AMY GOODMAN: To jest fragment mojego wywiadu na scenie z Alice Walker.
AMY GOODMAN: Właśnie mówiłam Alice, że myślę, że ostatni raz widziałam ją tuż przed inwazją. Był Międzynarodowy Dzień Kobiet, 8 marca 2003 roku. Stała przed Białym Domem z Maxine Hong Kingston, Terry Tempest Williams i kilkoma innymi kobietami. Nie była to duża grupa, około 15 kobiet. Stały tam z założonymi rękami, a policja kazała im się ruszyć, a one odmówiły. I wszyscy zostali aresztowani. Próbowaliśmy rozpowszechnić ich przesłanie w lokalnym radiu. Przeprowadzałem z nimi wywiad przez telefon komórkowy. Policja tego nie doceniła. Więc tak naprawdę ostatni raz widziałem ją, gdy byłem z nią w celi więziennej. Ale Alice, powiedziałaś tamtego dnia, kiedy byliśmy w wozie ryżowym lub w policyjnym wozie, że to był najszczęśliwszy dzień w twoim życiu. Dlaczego?
ALICE WALKER: No cóż, byłeś tam. Bardzo podziwiam tę kobietę i bardzo kocham Amy. Jest niesamowicie cudowna i robi tak dobrą robotę na świecie. I jestem z niej taki dumny. Byłem więc bardzo szczęśliwy, że pojawiła się i porozmawiała z nami o tym, dlaczego tam byliśmy. Nikt inny nie pytał. I tak oto byliśmy aresztowani w tym patrolu i właściwie poczułem się niesamowicie szczęśliwy, ponieważ co się dzieje, gdy chcesz wyrazić swoje oburzenie, swój smutek, swój żal – smutek jest w zasadzie tam, gdzie teraz jesteśmy, po prostu mrożący krew w żyłach smutek – kiedy poprzedniego wieczoru zdołasz zebrać siły i uporać się z własnymi lękami, przybędziesz, pojawisz się, postawisz się w tym miejscu i będziesz wiedział, że jesteś tylko małym człowiekiem – wiesz , jesteś tylko małą osobą – i jest ta ogromna maszyna, która działa nieubłaganie niemal po całym świecie, a potem spotykasz się ze wszystkimi innymi ludźmi, którzy, wiesz, są tak samo mali jak ty, ale ty ponownie razem i rzeczywiście robicie to, co postanowiliście, czyli wyrażacie całkowite wstręt, sprzeciw, rozczarowanie wojną w Iraku, możliwością jej ponownego rozpoczęcia, wszystkie te dzieci, wiele z nich pod w wieku 15 lat, którzy wkrótce zostaną zastraszeni, brutalni i zabici – tak wielu z nich – aby móc wykonać jakikolwiek gest oznaczający, że ludzie, którym grozi krzywda, będą wiedzieć, że mówimy, że tego nie robimy Nie zgadzam się, sama możliwość zrobienia tego napawała mnie wielką radością. Byłem całkowicie szczęśliwy. I myślę, że moglibyśmy nauczyć się żyć w miejscu pełnego wyrażania siebie, przeciwstawiając się katastrofom, panowaniu nad sobą i szczęściu.
AMY GOODMAN: Utrzymujesz kontakt z funkcjonariuszem policji, który zakuł Cię w kajdanki.
ALICE WALKER: Tak, bo naprawdę nie chciał tego zrobić. I widziałem, że naprawdę nie chcieli nas aresztować. A on, ten Afroamerykanin, naprawdę nie chciał mnie aresztować. I całkowicie to rozumiem. Chciałbyś mnie aresztować? Nie nie nie. Nie byłbyś. Więc nawet gdy mnie skuwali, w pewnym sensie przepraszali w stylu, och, wiesz – bo też myślałem, że zakładasz kajdanki w ten sposób, wiesz, ręce z przodu, a oni zakładają je z tyłu. Właściwie nie zauważyłem tego wcześniej. W związku z tym padły pewne przeprosiny.
A potem, kiedy nas wypuszczono, wiesz, zabierają ci buty, więc on był… Próbowałem założyć buty z powrotem, a on podszedł, uklęknął i powiedział: „Pozwól, że ci pomogę”. Odpowiedziałem: „Jasne”. Wystawiłem nogę, a on pomógł mi z butami i zaczęliśmy rozmawiać o jego dzieciach. Przede wszystkim opowiedział mi o swojej żonie. Powiedział: „Wiesz, kiedy powiedziałem żonie, że cię aresztowałem, nie była zachwycona”. Zapytałem go więc o jego rodzinę, a on opowiedział mi o swoich dzieciach, a ja powiedziałem, że pisać książki dla dzieci. Więc on powiedział: „Och, prawda? Bo wiesz, nie ma co czytać. Wszystkie dzieci oglądają telewizję”. Powiedziałem: „To prawda”. Skończyło się na tym, że wysłałem im książki i poczułem, że to bardzo dobry sposób na współpracę z policją.
Czy mogę po prostu ekstrapolować trochę na policję i na nas? Ponieważ całkiem niedawno zdałem sobie sprawę – pojechałem do Houston do Astrodome, aby zanieść książki i inne rzeczy ludziom i policji, wielu z nich to także Afroamerykanie, ale, wiesz, także wielu innych ludzi, oni przyszedł. I było bardzo jasne, że oni, podobnie jak ludzie, którzy stracili domy, naprawdę chcieli książek. Ale oni czuli, że jak powiedział mi jeden z nich: „Naprawdę chciałbym książkę, ale nie jestem tymi ludźmi. Jestem z policji”. Powiedziałem mu, a potem niektórzy ludzie też to powiedzieli: „Wiesz, ci ludzie to policja, to nie ludzie”.
Powiedziałem jednak ludziom i policji, że policja to ludzie i musimy pamiętać, że policja to nie tylko ludzie, ale także ludzie. I tak oto byli ci wielcy goście, którym prawdopodobnie od lat, jeśli w ogóle, nikt nie zaproponował im książki do przeczytania. Poszli do wojska i policji, ponieważ nie mieli wykształcenia. Między innymi dlatego są policją. Dlatego naprawdę jestem głęboko przekonany, że w miarę podejmowania tej działalności, coraz więcej jej, co niewątpliwie będziemy musieli zrobić, że będziemy pamiętać, nawet gdy policja naprawdę działa, jak zwykliśmy mawiać na południu, „brzydko”, że pamiętamy, że to także ludzie i że to jest – no wiesz, rozumiemy, w jaki sposób stali się tacy, jacy są, i staramy się utrzymać to stanowisko, postrzegając ich jako ludzi, bez względu na to, co się dzieje wydarzenie.
AMY GOODMAN: Czytałam twoją biografię Evelyn White, zatytułowaną Alice Walker: A Life, która sięga 1967 roku, a ty właśnie przyjechałeś do Nowego Jorku i wysyłałeś esej do American Scholar. Był rok 1967, więc miałeś jakieś 23 lata. Nosiło tytuł „Ruch na rzecz praw obywatelskich: co dobrego to było?” I umieściłeś go w swojej książce W poszukiwaniu ogrodów naszych matek. Napisałeś to za jednym posiedzeniem. Zdobyłeś pierwszą nagrodę. Zostało opublikowane. „Ruch na rzecz praw obywatelskich: jakie to było dobro?” Czy możesz porozmawiać o Ruchu na rzecz Praw Obywatelskich z ruchem antywojennym? Ruch antywojenny, co z tego?
ALICE WALKER: Cóż, tak jak mówiłam na temat Ruchu Praw Obywatelskich, czasami nie widać wymiernych rezultatów. Nie możesz zobaczyć zmian, o których marzysz, ponieważ są one wewnętrzne. Wiele z nich ma związek z umiejętnością wyrażania siebie, swoich indywidualnych marzeń i własnej indywidualnej drogi w życiu. Dlatego być może nigdy nie zaprzestaniemy wojny. Być może nigdy nie zatrzymamy wojny i jest mało prawdopodobne, że to zrobimy. Ale to, co robimy, próbując powstrzymać wojnę na zewnątrz, to, co próbujemy zrobić, to zatrzymać ją w sobie. Na tym wojna musi się zakończyć. I dopóki nie będziemy w stanie zapanować nad naszą własną przemocą, naszą złością, naszą wrogością, naszą podłością i naszą chciwością, będzie bardzo trudno cokolwiek zrobić. Dlatego myślę o każdym ruchu na rzecz pokoju i sprawiedliwości jako o czymś, co polega na stabilizacji naszego wewnętrznego ducha, abyśmy mogli iść dalej i nieść światu wizję, która jest znacznie bardziej humanitarna niż ta, którą mamy dzisiaj.
AMY GOODMAN: Alice Walker przemawia w Oakland w Kalifornii. Za chwilę będziemy kontynuować wywiad.
[złamać]
AMY GOODMAN: Wracamy do naszego wywiadu z autorką Alice Walker, zdobywczynią nagrody Pulitzera.
AMY GOODMAN: Skoro mowa o ruchach, Rosa Parks właśnie zmarła. To była 50. rocznica bojkotu autobusów w Montgomery, przypadająca 1 grudnia. Korporacyjne media opisując Rosę Parks, przedstawiały ją jako zmęczoną krawcową, która usiadła w tym autobusie, a kiedy biały kierowca autobusu powiedział: „Wstawaj”, ona po prostu odmówiła. Ona była zmęczona. Nie sprawiała kłopotów. Ale Rosa Parks, oczywiście, sprawiała kłopoty. Czy możesz porozmawiać o znaczeniu ruchów i tym, co to znaczy być aktywistką, dlaczego nie umniejsza to tego, co robisz, ale wręcz zwiększa zaangażowanie Rosy na całe życie? To podnosi jej reputację i dziedzictwo.
ALICE WALKER: Myślałam o Rosie Parks, ponieważ kiedy zmarła, byłam w Afryce i tęskniłam za wszystkim.
AMY GOODMAN: Gdzie?
ALICE WALKER: Byłam w Senegalu, w małej wiosce na południe od Dakaru. Odwiedzałem wielkiego afrykańskiego pisarza, Ayi Kwei Armaha, który napisał słynną i wspaniałą książkę zatytułowaną 2,000 pór roku, którą polecam każdemu. To świetny, świetny pisarz, ale kiedy wróciłem i zdałem sobie sprawę, że ona umarła, nie miałem już ochoty na nic. Pomachałem. Pomachałem jej.
CZŁONEK WIDZENNI: [niesłyszalne]
ALICJA WALKER: Co? I przypomniałem sobie o niej, kiedy… ostatni raz ją widziałem, o czym chciałbym porozmawiać, bo był publiczny wizerunek, a jednym z powodów, dla których napisałem książkę taką jak Meridian, było to, że przeżyłem z okresu Ruchu Praw Obywatelskich na Południu i wiele obrazów właśnie takich było: to były obrazy. Jednak za kulisami działo się wiele.
Tak się złożyło, że pewnego dnia z Rosą Parks w Mississippi byliśmy na tym samym wydarzeniu. Myślę, że została uhonorowana za wszystko, co nam dała, usiedliśmy przy tym samym stole i myślę, że mogłem zaproponować, że odprowadzę ją do toalety, i byłem tam z nią. A ona – kiedy zbierała się, żeby wrócić na przyjęcie czy cokolwiek innego, co robiliśmy, nagle zdjęła włosy, a Rosa Parks miała włosy sięgające aż do niej – wiesz, dolnej części pleców i szybko przesunęła po niej palcami. I byłem po prostu oszołomiony. Nie mam pojęcia. Potem znów je zakręciła i ułożyła tak, jak ją widzieliście, zawsze z małym koczkiem, bardzo schludnie, a ja powiedziałem do niej: „Mój Boże, o co tu chodzi, panno Rosa? A ona spojrzała na mnie i powiedziała: „No cóż, wiesz, jestem po części Choctawem, a moje włosy były czymś, co mój mąż bardzo, bardzo kochał we mnie. Uwielbiał moje włosy”. A ona odpowiedziała: „Kiedy umarł, upięłam je i nigdy nie noszę ich w miejscach publicznych”. Teraz jest Rosa.
No więc ja wtedy, bo wiadomo, pisarze są po prostu – wiadomo, żyjemy ukradkiem i tak od razu miałem zupełnie inny obraz tej kobiety, tej małej, cichej krawcowej, no wiesz, siedzącej w autobusie, nawet działacz, który był tak skromny i tak poprawny. I pomyślałam, że ta kobieta, alleluja, była z mężczyzną, który ją kochał i kochał ją z rozpuszczonymi włosami, a ona kochała go tak bardzo, że kiedy umarł, wzięła te włosy, które on kochał, i założyła je na głowę i nigdy nie pozwoliła nikomu tego zobaczyć. Czy to nie niesamowite?
Zatem odpowiadając na Twoje pytanie, dla mnie bycie aktywnym na rzecz ludzi i ziemi oraz po prostu bycie – oznacza bycie żywym. Nie ma podziału na przedziały. To wszystko jest jedna rzecz. To nie jest tak, że istnieję tylko po to, żeby wejść do małego pokoju i pisać. Ludzie mają taki obraz pisarzy, że tak właśnie żyjemy, ale nie jest to do końca dokładne, bo nie jest to taki rodzaj pisarstwa, jaki ja robię. Wiem, że to co piszę ma jakiś cel, nawet jeśli jest to tylko dla mnie, jeśli tylko próbuję wyprowadzić się z pewnego rodzaju ciemności. Zatem poszerza wszystko, będąc aktywnym w świecie. Widzisz świat. To tak, wiesz, teraz uczę się malować i zdaję sobie sprawę, że ucząc się malować, uczę się widzieć. I taki jest aktywizm. Kiedy jesteś aktywny, a musisz to wiedzieć tak dobrze, że im bardziej jesteś aktywny, tym więcej widzisz, tym więcej idziesz zobaczyć. Wiesz, jesteś ciekawy. Jedna rzecz prowadzi do drugiej, i to też staje się coraz głębsze. I nie ma na tym końca.
AMY GOODMAN: Jak piszesz?
ALICE WALKER: Co masz na myśli?
AMY GOODMAN: Cóż, Isabel Allende powiedziała, że każdą nową książkę rozpoczyna tego samego dnia w roku. Nie pamiętam daty. Może był to 9 stycznia, coś w tym rodzaju.
ALICE WALKER: Mhm, myślę, że tak.
AMY GOODMAN: A co z tobą? Jaki jest Twój proces? Jak się skupiasz?
ALICE WALKER: Każdą książkę zaczynam, kiedy jest gotowa, nigdy wcześniej. A ja próbuję znaleźć – czy to się formuje, wiesz, i jeśli zwracam uwagę na moje sny, wiem, że nadchodzą i wiem, że nadszedł czas, aby podjąć decyzję rok lub dwa i na początku dużym wyzwaniem było znalezienie środków na ten cel, ponieważ, jak wiecie, przez wiele lat byłam samotną matką. Wiesz, wygłaszałem wykłady i zarabiałem na życie w ten sposób lub nauczałem, więc musiałem intensywnie myśleć i planować, a niektóre z moich wczesnych dzienników to tylko strony z dodatkami na temat, wiesz, ile to kosztuje i ile to kosztuje. koszty i ile mi zostało na koniec miesiąca oraz czy stać mnie na to i tamto. To było wyzwanie: znaleźć czas, ponieważ całkowicie rozumiem, że aby zaprosić gościa dowolnego rodzaju, w tym gości kreatywnych, musisz zrobić na to miejsce. Musisz, musisz przygotować ten pokój. A kiedy się tego dowiedziałem, a częściowo dzięki medytacji, którą praktykuję od wielu lat, że naprawdę można oczyścić się z tak wielu rzeczy obcych dla naszego celu w życiu, aby było miejsce na to, co ważne, waszego ducha, coś, czemu należy dać przestrzeń i coś, czemu należy dać głos.
AMY GOODMAN: Jak zacząłeś The Color Purple?
ALICE WALKER: Rozwiodłam się. Rozwiodłem się, bo naprawdę wiedziałem, że nie mogę trwać w małżeństwie i pisać o tych dzikich kobietach. A także opuściłem Nowy Jork. A ja – a zaczęło się tak naprawdę dlatego, że jeden z bohaterów, gdy spacerowałem po Manhattanie, powiedział w mojej świadomości: „Wiesz, tutaj to nie zadziała. Po prostu nie jesteśmy typem ludzi, którzy pojawiliby się na Manhattanie.” Więc w zasadzie to oni przeprowadzili mnie przez cały ten niesamowity ból związany z rozwodem, ponieważ ja, w przeciwieństwie do wielu osób, które rozwodzą się z nienawiści czy czegokolwiek, ja naprawdę bardzo kochałam mojego męża. To bardzo, bardzo dobry człowiek, ale musiałem napisać tę książkę, a on twierdził, że od wzgórz w San Francisco przyprawiają go o mdłości. Więc przyjechałem tutaj i wylądowałem w Boonville, bo musiałem być na wsi, i tak miałem dość pieniędzy, żeby pracować nad tym może przez rok, bo dostałem stypendium Guggenheima, 13,000 XNUMX dolarów, i po prostu pojechałem do wzgórza. Wynajęliśmy mały domek w sadzie jabłkowym i nie wiedziałem, ile to zajmie, ale trwało to około roku.
AMY GOODMAN: Czy kiedykolwiek wyobrażałaś sobie, jaki wpływ będzie to miało na świat? Czy myślałeś o ludziach, dla których to pisałeś?
ALICE WALKER: Och, myślałam o ludziach, dla których to pisałam. Ludzie, dla których to pisałem, są ludźmi, którzy są w tej książce. Właśnie dla tego to pisałem. Nigdy nie przyszło mi do głowy, aby tak bardzo martwić się o ludzi, którzy będą to teraz czytać, i nadal jest to prawdą. To znaczy, cieszę się, że ludzie się z tym utożsamiają i kochają to. Myślę, że jest to godne miłości. Ale mój kontrakt zawsze dotyczył ludzi biorących w nim udział i tego, czy mogę sprawić, by żyli w sposób, na jaki zasługują, a możliwość zrobienia tego była bardzo, bardzo ważnym doświadczeniem, a kiedy pisałem ostatnią stronie, wybuchnęłam płaczem z wdzięczności i miłości do nich oraz do bycia, wiesz, istnieje…
Nie wiem ilu z Was zna twórczość Jeana Toomera. To po prostu wspaniały pisarz. Ale mówi o tym, że w każdym pokoleniu jest jedna osoba – lub, jak to ujmuje, metafora jest taka, że na drzewie została jedna śliwka, a wszystkie inne przeminęły z wiatrem i tak dalej, i jest to jedna śliwka i ta śliwka z jednym nasionkiem, to tak naprawdę wszystko, czego potrzebujesz, aby zacząć wszystko od nowa, a to kolejny powód, dla którego możemy z większą nadzieją patrzeć na życie. Więc naprawdę miałem to poczucie, że jestem tą jedną śliwką z tym jednym nasieniem, ponieważ z tego, co widziałem, nie było nikogo innego, kto miałby taką samą miłość do tych konkretnych ludzi jak ja i zdolność do bycia wiernym wizję ich, którą posiadałem. Poczułam się więc bardzo błogosławiona i bardzo wybrana, w pewnym sensie, no wiesz, jakby moi przodkowie byli naprawdę obecni ze mną przez cały czas, gdy pisałam. Nigdy nie odeszli. Po prostu byli przy mnie, czułam ich troskę i nadal to czuję. A to oznacza, że nigdy nie czuję się samotny. To niemożliwe.
AMY GOODMAN: Dla kogoś, kto nie czytał książki, dla młodego człowieka, który zastanawia się, dlaczego warto sięgnąć po książkę, nie mówiąc już o Kolorze fioletu, o czym byś powiedział, że ona jest?
ALICE WALKER: Cóż, byłam w Molokai w zeszłym tygodniu. Właśnie wróciłem kilka dni temu i Molokai to wyspa najmniej znana wśród wysp, a to dlatego, że była kiedyś kolonią trędowatych, a tak naprawdę nadal tam mieszkają trędowaci. I przeglądałem książkę o Molokai i Kalaupapie, gdzie przebywają trędowaci, i było tam zdjęcie tego człowieka, który miał trąd, a trąd pożarł mu nos, większość ust, uszy i wiele innych rzeczy. jego, no wiesz, twarzy i miał po prostu tę niesamowicie piękną, promienną twarz. To, co pozostało z jego twarzy, było po prostu całkowicie jarzące się. I jak powiedział, nauczył się, mieszkając przez całe życie w tym miejscu trędowatych, że ludziom mogą przydarzyć się najstraszniejsze rzeczy, a mimo to mogą być szczęśliwi.
Dlatego czuję, że kiedy czytasz „Kolor fioletu”, niezależnie od tego, co dzieje się w twoim życiu i jak trudny jest ten cały ogromny wyziew smutku, który wydaje się narastać, w życiu Celie możesz przejrzeć życie Celie, jeśli możesz kontynuować i jeśli potrafisz pozostać w kontakcie z naturą, a także ze swoim najwyższym poczuciem zachowania wobec siebie i innych ludzi, jeśli naprawdę możesz kontynuować tę walkę – nie zawsze możesz ją wygrać. Pamiętacie, jak Celie powiedziała w pewnym momencie Harpo, że powinien pokonać Sofię, że powinien pokonać swoją żonę, cóż, to był słaby punkt, ale ona wciąż starała się być kimś, kto wyrośnie z takiego myślenia. A zatem uczysz się, że życie może być naprawdę trudne. Ludzie mogą cię wykorzystać, ludzie mogą, wiesz, wykorzystać cię w straszny sposób, ale w ludzkim duchu jest coś, co w rzeczywistości jest temu równe i może to przezwyciężyć, i taka jest nauka Koloru fioletu .
AMY GOODMAN: W książce The Same River Twice: Honoring the Difficult piszesz: „To, co zachowałem, a czego film całkowicie pominął, to całkowicie bezkompromisowa akceptacja Shuga jako wyjętego spod prawa, renegata, buntownika i poganina”. widzisz siebie w ten sposób?
ALICE WALKER: Och, absolutnie. Tak. Dlaczego miałbym nie być? Dlaczego miałbym nie być? Wiem, że mówię bardzo cicho, ale starałem się żyć według własnych zasad, a to oznacza, że jestem renegatem, wyjętym spod prawa i poganinem. Jaka była inna rzecz?
AMY GOODMAN: Buntownik.
ALICE WALKER: Buntownik, o tak. O tak, i nie ma powodu, żeby się nie buntować. Nauczyłem się tego naprawdę wcześnie. Nie ma żadnego powodu. Wiesz, telewizji prawie w ogóle nie oglądam, chociaż teraz idę – oszczędzam ją na starość, ale jak już ją zobaczę i zobaczę, jak bezlitośnie jesteśmy programowani, to widzisz, jak bezbronni są nasi młodzi, na nowo uświadamiam sobie, że bunt, jakkolwiek można sobie z nim poradzić, jest bardzo zdrowy, bo jeśli nie chcesz być klonem kogoś, kogo nawet nie lubisz, wiesz, musisz naprawdę obudź się. To znaczy, wszyscy tak robimy. Musimy się obudzić. Musimy odmówić bycia klonem.
AMY GOODMAN: Alice Walker przemawiała w zeszłym miesiącu w Oakland, poetka, autorka i aktywistka. Za chwilę wrócimy do tej rozmowy.
[złamać]
AMY GOODMAN: Wracamy do naszej rozmowy z autorką, poetką i aktywistką Alice Walker. Poprosiłem ją, aby opowiedziała o tworzeniu filmu „Kolor fioletu”, za który otrzymała nagrodę Pulitzera.
ALICE WALKER: To było wielkie ryzyko. To było wielkie ryzyko, ale dorastałem w Eatonton w stanie Georgia, właściwie nawet nie w mieście, daleko w pięknej, na szczęście pięknej okolicy. Ale nasza rozrywka była w sobotni wieczór, żeby, no wiesz, wykąpać się, ubrać i pójść do kina. Z perspektywy czasu, to wszystko były naprawdę okropne filmy. Wiesz, oni wszyscy strzelali i zabijali się nawzajem. Ale to było wszystko, co mieliśmy w zakresie rozrywki, poza kościołem i naszymi własnymi rozrywkami. Więc z tym dorastałem. I moja mama, która tak ciężko pracowała i nigdy nie wychodziła z domu ani z pola, wiesz, czasami mogła pojechać, ale po ośmiorgu dzieci czasami trudno było jej się nawet ruszyć, ale lubiła te rzeczy, te filmy.
Zatem ryzyko, które podjęłam, polegało w pewnym sensie na zaoferowaniu mojej matce i ludziom takim jak moja matka czegoś, z czym mogliby się utożsamić, czegoś, z czym mogliby, no wiecie, mieć prawdziwy związek. To znaczy, moja mama nigdy nie spotkała Toma Mixa i Lasha LaRue. To były wszystkie te postacie, które, wiesz, zawsze strzelały i zabijały. Więc pomyślałem o, no wiesz, teatrze segregowanym. Wiesz, kiedy dorastałem, musieliśmy być na balkonie na górze, a biali byli tutaj na dole i oczywiście tutaj na dole było lepiej. Dlatego chciałem to zmienić na tyle, na ile było to możliwe. I dlatego właśnie – to jeden z powodów, dla których chciałem nakręcić film.
I myślę – wiesz, nigdy nie słyszałem o Stevenze Spielbergu, kiedy się pojawił. Myślę, że dla wielu osób jest to niesamowite, biorąc pod uwagę jego sławę, ale nie miałem pojęcia, kim był. A to inna sprawa, kiedy pracujesz nad swoją pracą – i myślę, że to naprawdę ważne, żebym porozmawiał z tobą o tym trochę jako starszy – kiedy pracujesz nad swoją pracą, naprawdę nie musisz się martwić tym, co robią inni ludzie. A kiedy – wiesz, jest takie wyrażenie, wszystko, co się wznosi, musi się zbiegać. W pewnym momencie, jeśli twoja praca jest tak prawdziwa, jak tylko możesz, nabiera ona własnego blasku i nieuchronnie przyciąga do ciebie i twojej pracy wszystkich ludzi, których potrzebujesz. Więc weź Stevena Spielberga, aby nakręcił ten film, co okazało się bardzo dobrą rzeczą. Ludzie uważali, że to okropny wybór, ale ja szukałem u niego i u innych ludzi chęci słuchania, chęci rozwoju i uczenia się, a on miał to wszystko.
AMY GOODMAN: Pytania, które zostały zadane, tutaj napisałeś je głęboko na podstawie własnego doświadczenia, a następnie zleciłeś produkcję białemu producentowi i udałeś się na Broadway, cóż, to się powtarza w kółko. Co sądzisz o przekazywaniu za ich pośrednictwem swojego doświadczenia, pisarstwa i sztuki?
ALICE WALKER: Cóż, zakochałam się w wyobraźni. A jeśli zakochasz się w wyobraźni, zrozumiesz, że jest to wolny duch. Dotrze wszędzie i może zrobić wszystko. Twoim zadaniem jest więc znalezienie godnych zaufania towarzyszy i współtwórców. To naprawdę tyle. A jeśli je znajdziesz – a nie wiem jak ty – mogę jedynie kierować się tym, co czuję do ludzi. I tak w przypadku sztuki ten młody człowiek, Scott Sanders, który jest głównym producentem, dołożył wszelkich starań, aby mnie pozyskać, ponieważ nie byłem zainteresowany zrobieniem musicalu, częściowo z powodu cierpienia, które nastąpiło po nakręceniu filmu. Po filmie było mnóstwo niesamowitych kontrowersji, a wiele z nich było boleśnie bolesnych. I choć miałam sposoby, żeby się uspokoić i choć z natury mogłam dalej funkcjonować i robić rzeczy, które musiałam zrobić, to i tak było to bardzo bolesne. Dlatego naprawdę nie chciałam do tego wracać.
I później zrozumiałam, że to jest cecha Wodnika, że możemy znieść prawie wszystko, ale nie zrozumcie nas źle, bo czujemy się przez to głęboko zranieni. I czułem, że każdy, kto czyta „Kolor fioletu” lub ogląda ten film, może go przeczytać i obejrzeć, a mimo to nadal myśleć, że tak naprawdę nienawidzę kogokolwiek, ale nienawidziłem mojego ojca, mojego dziadka, moich braci, moich, ciebie wiecie, wujkowie, tylko dlatego, że byli czarnymi mężczyznami, a to oznaczałoby, że nienawidziłem Langstona Hughesa, Jeana Toomera, Richarda Wrighta, no wiecie, Ralpha Ellisona albo… to było niesamowicie podłe. Wydało mi się to bardzo podłe, bardzo małe i bardzo bolesne.
AMY GOODMAN: I jak sobie z tym poradziłeś? Jak przetrwałeś tę burzę?
ALICE WALKER: Cóż, w środku tego wszystkiego zachorowałam na boreliozę i doświadczyłam tego jako duchowej przemiany, chociaż nie wiedziałam, jaki będzie tego skutek. To było bardzo przerażające. Ale wyszłam z drugiej strony po tym, co mnie spotkało, o fizycznym osłabieniu spowodowanym boreliozą i zerwaniu ówczesnego związku z partnerem. Wyszedłem z tego wszystkiego z odnowionym poczuciem, że samo życie, bez względu na to, co ludzie na ciebie obrzucają, bez względu na to, co się dzieje, samo życie, podstawowe życie jest niezwykle cenne i wspaniałe i że mamy szczęście, że je mamy, wiesz, że budzimy się rano, że słyszymy ptaka, że… wiesz, jeśli pomyślisz o małych rzeczach, wydają się one małe, ale są tak magiczne, wiesz, jak jedzenie brzoskwini. Przeszedłem przez ten okres, rozumiejąc, że jestem wyrazem boskości, tak jak brzoskwinia i ryba. Mam prawo taki być. A skoro tak, to „The Color Purple” jest dziełem, które przychodzi mi na myśl. Nie mogę za to przeprosić, nie mogę tego zmienić i nie chcę.
Więc miałem to cudowne uczucie, wiesz, że przeżyłem już coś w rodzaju ukrzyżowania przez krytyków. I to – i zrozumiałem tak wiele rzeczy. Na przykład, wiecie, w ewangeliach gnostyckich jest napisane, że kiedy Jezus został ukrzyżowany, tak naprawdę nie został ukrzyżowany, że on – w ciele – zrozumiał, że to, co się wydarzyło, było raczej śmieszne. I nie żebym porównywał się z Jezusem, ale naprawdę to zrozumiałem. Rozumiem, że jest taki moment, w którym pewien rodzaj ukrzyżowania prowadzi do pewnego rodzaju wolności, ponieważ nie można dać się powstrzymać opiniom innych ludzi na swój temat. Myślę, że zawsze, gdy przejdziesz przez coś takiego, poczujesz się nieco odsunięty, tak jak ja. Wiesz, w zasadzie przestałem czytać recenzje. I jest w porządku. Zdałem sobie sprawę, że ich nie potrzebuję. Naprawdę czuję, że gdyby więcej ludzi mogło zwracać mniejszą uwagę na opinie innych na ich temat, byliby o wiele szczęśliwsi.
AMY GOODMAN: Alice, chciałam cię zapytać o Zakon Żeński. Kim była ta grupa pisarek z lat 1970., z którą się spotykałaś?
ALICE WALKER: Cóż, Stowarzyszenie Zakonów było pomysłem moim i June Jordan, ponieważ pewnego dnia rozejrzeliśmy się dookoła – byliśmy przyjaciółmi – i poczuliśmy, że bardzo ważne jest, aby czarnoskóre pisarki poznały się nawzajem, abyśmy zrozumieli, że nigdy nie byliśmy w rywalizacji o cokolwiek, w co nie wierzyliśmy w ranking. Nie pozwolilibyśmy, aby establishment wystawił jednego z nas przed drugiego. I tak oto niektóre z nas to Vertamae Grosvenor, Ntozake Shange, Toni Morrison, June Jordan, ja i, jak sądzę, Audrey Ballard, która była w Essence, oraz kilka innych kobiet, których dzisiaj nie pamiętam.
Pierwsze spotkanie odbyło się w mieszkaniu June, ponieważ było większe — przeprowadziłam się z domu małżeńskiego do zasadniczo dwóch małych pokoi. I tak June miała to piękne mieszkanie z dużą ilością przestrzeni i zgromadziły się tam kobiety i pamiętam, że już na pierwszym zgromadzeniu, na pierwszym zgromadzeniu kupiłam ten ogromny czerwony garnek, który stał się garnkiem do gumbo, i zrobiłam sobie pierwsze gumbo i zabrałem je na to spotkanie kobiet, wszystkie tak różne, wszystkie tak ostre i aromatyczne jak gumbo. I mamy to zdjęcie. Jest tam wspaniałe zdjęcie, które ktoś zrobił nam, zgromadzonym wokół dużej fotografii Bessie Smith, ponieważ Bessie Smith najlepiej wyraziła nasze poczucie bycia kobietami wolnymi i kobietami, które zamierzają takie pozostać.
AMY GOODMAN: Mówiłeś wcześniej o krytyce i o tym, że postanowiłeś nigdy nie czytać recenzji. Czy możesz o tym opowiedzieć w kontekście wczesnej twórczości Toni Morrison i tego, co oznaczało jej wówczas wspieranie i jaka była reakcja krytyków?
ALICE WALKER: Cóż, według mnie jej teksty są piękne. Czytałem „Najniebieskie oko” i właściwie rozdawałem to ludziom. I bardzo się zmartwiłem, że nie doczekałem się zbyt długiego życia. Myślę – nie wiem, czy nakład się wyczerpał, ale z pewnością znajdował się pod powierzchnią. A potem przeczytałam Sulę, w której się po prostu zakochałam. I pamiętam, że w New York Times była o tym recenzja Sarah Blackman [sic!], w każdym razie myślę, że ktoś, kto w zasadzie powiedział, że aby Toni Morrison mogła kiedykolwiek być kimkolwiek w świecie literackim, musiała porzucić pomysł pisania o czarnych kobietach i poszerzyć swoje horyzonty, a w ten sposób, no wiesz, może nawiąże kontakt. I byłem po prostu całkowicie zirytowany. Napisałam też list do „Los Angeles Times”, przypominając jej i im, że aby odnieść sukces, nigdy nie będziemy musieli być inni niż jesteśmy.
AMY GOODMAN: Oto list. Alicja, oto list.
ALICE WALKER: Och, OK. OK, jest tam napisane: „Szanowny Panie! Jestem pod wieloma względami zdumiony recenzją Suli autorstwa Sarah Blackburn. Czy panna Morrison ma „przekraczać siebie?” A dlaczego miałaby to zrobić i po co? Czasy, w których Czarni ludzie czuli się ograniczeni, minęły bezpowrotnie. Zdajemy sobie sprawę, że sami jesteśmy nieograniczeni, a nasze doświadczenia ważne. Reszta świata ma to rozpoznać, jeśli tak zdecyduje”.
AMY GOODMAN: Czy mógłbyś przeczytać „Be Someone’s Darling”?
ALICJA WALKER:
Bądź niczyim ukochanym;
Bądź wyrzutkiem.
Weź sprzeczności
Twojego życia
I owiń się
Lubisz szal,
Do parowania kamieni
Żeby było ci ciepło.
Patrz, jak ludzie ulegają
Do szaleństwa
Z wielką radością;
Niech patrzą na ciebie krzywo
A ty pytająco odpowiadasz.
Bądź wyrzutkiem;
Z przyjemnością spaceruj samotnie
(Niefajne)
Lub ustaw się w zatłoczonym miejscu
koryta rzek
Z innymi porywczymi
Głupcy.
Zróbcie wesołe spotkanie
W banku
Gdzie zginęło tysiące
Za odważne, zranione słowa
Oni powiedzieli.
Ale nie bądź niczyim ulubieńcem;
Bądź wyrzutkiem.
Kwalifikujący się do życia
Wśród twoich zmarłych.
AMY GOODMAN: Alice Walker przemawiała w zeszłym miesiącu w Oakland w Kalifornii.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna