W miarę jak zbliża się okres sześciu lat okupacji Iraku przez Stany Zjednoczone, rząd USA staje w obliczu coraz większych ograniczeń w zakresie swojej zdolności kontrolowania przyszłości Iraku. Przytłaczający iracki sprzeciw wobec okupacji, dość utrzymujący się co najmniej od 2004 r., zmusił ostatnio premiera Nouri al-Maliki do przyjęcia zdecydowanego stanowiska wobec USA; wynegocjowane w zeszłym roku Porozumienie o statusie sił nakazuje stopniowe – choć częściowe – wycofywanie sił amerykańskich, które rozpocznie się jeszcze w tym roku. Iraccy działacze i politycy, kierowani przez silny ruch naftowców, który przeciwstawił się okupacyjnemu zakazowi tworzenia związków zawodowych w sektorze publicznym, odmówili przyjęcia tak zwanej ustawy o naftowym „podziale dochodów” zaproponowanej przez USA w 2007 r., która podzielił większość irackiej ropy pomiędzy zachodnie korporacje. Tutaj, w USA, najbardziej jastrzębie głosy poniosły częściową porażkę wraz z wyborem Baracka Obamy; nowy prezydent, choć zaangażowany w długoterminową obecność USA w Iraku, jest przynajmniej w pewnym stopniu ograniczony swoją publiczną postawą kandydata antywojennego i potrzebą utrzymania poparcia wśród społeczeństwa USA.
Rola zorganizowanego amerykańskiego ruchu antywojennego w tym rozwoju była jednak stosunkowo niewielka. Ruchu antywojennego nie było całkowicie nieskuteczne, jak sugerowali niektórzy obserwatorzy; często powtarzany lewicowy lament, że „ruch antywojenny praktycznie umarł” jest przesadą, która nie uwzględnia setek oddanych grup w całych Stanach Zjednoczonych, które przez ostatnie sześć lat w twórczy i inspirujący sposób przeciwstawiały się wojnie w Iraku, a także osiągnięcia (np. brak wojny z Iranem, podniesienie świadomości społecznej), do których przyczyniły się te grupy [1]. Co więcej, takie argumenty często wywodzą się z przesadnej i romantycznej koncepcji poziomu aktywizmu politycznego w latach sześćdziesiątych. Jednak lament ma sens: ruch antywojenny w tym kraju ma nie udało się rozwinąć siły niezbędnej do wycofania Stanów Zjednoczonych z Iraku; ograniczenia nałożone na amerykańskie siły okupacyjne były przede wszystkim skutkiem działań Iraku, a nie amerykańskiego ruchu antywojennego. Sześć lat wojny to odpowiedni czas na refleksję nad przyczynami takiego stanu rzeczy.
Ocena słabości Ruchu
Istnieje wiele przyczyn względnej słabości obecnego ruchu, z których wiele pozostaje poza kontrolą ruchu. Wiele czynników militarnych i politycznych, które napędzały ruch z czasów wojny w Wietnamie, jest dziś znacznie mniej widocznych: całkowita liczba sił amerykańskich w Iraku liczyła średnio mniej niż 150,000 1967 (nie licząc korporacyjnych najemników takich jak Blackwater) w porównaniu z trzykrotnie większą liczbą w Wietnamie w 4,300 r.; wskaźnik śmiertelności żołnierzy amerykańskich w Iraku jest stosunkowo niski i wynosi mniej niż 48,000 w porównaniu z prawie 1970 XNUMX w Wietnamie w XNUMX r.; i nie ma żadnego poboru do wojska, który zmusiłby uczniów z klas średnich i wyższych do zwracania uwagi na wojnę.
Znaczące są również dodatkowe kontrasty z erą Wietnamu. Na przykład wielkie ruchy protestacyjne z początku lat 1960., które nadały kadrę i dynamikę ruchowi antywojennemu w dalszej części dekady, nie mają prawdziwego odpowiednika dla tego pokolenia. Dziś media głównego nurtu są jeszcze bardziej służalcze niż w epoce Wietnamu, kiedy zdjęcia i wiadomości o okrucieństwach Stanów Zjednoczonych zaczęły pojawiać się w mediach przynajmniej pod koniec lat sześćdziesiątych. Media przedstawiające aktywizm antywojenny również stały się bardziej wrogie; dzisiejsze media, nie ignorując protestów, utrwalają uwłaczający obraz postępowych aktywistów jako zepsutych nastolatków z klasy średniej, chętnych do protestowania w każdej sprawie, jaką tylko znajdą, i gardzących „wojskiem”. Uległość dzisiejszej prasy odzwierciedla ciągły entuzjazm większości sektorów amerykańskiej elity korporacyjnej i politycznej dla okupacji Iraku oraz militarystycznego i neoliberalnego programu, jaki ona oznacza. Elity te wolniej zwracały się przeciwko obecnej wojnie niż pod koniec lat sześćdziesiątych, w dużej mierze dlatego, że Irak jest o wiele ważniejszy dla długoterminowych interesów elit niż Wietnam. W obliczu wszystkich tych czynników wielu zwykłych obywateli uważa, że działalność antywojenna jest daremna, zwłaszcza po masowych przedwojennych protestach – największych w historii świata – które nie powstrzymały początkowej inwazji, a politycy Demokratów wielokrotnie podpisywali się pod kontynuacją okupacji [1960].
Awarie wewnętrzne
Ale sam ruch również zasługuje na dużą część winy za swoją słabość i oczywiście to wewnętrzne niepowodzenia są najłatwiejsze do naprawienia dla tych z nas, którzy chcą wzmocnić ruch. Wiele z tych niepowodzeń zostało wyraźnie skrytykowanych przez innych, w tym przez autorów tej witryny. Duża część tak zwanego ruchu antywojennego pozostaje powiązana – politycznie, a czasem finansowo – z Partią Demokratyczną, nie potępiając odpowiednio prowojennych Demokratów za świnie, którymi są, ani nie stosując wobec Demokratów tych samych rygorystycznych standardów, jakie stosują wobec Republikanów [ 3]. Wiele grup znacznie stonowało swoje oburzenie, gdy rozpoczął się sezon kampanii prezydenckiej, i zachowało względny spokój, odkąd Obama wygrał wybory. Te same organizacje (np. MoveOn i w mniejszym stopniu kierownictwo United For Peace and Justice) również położyły nieproporcjonalny nacisk na lobbing legislacyjny, nie równoważąc tej strategii strategią polegającą na skoordynowanych i szeroko zakrojonych akcjach bezpośrednich, które fizycznie zakłóciłyby machinę wojny i militaryzmu [4]. Chociaż wielu starszych przywódców ruchu pokojowego prawdopodobnie starało się nie sprawiać wrażenia zbyt „radykalnego” w swojej taktyce w obawie przed wyobcowaniem potencjalnych zwolenników, to wahanie przed zaangażowaniem się w bardziej dramatyczną pokojową konfrontację, przynajmniej z moich własnych obserwacji, prawdopodobnie odstraszyło więcej młodych ludzi, niż przyciągnął. Bardziej kreatywny i odważny ruch – łączący pokojowe nieposłuszeństwo obywatelskie z poparciem politycznym i skoordynowanym docieraniem do ogółu społeczeństwa – byłby skuteczniejszy w przyciąganiu zwolenników (oprócz wywierania silniejszej presji na decydentów). Wierzę, że pomogłoby to zainspirować pokolenie, które stało się cyniczne co do skuteczności protestów lub lekceważenia protestujących jako stereotypowych hipisów machających znakami pokoju lub wrzeszczących ubranych na czarno wyrzutków.
Odrębny blok grup i organizacji poświęcił mnóstwo czasu i energii na kultywowanie różnych teorii spiskowych, z których najpowszechniejszym było hasło, że 9 września to „wewnętrzna robota” [11]. Jak argumentowało wielu doświadczonych aktywistów-intelektualistów, takich jak Jerry Lembcke, Noam Chomsky i Michael Albert, tendencja ta osłabiła ruch, odwracając go od pilniejszych problemów oraz od bardziej strukturalnie zakorzenionej i spójnej krytyki militaryzmu, wyzysku klasowego, i inne formy ucisku. Jak sugerowali także ci krytycy, wiele grup, które skupiły swoją energię na realizowaniu tych teorii spiskowych, wykazuje pewne dziwaczne i niepokojące podobieństwa do pseudolibertariańskich, religijnych fundamentalistów i neofaszystowskich grup na prawicy [5].
Trzecią, główną słabością charakteryzującą większą część ruchu antywojennego jest uparta niechęć do współpracy z innymi grupami antywojennymi, które pod jednym lub kilkoma względami odbiegają od ich własnych wartości, ideologii lub strategii. Trwający spór pomiędzy ANSWER i UFPJ, dwiema głównymi narodowymi koalicjami antywojennymi, jest przykładem tej tendencji. Z okazji sześciolecia wojny w Iraku obie organizacje sponsorują dwie oddzielne demonstracje (w różnych terminach, 21 marcast i 4 kwietniath) i według mojej wiedzy żadne z nich nawet nie popiera wydarzenia drugiej strony.
Taki upór wydaje się charakteryzować większą część ruchu jako całości. Zamiast brać udział w wydarzeniu sponsorowanym przez innych działaczy antywojennych, z którymi się nie zgadzamy, wolelibyśmy je zbojkotować w imię zachowania własnej czystości i zamiast tego zorganizować własne wydarzenie dwa tygodnie później. Odbyłem wiele rozmów i byłem w wielu grupach aktywistów, gdzie samo podanie nazwy grupy wywołało jadowitą tyradę przeciwko uczestnictwu w jakimkolwiek wydarzeniu lub kampanii, z którą dana grupa jest choć trochę powiązana. Koalicja ANSWER, Świat nie może czekać i Międzynarodowa Organizacja Socjalistyczna (ISO) stały się celem szczególnie ostrej krytyki ze strony tych, którzy oskarżają je o niedemokratyczne działanie, popieranie reżimów autorytarnych lub w stylu sowieckim lub promowanie przemocy.
Taki sceptycyzm jest bardzo zdrowy i często wywodzi się z zasad antyautorytarnych. Co więcej, krytyka ta jest często uzasadniona. Ale to, w jakim stopniu taka krytyka jest uzasadniona w konkretnym przypadku, nie jest moją troską. Niezależnie od ich zasadności obawy związane z autorytaryzmem lub dogmatyzmem nie powinny uniemożliwiać budowania koalicji, zwłaszcza gdy dane grupy nie dążą do przejęcia władzy w państwie (lub przynajmniej nie mają szansa faktycznie to robi). Gotowość do współpracy w luźnych, operacyjnych koalicjach, aby osiągnąć konkretne cele, takie jak zakończenie wojny lub zmniejszenie wydatków wojskowych, jest kluczowa, jeśli naprawdę chcemy zbudować silny i skuteczny ruch. Chociaż tym z nas, którzy mają skłonności anarchistyczne, może nie podobać się myśl o ukrytych stalinowcach biorących udział w publicznych kampaniach edukacyjnych, powinniśmy zachować perspektywę między dzielącymi nas różnicami; maszerowanie u ich boku lub dołączanie do nich w akcie pokojowej akcji bezpośredniej nie zaszkodzi zbytnio naszej czystości (szersze i bardziej prorocze rozważenie tego problemu można znaleźć w „Dziesięć pytań i odpowiedzi na temat organizowania się antywojennego” Michaela Alberta z 2002 r.) [7 ]
W przeciwieństwie do różnych przeszkód zewnętrznych, które w dużej mierze znajdują się poza kontrolą uczestników ruchu, drobny frakcyjność jest słabością, którą można łatwo pokonać. Oczywiście nie wszystkie te konflikty są „drobne”; wiele z nich odzwierciedla uzasadnione spory polityczne, moralne lub strategiczne i nie należy o nich całkowicie zapominać w imię jedności. Jednak targowanie się do tego stopnia, że czyjaś złość i frustracja jest skierowana bardziej na inne grupy antywojenne niż na sprawców przemocy, jest głupie i przynosi efekt przeciwny do zamierzonego, a ostatecznie jest oznaką, że żyjemy w środowisku chronionym przed najbardziej bezpośrednimi skutkami przemocy i militaryzmu. Współpraca z innymi grupami nie musi oznaczać przyjęcia ich ideologii lub strategii, ani nawet długotrwałej debaty z tymi, których politykę lub osobowość uważamy za niesmaczną. Jednak odmowa jakiejkolwiek współpracy oznacza dalsze osłabienie ruchu jako całości i wyrządzanie krzywdy ofiarom, dla których bezpieczeństwa i dobra wszystkich pracujemy.
Ruch antywojenny stoi dziś w obliczu znaczących przeszkód zewnętrznych, z którymi nie borykał się w latach sześćdziesiątych i wczesnych siedemdziesiątych. Jednak znaczną część słabości ruchu można również przypisać jego wewnętrznym błędom – zwłaszcza, moim zdaniem, dziecięcemu uporowi, który doprowadził dwie główne koalicje antywojenne do wzajemnego bojkotu wydarzeń. Gdy okupacja Iraku wkracza siódmy rok, organizatorzy antywojenni również mają bezprecedensowe możliwości, biorąc pod uwagę wybór prezydenta i innych Demokratów, którzy w dużej mierze są uzależnieni od wsparcia postępowców oraz silnych skłonności antywojennych i socjaldemokratycznych ogółu społeczeństwa. Wykorzystanie tych możliwości wymaga rozpoczęcia od krytycznej samooceny naszych własnych wysiłków organizacyjnych w ostatnich latach.
[1] Cytat Alexandra Cockburna: „Wspierać ich żołnierzy?” Counterpunch (wersja internetowa), 14-15 lipca 2007 r., http://www.counterpunch.org/cockburn07142007.html. Opublikowano także w Nation, Lipiec 30, 2007, http://www.thenation.com/doc/20070730/cockburn.
[2] To poczucie daremności jest być może mniej prawdziwe w przypadku innych postępowych przyczyn. W rzeczywistości postępowy aktywizm prawdopodobnie wzrósł od lat sześćdziesiątych XX wieku, ale jest bardziej zróżnicowany i rozproszony. Mnożenie przyczyn aktywistycznych nie jest czymś złym, ale jest szkodliwe dla ruchu antywojennego, przynajmniej w teorii.
[3] Cockburn, „Wspierać ich oddziały?”; Sharon Smith, „Czynniki antywojenne: Tom Hayden i Demokraci ze ślepej uliczki”, Counterpunch (wersja internetowa), 5 grudnia 2007 r.,
http://www.counterpunch.org/sharon12052007.html.
[4] UFPJ rzeczywiście popiera taktykę pokojowych akcji bezpośrednich na swojej stronie internetowej (patrz
http://www.unitedforpeace.org/article.php?list=type&type=125), a liderzy UFPJ od czasu do czasu wspierali konkretne akcje bezpośrednie; jednakże moim zdaniem nie zajmowała ona zbyt eksponowanego miejsca w większości oficjalnych działań i kampanii koalicji. Oczywiście wiele grup członkowskich UFPJ również nie kładło nacisku – a w niektórych przypadkach wręcz wyrażało dezaprobatę – na pokojowe działania bezpośrednie. Powinienem również zauważyć, że organizacje takie jak UFPJ wykonują wiele bardzo dobrej i ważnej pracy; Nie chcę sugerować, że jest inaczej.
[5] W przypadku 9 września nie wykluczam całkowicie takiej możliwości, ale czuję, że skupienie się na oskarżeniu, które nigdy nie zostanie udowodnione, odwraca uwagę ruchu od pilniejszych i pilniejszych problemów.
[6] Zobacz na przykład Stephen Philion, „Teoria spiskowa, strach przed zdradą i dzisiejszy ruch antywojenny: wywiad z Jerrym Lembcke”, Counterpunch (wersja internetowa), 27 lutego 2008 r.,
http://www.counterpunch.org/philion02272008.html.
[7] ZNet (online), 24 października 2002,
http://www.zmag.org/znet/viewArticle/11490 (dostęp 19 lutego 2009).
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna