Od Tunisu po Tel Awiw, od Madrytu po Oakland, nowe pokolenie młodych aktywistów rzuca wyzwanie neoliberalnemu państwu, które dominuje na świecie od zakończenia zimnej wojny. Masowe protesty społeczne, które w tym roku wstrząsnęły światem, mają ze sobą wiele wspólnego, chociaż większość doniesień na ich temat w mediach głównego nurtu zatarła podobieństwa.
Czy to w Egipcie, czy w Stanach Zjednoczonych, młodzi rebelianci reagują na jedno oszałamiające wydarzenie na skalę światową: skrajną koncentrację bogactwa w kilku rękach dzięki neoliberalnej polityce deregulacji i rozbijania związków zawodowych. Wyszli na ulice, parki, place i place, aby zaprotestować przeciwko wynikającej z tego korupcji, sposobom kupowania i sprzedawania polityków oraz bezkarności przestępców umysłowych, którzy wywoływali zamieszki w społeczeństwach na całym świecie. Sprzeciwiają się wysokiej stopie bezrobocia, ograniczonym usługom socjalnym, zrujnowanej przyszłości, a przede wszystkim zastąpieniu przez rynek wszystkich innych wartości jako matrycy ludzkiej etyki i życia.
Pasza Tygrys
W „wspaniałych trzydziestu latach” po drugiej wojnie światowej Ameryka Północna i Europa Zachodnia osiągnęły niezwykłe tempo wzrostu gospodarczego i stosunkowo niski poziom nierówności w społeczeństwach kapitalistycznych, ustanawiając jednocześnie szeroki zakres świadczeń dla pracowników, studentów i emerytów. Jednakże mniej więcej od 1980 roku ruch neoliberalny, zakorzeniony w leseferystycznych teoriach ekonomicznych Miltona Friedmana, rozpoczął atak na pełną skalę na władzę robotniczą i próbę, często niezwykle skuteczną, patroszenia państwa opiekuńczego.
Neoliberałowie skandowali mantrę, że wszyscy odnieśliby korzyści, gdyby sektor publiczny został sprywatyzowany, deregulacja przedsiębiorstw i umożliwienie dystrybucji bogactwa za pomocą mechanizmów rynkowych. Ale jako ekonomista David Harvey twierdzi, od początku była to doktryna, która przynosiła korzyści przede wszystkim bogatym, a jej przyjęcie pozwalało 1% najwyższego społeczeństwa w każdym społeczeństwie neoliberalnym na przejęcie nieproporcjonalnej części całego wytworzonego bogactwa.
Na globalnym Południu kraje, które po II wojnie światowej uzyskały niepodległość od europejskiego kolonializmu, miały tendencję do tworzenia dużych sektorów publicznych w ramach procesu industrializacji. W rezultacie standard życia często się poprawiał, ale w latach 1970. XX wieku w takich gospodarkach rozwijających się na ogół obserwowano stabilizację wzrostu. Stało się to w chwili, gdy neoliberalizm zyskiwał na popularności w Waszyngtonie, Paryżu i Londynie, a także w instytucjach z Bretton Woods, takich jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Ten „konsensus waszyngtoński” oznaczał, że chęć narzucenia prywatyzacji pogrążonym w stagnacji, nepotystycznym państwom postkolonialnym stanie się na porządku dziennym.
Na Egipt i Tunezję, które miały zwrócić uwagę dwóch krajów za wywołanie Arabskiej Wiosny, w latach 1990. XX w. skutecznie wywierano presję, aby sprywatyzowały stosunkowo duże sektory publiczne. Przeniesienie zasobów publicznych do sektora prywatnego stworzyło niemal nieskończoną gamę możliwości wystąpienia oszałamiającego poziomu korupcji ze strony rządzących rodzin autokratów Zine El Abidine Ben Ali w Tunisie i Hosni Mubarak w Kairze. Banki międzynarodowe, banki centralne i wschodzące lokalne banki prywatne pomagały i wspomagały ich program.
Nic więc dziwnego, że jednym z pierwszych celów tunezyjskich tłumów w trakcie rewolucji, którą przeprowadzili w styczniu ubiegłego roku, był banku Zitouna, którego gałąź spalili. Jego właściciel? Sakher El Materi, zięć prezydenta Ben Alego i notoryczny właściciel Basza, dobrze odżywionego tygrysa, który grasował po terenie jednej z jego wystawnych rezydencji. Nawet sposób, w jaki jego zespół szukał legitymizacji poprzez praktykowanie „bankowości islamskiej”, nie był w stanie zapobiec powszechnemu gniewowi. Depesza Departamentu Stanu z 2006 roku opublikowana przez WikiLeaks zauważony„Jeden z lokalnych ekspertów finansowych obwinia rodzinę [Ben Alego] za chroniczne problemy sektora bankowego wynikające z dużego odsetka zagrożonych kredytów udzielonych za pośrednictwem powiązań z kumplami, co zasadniczo sparaliżowało władze bankowe w zakresie rzeczywistych wysiłków naprawczych”. Oznacza to, że reżim wykorzystywał banki do rozdawania pieniędzy swoim kumplom bez oczekiwania zwrotu.
Tunezyjscy aktywiści podobnie skierowali swój gniew na zagraniczne banki i pożyczkodawców, którym ich kraj jest winien 14.4 miliarda dolarów. Tunezyjczycy nadal protestują i protestują przeciwko spłacie wszystkich tych pieniędzy, z których część według nich została rozrzutnie pożyczona przez skorumpowany poprzedni reżim, a następnie roztrwoniona całkiem prywatnie.
Tunezyjczycy mieli swój własny 1%, cienką elitę handlową, z czego połowa były powiązane lub blisko powiązane z prezydentem Ben Alem. Jako grupa zostali oskarżeni przez młodych aktywistów o mafijne, drapieżne praktyki, takie jak żądanie płat od legalnych przedsiębiorstw i zniechęcanie do inwestycji zagranicznych poprzez powiązanie ich ze zdumiewającym systemem łapówek. Zamknięty, obciążony od góry charakter tunezyjskiego systemu gospodarczego obwiniano za fale cierpień, które po nim nastąpiły: wzrost kosztów utrzymania, który szczególnie mocno uderzył w osoby o stałych dochodach lub w studentów i handlarzy z gospodarki marginalnej.
To nie przypadek, że młody człowiek dokonał samospalenia i tak wywołał bunt w Tunezji, był uparty handlarz warzywami. Łatwo teraz przeoczyć to, co wyraźnie łączy początek arabskiej wiosny z europejskim latem i obecnym amerykańskim upadkiem: celem rewolucji tunezyjskiej było nie tylko zdobycie praw politycznych, ale także zmiecenie tego 1%, powszechnie wyobrażanego jako rodzaj tamy chroniącej przed możliwościami gospodarczymi.
Plac Tahrir, Park Zuccotti, Aleja Rothschildów
Sukces tunezyjskiej rewolucji w usunięciu plutokracji Ben Alego przypominającej ośmiornicę zainspirował dramatyczne wydarzenia w Egipcie, Libii, Jemenie, Syrii, a nawet Izraelu, które na nowo kreślą polityczną mapę Bliskiego Wschodu. Jednak młodzieżowy ruch protestacyjny z 2011 r. na Bliskim Wschodzie z trudem został powstrzymany. Estońsko-kanadyjski aktywista Kalle Lasn i jego antykonsumpcjonistyczni koledzy z fundacji Adbusters Media Foundation z siedzibą w Vancouver zostali zainspirowani sukcesem rewolucjonistów na placu Tahrir w obaleniu dyktatora Hosniego Mubaraka.
Ich organizacja specjalizuje się w zwalczaniu kultury reklamowej poprzez parodie i żarty. To było Adbustery magazyn, który latem 2011 roku rozesłał na Twitterze wezwanie do wiecu na Wall Street w dniu 17 września, pod znanym obecnie hashtagiem #OccupyWallStreet. Tysiąc protestujących zebrało się w wyznaczonym dniu, aby upamiętnić krach gospodarczy w 2008 roku, który wyrzucił miliony Amerykanów z pracy i domów. Niektórzy rozbili obóz w pobliskim parku Zuccotti, co było kolejną nieoczekiwaną ogólnoświatową iskrą protestów.
W kwietniu ubiegłego roku, mniej więcej w tym czasie, gdy Lasn zaczął wyobrażać sobie protesty na Wall Street, postępowi aktywiści w Izraelu zaczęli planować własny ruch. W lipcu odnalazła się sprzedawczyni i początkująca reżyserka Daphne Leef nie da się zakryć nagłą podwyżkę czynszu za jej mieszkanie w Tel Awiwie. Założyła więc protestacyjną stronę na Facebooku, podobną do tej, która podsyciła Arabską Wiosnę, i przeprowadziła się do namiotu przy eleganckiej Alei Rothschildów, gdzie wkrótce dołączyły do niej setki innych protestujących Izraelczyków. Z tygodnia na tydzień demonstracje narastały, rozprzestrzeniając się na miasta w całym kraju kulminacyjny 3 września podczas masowego wiecu, największego w historii Izraela. Około 300,000 50,000 demonstrantów wyszło w Tel Awiwie, 40,000 XNUMX w Jerozolimie i XNUMX XNUMX w Hajfie. Ich wymagania włączony nie tylko niższe koszty mieszkań, ale także wycofywanie się z neoliberalnej polityki, mniej regresywne podatki i bardziej progresywne, bezpośrednie podatki, zatrzymanie prywatyzacji gospodarki oraz finansowanie systemu niedrogiej edukacji i opieki nad dziećmi.
Wielu lewicowców w Izraelu także głęboko zmartwiony przez polityczną i gospodarczą siłę prawicowych osadników na Zachodnim Brzegu, lecz większość z nich odmawia włączenia kwestii palestyńskiej do żądań ruchu z obawy przed utratą poparcia wśród klasy średniej. Z tego samego powodu bagatelizuje się sposób, w jaki ruch izraelski inspirował się placem Tahrir i rewolucją w Egipcie, choć "Chodzić jak Egipcjanin" znaki – nawiązujące zarówno do demonstracji w Kairze, jak i do przeboju Bangles z 1986 roku – zauważono na Rothschild Avenue.
Większość izraelskich działaczy w nadmorskich miastach wie, że są ofiarami tego samego neoliberalnego porządku, który wysiedla Palestyńczyków, karze ich i utrzymuje bezpaństwowców. Rzeczywiście, Palestyńczycy, pozbawieni państwa, ale zdani na całkowitą łaskę różnych form międzynarodowego kapitału kontrolowanego przez elity gdzie indziej, są ostatecznymi ofiarami porządku neoliberalnego. Aby jednak uniknąć rozłamu w izraelskim ruchu protestacyjnym, osiągnięto ciche porozumienie skupiające się na niezadowoleniu gospodarczym i w ten sposób unikające wywołującej podziały kwestii wielce pogardzanych osiedli na Zachodnim Brzegu.
W prasie zachodniej niewiele było doniesień na temat kluczowego źródła izraelskiego niepokoju, które było dla mnie namacalne, kiedy odwiedziłem ten kraj w maju. Już wtedy, zanim lokalne protesty nabrały pełnego tempa, Izraelczycy, których spotkałem, narzekali na dojście do władzy izraelskiego 1%. Są teraz 16 miliarderów w kraju, którzy kontrolują aktywa o wartości 45 miliardów dolarów, a obecna liczba 10,153 20 milionerów jest o XNUMX% większa niż w poprzednim roku podatkowym. Pod względem podziału bogactwa Izrael należy obecnie do tzw najbardziej nierówne krajów należących do Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. Od końca lat 1980. średni dochód gospodarstwa domowego rodzin z najniższej piątej części populacji spada w tempie 1.1% rocznie. W tym samym okresie średni dochód gospodarstwa domowego rodzin należących do 20% najbogatszych rósł w tempie 2.4% rocznie.
Chociaż neoliberalizm doprowadził do powstania większej liczby nierówności w społeczeństwach na całym świecie, nigdzie indziej dochody biednych nie spadły tak uderzająco. Koncentracja bogactwa w kilku rękach głęboko zaprzecza podstawowym zasadom izraelskiego syjonizmu robotniczego i jest wynikiem dziesięcioleci prawicowej polityki Likudu karzącej biednych i klasę średnią oraz przenoszącej bogactwo na szczyt społeczeństwa.
Oburzeni
Młodzież europejską również inspirowali się Tunezyjczykami i Egipcjanami oraz podobną ucieczką bogactwa. Byłem w Barcelonie 27 maja, kiedy policja zaatakowała demonstrantów obozujących na Plaça de Catalunya, wywołując powszechną konsternację. Rządem regionu kieruje obecnie centrowa Partia Konwergencji i Unii, umiarkowany zwolennik katalońskiego nacjonalizmu. Jest stosunkowo popularna lokalnie, dlatego Katalończycy nie spodziewali się, że zostanie zarządzona tak brutalna akcja policji. Jednak represje uwydatniły samą tezę protestujących, że państwo neoliberalne, niezależnie od swojej struktury politycznej, chroni tę samą grupę bogatych złoczyńców.
Hiszpańscy „indignados” (oburzeni) dostali ich początek w połowie maja podczas masowych protestów na madryckim Puerta del Sol Plaza przeciwko utrzymującej się w kraju stopie bezrobocia wynoszącej 21% (i dwukrotnie wyższej wśród młodych). Egipscy aktywiści na placu Tahrir natychmiast wysłane oświadczenie o gorącym wsparciu dla mieszkańców stolicy Hiszpanii (podobnie jak kilka miesięcy później zrobili to demonstrantom w Nowym Jorku). I znów podążając tym samym schematem, ruch hiszpański nie ogranicza swoich sprzeciwów do bezrobocia (i braku świadczeń w przypadku nielicznych nowych, pojawiających się miejsc pracy tymczasowej lub kontraktowej). Jej celem są banki, ratowanie banków, korupcja finansowa oraz cięcia w edukacji i innych usługach.
Działaczy młodzieżowych, których spotkałem tego lata w Toledo i Madrycie potępiony zarówno główne partie w kraju, jak i samo społeczeństwo konsumpcyjne, które przedkładało akumulację bogactwa nad społeczność i zdobywanie materialne nad osobiste wzbogacenie. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy młodzi hiszpańscy protestujący skupili się na demonstracjach przeciwko cięciom w edukacji, a tłumy liczące od 70,000 90,000 do XNUMX XNUMX osób wychodziły więcej niż raz w Madrycie i dziesiątki tysięcy w innych miastach. W przypadku marszów wspierających ruch Occupy Wall Street setki tysięcy podobno wyszło na ulice m.in. Madrytu i Barcelony.
Globalny zasięg i powiązania tych ruchów nie zostały jeszcze w pełni docenione. Jako inspirację powoływali się na przykład madryccy protestujący przeciwko edukacjiChilijscy studenci którzy poprzez uporczywe, innowacyjne demonstracje na dużą skalę tego lata i jesieni zmusili neoliberalny rząd tego kraju, na którego czele stoi coraz bardziej niepopularny prezydent-miliarder Sebastián Piñera, do wpompowania w edukację 1.6 miliarda dolarów nowych pieniędzy. Jednak ani tłumy młodzieży w Madrycie, ani w Santiago nie dadzą się udobruchać nowymi akademikami i laboratoriami. Chilijscy studenci tak już poszedł dalej od nalegania na położenie kresu coraz droższemu, klasowemu systemowi edukacji po żądanie znacjonalizacji lukratywnych kopalni miedzi w kraju, aby generować dochody z inwestycji w edukację. W każdym przypadku podstawowym celem konkretnych protestów młodych reformistów jest sam porządek neoliberalny.
Słowo „unia” rzadko pojawiało się w amerykańskich wiadomościach telewizyjnych na temat rewolucji w Tunezji i Egipcie, mimo że robotnicy fabryczni i wszelkiego rodzaju strajki solidarnościowe odegrały ważną rolę kluczowa rola w nich. Prawicowa prasa w USA robiła wszystko, co w jej mocy, aby porównać egipskie demonstracje przeciwko Mubarakowi z wiecami pracowników rządowych w Wisconsin przeciwko posunięciom gubernatora Scotta Walkera mającym na celu sparaliżowanie siły przetargowej ich związków zawodowych.
Egipcjanie, Komentarz zazwyczaj napisał, ryzykowali życie, podczas gdy działacze związkowi w stanie Wisconsin wzięli dzień wolny od wygodnej pracy, aby paradować z plakatami, chronieni przed zwolnieniem za przyłączenie się do wieców. Wniosek: rewolucja egipska była przeciwna tyranii, podczas gdy i tak już zepsuci amerykańscy robotnicy domagali się dalszego rozpieszczania.
Amerykańska prawica nigdy nie była zainteresowana uznaniem tej rzeczywistości: zakazywanie związków zawodowych i strajków jest formą tyranii. Tak naprawdę nie tylko postępowi blogerzy dostrzegli związek między Tahrir Square i Madison. Szef nowo utworzonej niezależnej federacji związkowej w Egipcie wysłał ok wyraźny wyraz solidarności do pracowników stanu Wisconsin, koncentrując się na prawach pracowniczych.
Przynajmniej, Komentarz wyświadczył nam jedną przysługę: wyjaśnił, dlaczego ta historia została opowiedziana w taki sposób, w jaki ma to miejsce w większości amerykańskich mediów. Jeżeli rewolucje w Tunezji, Egipcie i Libii dotyczyły jedynie indywidualistycznych praw politycznych – przeprowadzania wyborów i gwarancji uczciwego procesu – to można je przedstawić jako w dużej mierze nieistotne dla polityki w Stanach Zjednoczonych i Europie, gdzie takie normy już zwyciężyło.
Jeśli jednak skupiali się na prawach ekonomicznych (co z pewnością miało miejsce), wówczas niezadowolenie północnoafrykańskiej młodzieży z plutokracji, korupcji, ograniczania praw pracowniczych i utrzymującego się bezrobocia głęboko przypominało niezadowolenie jej amerykańskich odpowiedników.
Amerykańskie media przedstawiają globalne protesty w 2011 roku głównie jako „arabską wiosnę” rzucającą wyzwanie lokalnym dyktaturom – tak jakby Hiszpania, Chile i Izrael nie istniały. Ciągłe spekulacje ekspertów i prezenterów wiadomości telewizyjnych w USA na temat tego, czy „islam” odniesie korzyści z Arabskiej Wiosny, funkcjonowały jako orientalistyczny sposób oznaczania wydarzeń w Afryce Północnej jako obcych i niejasno groźnych, ale także jako nieistotnych na co dzień obawy pracujących Amerykanów. Mieszkańcy Zuccotti Park na dolnym Manhattanie czują wyraźnie inaczej.
Flash Moby na Facebooku
Jeśli skupimy się na trendach gospodarczych, państwo neoliberalne wygląda niesamowicie podobnie, niezależnie od tego, czy jest to demokracja, czy dyktatura, czy rząd jest nominalnie prawicowy, czy lewicowy. W pakiecie deregulacja, prywatyzacja zasobów publicznych i firm, korupcja i formy wykorzystywania poufnych informacji oraz ingerencja w zdolność pracowników do organizowania się lub angażowania się w rokowania zbiorowe pozwoliły 1% najwyższego szczebla w Izraelu, podobnie jak w Tunezji czy Stanów Zjednoczonych, aby przejąć lwią część zysków ze wzrostu gospodarczego ostatnich dziesięcioleci.
Obserwatorów zaskoczyły ogromne tłumy, które przybyły w 2011 r. zarówno w Tunisie, jak i Tel Awiwie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że wzrost gospodarczy w tych krajach utrzymywał się na pozornie zdrowym poziomie 5% rocznie. „Wzrost”, definiowany ogólnie i bez względu na jego rozkład, jest odpowiedzią na neoliberalne pytanie. Jednakże pytanie dotyczące 99% procent brzmi: kto zyskuje większe bogactwo? W obu tych krajach, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych i innych krajach neoliberalnych, odpowiedź brzmi: nieproporcjonalnie ten 1%.
Jeśli zastanawialiście się, dlaczego oburzeni młodzi ludzie na całym świecie skandują tak podobne hasła i stosują tak podobną taktykę (m.in. „flash moby” na Facebooku), dzieje się tak dlatego, że przejrzeli neoliberalną grę pozorów wyraźniej niż ich starsi koledzy.
Juan Cole jest profesorem historii Richarda P. Mitchella i dyrektorem Centrum Studiów Azji Południowej na Uniwersytecie Michigan. Jego najnowsza książka, Angażowanie świata muzułmańskiego, ukazało się właśnie w poprawionym wydaniu w miękkiej oprawie wydawnictwa Palgrave Macmillan. Prowadzi Świadomy komentarz stronie internetowej.
Artykuł ten pojawił się po raz pierwszy na TomDispatch.com, blogu internetowym Nation Institute, który oferuje stały dopływ alternatywnych źródeł, wiadomości i opinii autorstwa Toma Engelhardta, wieloletniego redaktora działu wydawniczego, współzałożyciela American Empire Project, autora książki Koniec kultury zwycięstwa, jak w powieści Ostatnie dni wydawnicze. Jego najnowsza książka to „Amerykański sposób wojny: jak wojny Busha stały się wojnami Obamy” (Haymarket Books).
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna