa, które w żaden sposób nie reaguje na wolę demokracji. Ale nie chcesz też takiego, który daje się ponieść szczególnym przesądom danej chwili. Jest to problem każdego systemu politycznego. Pojawia się myśl, że może w Stanach Zjednoczonych dadzą im dożywocie, żeby nie byli tak bardzo poddawani presji opinii publicznej. Czasami dzięki temu staliśmy się bardzo dobrymi sędziami, którzy byli dość kiepscy, gdy zostali mianowani po raz pierwszy, ale którzy stali się szanowanymi głosami, gdy nie byli już przedmiotem codziennej agitacji wyborczej. Z drugiej strony wiele innych okazało się jeszcze gorszych niż wcześniej.
Sugeruję, że chcemy pewnego rodzaju kontroli nad tyranią większości w radzie poprzez posiadanie organu, który jest jednocześnie demokratyczny i odpowiedzialny przed społeczeństwem, ale nie przed samą radą. Nazywam to ciało sądem wyższej instancji. Byłby to sąd na tym samym poziomie co najwyższa z zagnieżdżonych rad. Składałaby się prawdopodobnie z 41 obywateli wybranych w drodze losowania na dwuletnią kadencję. Stanowiłyby sprawdzian dla niesprawiedliwych praw. (Liczba 41 jest dowolna. Musi być na tyle duża, aby zgodnie z prawami prawdopodobieństwa była w dużym stopniu reprezentatywna dla populacji, ale jednocześnie na tyle mała, aby mogła nastąpić prawdziwa debata.) Można by powiedzieć, cóż, jeśli wśród ludzi istnieją uprzedzenia. populacji, dlaczego to ciało nie będzie tak samo uprzedzone, jak każda inna przypadkowa grupa ludzi? Politolog Fishkin przeprowadził bardzo interesujące badanie na grupie przeciętnych obywateli. Przeprowadził ankietę i zapytał ich, jakie są ich opinie na różne pytania. Mieli standardowe poglądy na wiele spraw. Potem kazał im poważnie dyskutować przez jakiś czas i odkrył, że poglądy, do których doszli po naradzie, różniły się raczej od nieszablonowych poglądów, które mieli, gdy zapytano ich o opinię.
Sugeruje, co uważam za interesujący wynik, że ludzie są zdolni do więcej, niż im się wydaje. Jeśli po prostu zapytasz ludzi – ktoś puka do twoich drzwi i pyta: „Jaki jest twój pogląd na temat kary śmierci?” – ludzie udzielają szybkich, często uprzedzonych odpowiedzi na tego rodzaju pytania. Jeśli po prostu pozwolisz ludziom usiąść, porozmawiać i pomyśleć o tych kwestiach, jeśli rzeczywiście się zastanowią, mogą podjąć znacznie mądrzejsze decyzje. Zatem odpowiednikiem sądu najwyższego w systemie, który proponuję, nie jest organ powołany, lecz wybierany losowo; podobnie jak system ławy przysięgłych w Stanach Zjednoczonych, przekrój obywateli, którzy znajdują się w sytuacji, w której będą naradzać się i decydować, czy ta konkretna ustawa uchwalona przez jedną z rad narusza pod pewnymi względami prawa, których nie należy naruszone.
Szlifierka: Warto jednak zauważyć, że w radach wysokiego szczebla, a może także w sądzie wyższej rady, ci ludzie mogą zacząć twierdzić, że ich praca jest naprawdę skomplikowana i muszą pracować w niej dość długo. Czy sądzisz, że jest jakiś powód do niepokoju w związku z takimi sytuacjami, w których członkowie rady wysokiego szczebla pomyślą: „musimy pozostać na stanowisku przez długi czas” i być może wszyscy im na to pozwolą, a oni po prostu będą gromadzić coraz więcej moc?
Szalom: Myślę, że ten system polityczny, o którym mówię, powinien współgrać z Pareconem, systemem gospodarczym, o którym wspomniałeś na początku rozmowy. Jedną z ważnych cech tego systemu gospodarczego są „zrównoważone kompleksy stanowisk pracy”. Odzwierciedla to zrozumienie, że nie tylko niektórzy ludzie mają pieniądze, a niektórzy nie, na tym właśnie polega istota nierówności we współczesnym kapitalizmie. To część tego, to bardzo duża część, ale inna różnica polega na tym, że niektórzy ludzie mają pracę, która daje siłę, która sprawia, że podczas wykonywania pracy stają się bardziej wykwalifikowani, kompetentni i potężniejsi, podczas gdy inni ludzie mają pracę, która pozbawia ich mocy i czyni ich coraz bardziej bezmyślnymi. Jeśli więc pracujesz na linii montażowej i do Twoich obowiązków należy wkręcanie śruby co 4 sekundy, skutkiem tej pracy będzie to, że zrobisz z siebie kretyna, bo nie używasz mózgu, nie wykorzystujesz swoich możliwości. W systemie gospodarczym zaproponowanym przez Alberta i Hahnela każdy ma zrównoważony kompleks pracy. Oznacza to, że wykonujesz wiele rodzajów działań, z których niektóre dodają mocy, inne ją pozbawiają, tak że średni poziom wzmocnienia u wszystkich jest taki sam. Nie oznacza to, że wszyscy wykonują tę samą pracę – jeśli jesteś fizykiem jądrowym, być może przez część czasu zajmujesz się fizyką jądrową, ale zajmowałbyś się też innymi rzeczami, które są rutynowe i służalcze. Ludzie pracujący w fabrykach również wykonywaliby czynności wymagające planowania, myślenia lub używania mózgu.
Zatem w ten sam sposób wszyscy ci ludzie, którzy są w radach – wszyscy są na niższym szczeblu, w radzie podstawowej – ale w przypadku wszystkich innych rad twoje uczestnictwo w tych radach jest częścią twojego zrównoważonego kompleksu pracy. Zatem nikt nie będzie pełnoetatowym politykiem, politykiem czy urzędnikiem. Każda osoba, bez względu na jej rolę w społeczeństwie, będzie miała te zrównoważone kompleksy zawodowe. Zatem zgrubna równość ekonomiczna gwarantuje, że nie będzie klas kapitalistycznych i proletariackich, podczas gdy zrównoważone kompleksy zawodowe wyeliminują tę rozbieżność, którą mamy obecnie we wszystkich istniejących społeczeństwach pomiędzy ludźmi, którzy koordynują zadania, ludźmi, którzy myślą i tymi, którzy są naśladowcami. Zlikwidowano ten sztuczny podział.
Więc to prawdopodobnie główna kontrola, jaką będziecie musieli przeprowadzić, aby ciała wysokiego szczebla nie stały się ciałami tyrańskimi, długotrwałymi. Inną rzeczą jest to, że będzie w nich wbudowana rotacja, co oznacza, że sąd wyższej instancji będzie miał kadencję, powiedzmy dwa lata, i nie będzie można zostać ponownie mianowanym. Zostałeś wybrany losowo z populacji, Twoja szansa na ponowne wybranie jest niska i możemy się upewnić, że wyniesie zero, co oznacza, że nie możesz zostać wybrany po raz drugi. Jeśli jesteś delegatem swojej rady do następnej, czyli najwyższej rady, która podlegałaby rotacji, nie możesz tego robić na stałe.
Szlifierka: Żeby było jasne, w jaki sposób prawo byłoby ustanawiane w tym systemie politycznym?
Szalom: Rady uchwalałyby ustawy. Ale jakiego szczebla rada? W każdym społeczeństwie prawa obowiązują na określonym poziomie geograficznym. Na przykład w Kanadzie możesz mieć prawo prowincjonalne, możesz mieć prawo federalne, możesz mieć prawo w obrębie określonej gminy. Pytanie brzmi: czasami przepisy obowiązujące na jednym szczeblu mogą być ze sobą sprzeczne i należy ustalić, który poziom jest odpowiedni do podjęcia takiej decyzji. Tam, gdzie to możliwe, chcesz, aby decyzje były podejmowane na niskim szczeblu i pozostawiane je na niskim szczeblu, a nie z góry, ponieważ im wyżej są podejmowane, tym mniejsza jest różnorodność. Jeśli jedno miasto chce zrobić coś w ten sposób, a drugie w inny sposób, powinno być to dozwolone. Ale czasem nie można na to pozwolić. Czasami nie można na to pozwolić, gdy wymagana jest koordynacja. Jeśli buduje się drogę między dwoma miastami, nie można pozwolić, aby każde miasto zbudowało połowę swojej drogi w innym miejscu. Czasami nie chcesz, aby każde miasto robiło swoje, jeśli na przykład uważasz, że jest to kwestia podstawowych praw. Jedną z najbardziej kłopotliwych kwestii w teorii politycznej jest: w jaki sposób decydujesz, gdzie podejmowane są decyzje?
W Stanach Zjednoczonych konstytucja mówi różne rzeczy na temat tego, na jakim szczeblu należy podejmować decyzje. Ostatecznie jednak decyzja o tym, gdzie ta linia zostanie wytyczona, należy do Sądu Najwyższego. Ostatecznie rząd federalny może uchwalić poprawki do konstytucji, a zatem może uchwalić tak naprawdę dowolne prawo. Oznacza to, że gdyby rząd federalny chciał, mógłby zmienić konstytucję i uchylić poprawkę, która dawała kobietom prawo do głosowania. Jeśli Sąd Najwyższy powie: „Hej, nie możesz tego zrobić”. nadal można zmienić konstytucję, a wtedy Sąd Najwyższy nie będzie mógł uznać jej za niezgodną z konstytucją.
Po części potrzebna jest – poza jakąkolwiek instytucją – partycypacyjna i tolerancyjna kultura polityczna. Pozwólcie, że cofnę się o krok na chwilę. Oznacza to, że instytucje są ważne, ale nie mają charakteru rozstrzygającego. Można wziąć kraj, który ma dość okropną strukturę na papierze i stwierdzić, że w rzeczywistości jest to bardziej rozsądny, humanitarny system polityczny niż ten, który ma bardzo ładny zestaw dokumentów na papierze.
Na przykład Wielka Brytania zawsze miała stosunkowo wysoki poziom swobód obywatelskich, mimo że nie miała karty praw. Nie mieli nic, co mogłoby przeszkodzić parlamentowi w przyjęciu jutro ustawy mówiącej, że tylko buddyści mogą głosować, głosować mogą tylko kobiety w wieku 17–22 lat lub cokolwiek innego. Każda z tych rzeczy mogła się wydarzyć – z powodu absolutnej supremacji parlamentu. Tak się jednak nie stało, a powodem tego jest to, że w Wielkiej Brytanii istniał pewien rodzaj kultury politycznej, która przyjęła pewne zasady kapitalistycznej demokracji jako dane.
Pytanie brzmi: jaka będzie kultura polityczna w przypadku tego rodzaju systemu politycznego? Nie chcę teraz mówić, że wszystko będzie idealnie, że wszyscy będą genialni i zawsze będą podejmować właściwe decyzje i tak dalej, i tak dalej. Jeśli jednak masz system polityczny zbudowany na równości, który kładzie nacisk na solidarność oraz myślenie o innych i omawianie różnic, zamiast próbować przeforsować sprawę, podejrzewam, że kultura polityczna będzie znacznie bardziej zaniepokojona tym, że wykorzystywanie innych, znacznie bardziej zaniepokojeni wpływem na mniejszości i dysydentów oraz tych, którzy nie stawiają na swoim. Myślę, że w tego rodzaju systemie politycznym znajdziemy znacznie mniej niebezpieczeństw, niezależnie od rodzaju instytucji, w jakich się zbudujesz. Jeśli twoje społeczeństwo będzie miało tendencję do rozwijania pewnego rodzaju kultury, która będzie ci dobrze służyć. W kapitalizmie cała kultura opiera się na rywalizacji i pieprzeniu kolejnego faceta. Nic więc dziwnego, że w ten sposób uprawia się także politykę.
Szlifierka: Skoro mowa o konstytucji lub karcie praw, jaka byłaby rola konstytucji lub karty praw w tym społeczeństwie? Czy mielibyśmy taki system, jaki mamy dzisiaj, czy byłby on zupełnie inny?
Szalom: Konstytucje to zasadniczo zbiory zasad, które zawierają ograniczenia dla społeczeństwa, dla większości. Kiedy mówisz, że ta grupa ludzi ma to prawo, tak naprawdę masz na myśli to, że społeczeństwo nie ma prawa zrobić czegoś, co koliduje z tym prawem. Twierdzenie, że mam prawo do wolności słowa, jest równoznaczne ze stwierdzeniem – zgodnie z brzmieniem konstytucji Stanów Zjednoczonych – że Kongres nie może uchwalić żadnego prawa ograniczającego wolność słowa.
Konstytucja określa podstawowe zasady. Problem z konstytucjami polega na tym, że nie chcesz, żeby konstytucja była czymś, co nie może rosnąć i zmieniać się z biegiem czasu, a zatem każda konstytucja wartościowa musi być taką, którą można zmienić. Kiedy już można zmienić konstytucję, pojawia się pytanie, jak to zmienić? Czy nowelizacja nie mogłaby pozbawić niektórych ważnych praw? Zatem zazwyczaj wprowadzając procedurę zmiany, chce się ją utrudnić niż zwykłą większością głosów. Chcesz powiedzieć: „zmiana tego jest czymś, czego należy dokonać z wielką ostrożnością”. I dlatego nie chcecie zmieniać konstytucji, bo dzisiaj wreszcie mamy niewielką większość za tym i tamtym.
Prawdopodobnie należałoby mieć konstytucję określającą podstawowe zasady i podstawowe procedury. Chcesz mieć jakiś mechanizm zmiany tej konstytucji i chcesz mieć pewność, że metoda jej zmiany nie będzie zbyt łatwa, ale znowu nie niemożliwa. Ponownie, tutaj właśnie może wkroczyć sąd wyższej instancji. W niektórych kwestiach sąd wyższej instancji może stwierdzić, że jest to naprawdę ważny rodzaj zmiany i naprawdę implikuje prawa ludzi na wiele fundamentalnych sposobów. Tego rodzaju zmiany należy dokonywać jedynie z największą ostrożnością, dlatego potrzebna będzie jakaś przewaga inna niż zwykłe 50% + 1. Jednakże w innej kwestii sąd wyższej instancji mógłby stwierdzić, że jest to właściwie rozstrzygana przez taką a taką radę i odpowiednia byłaby proporcja 50% + 1. Tego rodzaju decyzje dotyczące tego, która rada szczebla jest właściwa, kto podejmuje decyzje, jakie elementy są ugruntowane i których nie można bez większych trudności zmienić, są pierwotnie zapisane w konstytucji, ale podlegają interpretacji sądu rady .
Szlifierka: Jeśli chodzi o egzekwowanie prawa, z Twojego eseju wynika, że nadal potrzebowalibyśmy policji, co może budzić kontrowersje wśród niektórych dzisiejszych aktywistów. Jak myślisz, dlaczego będziemy ich potrzebować?
Szalom: Formułując tę wizję, chciałem zachować ostrożność, aby nie popaść w utopię. Wiele osób już pomyśli, że jest to niezwykle utopijne, ale mam na myśli to, że nie chciałem, aby był to system, który miał zastosowanie tylko do doskonałych ludzi. Chciałem, żeby to odnosiło się do dużej grupy ludzi, co oznacza, że będzie obejmowało kilku zepsutych ludzi, trochę samolubnych i trochę obłąkanych. Oznacza to, że tak będzie w każdej dużej grupie ludzi. Czy będzie to prawdą w odległej przyszłości? Czy to możliwe, że ostatecznie złośliwości staną się zaledwie statystycznym przypisem? Można mieć taką nadzieję, ale kto wie? W każdym razie system polityczny musi działać praktycznie od chwili jego ustanowienia – bez konieczności czekania 200 lat, aż w końcu pozbędziemy się całej okropności z ludzi. Mamy więc społeczeństwo, w którym zniknęło wiele typowych motywów przestępczości – nie ma już nierówności, nie ma już wielkiej biedy i potrzeb, tego typu rzeczy, nie ma już dyskryminacji. Z drugiej strony, chociaż powinno to wyeliminować dużą część przestępczości, nie chcę zakładać, że to wyeliminuje całą przestępczość.
Jeśli więc doszło do przestępstwa, jak sobie z nim poradzić? Można powiedzieć, że powinniśmy po prostu tworzyć popularne komitety, takie jak grupy, i w ten sposób poradzimy sobie z kilkoma przestępstwami, które mają miejsce, ponieważ nie jest ich zbyt wiele i będzie to coś, co da się opanować. Moim zdaniem problem polega na tym, że praca w policji wymaga wysokich kwalifikacji. Wymaga szkolenia. Nie wiem, czy chcę, żeby przypadkowe grupy ludzi rozmawiały o porywaczu zakładników ze szczytu półki, gdzie przetrzymuje kogoś jako zakładnika. Nie wiem, czy chcę, żeby przypadkowi ludzie badali miejsce zbrodni w poszukiwaniu dowodów kryminalistycznych i tak dalej, i tak dalej. W pracy policji jest mnóstwo wykwalifikowanych specjalistów. Tak jak wszyscy inni będą mieli pracę wzmacniającą i osłabiającą, tak praca w policji będzie pracą pomieszaną z innymi zadaniami – zrównoważonym zestawem stanowisk. Praca policji nie będzie już taka jak obecnie – obecnie policję postrzega się jako osoby, które od czasu do czasu robią coś pożytecznego, ale ogólnie rzecz biorąc, ich zadaniem jest utrzymywanie status quo i ochrona niesprawiedliwego systemu. Nie będzie to zadanie policji w dobrym społeczeństwie, raczej zadaniem policji w dobrym społeczeństwie będzie ochrona ludzi. Aby chronić ludzi przed okazjonalnymi krzywdami ze strony tych, którzy nie przestrzegają prawa. Więc myślę, że tak, kiedy myślisz o policji w obecnym społeczeństwie, mówisz „pozbądź się jej”. Nie służą one żadnemu pożytecznemu celowi, ponieważ wiemy, że ich głównym zadaniem nie jest ochrona ludzi, ale ochrona niesprawiedliwego systemu. Ale w sprawiedliwym społeczeństwie ludzie również tam potrzebują ochrony.
Szlifierka: Co w takim razie z systemem sądownictwa? Jakie zmiany wprowadziłbyś w naszym obecnym systemie sądownictwa, aby być może go ulepszyć?
Szalom: Myślę, że jest to kwestia bardziej pobieżna niż w przypadku systemu legislacyjnego. Dam wam tutaj kilka komentarzy, ale to wszystko – myślę, że należy je omówić i udoskonalić. Z pewnością nie mam żadnych oczekiwań, że ta wizja zostanie wdrożona w takiej formie, w jakiej ją proponuję; to po prostu coś, co poddaję pod dyskusję, aby polepszyć nasze myślenie o tym, dokąd zmierzamy. W obszarze sądownictwa jestem jeszcze bardziej pobieżny niż w obszarze legislacyjnym.
System sądowniczy ma do spełnienia trzy różne funkcje. Jednym z nich jest ocena przepisów i w pewnym sensie upewnienie się, że są one zgodne z konstytucją i właściwe, o czym rozmawialiśmy. Dwie inne funkcje to (1) decydowanie, czy ludzie – jako jednostki – złamali prawo, a jeśli tak, to, co należy z nimi zrobić. (2) Rozstrzyganie sporów między osobami fizycznymi. Na tym polega różnica między prawem karnym a prawem cywilnym w obecnym społeczeństwie.
Myślę, że jeśli będziemy mieli policję, ponieważ uważamy, że mogą istnieć osoby, które łamią prawo i popełniają przestępstwa, to będziemy potrzebować jakiegoś systemu sądownictwa karnego, aby zdecydować, czy rzeczywiście są winni. Teoretycy kapitalizmu na ogół mówią, że kapitalizm działa, ponieważ ludzie konkurują, a w rezultacie konkurencja jest dobra dla wszystkich. Ci teoretycy nie mają racji. Konkurencja w systemie kapitalistycznym nie przynosi korzyści wszystkim, nie produkuje tego, czego ludzie potrzebują; raczej kończy się produkcją tego, czego chcą ci, którzy mają pieniądze. Jednak jeśli chodzi o system prawny, myślę, że można coś powiedzieć na temat systemu kontradyktoryjnego. System kontradyktoryjny mówi, że na sali sądowej są dwie strony, z których jedna stara się udowodnić winę, a druga niewinność. Nie czuję się z tym komfortowo; to znaczy, wydaje się to trochę dziwne, czy wszystkie strony nie powinny szukać prawdy? Ale oto, co doprowadziło mnie do wniosku, że system kontradyktoryjny ma sens.
Uważam, że jeśli ktoś zostaje oskarżony o popełnienie przestępstwa, powinien mieć prawo do obrony. Nie chcę systemu, w którym ci, którzy są dobrymi mówcami, elokwentnymi lub bystrymi logikami, wychodzą na wolność, gdy popełniają przestępstwa, a ci, którzy mówią nieudolnie i nie są zbyt dobrzy w logice i argumentacji, są skazywani. Dlatego trzeba pozwolić ludziom zatrudniać ludzi, którzy pomogą im się bronić. Zatem to podstawowe przekonanie, że ludzie mają prawo do obrony i że w tej obronie nie powinni polegać wyłącznie na własnym rozumie, prowadzi mnie do przekonania, że potrzebujemy systemu kontradyktoryjnego: w którym ci, którzy uważają, że oskarżeni popełnili przestępstwo, będą próbować udowodnić przed ławą przysięgłych, że tak było, a oskarżeni mają prawo do obrony poprzez skorzystanie z pomocy prawnika.
Ale nadal istniałyby pewne istotne różnice w stosunku do obecnego systemu: po pierwsze, obecny system jest przeznaczony do karania. Dlatego na salach sądowych jedna strona mówi: „oto dlaczego ta osoba zasługuje na 20 lat więzienia”, a druga strona mówi: „oto dlaczego ta osoba powinna wyjść na wolność”. Gdyby zamiast systemu opartego na karach mielibyśmy system oparty na resocjalizacji, taki, który stwierdzałby, że społeczeństwo potrzebuje ochrony przed złymi postępowaniem ze strony ludzi, którzy mogą mu zaszkodzić, ale można to osiągnąć poprzez resocjalizację ludzi, którzy popełniają zło, a nie przez system zamykania ich i wyrzucania klucza, a już na pewno nie kara śmierci i tym podobne. Jeśli masz inny cel, charakter kontradyktoryjnej rozmowy może być raczej inny. Może być tak, że najlepszym rozwiązaniem dla obu stron będzie jakiś rodzaj leczenia. Powiedzmy, że ten facet jest narkomanem i pod wpływem tego narkotyku znęcał się i bił swoją żonę. Oczywiście nie chcemy, żeby to się powtórzyło. Cóż, na standardowej amerykańskiej sali sądowej toczy się debata: czy jest niewinny i powinien zostać Scott uwolniony, czy też jest winny i powinien trafić do więzienia na jakiś czas? Jednak w bardziej humanitarnym systemie obie strony prawdopodobnie zgodziłyby się, że tej osobie potrzebne jest leczenie odwykowe. Jednak w Stanach Zjednoczonych leczenie odwykowe na ogół nie jest uwzględniane, ponieważ mamy model karny. W przypadku modelu resocjalizacji zamiast modelu karnego prawdopodobnie będzie różnica.
Ponadto prawnicy pracujący w parpolity nie zarabiają na podstawie – a ich dochody nie zależą od – tego, jak zamożni są ich klienci lub coś w tym rodzaju. Raczej prawnicy – w pewnym sensie każdy prawnik jest obrońcą z urzędu lub prokuratorem – podejmują sprawy w oparciu o ich zalety i argumentują je w oparciu o ich zalety. To tylko szkic.
Szlifierka: Żeby jeszcze raz zmienić temat, jak wyglądałyby stosunki międzynarodowe? Kto reprezentowałby kraj Parpolity wobec innych krajów? Jakieś przemyślenia na temat tego, jak to może się zdarzyć?
Szalom: Stosunki międzynarodowe komplikują to, że wszystko, o czym do tej pory mówiłem, było takie w ciągu system Parpolity, czyli w którym każdy jest częścią tego samego rodzaju wartości Parpolity i jest za nie odpowiedzialny. W stosunkach międzynarodowych macie teraz do czynienia – zakładam, że cały świat nie jest zorganizowany na wzór Parpolity – z kwestią, w jaki sposób społeczeństwo Parpolity może sobie poradzić z systemami nieparpolitymi na zewnątrz.
Na jednym poziomie będzie zawód zwany „dyplomatą”. Ponieważ obecnie są dyplomaci, jest to zawód wymagający wysokich kwalifikacji i stanowiący część zrównoważonego zestawu stanowisk pracy. Dyplomaci nie tworzą polityki, powinni reprezentować politykę swojego rządu. Jest to prawdą w przypadku dzisiejszych Stanów Zjednoczonych i Kanady i będzie to prawdą w każdym systemie. Oznacza to, że dyplomaci nie są decydentami, raczej to im mówi się, jaka jest polityka ich rządu, a następnie ją realizuje. W tym przypadku polityka ta musiałaby pochodzić od rady najwyższego szczebla. Nie można mieć lokalnej rady sąsiedzkiej, która wydawałaby instrukcje dyplomatom. Oczywiście dyplomata musiałby przemawiać w imieniu całego społeczeństwa. Jedynym organem, który może to zrobić, jest rada najwyższego szczebla. Należy jednak pamiętać, że czasami pojawią się prawa i stanowiska rządu, które nie zostaną uchwalone w wyniku głosowania rady najwyższego szczebla, ale w kwestiach, które rada najwyższego szczebla odesłała do rad szczebla podstawowego w celu debaty i podjęcia decyzji. Niezależnie od tego, czy decyzje w imieniu całego społeczeństwa podejmowane są na górze, czy na dole, byłyby to decyzje ogólnospołeczne – decyzje dotyczące polityki zagranicznej musiałyby dotyczyć całego społeczeństwa, nie mogłyby mieć charakteru lokalnego. Dyplomaci byliby wykwalifikowanymi pracownikami, a ich zadaniem byłoby przekazywanie stanowisk swojego społeczeństwa oraz otrzymywanie informacji i stanowisk od krajów, do których zostali przydzieleni w imieniu swojego społeczeństwa.
Szlifierka: Skoro napisałeś ten esej i go przedstawiłeś, jaką otrzymałeś na jego temat odpowiedź?
Szalom: Cóż, było wiele różnych odpowiedzi. Kiedy przedstawiałem ją w Porto Alegre w Brazylii, niektórzy twierdzili, że przedstawianie wizji i oczekiwanie, że inni automatycznie ją zastosują, jest elitarne i aroganckie. Myślę, że ta krytyka nie miała sensu; Na pewno nie mam zamiaru nikomu narzucać tej wizji. Próbuję raczej rozpocząć rozmowę – rozmowę o tym, dokąd chcemy dojść – a jest to coś, czego lewica nie zrobiła wystarczająco dużo i musi zrobić znacznie więcej. Sposobem na rozpoczęcie jest powiedzenie: „Oto wizja, oto jak to może działać”, co pokazuje, że jest to możliwe. Wtedy ludzie będą w nim szukać dziur, zostanie on poprawiony, jeszcze bardziej poprawiony i dzięki temu rozmowa będzie się toczyć. Na pewno nie jest to próba narzucenia czegoś ludziom z góry.
Inny rodzaj krytyki dotyczył tego, że nie jest jasne, jaka może być rola partii politycznych w takim systemie. Jeśli pomyślisz o tym, jak partie polityczne mogą wpłynąć na radę na szczeblu podstawowym, w rzeczywistości staje się to trochę skomplikowane. Nie jestem pewien, jak to powinno wyglądać, wciąż o tym myślę. Pytanie jest następujące: Jedną z rzeczy, których pragniesz w radzie na poziomie podstawowym, jest prawdziwa debata i dyskusja, to znaczy narada. A co, jeśli połowa członków rady podstawowej przyjdzie i powie: jesteśmy członkiem tej partii politycznej i takie jest nasze stanowisko. Druga połowa przychodzi i mówi, że jesteśmy członkiem tej partii politycznej i takie jest nasze stanowisko i żadna z grup nie może chcieć zmienić swojego stanowiska, ponieważ jest związana dyscypliną swojej partii z zewnątrz. Wtedy nie będziecie mieli prawdziwego namysłu, nie będziecie prowadzić rozmowy. Będzie to jedna z tych fałszywych rozmów, podczas których ludzie mówią, żeby usłyszeć siebie samych, ale kiedy już wszystko zostanie powiedziane i zrobione, wiesz dokładnie, jak to się wszystko potoczy, ponieważ żaden z nich nie może pozwolić, aby ktokolwiek inny miał na niego wpływ. Dlatego chciałbym się więcej zastanowić, w jaki sposób możemy pozwolić partiom politycznym – bo nie można im tego zabronić – jak włączyć partie polityczne do systemu bez usuwania ważnej, deliberatywnej natury systemu – co jest jednym z rzeczy, które moim zdaniem nadają mu prawdziwą siłę.
Szlifierka: Jaki jest według Pana dalszy plan wdrożenia tego systemu?
Szalom: Oczywiście nie sądzę, że uda się to wdrożyć w krótkim okresie. To, co możesz zrobić, to wprowadzić małe zmiany, które nie są realizacją tego systemu, ale wykorzystują niektóre spostrzeżenia i pomysły z tego systemu. Nawet w dzisiejszych organizacjach lokalnych dobrze byłoby upewnić się, że istnieje możliwość namysłu. Dobrze byłoby spróbować wdrożyć zasadę, że tam, gdzie to możliwe, starajmy się osiągnąć konsensus i uciekajmy się do głosowania na zasadzie większości tylko wtedy, gdy taki konsensus nie jest możliwy. Wiem, że istnieją pewne grupy polityczne, które cały czas opierają się na konsensusie, i jeśli jest to mała grupa i jeśli ludzie osiągnęli podstawowe porozumienie co do wszelkiego rodzaju podstawowych zasad, może to zadziałać. Jeśli masz lokalną grupę aktywistów, w której już zebraliście się w oparciu o wspólne zasady i politykę, konsensus może być w porządku i wskazany. Inaczej jest jednak w przypadku miejsca pracy – jestem członkiem wydziału akademickiego, jest nas 12, spotykamy się i podejmujemy wszelkiego rodzaju decyzje jako wydział. Nie zebraliśmy się na podstawie porozumienia politycznego, po prostu jesteśmy współpracownikami i tak w niektórych kwestiach się zgadzamy, a w innych nie. Nie możemy zatem zastosować konsensusu, ponieważ gdybyśmy to zrobili, po prostu bylibyśmy całkowicie udaremnieni, gdy doszlibyśmy do niektórych kwestii, w których po prostu zasadniczo się nie zgadzamy.
Nie możemy wdrożyć Parpolity dzisiaj, jutro ani nawet w przyszłym roku. Możemy jednak spróbować pomyśleć o sposobach włączenia wartości Parpolity, to znaczy spróbować włączyć uczestnictwo, solidarność, tolerancję, sprawiedliwość itd. do naszego codziennego życia i naszych organizacji.
Szlifierka: Świetnie, dziękuję bardzo za rozmowę, Stephen.
Szalom: Dziękuję Ci.
Szlifierka: Stephen jest profesorem nauk politycznych na Uniwersytecie Williama Pattersona w New Jersey. Jego esej na temat wizji politycznej można znaleźć pod adresem http://www.zmag.org/shalompol.htm. Matt Grinder jest członkiem kolektywu Vancouver Parecon http://vanparecon.resist.ca.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna