Sam Harris jest popularnym „aktywistą” ateistą i liberalnym zwolennikiem zachodniej polityki tortur i wojny. Niedawno, jak stwierdził, próbował „zaaranżować publiczną rozmowę” z radykalnym lingwistą Noamem Chomskym „na temat etyki wojny, terroryzmu, inwigilacji państwa i tematów pokrewnych”. Próba odbyła się e-mailem, a seria wiadomości była przesyłana tam i z powrotem. Harris udostępnił publicznie tę wymianę zdań, określając ją jako „nieprzyjemne i bezowocne spotkanie”. Co oznacza, oczywiście, że nie poszło po jego myśli – ale mimo to jest to dość odkrywcze.
26 kwietnia 2015 r.
Od: Sama Harrisa
Do: Noama Chomsky’ego
Noam – skontaktowałem się z Panem pośrednio za pośrednictwem Lawrence’a Kraussa i Johanna Hariego i planowałem na tym poprzestać, ale pewien czytelnik przesłał mi teraz kopię korespondencji e-mailowej, w której dość lekceważąco odniósł się Pan do perspektywy zorganizowania „debaty " ze mną. Chciałem więc tylko wyjaśnić, że chociaż myślę, że możemy zasadniczo się nie zgadzać w kilku kwestiach, znacznie bardziej interesuje mnie zbadanie tych rozbieżności i wyjaśnienie wszelkich nieporozumień niż prowadzenie konwencjonalnej debaty.
Jeśli wolisz nie prowadzić ze mną publicznej rozmowy, w porządku. Mogę tylko powiedzieć, że mamy wielu, wielu wspólnych czytelników, którzy chcieliby, abyśmy próbowali znaleźć wspólną płaszczyznę porozumienia. Fakt, że nazwał mnie Pan „fanatykiem religijnym”, który „czci religię państwową”, każe mi pomyśleć, że istnieje kilka błędnych przekonań, które mógłbym wyjaśnić. Wielu czytelników upiera się, że jestem podobnie nie na miejscu, jeśli chodzi o Twoje poglądy.
W każdym razie moja oferta jest ważna, jeśli zmienisz zdanie.
Najlepiej,
Sam
26 kwietnia 2015 r.
Od: Noama Chomsky’ego
Do: Sama Harrisa
Być może mam o Tobie pewne błędne wyobrażenia. Większość tego, co przeczytałem, to przesłane mi materiały dotyczące moich rzekomych poglądów, które są całkowicie fałszywe. Nie widzę sensu w publicznej debacie na temat błędnych odczytań. Jeśli są rzeczy, które chciałbyś zbadać prywatnie, w porządku. Ale ze źródłami.
26 kwietnia 2015 r.
Od: Sama Harrisa
Do: Noama Chomsky’ego
Noam —
Dziękuję, że wróciłeś.
Zanim zaangażuję się w ten temat, chciałbym zachęcić Cię, abyś podszedł do tej wymiany tak, jakbyśmy planowali ją opublikować. Choć może to być budujące, jeśli poprawisz moje błędne odczytanie Ciebie na osobności, byłoby znacznie lepiej, gdybyś zrobił to publicznie. Nie chodzi tu o „debatę na temat błędnych odczytań”; chodzi o to, aby pozwolić naszym czytelnikom zobaczyć, że rozmowa na trudne i polaryzujące tematy może czasami spełnić swój rzekomy cel. Jeśli źle Cię zrozumiałem, a możesz mi pokazać, gdzie popełniłem błąd, chciałbym, aby moi czytelnicy mogli zobaczyć, jak zmieniają się moje poglądy w czasie rzeczywistym. Byłoby o wiele mniej pożądane, gdybym po prostu poinformował, że prywatnie wyjaśniliśmy kilka rzeczy i że zmieniłem zdanie na temat X, Y i Z.
Myślę, że poza poprawieniem naszych błędnych interpretacji moglibyśmy przeprowadzić bardzo interesującą rozmowę na temat kwestii etycznych związanych z wojną, terroryzmem, państwem inwigilacyjnym i tak dalej. Chętnie zrobię to całkowicie drogą e-mailową lub możemy porozmawiać przez telefon i poprosić o transkrypcję dźwięku. W obu przypadkach możesz edytować i udoskonalać swoje uwagi przed publikacją. Moją jedyną prośbą byłoby, abyś nie wracał i nie wprowadzał tak radykalnych zmian, bo musiałbym całkowicie zrewidować swoje podejście do spraw.
Kiedy się nad tym zastanawiasz, chciałbym zwrócić Twoją uwagę na jedyną rzecz, jaką kiedykolwiek napisałem na temat Twojej twórczości. Poniższe fragmenty pojawiają się w mojej pierwszej książce, The End of Faith (2004), która została napisana w odpowiedzi na wydarzenia z 9 września. Nie trzeba dodawać, że cała dyskusja ujawnia pilność tego okresu, a także wiele niedociągnięć pierwszej książki. Waham się przed przedstawieniem tej kwestii w tym miejscu choćby z innego powodu niż ton, jaki kiedykolwiek przyjąłbym w bezpośredniej rozmowie z Państwem. Niemniej jednak, jeśli błędnie przedstawiłem Twoje poglądy na piśmie, jest to jedyne miejsce, w którym mogło się to wydarzyć. Jeśli mamy wyjaśnić błędne odczytania, wydaje się, że jest to dobry punkt wyjścia.
Najlepiej,
Sam
Lewicowy nierozsądek i dziwny przypadek Noama Chomsky’ego
Niemniej jednak wiele osób jest obecnie przekonanych, że ataki z 11 września niewiele mówią o islamie, a wiele o brudnej karierze Zachodu – w szczególności o niepowodzeniach amerykańskiej polityki zagranicznej. Francuski filozof Jean Baudrillard nadaje tym tematom szczególnie bujny wyraz, stwierdzając, że terroryzm jest konieczną konsekwencją amerykańskiej „hegemonii”. Posuwa się nawet do sugestii, że potajemnie mieliśmy nadzieję, że spotka nas taka dewastacja:
W pewnym momencie można powiedzieć, że im się to udało, ale tego sobie życzyliśmy. . . . Kiedy władza światowa monopolizuje sytuację do tego stopnia, kiedy następuje tak potężna kondensacja wszystkich funkcji w machinie technokratycznej i kiedy nie jest dozwolona żadna alternatywna forma myślenia, nie ma innego sposobu niż terrorystyczne przeniesienie sytuacji. To sam system stworzył obiektywne warunki dla tego brutalnego odwetu. . . . To jest terror przeciwko terrorowi – nie kryje się już za nim żadna ideologia. Jesteśmy teraz daleko poza ideologią i polityką. . . . Jakby moc, na której znajdują się te wieże, nagle straciła całą energię i całą odporność; jakby ta arogancka władza nagle ustąpiła pod naporem zbyt intensywnego wysiłku: wysiłku, aby zawsze być wyjątkowym wzorem świata40.
Gdyby ktoś miał poczucie miłosierdzia, mógłby założyć, że coś istotnego dla tych głębi zaginęło w tłumaczeniu. Dużo bardziej prawdopodobne wydaje mi się jednak, że nie przetrwał on przekładu na język francuski. Gdyby Baudrillard był zmuszony żyć w Afganistanie pod rządami talibów, czy pomyślałby, że okropne ograniczenia jego wolności są wynikiem „wysiłków Stanów Zjednoczonych, aby zawsze być wyjątkowym modelem światowym”? Czy osobliwa rozrywka w przerwie każdego meczu piłki nożnej – podczas którego regularnie mordowano w ziemi na środku boiska podejrzanych o cudzołożników, cudzołożników i złodziei – wydała mu się pierwszą pogłoską o „terrorystycznym transferze sytuacyjnym”? Być może jesteśmy poza polityką, ale w żadnym wypadku nie jesteśmy teraz „poza ideologią”. Ideologia to wszystko, co mają nasi wrogowie.41
A jednak myśliciele znacznie trzeźwiejsi od Baudrillarda postrzegają wydarzenia z 11 września jako konsekwencję amerykańskiej polityki zagranicznej. Być może najważniejszym z nich jest Noam Chomsky. Oprócz wniesienia fundamentalnego wkładu w lingwistykę i psychologię języka, Chomsky od ponad trzydziestu lat jest nieustannym krytykiem amerykańskiej polityki zagranicznej. Udało mu się także wykazać zasadniczą porażkę liberalnej krytyki władzy. Wydaje się być człowiekiem wyjątkowo moralnym, którego poglądy polityczne nie pozwalają mu na dokonanie najbardziej podstawowych rozróżnień moralnych – między rodzajami przemocy a różnorodnością ludzkich celów, które ją powodują.
W swojej książce 9-11, kiedy gruzy World Trade Center wciąż piętrzą się i tlą, Chomsky nalegał, abyśmy nie zapominali, że „same Stany Zjednoczone są wiodącym państwem terrorystycznym”. Na poparcie tego twierdzenia kataloguje szereg amerykańskich występków, w tym sankcje nałożone przez Stany Zjednoczone na Irak, które doprowadziły do śmierci „może pół miliona dzieci”, oraz zamach bombowy na fabrykę farmaceutyczną Al-Shifa w 1998 r. Sudanu, co mogło przygotować grunt pod śmierć dziesiątek tysięcy niewinnych Sudańczyków na gruźlicę, malarię i inne uleczalne choroby. Chomsky nie waha się przed dokonaniem tutaj moralnych odpowiedników: „Po raz pierwszy w historii nowożytnej Europa i jej odgałęzienia zostały poddane na własnej ziemi rodzajowi okrucieństwa, jakiego rutynowo dopuszczały się gdzie indziej”42.
Zanim wykażę, jak krnąbrne jest myślenie Chomsky'ego na ten temat, chciałbym przyznać rację wielu jego uwagom, ponieważ mają one tę zaletę, że są zarówno ogólnie ważne, jak i nieistotne w danej sprawie. Nie ma wątpliwości, że Stany Zjednoczone mają wiele do odpokutowania, zarówno w kraju, jak i za granicą. W tym sensie tezę Chomsky’ego można mniej więcej przełknąć w całości. Aby wyprodukować ten okropny słodycz w domu, zacznijmy od ludobójczego traktowania rdzennych Amerykanów, dodajmy kilkaset lat niewoli i naszą odmowę wjazdu żydowskim uchodźcom uciekającym z obozów zagłady Trzeciej Rzeszy, wmieszaj się w naszą zmowę z długa lista współczesnych despotów i nasze późniejsze lekceważenie ich przerażających zapisów dotyczących praw człowieka, dodajcie do smaku nasze bombardowania Kambodży i dokumenty Pentagonu, a na koniec nasze niedawne odmowy podpisania protokołu z Kioto w sprawie emisji gazów cieplarnianych, w celu poparcia jakiegokolwiek zakazu na lądzie min i poddać się orzeczeniu Międzynarodowego Trybunału Karnego. Rezultat powinien pachnieć śmiercią, hipokryzją i świeżą siarką.
Z pewnością zrobiliśmy w przeszłości kilka strasznych rzeczy. Bez wątpienia jesteśmy gotowi zrobić w przyszłości straszne rzeczy. Nic, co napisałem w tej książce, nie powinno być interpretowane jako zaprzeczanie tym faktom lub obrona wyraźnie odrażających praktyk państwowych. Może być wiele rzeczy, za które mocarstwa zachodnie, a w szczególności Stany Zjednoczone, powinny zapłacić reparacje. A to, że przez lata nie przyznaliśmy się do swoich występków, podkopało naszą wiarygodność w społeczności międzynarodowej. Możemy to wszystko przyznać, a nawet podzielać ostre oburzenie Chomsky'ego, uznając jednocześnie, że jego analiza naszej obecnej sytuacji na świecie jest arcydziełem moralnej ślepoty.
Weźmy zamach bombowy na fabrykę farmaceutyczną Al-Shifa: według Chomsky'ego okrucieństwo z 11 września blednie w porównaniu z tym, którego dopuściła się administracja Clintona w sierpniu 1998 r. Ale zadajmy teraz kilka bardzo podstawowych pytań, których Chomsky zdaje się zaniedbać zadać sobie pytanie: co według niego robił rząd USA, wysyłając rakiety manewrujące do Sudanu? Zniszczenie składowiska broni chemicznej wykorzystywanej przez Al-Kaidę. Czy administracja Clintona zamierzała doprowadzić do śmierci tysięcy sudańskich dzieci? Nie. Czy naszym celem było zabicie jak największej liczby Sudańczyków? Nie. Czy w ogóle próbowaliśmy kogoś zabić? Nie, chyba że pomyśleliśmy, że członkowie Al-Kaidy będą w ośrodku Al-Shifa w środku nocy. Zadawanie pytań na temat Osamy bin Ladena i dziewiętnastu porywaczy przenosi nas w zupełnie inny wszechświat moralny.
Jeśli będziemy skłonni podążać za Chomskym ścieżką moralnej równoważności i ignorować rolę ludzkich intencji, możemy zapomnieć o zbombardowaniu fabryki Al-Shifa, ponieważ wiele rzeczy, których nie zrobiliśmy w Sudanie, miało jeszcze poważniejsze konsekwencje. A co z pieniędzmi i żywnością, o których nigdy nie myśleliśmy dać Sudańczykom przed 1998 rokiem? Ile dzieci zabiliśmy (to znaczy nie ocaliliśmy), żyjąc w błogiej nieświadomości warunków panujących w Sudanie? Z pewnością gdybyśmy wszyscy postawili sobie za priorytet powstrzymanie śmierci w Sudanie tak długo, jak to możliwe, niezliczone miliony można by uratować przed tym, co ich zabiło. Mogliśmy wysłać do Chartumu zespoły mężczyzn i kobiet mających dobre intencje, aby dopilnowali, aby Sudańczycy zapięli pasy bezpieczeństwa. Czy jesteśmy winni wszystkich możliwych do uniknięcia obrażeń i śmierci, którym nie zrobiliśmy nic, aby zapobiec? Być może, do pewnego momentu. Filozof Peter Unger przekonująco przedstawił tezę, że pojedynczy dolar wydany na cokolwiek innego niż absolutnie niezbędne do przetrwania to dolar, na którym jest krew jakiegoś głodującego dziecka.43 Być może rzeczywiście ponosimy o wiele większą odpowiedzialność moralną za stan świata. niż większość z nas jest gotowa rozważyć. Nie jest to jednak argument Chomsky’ego.
Arundhati Roy, wielki wielbiciel Chomsky'ego, bardzo dobrze podsumował swoje stanowisko:
[Rząd USA nie chce się osądzać według tych samych standardów moralnych, według których ocenia innych. . . . Jej technika polega na ustawianiu się w roli olbrzyma mającego dobre intencje, którego dobre uczynki są zakłócane w obcych krajach przez ich intrygujących tubylców, którego rynki próbuje uwolnić, którego społeczeństwa próbuje zmodernizować, którego kobiety próbuje wyzwolić, których dusze próbuje zapisać. . . . [Rząd USA przyznał sobie prawo i wolność mordowania i eksterminacji ludzi „dla ich własnego dobra”44.
Ale pod wieloma względami jesteśmy właśnie takim „gigantem mającym dobre intencje”. I dość zdumiewające jest to, że inteligentni ludzie, jak Chomsky i Roy, tego nie dostrzegają. To, czego potrzebujemy, aby przeciwstawić się ich argumentom, to narzędzie, które umożliwi nam odróżnienie moralności ludzi takich jak Osama bin Laden i Saddam Husajn od moralności George'a Busha i Tony'ego Blaira. Nietrudno sobie wyobrazić właściwości takiego narzędzia. Można to nazwać „bronią idealną”.
Doskonała broń i etyka „szkod ubocznych”
To, co eufemistycznie określamy jako „szkody uboczne” w czasie wojny, jest bezpośrednim skutkiem ograniczeń mocy i precyzji naszej technologii. Aby się o tym przekonać, wystarczy wyobrazić sobie, jak wyglądałby każdy z naszych niedawnych konfliktów, gdybyśmy posiadali doskonałą broń — broń, która pozwalałaby nam tymczasowo osłabić lub zabić konkretną osobę lub grupę z dowolnej odległości i bez szkodząc innym lub ich własności. Co byśmy zrobili z taką technologią? Pacyfiści odmówiliby jego użycia, pomimo różnorodności potworów krążących obecnie po świecie: zabójców i oprawców dzieci, ludobójczych sadystów, ludzi, którzy z braku odpowiednich genów, właściwego wychowania lub właściwych idei nie mogą można oczekiwać, że będziemy żyć spokojnie z resztą z nas. Powiem kilka rzeczy na temat pacyfizmu w późniejszym rozdziale – wydaje mi się bowiem, że jest to głęboko niemoralne stanowisko, które przychodzi do nas owiniętych dogmatem najwyższego moralizmu – ale większość z nas nie jest pacyfistami. Większość z nas zdecydowałaby się na użycie tego rodzaju broni. Chwila zastanowienia ujawnia, że użycie takiej broni przez daną osobę stanowi doskonałe wgląd w duszę jej etyki.
Weźmy pod uwagę zbyt proste porównania, jakie ostatnio dokonano pomiędzy Georgem Bushem a Saddamem Husajnem (lub Osamą bin Ladenem, Hitlerem itd.) – na łamach takich pisarzy jak Roy i Chomsky, w prasie arabskiej oraz w szkołach w całym kraju wolny świat. Jak George Bush prowadziłby ostatnią wojnę w Iraku, dysponując doskonałą bronią? Czy wziąłby za cel tysiące irackich cywilów, którzy zostali okaleczeni lub zabici w wyniku naszych bomb? Czy wyłupiłby oczy małym dziewczynkom lub wyrwał ramiona ich matkom? Niezależnie od tego, czy podziwiasz politykę tego człowieka – czy też nie – nie ma powodu sądzić, że usankcjonowałby on obrażenia lub śmierć choćby jednej niewinnej osoby. Co Saddam Husajn lub Osama bin Laden zrobiliby z doskonałą bronią? Co zrobiłby Hitler? Użyliby ich raczej inaczej.
Nadszedł czas, abyśmy przyznali, że nie wszystkie kultury znajdują się na tym samym etapie rozwoju moralnego. Jest to oczywiście radykalnie niepolityczne stwierdzenie, ale wydaje się ono równie obiektywnie prawdziwe, jak stwierdzenie, że nie wszystkie społeczeństwa mają równe zasoby materialne. Możemy nawet wyobrazić sobie nasze różnice moralne w ten sposób: nie wszystkie społeczeństwa mają ten sam stopień bogactwa moralnego. Wiele rzeczy składa się na takie wyposażenie. Stabilność polityczna i gospodarcza, umiejętność czytania i pisania, odrobina równości społecznej – tam, gdzie tych rzeczy brakuje, ludzie mają tendencję do znajdowania wielu przekonujących powodów, aby raczej źle się nawzajem traktować. Nasza najnowsza historia dostarcza wielu dowodów na nasz własny rozwój na tych frontach i związaną z tym zmianę w naszej moralności. Wizyta w Nowym Jorku latem 1863 roku zastałaby ulice rządzone przez włóczące się gangi bandytów; czarni, którzy nie byli bezpośrednią własnością białych posiadaczy niewolników, byli regularnie linczowani i paleni. Czy można wątpić, że wielu nowojorczyków w XIX wieku było barbarzyńcami według naszych obecnych standardów? Stwierdzenie, że inna kultura pozostaje w rozwoju społecznym o sto pięćdziesiąt lat w tyle za naszą, jest w istocie straszliwą krytyką, biorąc pod uwagę, jak daleko zaszliśmy w tym czasie. A teraz wyobraźcie sobie nieprzytomnych Amerykanów z 1863 roku, którzy posiedli broń chemiczną, biologiczną i nuklearną. Z taką mniej więcej sytuacją mamy do czynienia w większości krajów rozwijających się.
Rozważmy okropności, jakich Amerykanie dopuścili się jeszcze w 1968 roku w My Lai:
Wczesnym rankiem żołnierze zostali wylądowani we wsi helikopterem. Wielu z nich strzelało, gdy się rozprzestrzeniali, zabijając zarówno ludzi, jak i zwierzęta. Nie było śladu batalionu Vietcongu i przez cały dzień nie padł żaden strzał w kierunku Kompanii Charlie, ale oni kontynuowali działania. Spalili każdy dom. Gwałcili kobiety i dziewczęta, a następnie je zabijali. Niektórym kobietom dźgali pochwę, innym patroszyli lub odcinali ręce lub skórę głowy. Kobietom w ciąży rozcinano żołądki i pozostawiano je na śmierć. Zdarzały się zbiorowe gwałty i zabójstwa przez rozstrzelanie lub bagnety. Dochodziło do masowych egzekucji. Jednocześnie w rowie zastrzelono kilkadziesiąt osób, w tym starców, kobiety i dzieci. W ciągu czterech godzin zginęło prawie 500 mieszkańców wsi.45
To jest tak złe, jak istoty ludzkie są w stanie się zachować. Ale tym, co odróżnia nas od wielu naszych wrogów, jest to, że ta masowa przemoc nas przeraża. Masakra w My Lai została zapamiętana jako moment wstydu dla amerykańskiej armii. Nawet wtedy żołnierze amerykańscy byli osłupieni z przerażenia zachowaniem swoich towarzyszy. Jeden z pilotów helikoptera, który przybył na miejsce zdarzenia, rozkazał swoim podwładnym użyć karabinów maszynowych przeciwko własnym żołnierzom, jeśli nie przestaną zabijać mieszkańców wioski.46 Jako kultura wyraźnie przerośliśmy naszą tolerancję dla celowych tortur i morderstw niewinnych. Dobrze byłoby, gdybyśmy zdali sobie sprawę, że znaczna część świata tego nie zrobiła.
Gdziekolwiek istnieją jakiekolwiek fakty, które można poznać, jedno jest pewne: nie wszyscy ludzie odkryją je w tym samym czasie i zrozumieją je równie dobrze. Przyznanie się do tego pozostawia już tylko krok do hierarchicznego myślenia, które jest obecnie niedopuszczalne w większości liberalnego dyskursu. Gdziekolwiek są dobre i złe odpowiedzi na ważne pytania, będą lepsze lub gorsze sposoby uzyskania tych odpowiedzi i lepsze lub gorsze sposoby ich wykorzystania. Weźmy na przykład wychowywanie dzieci: Jak możemy chronić dzieci przed chorobami? Jak możemy je wychować na szczęśliwych i odpowiedzialnych członków społeczeństwa? Na tego rodzaju pytania niewątpliwie istnieją zarówno dobre, jak i złe odpowiedzi, i nie wszystkie systemy wierzeń i praktyki kulturowe będą w równym stopniu nadawały się do wydobycia dobrych z nich na światło dzienne. Nie oznacza to, że zawsze będzie tylko jedna właściwa odpowiedź na każde pytanie lub jeden najlepszy sposób osiągnięcia każdego konkretnego celu. Jednak biorąc pod uwagę nieuniknioną specyfikę naszego świata, zakres optymalnych rozwiązań każdego problemu będzie na ogół dość ograniczony. Chociaż może nie ma jednego najlepszego pożywienia do jedzenia, nie możemy jeść kamieni – a każda kultura, która uczyniłaby jedzenie kamienia cnotą lub nakazem religijnym, będzie ogromnie cierpieć z powodu braku pożywienia (i zębów). Jest zatem nieuniknione, że niektóre podejścia do polityki, ekonomii, nauki, a nawet duchowości i etyki będą obiektywnie lepsze od ich konkurentów (w jakimkolwiek stopniu „lepsze” moglibyśmy chcieć przyjąć), a gradacja w tym przypadku przełoży się na bardzo rzeczywiste różnice w ludzkim szczęściu.
Każde systematyczne podejście do etyki lub zrozumienia niezbędnych podstaw społeczeństwa obywatelskiego sprawi, że wielu muzułmanów będzie patrzeć głęboko na czerwone barbarzyństwo XIV wieku. Niewątpliwie istnieją ku temu powody historyczne i kulturowe oraz wystarczająco dużo winy, aby je obwiniać, ale nie powinniśmy ignorować faktu, że musimy teraz stawić czoła całym społeczeństwom, których rozwój moralny i polityczny – w traktowaniu kobiet i dzieci, w prowadzeniu wojny , w swoim podejściu do wymiaru sprawiedliwości w sprawach karnych i w samej swojej intuicji na temat tego, co stanowi okrucieństwo – pozostaje w tyle za naszą. Może się to wydawać nienaukowe i potencjalnie rasistowskie, ale tak nie jest. Nie jest to w najmniejszym stopniu rasistowskie, ponieważ jest mało prawdopodobne, aby istniały tu biologiczne przyczyny rozbieżności, i jest nienaukowe tylko dlatego, że nauka nie zajęła się jeszcze w sposób systematyczny sferą moralną. Wróćmy za sto lat i jeśli nie powrócimy do życia w jaskiniach i zabijania się nawzajem pałkami, będziemy mieli do powiedzenia pewne naukowe rzeczy na temat etyki. Każdy uczciwy świadek bieżących wydarzeń zda sobie sprawę, że nie ma moralnej równoważności pomiędzy rodzajem siły, jaką projektują cywilizowane demokracje na świecie, z brodawkami i całą resztą, a wewnętrzną przemocą, której dopuszczają się muzułmańscy bojownicy, a w istocie muzułmańskie rządy. Chomsky zdaje się sądzić, że rozbieżność ta albo nie istnieje, albo przebiega w drugą stronę.
Rozważmy niedawny konflikt w Iraku: gdyby sytuacja uległa odwróceniu, jakie są szanse, że iracka Gwardia Republikańska, próbując dokonać zmiany reżimu nad Potomakiem, zachowałaby taki sam stopień ostrożności, aby zminimalizować straty wśród ludności cywilnej? Jakie są szanse, że siły irackie zostałyby odstraszone przez użycie przez nas ludzkich tarcz? (Jakie są szanse, że użylibyśmy ludzkich tarcz?) Jakie są szanse, że rozbity rząd amerykański wezwałby swoich obywateli do zgłoszenia się na ochotnika do wzięcia udziału w zamachach samobójczych? Jakie są szanse, że iraccy żołnierze płakaliby, gdyby niepotrzebnie zabili na punkcie kontrolnym ładunek samochodów amerykańskich cywilów? Powinieneś mieć w księdze swojej wyobraźni rosnącą kolumnę zer.
Nic w relacji Chomsky'ego nie odzwierciedla różnicy pomiędzy zamiarem zabicia dziecka ze względu na efekt, jaki chcesz wywołać na jego rodzicach (nazywamy to „terroryzmem”) a nieumyślnym zabiciem dziecka w celu schwytania lub zabicia zdeklarowanego mordercy dzieci (nazywamy to „szkodą uboczną”). W obu przypadkach zginęło dziecko i w obu przypadkach jest to tragedia. Jednak status etyczny sprawców, czy to jednostek, czy państw, nie mógłby być bardziej wyraźny.
Chomsky mógłby sprzeciwić się, twierdząc, że świadome narażanie życia dziecka na niebezpieczeństwo jest w każdym przypadku niedopuszczalne, ale najwyraźniej nie jest to zasada, której możemy przestrzegać. Twórcy kolejek górskich wiedzą na przykład, że pomimo rygorystycznych środków bezpieczeństwa, kiedyś i gdzieś jedno z ich urządzeń zabije dziecko. Wiedzą o tym również producenci samochodów. To samo robią producenci kijów hokejowych, kijów baseballowych, toreb plastikowych, basenów, ogrodzeń z siatki i prawie wszystkiego, co mogłoby przyczynić się do śmierci dziecka. Nie bez powodu nie nazywamy nieuniknionej śmierci dzieci na naszych stokach narciarskich „okrucieństwami na nartach”. Ale nie dowiemy się tego z lektury Chomsky'ego. Dla niego intencje wydają się nie mieć znaczenia. Liczba ciał to wszystko.
Żyjemy obecnie w świecie, który nie może już dłużej tolerować dobrze uzbrojonych, złowrogich reżimów. Bez doskonałej broni nie da się uniknąć szkód ubocznych – okaleczeń i zabijania niewinnych ludzi. Podobne cierpienia będą udziałem jeszcze większej liczby niewinnych ludzi z powodu braku doskonałych samochodów, samolotów, antybiotyków, zabiegów chirurgicznych i szyb okiennych. Jeśli chcemy wyciągać wnioski na temat etyki – a także przewidywać, co dana osoba lub społeczeństwo zrobi w przyszłości – nie możemy ignorować ludzkich intencji. Jeśli chodzi o etykę, najważniejsze są intencje.47
Uwagi:
40 J. Baudrillard, Duch terroryzmu, przeł. C. Turner (Nowy Jork: Verso, 2002).
41 Dziwnie może wydawać się spotykanie sformułowań typu „nasi wrogowie” wypowiadanych bez widocznej samoświadomości i dziwnie jest mi je pisać. Ale nie ma wątpliwości, że mamy wrogów (i pozostawiam czytelnikowi wytyczenie granic „my” tak szeroko lub wąsko, jak mu się podoba). Błędem liberalnym, który spróbuję rozwikłać w tej części, jest pogląd, że to my stworzyliśmy tych wrogów i dlatego jesteśmy ich „moralnym odpowiednikiem”. My nie jesteśmy. Analiza ich ideologii religijnej pokazuje, że mamy do czynienia z ludźmi, którzy daliby nam miecz, gdyby mieli władzę, na długo przed tym, zanim Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Światowa Organizacja Handlu choć raz zabłysnęły w ich oczach pierwszego drapieżnego globalizatora.
42 N. Chomsky, 9–11 (Nowy Jork: Seven Stories Press, 2001), s. 119.
43 P. Unger, Żyć na haju i pozwolić umrzeć: nasza iluzja niewinności (Oxford: Oxford Univ. Press, 1996).
44 A. Roy, Rozmowy wojenne (Cambridge, Massachusetts: South End Press, 2003), 84–85.
45J. Glover, Humanity: A Moral History of the Twentieth Century (New Haven: Yale Univ. Press, 1999), 58.
46 Tamże, 62.
47 Czy intencje naprawdę są najważniejsze? Co na przykład powiedzieć o chrześcijańskich misjonarzach w Nowym Świecie, którzy chrzcili indyjskie niemowlęta tylko po to, by je natychmiast zabić, wysyłając w ten sposób do nieba? Ich intencje były (najwyraźniej) dobre. Czy ich działania były etyczne? Tak, w ramach żałośnie ograniczonego światopoglądu. Średniowieczny aptekarz, który dawał swoim pacjentom rtęć, naprawdę starał się pomóc. Po prostu mylił się co do roli, jaką ten pierwiastek odgrywa w organizmie człowieka. Intencje są ważne, ale nie tylko one się liczą.
26 kwietnia 2015 r.
Od: Noama Chomsky’ego
Do: Sama Harrisa
Przykład, który przytaczasz, bardzo dobrze ilustruje, dlaczego nie widzę sensu dyskusji publicznej.
Oto fragment, do którego się odwołujesz:
Albo weźmy zniszczenie fabryki farmaceutycznej Al-Shifa w Sudanie – jeden mały przypis w historii terroru państwowego, który szybko został zapomniany. Jaka byłaby reakcja, gdyby siatka bin Ladena wysadziła w powietrze połowę zapasów środków farmaceutycznych w USA i obiekty umożliwiające ich uzupełnianie? Możemy sobie wyobrazić, choć porównanie jest niesprawiedliwe, w Sudanie konsekwencje są znacznie bardziej dotkliwe. Pomijając to, jaka byłaby reakcja, gdyby USA, Izrael lub Anglia stały się celem takiego okrucieństwa? W tym wypadku mówimy: „No cóż, szkoda, drobny błąd, przejdźmy do następnego tematu, niech ofiary zgniją”. Inni ludzie na świecie tak nie reagują. Kiedy bin Laden wspomina o zamachu bombowym, uderza w rezonans nawet wśród tych, którzy nim gardzą i się go boją; to samo, niestety, dotyczy dużej części jego retoryki.
Chociaż jest to jedynie przypis, przypadek Sudanu jest jednak bardzo pouczający. Ciekawym aspektem jest reakcja, gdy ktoś ośmieli się o tym wspomnieć. Robiłem to w przeszłości i uczyniłem to ponownie w odpowiedzi na zapytania dziennikarzy wkrótce po okrucieństwach związanych z wydarzeniami z 9 września. Wspomniałem, że żniwo „strasznej zbrodni” z 11 września, popełnionej z „nikczemnością i niesamowitym okrucieństwem” (cytując Roberta Fiska), może być porównywalne z konsekwencjami bombardowania fabryki Al-Shifa przez Clintona w sierpniu 9 r. To wiarygodny wniosek wywołał niezwykłą reakcję, zapełniając wiele stron internetowych i czasopism gorączkowymi i fantazyjnymi potępieniami, które zignoruję. Ważne jest tylko to, że to jedno zdanie – które po bliższym przyjrzeniu się wydaje się niedopowiedzeniem – zostało przez część komentatorów uznane za całkowicie skandaliczne. Trudno uniknąć wniosku, że w głębi duszy, jakkolwiek by sobie tego nie zaprzeczali, uważają nasze zbrodnie wobec słabszych za tak normalne, jak powietrze, którym oddychamy. Nasze zbrodnie, za które jesteśmy odpowiedzialni: jako podatnicy, za niezapewnienie masowych odszkodowań, za zapewnienie schronienia i immunitetu sprawcom oraz za zapadnięcie w dziurę pamięci tych strasznych faktów. Wszystko to ma ogromne znaczenie, podobnie jak miało to miejsce w przeszłości.
Następnie dokonuje przeglądu jedynego dostępnego dowodu – nie prowadzimy dochodzeń w sprawie naszych zbrodni, a wręcz zakazujemy dochodzeń w ich sprawie – które pochodzą z całkiem wiarygodnych źródeł i szacują, że ofiary mogły sięgać dziesiątek tysięcy.
Twoja odpowiedź jest interesująca zarówno ze względu na to, czego nie mówi, jak i to, co mówi. Nie daje jednak odpowiedzi na zadane pytanie: „Jaka byłaby reakcja, gdyby siatka bin Ladena wysadziła w powietrze połowę zapasów środków farmaceutycznych w USA oraz obiekty umożliwiające ich uzupełnianie? Możemy sobie wyobrazić, choć porównanie jest niesprawiedliwe, że konsekwencje są znacznie bardziej dotkliwe w Sudanie. Poza tym, gdyby USA, Izrael lub Anglia stały się celem takiego okrucieństwa, jaka byłaby reakcja?”
Każdy, kto cytuje ten fragment, ponosi minimalną odpowiedzialność za wyrażenie swoich reakcji. Niezastosowanie się do tego mówi wiele.
Przejdźmy do tego, co powiedziałeś – do wywodu na temat „równoważności moralnej”. Nie wspominasz jednak, że nie sugerowałem, że są one „moralnie równoważne”, a wręcz przeciwnie. Nie opisałem zamachu bombowego Al-Shifa jako „straszną zbrodnię” popełnioną z „niegodziwością i straszliwym okrucieństwem”. Wskazałem raczej, że liczba ofiar może być porównywalna, co okazuje się po dochodzeniu (którego tutaj nie podjęto i które ignorują apologeci naszych zbrodni) okazuje się, całkiem prawdopodobnym, poważnym niedopowiedzeniem.
Zignorowałeś także fakt, że odpowiedziałem już na Twoje twierdzenie o braku intencji – co, szczerze mówiąc, uważam za dość szokujące z elementarnych względów moralnych, podobnie jak podejrzewam, że Ty też byś to zrobił, gdybyś miał odpowiedzieć na pytanie zadane na początku mój cytowany komentarz. Dlatego też fałszywe jest twierdzenie, że pańskie „podstawowe pytanie” to takie, które „wydaje się, że Chomsky zapomniał sobie zadać”. Wręcz przeciwnie, od razu zadałem sobie to pytanie i odpowiedziałem, jak sądzę, właściwie, na pańskie późniejsze zarzuty. Poniższe informacje pochodzą z Radykalnych Priorytetów, 2003.
Większość komentarzy na temat zamachu bombowego w Sudanie skupia się na pytaniu, czy uważano, że fabryka ta produkuje broń chemiczną; prawda czy fałsz, nie ma to wpływu na „skalę, w jakiej agresja ingerowała w kluczowe wartości w atakowanym społeczeństwie”, takie jak przetrwanie. Inni podkreślają, że zabójstwa były niezamierzone, podobnie jak wiele okrucieństw, które słusznie potępiamy. W tym przypadku nie możemy wątpić, że amerykańscy planiści zrozumieli prawdopodobne konsekwencje dla ludzi. Czyny te można zatem usprawiedliwić jedynie heglowskim założeniem, że Afrykanie to „zwykłe rzeczy”, których życie „nie ma żadnej wartości”, co jest postawą zgodną z praktyką w sposób niezauważany wśród ofiar, które mogą wyciągnąć własne wnioski na temat „moralnej ortodoksji Zachodu”.
Być może mógłbyś się odwdzięczyć, odsyłając mnie do tego, co napisałem, cytując Twoje opublikowane poglądy. Jeśli jest coś, co napisałem, co jest choćby w najmniejszym stopniu tak błędne jak to – pomijając osądy moralne – chętnie to poprawię.
27 kwietnia 2015 r.
Od: Sama Harrisa
Do: Noama Chomsky’ego
Noam —
Wygląda na to, że wpadamy tutaj na chwasty. Zanim zaproponuję nowy początek, pozwolę sobie poczynić dwie uwagi:
1. Nie czytałem Radykalnych priorytetów. Potraktowałem Twoją krótką książkę 9 września jako samodzielne stwierdzenie na ten temat. Nie sądzę, że takie działanie było z mojej strony nieetyczne lub nieodpowiedzialne.
2. Nadal wydaje mi się, że wszystko, co tu napisałeś, ignoruje moralne znaczenie intencji.
Chętnie odpowiem na Twoje pytanie. Co powiedziałbym o Al-Kaidzie (lub jakiejkolwiek innej grupie), gdyby zniszczyła połowę dostaw środków farmaceutycznych w USA? To zależałoby od tego, co zamierzali zrobić. Rozważ następujące możliwości:
1. Wyobraźcie sobie, że Al-Kaida jest wypełniona nie odurzonymi Bogiem socjopatami, którzy chcą stworzyć globalny kalifat, ale prawdziwymi humanitarystami. Na podstawie swoich badań uważają, że śmiercionośna partia szczepionki trafiła do amerykańskich zasobów farmaceutycznych. Przekazali swoje obawy FDA, ale spotkali się z odmową. Działając pochopnie, mając na celu uratowanie milionów istnień ludzkich, uwalniają wirusa komputerowego, którego celem jest utrudnienie wypuszczenia tej śmiercionośnej szczepionki. Jak się okazuje, mają rację co do szczepionki, ale mylą się co do konsekwencji swojej ingerencji – i ostatecznie niszczą połowę farmaceutyków w USA
Co bym powiedział? Powiedziałbym, że było to bardzo niefortunne wydarzenie, ale takich ludzi chcemy w naszym zespole. Uważam, że FDA jest w dużym stopniu winna braku skutecznej komunikacji z nimi. Ci ludzie są naszymi przyjaciółmi i wszyscy mieliśmy wielkiego pecha.
2. Al-Kaida jest dokładnie tak samo straszną grupą jak ona i celowo niszczy nasze produkty farmaceutyczne w celu wyrządzenia szkody milionom niewinnych ludzi.
Co bym powiedział? Powinniśmy uwięzić lub zabić tych ludzi przy pierwszej okazji.
Chociaż liczba ciał może być taka sama, są to zupełnie różne scenariusze. Z etycznego punktu widzenia intencja to (prawie) cała historia. Różnica między zamiarem wyrządzenia komuś krzywdy a przypadkowym wyrządzeniem mu krzywdy jest ogromna – choćby z innego powodu niż to, że obecność szkodliwych zamiarów mówi nam wiele o tym, co dana osoba lub grupa prawdopodobnie zrobi w przyszłości.
Czy sie zgadzasz? Twoje dotychczasowe uwagi pozostawiają mnie w niepewności.
Sam
27 kwietnia 2015 r.
Od: Noama Chomsky’ego
Do: Sama Harrisa
Nie rozpowszechniam korespondencji prywatnej bez upoważnienia, ale cieszę się, że upoważniam Cię do wysyłania tej korespondencji do Kraussa i Hariego, o których wspominasz.
Przykro mi, że nie chcesz wycofać swojego fałszywego twierdzenia, że „ignoruję moralne znaczenie intencji”. Oczywiście, że tak, jak wiesz. Podałem także właściwą odpowiedź, która dokładnie odnosi się do Pana w sprawie al-Shifa, czyli właśnie w omawianym przypadku.
Gdybyś przeczytał dalej przed wysunięciem oskarżeń, co jest zwyczajową procedurą w pracy, która ma być poważna, odkryłbyś, że przejrzałem także istotne dowody dotyczące bardzo szczerych intencji japońskich faszystów, kiedy niszczyli Chiny, Hitlera w Sudetach i Polska itd. Jest co najmniej tyle samo powodów, by przypuszczać, że byli szczerzy, jak Clinton, kiedy bombardował al-Shifę. W rzeczywistości dużo bardziej. Dlatego jeśli wierzysz w to, co mówisz, powinieneś także uzasadniać ich działania. Przeglądałem także inne przypadki, wskazując, że wyznawanie dobrych intencji jest normą dla tych, którzy dopuszczają się okrucieństw i zbrodni, być może szczerze – a na pewno bardziej przekonująco niż w tym przypadku. I że tylko najnikczemniejsi apologeci usprawiedliwiają swoje działania tym, że sprawcy przyjmują normalną postawę przestępców.
Przykro mi również, że uchylasz się od faktu, że, jak wiesz, twój zarzut „równoważności moralnej” był całkowicie fałszywy.
W szczególności przykro mi, że całkowicie odmówiliście odpowiedzi na pytanie zadane na początku cytowanego przez Państwa fragmentu. Obawiam się, że scenariusz, który tu opisujesz, jest tak absurdalny, że aż wstydliwy. Nie ma to nawet najmniejszego związku z decyzją Clintona o zbombardowaniu al-Shifa – nie dlatego, że nagle odkryli coś choć w najmniejszym stopniu podobnego do tego, o czym tu fantazjujesz, ani też w ogóle żadnych wiarygodnych dowodów, i to przez zwykły zbieg okoliczności, zaraz po ambasadzie zamachy bombowe, za które, jak powszechnie wiadomo, był to odwet. To naprawdę skandaliczne.
I oczywiście wiedzieli, że będą poważne straty. Nie są imbecylami, ale raczej przyjmują postawę, która jest prawdopodobnie jeszcze bardziej niemoralna niż celowe zabijanie, które przynajmniej uznaje ludzki status ofiar, a nie tylko zabijanie mrówek podczas spaceru ulicą. Kogo to obchodzi?
W rzeczywistości, jak wiedziałbyś, gdybyś raczył przeczytać przed wniesieniem oskarżeń, Kenneth Roth z HRW natychmiast poinformował ich o zbliżającej się katastrofie humanitarnej, która już się rozpoczęła. I oczywiście mieli o wiele więcej dostępnych informacji niż HRW.
Twój własny stan moralny ujawnia się jeszcze bardziej poprzez całkowity brak zainteresowania pozornie ogromnymi ofiarami i nawet odmowę zbadania ich.
Jeśli chodzi o Clinton i współpracowników, którzy byli „prawdziwymi humanitarystami”, być może to wyjaśnia, dlaczego nałożyli na Irak sankcje tak mordercze, że obaj bardzo szanowani międzynarodowi dyplomaci, którzy zarządzali programem „Ropa za żywność”, złożyli rezygnację w proteście, ponieważ uznali ich za „ludobójcze” ”, potępiając Clintona za blokowanie zeznań w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Albo dlaczego wsypał broń do Turcji, która przeprowadzała straszliwy atak na ludność kurdyjską, będący jedną z najgorszych zbrodni lat 90. Albo dlaczego przeniósł Turcję z głównego odbiorcy broni na świecie (z wyjątkiem Izraela i Egiptu) do Kolumbii, gdy tylko tureckie okrucieństwa osiągnęły swój cel i podczas gdy Kolumbia zdecydowanie przewodziła półkuli pod względem potwornych naruszeń praw człowieka. Albo dlaczego upoważnił Texaco Oil Company do dostarczania ropy morderczej haitańskiej juncie z naruszeniem sankcji. I tak dalej, i tak dalej, jak mógłbyś się dowiedzieć, gdybyś zadał sobie trud przeczytania, zanim zaczniesz rzucać oskarżenia i twierdzić, że mówisz o „etyce” i „moralności”.
Widziałem już przeprosiny za okrucieństwa, ale rzadko na tym poziomie – nie mówiąc już o odmowie wycofania fałszywych oskarżeń, co w porównaniu z tym jest drobnym błędem.
Ponieważ twierdzisz, że troszczysz się o „odurzonych Bogiem socjopatów”, być może możesz odesłać mnie do potępienia sprawcy zdecydowanie najgorszej zbrodni tego tysiąclecia, ponieważ Bóg poinstruował go, że musi uderzyć wroga.
Nie ma sensu marnować czasu na twoją niechęć do odpowiedzi na moją prośbę, abyś „odwzajemnił się, odsyłając mnie do tego, co napisałem, cytując Twoje opublikowane poglądy. Jeśli jest coś, co napisałem, co jest choćby w najmniejszym stopniu tak błędne jak to – pomijając osądy moralne – chętnie to poprawię.
Najwyraźniej nie ma sensu udawać, że prowadzi się racjonalną dyskusję. Ale naprawdę sądzę, że wyświadczyłbyś swoim czytelnikom przysługę, gdybyś przedstawił swoją historię o tym, dlaczego Clinton zbombardował al-Shifę i jego wielki humanitaryzm. Z pewnością przynajmniej tyle możesz zrobić, biorąc pod uwagę odmowę wycofania całkowicie fałszywych zarzutów i przejawu moralnej i etycznej prawości.
27 kwietnia 2015 r.
Od: Sama Harrisa
Do: Noama Chomsky’ego
Noam-
Niestety, teraz błędnie odczytuje Pan zarówno moje „milczenie”, jak i moje wypowiedzi – i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że częściowo winna jest tu stanowcza i cenzorska postawa, jaką przyjęliście do czegoś, co w rzeczywistości mogłoby być całkowicie kolegialną wymianą. Wygląda na to, że rozpocząłeś ten dialog u kresu swojej cierpliwości (lub bardzo blisko). Gdybyśmy mieli to opublikować, gorąco nalegałbym, abyś zredagował to, co już napisałeś, usuwając nieprzyjazne ozdobniki w rodzaju „jak wiesz”, „zwykła procedura w pracy ma być poważna”, „niedorzeczne i żenujące”, „ totalna odmowa” itp. Ufam, że niektórzy z twoich akolitów z chęcią zobaczyliby mistrza w lochu – wierząc, jak ci się wydaje, że właśnie myjesz ze mną podłogę – ale prawda jest taka, że twoje emocje są coraz lepsi od ciebie. Wolałbym, żebyś nie wyglądał jak pies, który złapał samochód.
Pomimo twoich pozornych zdolności telepatii, niczego nie „unikam”. Fakt, że nie odniosłem się do wszystkich kwestii poruszonych w Twoim ostatnim e-mailu, wynika z faktu, że nadal nie jestem pewien, jak postrzegasz etyczne znaczenie intencji – a odpowiedziałem na Twoje główne pytanie w taki sposób, aby wyjaśnić tę kwestię (I miałem nadzieję). Nie rysowałem analogii między moim wymyślonym przypadkiem Al-Kaidy jako „wielkich humanitarystów” a administracją Clintona. Celem tego przykładu było możliwie najdokładniejsze rozróżnienie etycznego znaczenia intencji (przy tej samej liczbie ofiar). Sprawa nie miała być realistyczna (jak mogłoby tu brzmieć „jak wiesz”?).
Jeśli chodzi o istnienie „moralnej równoważności” pomiędzy al-Shifą a 9 września, obawiam się, że to, co napisałeś, jest trudne do zrozumienia. Pomimo upierania się, że pomiędzy tymi dwoma przypadkami nie znalazłeś żadnej moralnej równoważności, nazywasz działania Clintona „okrucieństwem”, którego konsekwencje były „znacznie poważniejsze”, niż gdyby to samo stało się ze Stanami Zjednoczonymi, i twierdzisz, że jakiekolwiek porównanie z konsekwencjami 11 września jest, jeśli w ogóle, „niedopowiedzeniem”. Następnie wydaje się, że robisz mi wyrzuty za to, że nie od razu dostrzegłem istotną różnicę między „straszną zbrodnią” a „okrucieństwem”. Czy jest jeden? Jesteś oczywiście słynnym lingwistą, ale sądzę, że redaktorzy OED nie będą zaskoczeni tym odkryciem. Być może możesz po prostu powiedzieć to jasno: jaka jest moralna różnica między al-Shifą a 9 września?
Proszę nie interpretować mojego milczenia w jakiejkolwiek innej sprawie jako przejaw mojej niechęci do dalszej dyskusji na ten temat lub do zmiany moich poglądów poprzez odpowiednie zderzenie z dowodami i argumentami. Poruszyłeś wiele interesujących kwestii historycznych i etycznych, które szczerze chciałbym zbadać (Hitler, Japonia i tak dalej). Nie chcę jednak pójść dalej, zanim zrozumiem, jak postrzegasz znaczenie intencji w przypadkach, gdy różnica między altruizmem (jakkolwiek nieudolnym), zaniedbaniem i wrogością jest całkowicie wyraźna.
Sam
27 kwietnia 2015 r.
Od: Noama Chomsky’ego
Do: Sama Harrisa
Obawiam się, że Twoja próba odpowiedzi na pytanie, którego uniknęłaś w opublikowanym artykule, jest rzeczywiście żenująca i absurdalna. Pytanie dotyczyło zamachu bombowego na al-Shifa i nie można go unikać, wymyślając dziwaczną historię, która nie ma żadnego związku z tą sytuacją. Zatem nadal unikasz tego pytania. Nie trzeba telepatii, żeby to dostrzec.
Spójrzmy więc prawdzie w oczy. Clinton zbombardował al-Shifę w reakcji na zamachy bombowe na ambasadę, oczywiście nie odkrywając żadnych wiarygodnych dowodów w krótkim czasie i doskonale wiedząc, że ofiary będą ogromne. Apologeci mogą odwoływać się do niewykrywalnych intencji humanitarnych, ale faktem jest, że zamach bombowy został odebrany dokładnie w taki sposób, jaki opisałem we wcześniejszej publikacji, która poruszała kwestię intencji w tej sprawie, kwestię, którą pan fałszywie twierdził, a którą zignorowałem: powtarzam, po prostu nie miało znaczenia, czy w biednym afrykańskim kraju zginęło wielu ludzi, tak jak nie obchodzi nas, czy zabijamy mrówki, idąc ulicą. Z powodów moralnych jest to prawdopodobnie nawet gorsze niż morderstwo, w przypadku którego przynajmniej uznaje się, że ofiarą jest człowiek. To jest dokładnie taka sytuacja. Pozostaje nam twoja niechęć do zajęcia się bardzo jasnym pytaniem, które otworzyło cytowany przez ciebie fragment, zamiast tego oferujesz uniki dokładnie takie, jak opisałem. I twoją niechęć do zajęcia się kluczową kwestią etyczną dotyczącą intencji.
Przyjmując twoje warunki, kwestia „altruizmu (choćby nieudolnego), zaniedbania i wrogości jest całkowicie jasna” w przypadku zamachu bombowego na al-Shifa. Nie było nawet śladu altruizmu, nieudolnego czy nie, więc możemy to odrzucić. Doszło do ewidentnego zaniedbania – los prawdopodobnie dziesiątek tysięcy afrykańskich ofiar nie miał żadnego znaczenia. To, czy istnieje wrogość, zależy od postawionej przeze mnie kwestii etycznej, której zdaje się pan nie chcieć rozważyć: powtórzę, jak zaliczamy morderstwo (w którym ofiara jest traktowana jak człowiek) w porównaniu z całkiem świadomym zabiciem dużej liczby ludzi, ale bez troski, ponieważ idąc ulicą traktujemy ich jak mrówki: sprawa al-Shifa?
I kolejne pytanie. Jak traktujemy obywateli kraju, który dokonał tego okrucieństwa, którzy starają się uzasadnić w kategoriach wyraźnie nieistniejących altruistycznych intencji?
Jak wiecie (przepraszam za dokładność), opisałem 9 września jako „straszną zbrodnię” popełnioną z „niegodziwością i strasznym okrucieństwem”. W przypadku al-Shify nic takiego nie powiedziałem. Opisałem to jako okrucieństwo, bez wątpienia jest to okrucieństwo i jedynie stwierdziłem niepodważalne fakty. Nie ma „równoważności moralnej” – terminu regularnie używanego od czasów Jeane Kirkpatrick w celu podważenia krytycznej analizy państwa, którego się broni.
Jeśli chodzi o intencje, ogólnie nie ma nic do powiedzenia. Jest wiele do powiedzenia na temat konkretnych przypadków, takich jak zamach bombowy na Al-Shifa czy japońscy faszyści w Chinach (których ze swojego powodu powinieneś rozgrzeszyć, ponieważ istnieją podstawy przypuszczać, że ich zamiar wprowadzenia „ziemskiego raju” był całkiem prawdziwe) i inne przypadki, które omawiałem, w tym Hitlera i wysokich urzędników stalinowskich. Zatem ogólnie rzecz biorąc, Twoje zdziwienie moim podejściem do intencji jest całkiem zrozumiałe. Nie ma ogólnej odpowiedzi. W związku z tym nie dajesz żadnego. Ja też nie.
Cieszę się, że interesuje się Pan innymi sprawami, które omawiam od 50 lat i które dotyczą dokładnie tej kwestii, którą – jak twierdzisz – zignorowałem. Przypadki te rzucają dużo światła na kwestię etyczną dotyczącą oceny „łagodnych intencji”. Jak omawiałem przez wiele lat, a właściwie dziesięcioleci, łagodne intencje są praktycznie zawsze wyznawane, nawet przez najgorsze potwory, i dlatego nie niosą ze sobą żadnych informacji, nawet w technicznym znaczeniu tego terminu. Jest to całkiem niezależne od ich „szczerości”, jakkolwiek to ustalimy (całkiem łatwe w przypadku Japonii, a pytanie w ogóle nie pojawia się w przypadku al-Shify).
Zostaliśmy tacy, jak byliśmy. Postawiłeś szereg oskarżeń, które były całkowicie fałszywe i nie chcesz ich wycofać. Odmawiasz rozważenia, nie mówiąc już o odpowiedzi, na bardzo proste i jednoznaczne pytanie postawione w cytowanym fragmencie. A ty nadal odmawiasz odwzajemnienia, o co słusznie prosiłem kilka razy.
Oznacza to wyraźnie, że nie ma podstaw do racjonalnej wymiany publicznej.
Resztę pominę.
27 kwietnia 2015 r.
Od: Sama Harrisa
Do: Noama Chomsky’ego
Cóż, przypisajmy to częściowo dobrze zrozumiałemu problemowi poczty elektronicznej. Wątpię, czy osiągnęlibyśmy taki poziom kłótliwości w rozmowie twarzą w twarz.
Do tego stopnia, że odmawiam „odwzajemnienia się” poprzez powoływanie się na miejsca, w których pisałeś o mnie i mojej twórczości: nie jestem świadomy, że to zrobiłeś. Widziałem jeden lub dwa filmy, w których zapytany o komentarz na temat moich poglądów lub ogólnie na temat „nowego ateizmu” powiedziałeś coś pogardliwego. Jak wspomniałem w moim pierwszym e-mailu, przynajmniej raz nazwał mnie Pan „fanatykiem religijnym”, który „czci religię państwową”. Być może miałeś na myśli zarówno Christophera Hitchensa, jak i mnie, biorąc pod uwagę sposób, w jaki postawiono pytanie. Historia jest nieważna. O wiele rozsądniej będzie zająć się tym, co każdy z nas mówi w tej wymianie zdań.
Oto moje przypuszczenia dotyczące sprawy al-Shifa. Zakładam, że Clinton wierzył, że w rzeczywistości była to fabryka broni chemicznej – ponieważ nie widzę żadnego racjonalnego powodu, dla którego miałby celowo zniszczyć fabrykę farmaceutyczną w odwecie za zamachy bombowe na ambasadę. Rozumiem, że uważasz to założenie za strasznie naiwne. Dlaczego tak?
27 kwietnia 2015 r.
Od: Noama Chomsky’ego
Do: Sama Harrisa
Łatwo zrozumieć, dlaczego nie wiesz, że pisałem o Twojej pracy. Nie zrobiłem tego. Natomiast napisałeś o mojej pracy, podając istotne fałszywe oskarżenia, których poprawianie najwyraźniej nie jest dla ciebie interesujące. Jeśli chodzi o moje „błędne wyobrażenia” na Twój temat, ciekawi mnie, że nie ma wiarygodnego źródła.
Wracając do ważniejszej kwestii al-Shifa. Dlaczego tak? Dokładnie z tych powodów, które wymieniłem.
Zamach bombowy na al-Shifa był natychmiastową reakcją na zamachy na ambasadę i dlatego niemal powszechnie uważa się, że był to odwet. Jest nie do pomyślenia, aby w tym krótkim okresie przejściowym znaleziono dowody wskazujące, że była to fabryka broni chemicznej, i że zostały one odpowiednio ocenione w celu uzasadnienia bombardowania. I oczywiście nigdy nie znaleziono żadnych dowodów. Najwyraźniej, gdyby istniały dowody, zamach bombowy nie miałby miejsca (tylko przez przypadek) bezpośrednio po zamachach na Ambasadę (podobnie jak w tym samym czasie zamachy w Afganistanie, co jest także ewidentnym odwetem).
Nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć inaczej niż założeniem, że celowo zbombardował on fabrykę uważaną za główną fabrykę farmaceutyczną Sudanu, przy czym on i jego doradcy oczywiście wiedzieli, że pod surowymi sankcjami ten biedny afrykański kraj nie byłby w stanie ich uzupełnić – jest to zatem znacznie większą zbrodnię, niż gdyby Al-Kaida zrobiła to samo w USA, Izraelu czy jakimkolwiek innym kraju, w którym liczy się człowiek.
Nie twierdzę ponownie, że Clinton celowo chciał zabić tysiące ofiar. Raczej nie stanowiło to problemu, gdyż podnosiło bardzo poważną kwestię etyczną, którą wielokrotnie omawiałem w tej korespondencji. I znowu, już od około 50 lat często poruszam kwestię etyczną dotyczącą znaczenia prawdziwych lub deklarowanych intencji, omawiając rzeczywiste przypadki, w których istnieją możliwe i znaczące odpowiedzi. Coś, co zdecydowanie warto zrobić, ponieważ prawdziwe kwestie etyczne są interesujące i ważne.
27 kwietnia 2015 r.
Od: Sama Harrisa
Do: Noama Chomsky’ego
Noam-
Trudno mi zrozumieć niemiłosierną postawę – naprawdę graniczącą z pogardą – wyrażaną przez prawie wszystko, co do tej pory napisałeś. Co wnosi do dyskusji? Jeśli potrzebujesz bezinteresownej opinii, możemy przekazać tę wymianę zdań Lawrence'owi i Johannowi, zgodnie z sugestią poniżej. Wierzę, że powtórzą moje obawy i powiedzą Ci, że nie robisz sobie tutaj żadnej przysługi.
Twój najnowszy e-mail jest równie dziwnie drażliwy jak pozostałe. Jeśli nie napisałeś o mojej pracy, dlaczego po prostu tego nie powiesz, zamiast zachowywać się, jakbyś zastawił na mnie pułapkę? Nigdy nie przypuszczałem, że o mnie pisałeś. Prawdę mówiąc, zakładałem, że nie. Jaki więc był sens tego „wzajemnego interesu”?
I naprawdę „interesuje Cię brak wiarygodnego źródła” mojego twierdzenia, że nazwałeś mnie fanatykiem religijnym wyznającym religię państwową? Czy Twoje własne usta są wiarygodnym źródłem? Obejrzyj ten film i zobacz, jak wypowiadasz te same słowa, które Ci przypisałem:
https://www.youtube.com/watch?v=zt9QCAUPPeY
Mam pytanie, nad którym chciałbym, abyś zastanowił się przez co najmniej 5 sekund, zanim odpowiesz na tego e-maila: Czy możesz rozpocząć ze mną dyskusję na te tematy w duchu prawdziwej ciekawości i dobrej woli?
Wbrew Twoim powtarzającym się zarzutom, nie „odmówiłem” sprostowania moich „fałszywych oskarżeń” na Twój temat. Wciąż nie mogę zrozumieć, w jakim sensie są one fałszywe. Twoje odrzucenie wyidealizowanego eksperymentu myślowego jako „wstydliwego i niedorzecznego” oraz Twoje naleganie, aby skupić się na przypadkach z życia codziennego, co do których nasza inteligencja jest niejasna, nie pomaga w wyjaśnieniu sytuacji. Na przykład w odniesieniu do al-Shify wyciągasz bardzo pewne (i, jak podejrzewam, nieuzasadnione) wnioski z czasu wydarzeń. (Czy to naprawdę „nie do pomyślenia”, że rząd już uważał, że jest to fabryka broni chemicznej?) Czy muszę zaakceptować wszystkie pańskie założenia, aby omówić leżące u ich podstaw zasady etyczne?
Twoje stanowisko etyczne jest nadal (dla mnie) niejasne. Mówisz, że NIE twierdzisz, że „Clinton celowo chciał zabić tysiące ofiar”. Dobra. Ale wydajesz się sugerować, że miał podstawy sądzić, że swoimi działaniami ich zabije (i po prostu się tym nie przejmował). I wygląda na to, że nie masz ochoty rozróżniać etyki w tych przypadkach.
Być może moglibyśmy tutaj uporządkować bezduszność i okrucieństwo:
1. Al-Kaida chciała i zamierzała zabić tysiące niewinnych ludzi – i to zrobiła.
2. Clinton (jak go sobie wyobrażasz) nie chciał ani nie miał zamiaru zabijać tysięcy niewinnych ludzi. Chciał po prostu zniszczyć cenną fabrykę farmaceutyczną. Wiedział jednak, że zabije tysiące ludzi, i po prostu go to nie obchodziło.
3. Clinton (tak jak go sobie wyobrażam) niekoniecznie chciał i miał zamiar nikogo zabić. Chciał po prostu zniszczyć coś, co uważał za fabrykę broni chemicznej. Ale ostatecznie zabił niewinnych ludzi i tak naprawdę nie wiemy, co o tym myślał.
Czy można bezpiecznie założyć, że podobnie jak ja postrzegasz te trzy przypadki jako przejawy malejącego stopnia zła?
Sam
27 kwietnia 2015 r.
Od: Noama Chomsky’ego
Do: Sama Harrisa
Przyjrzyjmy się temu ciekawemu brakowi wymiany.
Zaczęło się od tego, że zasugerowałeś debatę publiczną, ponieważ „Fakt, że nazwałeś mnie„ fanatykiem religijnym ”, który „czci religię państwową”, każe mi pomyśleć, że istnieje kilka błędnych przekonań, które mógłbym wyjaśnić. Wielu czytelników upiera się, że podobnie nie mam racji, jeśli chodzi o Twoje poglądy”.
Okazuje się, że opublikowałeś wersję moich poglądów, która jest całkowicie fałszywa i że jedynym źródłem „faktu”, który cytujesz, jest materiał z YouTube, w którym, jak napisałeś, „mogłem mówić o zarówno Christophera Hitchensa, jak i [ty], biorąc pod uwagę sposób, w jaki postawiono pytanie”, a może o Hitchensie, o którego poglądach wiem, podczas gdy w twoim przypadku wiem tylko o opublikowanych przez ciebie zafałszowaniach moich poglądów, które Twoi czytelnicy przesłali do i na które nie zawracałem sobie głowy odpowiadaniem. Dlatego jedyna sensowna debata może dotyczyć opublikowanych przez Ciebie fałszerstw.
Jak już sprawdziliśmy, są one dość ekstremalne. Twoim głównym zarzutem jest to, że zaniedbałem zadanie „bardzo podstawowych pytań” na temat intencji. Jak już ustaliliśmy, w tym przypadku i w innych przypadkach zadałem i odpowiedziałem dokładnie na te podstawowe pytania, podczas gdy Ty zupełnie nie odpowiedziałeś na „podstawowe pytania” o znaczenie wyznawanych intencji (o rzeczywistych intencjach możemy się tylko domyślać). . Wiążą się z tym dwa ważne pytania: (1) jak poważnie je traktujemy? (2) jak ze względów moralnych oceniamy (a) zamiar zabicia w porównaniu z (b) wiedzą, że oczywiście zabijesz, ale nie przejmujesz się tym, jak nadepnięcie na mrówki, kiedy idziesz.
Jeśli chodzi o punkt (1), omawiam go od 50 lat, wyjaśniając szczegółowo, dlaczego – jak wszyscy się zgadzamy – tak deklarowane intencje mają niewielką lub jakąkolwiek wagę i w rzeczywistości są mało informacyjne, ponieważ są prawie całkowicie przewidywalne, nawet w w przypadku najgorszych potworów i przedstawiłem również dowody na to, że mogą one być całkiem szczere, nawet w przypadku tych potworów, ale oczywiście mimo to je odrzucamy. Natomiast wydaje się, że nigdy nie omawiałeś (1).
Jeśli chodzi o punkt (2), zadałem pytanie, jedyne poważne pytanie moralne, jakie pojawia się w rozpatrywanej sprawie, i chociaż nie udzieliłem jednoznacznej odpowiedzi, zasugerowałem to, co myślę: że można argumentować, że na gruncie moralnym ( b) jest jeszcze bardziej zdeprawowany niż (a). Ponownie wygląda na to, że nigdy nawet nie rozważałeś (2), nie mówiąc już o omawianiu tego.
Podsumowując, wydajesz instrukcje dotyczące kwestii moralnych, których nigdy nawet nie rozważałeś, osobom, które rozważały i omawiały te kwestie przez wiele dziesięcioleci, łącznie z tym samym przypadkiem, który przytaczasz. A kiedy zostanie ci to szczegółowo wyjaśnione, nie będziesz miał nic do powiedzenia poza powtórzeniem swojego początkowego stanowiska.
Jakby tego było mało, uniknąłeś pytania zadanego w cytowanym przez Ciebie fragmencie, a kiedy poprosiłem o odpowiedź, udzieliłeś odpowiedzi – a przynajmniej tak przypuszczałem.
Żeby było jasne, albo ta odpowiedź nie miała związku z pytaniem, albo zamierzono ją poważnie, to znaczy miała związek z bombardowaniem al-Shifa przez Clintona. Zakładałem to drugie. Z tego wynika od razu, jak napisałem, że twierdzenie to jest śmieszne i żenujące. Teraz mówisz, że był to jedynie „eksperyment myślowy”. To pozostawia nas tam, gdzie byliśmy. Albo jest to nieistotne, albo jest niedorzeczne i zawstydzające, albo odmawiasz odpowiedzi na pytanie. Wszystko jest na tyle jasne, że nie muszę już tego szczegółowo opisywać.
Przejdźmy na koniec do twojej interpretacji al-Shify: Clinton „koniecznie nie chciał ani nie miał zamiaru nikogo zabijać. Chciał po prostu zniszczyć coś, co uważał za fabrykę broni chemicznej. Ale ostatecznie zabił niewinnych ludzi i tak naprawdę nie wiemy, co o tym myślał”.
Jestem pewien, że masz rację, że Clinton w ogóle nie chciała i nie miała zamiaru nikogo zabić. Właśnie o to mi chodziło. Raczej, zakładając, że był minimalnie zdrowy na umyśle, z pewnością wiedział, że zabije bardzo wielu ludzi, ale po prostu go to nie obchodziło: przypadek (2) powyżej, jedyna poważna kwestia moralna, którą omawiałem (wbrew Twojemu zarzutowi) i nigdy tego nie robiłeś.
Co do reszty, możesz, jeśli chcesz, wierzyć, że kiedy Clinton zbombardował Afganistan i Sudan w bezpośredniej reakcji na zamachy bombowe na Ambasadę (i, jak się oczywiście zakłada, w odwecie), miał wiarygodne informacje, że bombarduje fabrykę chemiczną – która, jak powszechnie wiadomo, była także główną fabryką farmaceutyczną w Sudanie (która oczywiście nie była w stanie uzupełnić zapasów), i ocenił, że dowody są wystarczająco mocne, aby przeoczyć konsekwencje dla ludzi. Ale, co dziwne, nigdy nie był w stanie przedstawić choćby cząstki wiarygodnego dowodu, jak powszechnie donoszono. A kiedy natychmiast (przez HRW) został poinformowany, że zaczyna się katastrofa humanitarna, zignorował to, podobnie jak zignorował późniejsze dowody na temat skali ofiar (co i Ty zresztą zrobiłeś).
Przy twoich założeniach jest on wyraźnie moralnym potworem i nie ma potrzeby dalszego komentowania ludzi, którzy starają się usprawiedliwić te zbrodnie – twoje i moje, jako obywateli wolnego społeczeństwa, w którym możemy wpływać na politykę.
Wydaje mi się jasne, jaka powinna być pańska odpowiedź z elementarnych względów moralnych. Nie wstrzymuję oddechu.
30 kwietnia 2015 r.
Od: Sama Harrisa
Do: Noama Chomsky’ego
Noam —
Przykro mi to mówić, ale straciłem nadzieję, że możemy skutecznie komunikować się za pomocą tego medium. Zamiast badać te kwestie z prawdziwym zainteresowaniem i uprzejmością, wydaje się, że jesteś zaangażowany w rozstrzyganie wszystkich kwestii (zarówno rzeczywistych, jak i wyimaginowanych) w najbardziej mozolny i oskarżycielski sposób. Ku mojemu zdumieniu stwierdzam, że jedyna rozmowa, jaką prawdopodobnie kiedykolwiek odprowadzimy, stała się zbyt nudna, aby ją kontynuować.
Proszę zrozumieć, że nie chodzi o to, abyście podnosili ważne wyzwania, na które nie mam odpowiedzi – wręcz przeciwnie, uważam to za ekscytujący wynik jakiejkolwiek kolizji między nami. I, jak wspomniałem na początku, bardzo chciałbym, żeby czytelnicy byli tego świadkami. Raczej po prostu przekonałeś mnie, że angażowanie Cię w te tematy jest stratą czasu.
Przepraszam za jakąkolwiek rolę, jaką odegrałem w uczynieniu tego spotkania mniej pouczającym, niż mogło być…
Sam
30 kwietnia 2015 r.
Od: Noama Chomsky’ego
Do: Sama Harrisa
Bardzo się cieszę, że kończymy ten interesujący brak wymiany z dużą dozą porozumienia. Całkowicie się z Tobą zgadzam, że nie możemy prowadzić racjonalnej dyskusji na ten temat i że udawanie, że jest inaczej, jest zbyt nudne. Zgadzam się również, że podchodzę do wszystkich kwestii (wszystkie są prawdziwe, jak dotychczas ustaliliśmy) w „ciężki i oskarżycielski sposób”. Jest to oczywiście konieczne w odpowiedzi na całkiem poważne opublikowane oskarżenia, z których wszystkie są w oczywisty sposób fałszywe i, jak to sprawdziłem, fałszywe w najciekawszy sposób: mianowicie wygłaszacie wykłady, w których potępiacie innych za ignorowanie „podstawowych pytań”, które zadają dyskutowano przez lata, w moim przypadku przez dziesięciolecia, podczas gdy wy nie chcieliście się do nich odnieść i najwyraźniej nawet nie pozwoliliście sobie ich zrozumieć. Imponujące.
Nie ma też innego sposobu na kontynuowanie różnych unikań od „podstawowego pytania”, które pojawia się na samym początku mojego fragmentu, który zacytowałeś. Nie ma potrzeby powtarzać tego ponownie, ale mozolna recenzja jasno pokazuje, że po prostu odmawiasz odpowiedzi na pytanie, co może nie jest zaskakujące.
Odłożę na bok Twoje przeprosiny za zbrodnie, za które wspólnie ponosimy odpowiedzialność, co, szczerze mówiąc, jest dla mnie dość szokujące, zwłaszcza ze strony kogoś, kto czuje się uprawniony do wygłaszania pouczeń moralnych.
Pomijam też Twoje ciekawe wrażenie, że nie widzisz wyzwania, gdy Twoje oskarżenia są odpierane punkt po punkcie, wraz z demonstracją, że to ty odmawiasz odpowiedzi na „podstawowe pytania”, o ignorowanie których mi zarzucasz, nawet po tym jak dowiedziałeś się, że zajmowałem się nimi dość szczegółowo, zanim napisałeś, a właściwie przez dziesięciolecia.
Byłoby również interesujące, gdybyś pewnego dnia faktycznie zdecydował się zająć się „odurzonymi Bogiem socjopatami”, a w szczególności sprawcą zdecydowanie najgorszej zbrodni tego tysiąclecia, który to zrobił – wyjaśnił – ponieważ Bóg mu tak poinstruował musi uderzyć wroga.
30 kwietnia 2015 r.
Od: Sama Harrisa
Do: Noama Chomsky’ego
Noam —
Obawiam się, że nie biorę przynęty poza zadaniem oczywistego pytania: skoro jesteś taki pewien, że dobrze spisałeś się w tej rozmowie, obnażając zarówno moje intelektualne niewłaściwe postępowanie w związku z szacunkiem dla własnej pracy, jak i moją moralną ślepotę dotyczącą działań naszego rządu, dlaczego nie pozwolić mi opublikować ich w całości, aby nasi czytelnicy mogli wyciągnąć własne wnioski?
Sam
30 kwietnia 2015 r.
Od: Noama Chomsky’ego
Do: Sama Harrisa
Pomysł publikowania osobistej korespondencji jest dość dziwny, dziwna forma ekshibicjonizmu – niezależnie od treści. Osobiście nie wyobrażam sobie tego zrobić. Jeśli jednak chcesz to zrobić, nie będę miał nic przeciwko.
30 kwietnia 2015 r.
Od: Sama Harrisa
Do: Noama Chomsky’ego
Rozumiem, Noamie. Dam ci znać, co zrobię.
Sam
1 maja 2015 r.
Od: Sama Harrisa
Do: Noama Chomsky’ego
Noam-
Przeczytałem naszą korespondencję i zdecydowałem się ją opublikować (www.samharris.org). Rozumiem Twój punkt widzenia na temat „ekshibicjonizmu”, ale w tym przypadku nie zgadzam się.
Ty i ja prawdopodobnie mamy milion czytelników, dla których autentyczna rozmowa między nami byłaby niezwykle przydatna. I ufam, że będą rozczarowani, że nie udało nam się ich wyprodukować, tak jak ja. Jeśli jednak opublikowanie tej wymiany pomoże komukolwiek w przyszłości lepiej komunikować się na te tematy, nasz czas nie będzie całkowicie stracony.
Sam
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna
1 Komentarz
„Jako kultura wyraźnie przerosliśmy naszą tolerancję dla celowych tortur i morderstw niewinnych. Dobrze byłoby, gdybyśmy zdali sobie sprawę, że znaczna część świata tego nie zrobiła”. Czy jakakolwiek poważna osoba może wierzyć, a tym bardziej, wygłaszać takie bzdury? Czy Gaza (i poparcie Obamy dla rzezi) nie dzwoni?