3 października 2001 roku napisałem komentarz dla ZNETu zatytułowany „Naprzód w przeszłość: cele wojny Stanów Zjednoczonych”. To było cztery dni przed rozpoczęciem bombardowania. Już teraz z każdym dniem wydawało się, że cele wojenne administracji nasilają się. Najpierw usłyszeliśmy o odwecie za 9 września, być może o schwytaniu lub zamordowaniu bin Ladena i najwyższego kierownictwa Al-Kaidy.
Ponieważ jednak doktryna Busha mówiła o „tych, którzy dają schronienie” terrorystom, stało się jasne, że Talibowie również staną w obliczu ostrzału. Ale z ust Busha wyleciał żargon wydziałów nauk politycznych: nie chciał on „budowania narodu”, choć w planach była „zmiana reżimu”.
Jak wtedy napisałem: „Cele wojny Stanów Zjednoczonych są zatem równie brutalne i nieokreślone w Afganistanie, jak w Iraku – obalenie jednego skorumpowanego reżimu i ustanowienie innego, ale tym razem przyjaznego USA”. Kiedy pisałem wówczas o Iraku, miałem na myśli wojnę w Zatoce Perskiej w latach 1990-91, a nie nadchodzący chaos.
Wypada więc rok później ocenić cele wojny, zobaczyć, co Stany Zjednoczone zrobiły zarówno z wojną, jak i regionem, aby podsumować piątą wojnę w Afganistanie.
(1) Talibowie odeszli od władzy. Oczywiście talibowie mocno wyolbrzymili swoje własne poczucie sprawności militarnej: niedopieczona armia, która przejęła władzę w Kabulu dopiero w 1996 r., ponieważ pakistańskie ISI udzieliło im wsparcia logistycznego, Saudyjczycy dali im pieniądze, a CIA udzieliła wiedzy specjalistycznej.
Talibowie nie byliby w stanie samodzielnie pokonać sił Rabbaniego. Myślenie, że mogłaby wytrzymać ostrzał armii amerykańskiej, było absurdem, że przeciwstawiłoby się sile, której roczny budżet (wówczas wynoszący 320 miliardów dolarów) znacznie przekraczał całkowity PNB Afganistanu (nawet z makiem) była fantazją.
Podczas pierwszych trzech wojen afgańskich (1839–42, 1878–80 i 1919) siły afgańskie obserwowały, jak Brytyjczycy wkraczali na przełęcze Bolan i Khyber, stoczyli z nimi kilka potyczek, a następnie uciekli na północ w kierunku Mazar-e-Sharif, aby poczekaj z inwazją, aż zima odeśle Brytyjczyków z powrotem na południe, do Indii. Również tym razem Talibowie wsiedli do swoich fantazyjnych ciężarówek, uciekli z północnych pól bitew w kierunku Kandaharu, zniknęli w wiejskich chatach i na polach wypełnionych bombami, skąd przybyli, lub uciekli przez granicę do Pakistanu i gdzie indziej.
(2) W wyniku bombardowań z powietrza zginęło znaczna liczba osób, według szacunków Marca Herrolda z Uniwersytetu New Hampshire, co najmniej czterech tysięcy. Rząd USA nie opublikował oficjalnych danych. Ale ofiary cywilne nadal trwają. Opowieść o weselu to jedna historia, ale są też inne opowieści o dronach strzelających do wysokich mężczyzn (których urządzenia monitorujące biorą za bin Ladena).
W samej prowincji Kunduz brytyjska organizacja pozarządowa Halo Trust szacuje, że osiemdziesięciu trzech cywilów zginęło w wyniku bomb kasetowych, które spadły na pola, pozostały w stanie uśpionym i eksplodowały, gdy rolnicy udali się do pracy na polach. We wszystkich północnych prowincjach Afganistanu rząd donosi, że w wyniku tych bomb zginęło ponad osiemset osób. Organizacja Narodów Zjednoczonych szacuje, że usunięcie tych bomb zajmie dziesięć lat i będzie kosztować ponad 500 milionów dolarów.
Władza wojenna trwa nadal, podczas gdy różne frakcje nadal trzymają się za broń, walczą między sobą i nie ustają w militaryzacji kraju. Ale Afganistan nie jest jedynym miejscem, w którym można dźwigać ciężar przemocy. Weźmy pod uwagę cztery kobiety zamordowane przez ich małżonków z sił specjalnych w Fort Bragg, po powrocie mężczyzn z wojny. Te cztery kobiety są także cywilnymi ofiarami wojny.
(3) Po ucieczce talibów Stany Zjednoczone narzuciły społeczeństwu rząd. Początkowo wydawało się, że wyniesienie na urząd Hamida Karzaja (wraz z trojką z Sojuszu Północnego – Abdullahem Abdullahem w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, Mohammedem Farimem w Ministerstwie Obrony i Younisem Qanoonim w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych) było jedynie tymczasowe, że kiedy afgańska starszyzna zwołali loya jirga, ich wola doprowadziła do powstania rządu.
Jest to dalekie od demokracji, ale istnieje rasistowska tendencja do odwoływania się do „relatywizmu kulturowego”, aby usprawiedliwić te niedemokratyczne praktyki gdzie indziej niż na białych ziemiach. Jednak Biały Dom nie mógł tolerować nawet tego ograniczonego widma wolności. Kiedy wydawało się, że Zahir Shah, pochodzący z przedmieść Rzymu, może zostać przywódcą kraju z powodu szczególnej nostalgii za monarchią, Stany Zjednoczone interweniowały i nakazały mu wycofać swoje nazwisko.
W towarzystwie Karzaja i Zalmaya Khalilzada ustąpił ze stanowiska stary król, który jakże woli szachy i dobrą kawę. Kiedy Karzai został wybrany na głowę stanu, Christina Rocca, zastępca sekretarza stanu ds. Azji Południowej i była doradczyni ds. polityki zagranicznej senatora Sama Brownbacka (Republikanin ze stanu Kansas), powiedziała o nim: „Dla nas nadal jest Hamidem, człowiekiem, którego zajmuję się tym od jakiegoś czasu.”
Khalilzad jest specjalnym wysłannikiem USA do Afganistanu, a przed 9 września doradcą Rady Bezpieczeństwa Narodowego i jedynym specjalistą ds. Afganistanu w Białym Domu Busha. Urodzony w Mazar-e-Sharif, Khalilzad opuścił Afganistan, aby w latach 11. studiować na Uniwersytecie Amerykańskim w Bejrucie, zrobił doktorat na Uniwersytecie w Chicago, a następnie dołączył do wydziału nauk politycznych Uniwersytetu Columbia (aby pracować obok byłego pracownika Cartera, Zbigniewa Brzezińskiego ).
W 1984 r. Khalilzad objął stanowisko w Departamencie Stanu i został jego stałym ekspertem ds. Afganistanu w obliczu nasilania się wspieranego przez CIA dżihadu przeciwko Sowietom. Współpracował z ultra-jastrzębiem Paulem Wolfowitzem, opuścił administrację Reagana dla Rand Corporation, a następnie wrócił do departamentu stanu w dziale planowania polityki pod kierownictwem Wolfowitza za rządów GHB.
Zespół Karzai-Khalilzad występuje w roli pełnomocnika interesów USA, ale rząd USA oczywiście nie sfinansował projektu „budowania narodu” wykraczającego poza wykorzystanie swoich żołnierzy w kraju. Stany Zjednoczone wysłały Tommy'ego Thompsona do Afganistanu w dniu 8 października 2002 r., gdzie ogłosił, że rząd nie jest zainteresowany jedynie „wyparciem uciskających reżimów”, ale także „pomocą w zaspokajaniu codziennych potrzeb waszego narodu”.
Po prostu uprawiał propagandę na temat zbliżającej się katastrofy w Iraku. Czy potrafisz sobie wyobrazić Tommy’ego Thompsona (Rzeźnika Opieki Społecznej) mówiącego o „codziennych potrzebach [Amerykanów]”!
(4) Zatem globalne korporacje ponownie znalazły się w siodle. W dniu 30 maja 2002 r. Pakistan, Afganistan i Turkmenistan podpisały umowę o wartości 2 miliardów dolarów na budowę gazociągu z pól gazowych Dauletabad do portu Gwadar w Pakistanie. Prezydent Pakistanu Musharraf znalazł chwilę wolnego czasu od napiętej sytuacji na granicy z Indiami, aby dołączyć do Karzaja i Niyazowa z Turkmenistanu w Islamabadzie, aby podpisać porozumienie.
Karzai-Khalilzad to starzy pracownicy Unocal, którzy teraz mogą pracować dla globalnego kapitału w ogóle, jeśli nie w szczególności dla Unocal. W połowie lat 1990. Khalilzad pracował jako konsultant w Cambridge Energy Research Associates i pod tym auspicjami przeprowadził dla firmy Unocal ocenę ryzyka rurociągu afgańskiego. Będąc członkiem personelu CERA i Unocal, Khalilzad bronił talibów w „Washington Post” (październik 1996 r.),
„Talibowie nie praktykują antyamerykańskiego fundamentalizmu praktykowanego w Iranie”. W następnym roku przyjmował talibskich gości Unocal („Cztery lata temu”, donosi „The Post” w listopadzie 2001 r., „w luksusowym hotelu w Houston doradca koncernu naftowego Zalmay Khalilzad przyjemnie rozmawiał przy kolacji z przywódcami afgańskiego reżimu talibów o ich wspólnych entuzjazm dla proponowanej wielomiliardowej transakcji dotyczącej rurociągu”).
Karzaj również był wówczas po stronie talibów i zaoferował im nawet darowiznę finansową w zamian za przyjęcie go jako ambasadora talibów przy ONZ. Karzai w tym czasie pracował jako konsultant w firmie Unocal. Kiedy w 1998 r. talibowie stracili przychylność, Khalilzad wraz ze swoim kolegą z RAND, Danielem Bymanem, był współautorem książki „Afghanistan: The Consolidation of a Rogue State”.
Argumentując, że „Afganistanem rządzi zbójecki reżim, Talibowie” (co stanowi już odejście od ocen Khalilzada z lat 1996–7), autorzy powrócili do świata ropy: „Sam Afganistan zajmuje istotną pozycję geostrategiczną, w pobliżu tak krytycznej, ale niestabilnych regionach, takich jak Zatoka Perska i granica indyjsko-pakistańska. Rzeczywiście znaczenie Afganistanu może wzrosnąć w nadchodzących latach, ponieważ zasoby ropy i gazu w Azji Środkowej, które według szacunków dorównują rezerwom Morza Północnego, zaczną odgrywać znaczącą rolę na światowym rynku energii. Afganistan mógłby okazać się cennym korytarzem dla tej energii, a także dostępu do rynków w Azji Środkowej.”
W tym samym roku, zaprzeczając swojej pracy dla Unocal, Khalilzad powiedział Radzie do Spraw Światowych w Los Angeles: „Kalifornijska firma o nazwie Unocal była zainteresowana zbadaniem tej opcji [afgańskiego rurociągu], ale z powodu wojny w Afganistanie, z powodu istniejąca niestabilność, te opcje lub ta opcja przynajmniej się nie zmaterializowały”.
Możemy tylko czekać z niecierpliwością, aż gaz będzie przepływał rurociągiem i zasili żarłoczny rynek w Indiach (rynek, który przyciągnął Enron do budowy oszukańczej elektrowni na gaz ziemny).
(5) „The New York Times” zaoferował nam wiele, wiele raportów na temat tego, jak afgańskie kobiety są teraz „wolne”. Słyszeliśmy, że teraz samotnie włóczą się po ulicach, studiują i, co najważniejsze (bo te historie dominowały), dowiedzieliśmy się, że teraz układają sobie fryzurę i noszą makijaż. W zeszłym miesiącu „The Times” opublikował artykuł z Nigerii o zmianach w standardach urody w tym kraju po tym, jak w 2001 roku Nigeryjka została Miss Świata.
Jedna z kobiet powiedziała: dzięki Bogu, że tak się stało, bo teraz standardem piękna nie byłyby grube kobiety. Konkursy piękności mają w USA długą historię, ale ich rola jako dostawców nadmiernej konsumpcji na arenie międzynarodowej jest mniej znana. Konkurs Miss Świata został założony przez Erica i Julię Morleyów w 1951 roku jako element promocji ich firmy Mecca, zwanej „grupą rekreacyjną” (podróże, rozrywka za wysoką cenę).
W 1970 roku Julia Morley ukuła frazę „Piękno z celem” i wyniosła konkurs na scenę światową. Kilka lat temu przeprowadziłam badanie, dlaczego tak wiele indyjskich kobiet wygrywało te konkursy w latach 1990. XX wieku i doszedłem do odpowiedzi, że być może miało to na celu poinformowanie nas, że globalne firmy chcą przedstawiać indyjskim konsumentom wizję piękna, awangarda nie tylko produktów kosmetycznych, ale także całego przemysłu dóbr konsumpcyjnych (tworzenie pragnień przekształca luksusy w artykuły pierwszej potrzeby).
To samo można powiedzieć o afrykańskiej klasie średniej, która będzie teraz cenić anorektyczne ciało dziecka, a nie mnogość kształtów nas, ludzi. Zatem jedyną rzeczą, którą Amerykanie eksportowali do afgańskiej klasy średniej, jest seksistowski pogląd na ciało kobiety jako sposób mierzenia wolności – tutaj ograniczonej do wolności przygotowania się na męskie spojrzenie. Nie jest to do końca wolność, jakiej domagało się Rewolucyjne Stowarzyszenie Kobiet Afganistanu.
(6) Wreszcie region pozostaje zasadniczo niestabilny. Doszło już do jednego zamachu na Karzaja, więc teraz Stany Zjednoczone muszą go chronić. Wiemy, że ostatnie wybory w Pakistanie musiały być uczciwe, ponieważ w prowincjach sąsiadujących z Afganistanem (Północno-Zachodnia Prowincja Graniczna i Beludżystan) Muttahida Majlis-e-Amal (MMA) lub Zjednoczone Forum Działania zdobyły większość głosów siedzenia. MMA jest związkiem protalibskich radykalnych islamistów, którzy są przeciwni sojuszowi prezydenta Musharrafa z USA, a wręcz sprzeciwiają się obecności USA w regionie.
Qazi Hussain Ahmed z MMA powiedział prasie wkrótce po tym, jak stało się jasne, że islamiści osiągnęli bezprecedensowe zyski, że MMA zażąda od Stanów Zjednoczonych opuszczenia swoich baz w Pakistanie. To samo w sobie nie jest złym pomysłem, ale pochodzi od partii, która wychwala talibów i która doszła do władzy dzięki piątej wojnie afgańskiej. Awanturnictwo w Kaszmirze jest także oznaką wojny.
W sąsiedztwie panuje niestabilność, ponieważ Stany Zjednoczone tworzą mnóstwo baz: dwie w Afganistanie, kilka w Pakistanie (główna z nich jest Jacobabad), jedną w Khanabadzie w Uzbekistanie, bazę Manas w Kirgistanie, korzystanie z lotniska w Ałmaty w Kazachstan, bazy w Khujand, Kulyab i Kurgan-Tyube w Tadżykistanie i wreszcie wykorzystanie obiektów indyjskich oraz wspólne ćwiczenia wojskowe w Indiach. Imperium Stanów Zjednoczonych jest obecne, ale niepopularne, i stanowi mieszankę kłopotów.
Podsumowując, bilans piątej wojny w Afganistanie nie wróży dobrze kampanii w Iraku. Słyszymy odgłosy rządu wojskowego, podzielonego Iraku, irackich generałów przekazujących kraj. Należy wzdrygnąć się na myśl o każdym z tych scenariuszy i wiedzieć, że węgle piątej wojny afgańskiej wciąż płoną i przypominają nam, że imperializmu nie można brać za słowo, że zainteresowanie nie ludźmi, ale władzą polityczną i zasobami kraju moc.
Zrzuć Busha, a nie Bombę. Albo jeszcze lepiej, jak to ujął wiceprezydent Iraku, pozwolić Bushowi i Saddamowi stoczyć pojedynek. Albo grać w szachy.