David Barsamian: Jakie są regionalne konsekwencje amerykańskiej inwazji i okupacji Iraku?
Noam Chomsky: Myślę, że nie tylko region, ale w ogóle świat postrzega to słusznie jako swego rodzaju łatwy przypadek testowy do ustalenia normy użycia siły militarnej, co zostało ogólnie ogłoszone we wrześniu ubiegłego roku. We wrześniu ubiegłego roku opublikowano Strategię Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych Ameryki. Przedstawiała nieco nowatorską i niezwykle skrajną doktrynę dotyczącą użycia siły na świecie. I trudno nie zauważyć, że zbiegło się to w czasie z zapowiedzią wojny w Iraku. Zbiegło się to również z początkiem kampanii przed Kongresem. Wszystko to jest ze sobą powiązane.
Nowa doktryna nie dotyczyła wojny wyprzedzającej, co prawdopodobnie mieści się w pewnym rozciągnięciu Karty Narodów Zjednoczonych, ale raczej czegoś, co nie ma nawet podstaw w prawie międzynarodowym, a mianowicie wojny prewencyjnej. Jak pamiętacie, doktryna głosiła, że Stany Zjednoczone będą rządzić światem siłą i że jeśli dostrzeże się jakiekolwiek wyzwanie dla ich dominacji, wyzwanie dostrzeżone w oddali, wymyślone, wyimaginowane czy cokolwiek innego, wówczas Stany Zjednoczone będą miały prawo zniszczyć to wyzwanie, zanim stanie się zagrożeniem. To jest wojna zapobiegawcza, a nie wojna wyprzedzająca.
A jeśli chcesz ogłosić doktrynę, potężne państwo jest w stanie stworzyć tak zwaną nową normę. Zatem jeśli Indie napadną na Pakistan, aby położyć kres potwornym okrucieństwom, nie będzie to normą. Ale jeśli Stany Zjednoczone bombardują Serbię z wątpliwych powodów, jest to normą. To właśnie oznacza władzę.
Jeśli więc chcesz ustanowić nową normę, musisz coś zrobić. A najłatwiej to zrobić, wybierając całkowicie bezbronny cel, który może zostać całkowicie pokonany przez najpotężniejszą siłę militarną w historii ludzkości. Aby jednak zrobić to wiarygodnie, przynajmniej wobec własnej populacji, trzeba ich przestraszyć. Zatem bezbronny cel musi zostać przekształcony w ogromne zagrożenie dla przetrwania, które było odpowiedzialne za 11 września i wkrótce zaatakuje nas ponownie, i tak dalej, i tak dalej. I rzeczywiście to zostało zrobione. Począwszy od września ubiegłego roku, podjęto ogromne wysiłki, które zasadniczo zakończyły się sukcesem w przekonaniu jedynych Amerykanów na świecie, że Saddam Husajn jest nie tylko potworem, ale także zagrożeniem dla ich istnienia. Taka była treść październikowej uchwały Kongresu i wiele innych rzeczy od tego czasu. I to widać w sondażach. A obecnie około połowa populacji wierzy nawet, że był odpowiedzialny za 11 września.
Więc to wszystko składa się w jedną całość. Masz ogłoszoną doktrynę. Masz normę ustaloną w bardzo łatwym przypadku. Ludność wpada w panikę i jako jedyna na świecie wierzy w tego rodzaju fantazje i dlatego jest gotowa wspierać siłę militarną w samoobronie. A jeśli w to wierzysz, to naprawdę jest to samoobrona. Jest to więc swego rodzaju podręcznikowy przykład agresji mającej na celu poszerzenie zakresu dalszej agresji. Po uporaniu się z łatwym przypadkiem możesz przejść do trudniejszych przypadków.
To są główne powody, dla których tak duża część świata jest w przeważającej mierze przeciwna wojnie. To nie tylko atak na Irak. Wiele osób postrzega to właściwie tak, jak było to zamierzone, jako stanowcze stwierdzenie, że lepiej uważać, jesteśmy w drodze. Dlatego właśnie Stany Zjednoczone są obecnie uważane przez prawdopodobnie zdecydowaną większość światowej populacji za największe zagrożenie dla pokoju na świecie. George'owi Bushowi udało się w ciągu roku przekształcić Stany Zjednoczone w kraj, którego się bardzo boi, nie lubi, a nawet nienawidzi.
DB: Na Światowym Forum Społecznym w Porto Alegre pod koniec stycznia opisał pan Busha i otaczających go ludzi jako „radykalnych nacjonalistów” angażujących się w „imperialną przemoc”. Czy obecny reżim w Waszyngtonie zasadniczo różni się od poprzednich?
NC: Przydaje się perspektywa historyczna. Przejdźmy więc tak daleko, jak to tylko możliwe, na drugi koniec spektrum politycznego, do liberałów Kennedy'ego. W 1963 roku ogłosili doktrynę, która nie różni się zbytnio od raportu Busha dotyczącego strategii bezpieczeństwa narodowego. Miało to miejsce w 1963 r. Dean Acheson, szanowany starszy mąż stanu, starszy doradca administracji Kennedy'ego, wygłosił wykład dla Amerykańskiego Towarzystwa Prawa Międzynarodowego, w którym poinstruował je, że w przypadku reakcji USA na wyzwanie dla jego pozycji, prestiżu lub autorytetu. Sformułowanie było mniej więcej takie. Do czego się odnosił? Miał na myśli amerykańską wojnę terrorystyczną i wojnę gospodarczą przeciwko Kubie. A czas jest dość znaczący. Miało to miejsce wkrótce po kryzysie rakietowym, który doprowadził świat na skraj wojny nuklearnej. Było to w dużej mierze wynikiem dużej kampanii międzynarodowego terroryzmu, mającej na celu tak zwaną zmianę reżimu, co jest głównym czynnikiem, który doprowadził do wysłania rakiet. Zaraz potem Kennedy zintensyfikował międzynarodową kampanię terrorystyczną, a Acheson poinformował Towarzystwo Prawa Międzynarodowego, że mamy prawo do wojny prewencyjnej przeciwko zwykłemu kwestionowaniu naszej pozycji i prestiżu, a nie nawet zagrożeniu dla naszego istnienia. W rzeczywistości jego sformułowania były jeszcze bardziej ekstremalne niż doktryna Busha we wrześniu ubiegłego roku.
Z drugiej strony, jeśli spojrzeć na to z innej perspektywy, była to proklamacja Deana Achesona. Nie było to oficjalne oświadczenie polityczne. I oczywiście nie jest to pierwsza ani ostatnia tego typu deklaracja. Ta z września ubiegłego roku jest niezwykła ze względu na swoją bezczelność i fakt, że jest to formalne oświadczenie polityczne, a nie tylko oświadczenie wysokiego urzędnika.
DB: Hasło, które wszyscy słyszeliśmy na wiecach pokojowych, brzmi: „Żadnej krwi za ropę”. Całą kwestię ropy często określa się jako siłę napędową amerykańskiego ataku i okupacji Iraku. Jak ważna jest ropa naftowa w strategii USA?
NC: Bez wątpienia jest to centralne miejsce. Myślę, że nikt o zdrowych zmysłach w to nie wątpi. Region Zatoki Perskiej jest głównym regionem produkującym energię na świecie. To trwa od drugiej wojny światowej. Oczekuje się, że będzie to trwało co najmniej kolejne pokolenie. To ogromne źródło władzy strategicznej i bogactwa materialnego. A Irak jest w tym absolutnie centralny. Posiada drugie co do wielkości zasoby ropy naftowej. Jest bardzo łatwo dostępny i tani. Kontrolowanie Iraku oznacza posiadanie bardzo silnej pozycji umożliwiającej określenie cen i poziomu produkcji, niezbyt wysokiego, ani zbyt niskiego, co prawdopodobnie osłabiłoby OPEC i miało wpływ na cały świat. To prawda od drugiej wojny światowej. Nie ma to nic szczególnego wspólnego z dostępem do ropy; USA tak naprawdę nie zamierzają uzyskać do niego dostępu. Ale to ma związek z kontrolą. Więc to jest w tle. Gdyby Irak znajdował się gdzieś w Afryce Środkowej, nie zostałby wybrany do tego przypadku testowego. Z pewnością więc dzieje się to w tle, podobnie jak w mniej kluczowych regionach, takich jak Azja Środkowa. Nie uwzględnia jednak konkretnego terminu operacji, ponieważ jest to przedmiotem ciągłych obaw.
DB: Dokument Departamentu Stanu z 1945 r. dotyczący ropy na Bliskim Wschodzie opisał ją jako „…niesamowite źródło mocy strategicznej i jedną z największych nagród materialnych w historii świata”. Stany Zjednoczone importują 15 procent swojej ropy z Wenezueli. Importuje także ropę z Kolumbii i Nigerii. Wszystkie trzy państwa są być może, z perspektywy Waszyngtonu, obecnie nieco problematyczne, z Hugo Chavezem w Wenezueli i poważnymi konfliktami wewnętrznymi, dosłownie wojną domową, w Kolumbii i powstaniami w Nigerii zagrażającymi tamtejszym dostawom ropy. Co sądzisz o tych wszystkich czynnikach?
NC: To bardzo istotne, a to są regiony, do których Stany Zjednoczone faktycznie zamierzają mieć dostęp. Bliski Wschód chce kontrolować. Jednak przynajmniej według prognoz wywiadu Stany Zjednoczone zamierzają oprzeć się na – ich zdaniem – stabilniejszych zasobach Basenu Atlantyckiego – „Basen Atlantycki oznacza Afrykę Zachodnią i półkulę zachodnią”, które są w większym stopniu pod kontrolą USA niż Bliski Wschód, który to trudny region. Zatem prognozy są następujące: kontrolować Bliski Wschód, ale zachować dostęp do Basenu Atlantyckiego, w tym do krajów, o których wspomniałeś. Wynika z tego zatem, że brak zgodności, tego czy innego rodzaju zakłócenia w tych obszarach stanowią poważne zagrożenie i jest bardzo prawdopodobne, że nastąpi kolejny epizod, taki jak w Iraku, jeśli ten będzie działać tak, jak planiści cywilni w Pentagonie mieć nadzieję. Jeśli będzie to łatwe zwycięstwo, bez walk, ustanowicie nowy reżim, który nazwiecie demokratycznym, a nie wielką katastrofą, jeśli to tak zadziała, ośmielą się przejść do następnego kroku.
W następnym kroku możesz pomyśleć o kilku możliwościach. Jednym z nich jest rzeczywiście region andyjski. USA mają teraz wszędzie wokół siebie bazy wojskowe. Tam są siły zbrojne. Zarówno Kolumbia, jak i Wenezuela, zwłaszcza Wenezuela, są znaczącymi producentami ropy naftowej, a gdzie indziej, jak Ekwador, a nawet Brazylia, jest ich więcej. Tak, istnieje możliwość, że następnym krokiem w kampanii wojen prewencyjnych, gdy tak zwana norma zostanie ustanowiona i zaakceptowana, będzie kontynuowanie tej kampanii. Inną możliwością jest Iran.
DB: Rzeczywiście, Iran. Nikt inny nie doradził Stanom Zjednoczonym, jak tylko, jak go nazwał Bush, „człowiek pokoju”, Sharon, aby zaatakował Iran „następnego dnia”, kiedy skończą z Irakiem. A co z Iranem? Wyznaczone państwo osi zła, a także kraj posiadający dużo ropy.
NC: Jeśli chodzi o Izrael, Irak nigdy nie był większym problemem. Uważają to za rodzaj popychania. Ale Iran to inna historia. Iran jest znacznie poważniejszą siłą militarną i gospodarczą. Od lat Izrael naciska na Stany Zjednoczone, aby zaatakowały Iran. Iran jest zbyt duży, aby Izrael mógł zaatakować, więc chcą, aby zrobili to duzi chłopcy.
Jest całkiem prawdopodobne, że wojna już trwa. Rok temu zgłoszono, że ponad 10 procent izraelskich sił powietrznych stacjonuje na stałe we wschodniej Turcji, to znaczy w ogromnych amerykańskich bazach wojskowych we wschodniej Turcji. Według doniesień przeprowadzają zwiad nad irańską granicą. Ponadto istnieją wiarygodne doniesienia, że podejmowane są wysiłki, że USA, Turcja i Izrael próbują pobudzić azerbejdżańskie siły nacjonalistyczne w północnym Iranie, aby ruszyły w kierunku swego rodzaju połączenia części Iranu z Azerbejdżanem. Istnieje swego rodzaju oś potęgi amerykańsko-turecko-izraelskiej w regionie przeciwstawna Iranowi, która w ostatecznym rozrachunku może doprowadzić do podziału Iranu i być może ataku militarnego. Chociaż atak militarny nastąpi tylko wtedy, gdy zostanie przyjęte, że Iran będzie w zasadzie bezbronny. Nie zaatakują nikogo, kto będzie w stanie walczyć.
DB: Dzięki siłom zbrojnym USA w Afganistanie i Iraku, a także bazom w Turcji i Azji Środkowej, Iran jest teraz dosłownie otoczony. Czy ta obiektywna rzeczywistość na miejscu nie popchnęłaby sił wewnątrz Iranu do opracowania broni nuklearnej, jeśli jeszcze jej nie posiadają, w samoobronie?
NC: Bardzo prawdopodobne. Nieliczne dowody, którymi dysponujemy – „poważne” – wskazują, że izraelskie bombardowanie reaktora w Osiraku w 1981 r. prawdopodobnie pobudziło iracki program rozwoju broni nuklearnej i mogło go zainicjować. Zajmowali się budową elektrowni jądrowej, ale nikt nie wiedział, co to było. Zostało to zbadane na miejscu po zamachu bombowym przez znanego fizyka jądrowego z Harvardu – wydaje mi się, że był on wówczas kierownikiem wydziału fizyki Harvardu. Swoją analizę opublikował w wiodącym czasopiśmie naukowym Nature. Według niego była to elektrownia. Jest ekspertem w tym temacie. Inne źródła irackie, wygnane, wskazały – nie możemy tego udowodnić – że nic wielkiego się nie działo. Być może bawili się koncepcją broni nuklearnej, ale jej zbombardowanie faktycznie pobudziło program broni nuklearnej. Nie możesz tego udowodnić, ale tak właśnie wyglądają dowody. I jest to bardzo prawdopodobne. To nie musi być prawdą. To co opisałeś jest bardzo prawdopodobne. Jeśli wyjdziecie i powiecie: „Słuchajcie, zaatakujemy was”, a kraje będą wiedziały, że nie mają środków konwencjonalnej obrony, w praktyce wydajecie im rozkaz opracowania broni masowego rażenia i sieci terror. To jest przejrzyste. Właśnie dlatego CIA i wszyscy inni to przewidzieli.
DB: Co wojna i okupacja w Iraku oznacza dla Palestyńczyków?
NC: Katastrofa.
DB: Żadnych planów działania prowadzących do pokoju?
NC: Ciekawie się to czyta. Jedna z zasad dziennikarstwa – nie wiem dokładnie, jak została ustalona, ale jest utrzymywana z absolutną konsekwencją – polega na tym, że kiedy wspomina się w artykule nazwisko George’a Busha, nagłówek musi mówić o jego wizji, a artykuł musi mówić o jego marzeniach. Być może tuż obok będzie jego zdjęcie, na którym spogląda w dal. A jednym z marzeń i wizji George'a Busha jest posiadanie państwa palestyńskiego gdzieś, kiedyś, w bliżej nieokreślonym miejscu, może na pustyni. I powinniśmy czcić i wychwalać to jako wspaniałą wizję. Stało się to zgromadzeniem dziennikarzy. 21 marca w „Wall Street Journal” ukazał się główny artykuł, w którym, jak sądzę, słowa „wizja” i „marzenie” pojawiały się około dziesięć razy.
Wizja i marzenie jest takie, że być może Stany Zjednoczone przestaną całkowicie podważać długoterminowe wysiłki reszty świata, praktycznie bez wyjątku, na rzecz stworzenia pewnego rodzaju realnego porozumienia politycznego. Do tej pory Stany Zjednoczone blokowały to przez ostatnie dwadzieścia pięć do trzydziestu lat. Administracja Busha posunęła się jeszcze dalej, blokując je, czasami w dość ekstremalny sposób, tak ekstremalny, że nawet nie zgłaszano tego.
Na przykład w grudniu ubiegłego roku na forum ONZ administracja Busha po raz pierwszy zmieniła politykę USA wobec Jerozolimy. Do tej pory Stany Zjednoczone, przynajmniej w zasadzie, zgadzały się z uchwałą Rady Bezpieczeństwa z 1968 r. nakazującą Izraelowi wycofanie się z polityki aneksji oraz okupacji i osadnictwa we Wschodniej Jerozolimie. I po raz pierwszy w grudniu ubiegłego roku administracja Busha to zmieniła. To jeden z wielu przypadków mających na celu podważenie możliwości jakiegokolwiek znaczącego porozumienia politycznego. Aby to zamaskować, nazywa się to wizją, a wysiłki zmierzające do jej realizacji nazywa się inicjatywą amerykańską, chociaż w rzeczywistości tak naprawdę, jak wie każdy, kto zwraca choćby najmniejszą uwagę na historię, jest to amerykański wysiłek mający na celu uchwycenie się do długotrwałych wysiłków europejskich i arabskich i spróbować je ograniczyć, tak aby nie miały większego znaczenia. Wielkie pochwały dla Sharona w Stanach Zjednoczonych, którego uważa się obecnie za wielkiego męża stanu – w końcu jest jednym z czołowych dowódców terrorystów na świecie przez ostatnie pięćdziesiąt lat – to interesujące zjawisko, i ujawnia kolejne istotne osiągnięcie propagandy, całą historię, i to niebezpieczne.
W połowie marca Bush wygłosił tzw. swoje pierwsze znaczące oświadczenie na temat Bliskiego Wschodu, problemu arabsko-izraelskiego. Wygłosił przemówienie. Wielkie nagłówki. Pierwsze znaczące oświadczenie od lat. Jeśli to przeczytałeś, był to szablon, z wyjątkiem jednego zdania. To jedno zdanie, jeśli przyjrzysz się mu uważnie, przedstawia jego plan działania: w miarę postępu procesu pokojowego Izrael powinien zakończyć nowe programy osadnicze. Co to znaczy? Oznacza to, że dopóki proces pokojowy nie osiągnie punktu popieranego przez Busha, co może nastąpić w nieskończenie odległej przyszłości, do tego czasu Izrael powinien kontynuować budowę osiedli. To zmiana polityki. Do tej pory, przynajmniej oficjalnie, Stany Zjednoczone sprzeciwiały się rozszerzaniu programów nielegalnych osadnictwa, które uniemożliwiają porozumienie polityczne. Ale teraz Bush mówi coś przeciwnego: Idź i uspokój się. Będziemy za to płacić, dopóki nie zdecydujemy, że proces pokojowy w jakiś sposób osiągnął odpowiedni punkt. Więc tak, była to znacząca zmiana w kierunku większej agresji, podważania prawa międzynarodowego i podważania możliwości pokoju. Nie tak to było przedstawiane. Ale spójrz na sformułowanie.
DB: Opisał Pan poziom protestów społecznych i oporu wobec wojny w Iraku jako „bezprecedensowy”; nigdy wcześniej przed rozpoczęciem wojny nie było tak dużego sprzeciwu. Dokąd zmierza ten opór?
NC: Nie znam żadnego sposobu, aby przewidzieć ludzkie losy. Pojdzie tak, jak ludzie zdecydują. Istnieje wiele możliwości. Powinno się nasilić. Zadania są teraz znacznie większe i poważniejsze niż wcześniej. Z drugiej strony jest trudniej. Po prostu z psychologicznego punktu widzenia łatwiej jest zorganizować przeciwstawienie się atakowi militarnemu niż przeciwstawić się długotrwałemu programowi imperialnych ambicji, którego ten atak jest jedną fazą, a inne nadejdą w następnej kolejności. Wymaga to więcej przemyśleń, większego poświęcenia i bardziej długoterminowego zaangażowania. To różnica pomiędzy podjęciem decyzji: OK, zostanę w tym na dłużej, a powiedzeniem: OK, jutro idę na demonstrację, a potem wrócę do domu. To są wybory, wszystkie. To samo dotyczy ruchu na rzecz praw obywatelskich, ruchu kobiecego, wszystkiego.
DB: Porozmawiajmy o groźbach i zastraszaniu dysydentów w Stanach Zjednoczonych, w tym o łapankach imigrantów i obywateli.
NC: Osoby bezbronne, takie jak imigranci, zdecydowanie muszą się martwić. Obecny rząd domagał się praw wykraczających poza jakiekolwiek precedensy. Jest ich trochę w czasie wojny, ale te są dość brzydkie, jak łapanka na Japończyków w 1942 roku albo, powiedzmy, Wilson podczas pierwszej wojny światowej, co było naprawdę okropne. Ale teraz domagają się praw, które są zupełnie bezprecedensowe, w tym nawet prawa do aresztowania obywateli, przetrzymywania ich w ośrodku detencyjnym bez dostępu do rodziny i prawników i to na czas nieokreślony, bez postawienia zarzutów. Imigranci i inne bezbronne osoby z pewnością powinni zachować ostrożność. Z drugiej strony, dla ludzi takich jak my, obywateli posiadających jakiekolwiek przywileje, choć zagrożenia istnieją w porównaniu z tym, z czym spotykają się ludzie w większości krajów świata, są one tak niewielkie, że trudno się nimi szczególnie denerwować. Właśnie kilka razy wróciłem z Turcji i Kolumbii i w porównaniu z zagrożeniami, z jakimi spotykają się tam ludzie, żyjemy w niebie. I oni się tym nie martwią. Oczywiście, że tak, ale nie pozwalają, żeby to ich powstrzymało.
DB: Czy widzisz, że Europa i Azja Wschodnia wyłaniają się w pewnym momencie jako przeciwwaga dla amerykańskiej potęgi?
NC: Wyłaniają się, wszystko w porządku. Nie ma wątpliwości, że Europa i Azja są siłami gospodarczymi mniej więcej na równi z Ameryką Północną i mają własne interesy. Ich interesy nie polegają jedynie na wykonywaniu rozkazów USA. Są ze sobą ściśle powiązane. Na przykład sektor przedsiębiorstw w Europie, USA i większości Azji jest powiązany na różne sposoby i ma wspólne interesy. Z drugiej strony istnieją odrębne interesy i są to problemy sięgające daleko wstecz, szczególnie w przypadku Europy.
USA zawsze miały ambiwalentny stosunek do Europy. Chciała zjednoczonej Europy, jako bardziej efektywnego rynku dla amerykańskich korporacji, z dużymi korzyściami skali. Z drugiej strony zawsze była zaniepokojona groźbą skierowania Europy w innym kierunku. Wiele kwestii związanych z przystąpieniem krajów Europy Wschodniej do Unii Europejskiej ma z tym wiele wspólnego. Stany Zjednoczone zdecydowanie to popierają, gdyż mają nadzieję, że kraje te staną się bardziej podatne na amerykańskie wpływy i będą w stanie podważyć rdzeń Europy, jakim są Francja i Niemcy, duże kraje uprzemysłowione, które mogą przenieść w nieco bardziej niezależnym kierunku.
W tle znajduje się także wieloletnia nienawiść Stanów Zjednoczonych do europejskiego systemu rynku socjalnego, który zapewnia godziwe płace oraz warunki i świadczenia pracy. To bardzo różni się od systemu amerykańskiego. A oni nie chcą, żeby taki model istniał, bo jest niebezpieczny. Ludzie wpadają na śmieszne pomysły. I bardzo wyraźnie stwierdzono, że wraz z przystąpieniem krajów Europy Wschodniej, z niskimi płacami, represjami wobec pracy itd., może to pomóc w podważeniu standardów socjalnych i pracowniczych w Europie Zachodniej, co byłoby dużą korzyścią dla UE NAS
DB: W obliczu pogarszającej się sytuacji gospodarczej Stanów Zjednoczonych i większej liczby zwolnień, w jaki sposób administracja Busha zamierza utrzymać to, co niektórzy nazywają państwem garnizonowym, w którym trwa ciągła wojna i okupacja wielu krajów? Jak oni to wyciągną?
NC: Muszą to wytrzymać przez kolejne sześć lat. Mają nadzieję, że do tego czasu zinstytucjonalizują wysoce reakcyjne programy w Stanach Zjednoczonych. Pozostawią gospodarkę w bardzo poważnym stanie, z ogromnymi deficytami, mniej więcej tak, jak to miało miejsce w latach 1980. A wtedy ktoś inny będzie miał problem z połączeniem tego w całość. Tymczasem, mają nadzieję, podważą programy społeczne i osłabią demokrację, której oczywiście nienawidzą, przenosząc decyzje z areny publicznej w ręce prywatne. i zrobią to w sposób, który będzie bardzo trudny do rozwikłania. Pozostawią więc wewnętrznie dziedzictwo, które będzie bolesne i trudne. Ale tylko dla większości społeczeństwa. Ludzie, którymi się martwią, będą zachowywać się jak bandyci. Bardzo przypomina lata Reagana. Przecież to ci sami ludzie.
A na arenie międzynarodowej mają nadzieję, że zinstytucjonalizują doktryny imperialnej dominacji poprzez użycie siły i wojnę prewencyjną jako wybór. Stany Zjednoczone pod względem wydatków wojskowych prawdopodobnie przewyższają resztę świata razem wziętą, a przy tym są znacznie bardziej zaawansowane i zmierzają w niezwykle niebezpiecznych kierunkach, takich jak przestrzeń kosmiczna. Zakładają, jak sądzę, że niezależnie od tego, co stanie się z amerykańską gospodarką, będzie to miało tak przemożną siłę, że ludzie będą musieli po prostu robić, co mówią.
DB: Co powiesz działaczom pokojowym, którzy tak długo pracowali, próbując zapobiec inwazji na Irak, a teraz odczuwają złość i smutek?
NC: Że powinny być realistyczne. Abolicjonizm. Jak długo trwała walka, zanim osiągnięto jakikolwiek postęp? Jeśli poddasz się za każdym razem, gdy nie osiągniesz natychmiastowych korzyści, których pragniesz, masz tylko gwarancję, że wydarzy się najgorsze. To są długie i trudne zmagania. I tak naprawdę to, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy, należy ocenić całkiem pozytywnie. Stworzono podstawy do ekspansji i rozwoju ruchu na rzecz pokoju i sprawiedliwości, który przystąpi do znacznie trudniejszych zadań. I tak to właśnie wygląda. To nie jest łatwe.
Więcej artykułów Noama Chomsky'ego na temat Iraku
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna