Ponad 25 lat temu wziąłem udział w dużej konferencji w Kuala Lumpur, potwierdzając znaczenie praw człowieka. Pod koniec drugiego dnia organizatorka konferencji, Chandra Muzaffar, czołowa orędowniczka praw człowieka i demokracji w Malezji, zorganizowała kilku mówcom spotkanie z kontrowersyjnym przywódcą kraju, premierem Mahathirem. Byłem jedynym mieszkańcem Zachodu wśród 4 lub 5 z nas, który otrzymał taką możliwość. Gdy tylko weszliśmy do pokoju, Mahathir spojrzał prosto na mnie, zadając retoryczne pytanie: „Dlaczego zachodnie organizacje pozarządowe i eksperci zajmujący się prawami człowieka patrzą tylko na nasze działania w zakresie praw obywatelskich i politycznych, podczas gdy naszym naturalnym zajęciem jest promowanie korzyści gospodarczych i społecznych prawa?” Oczywiście jego twierdzenie miało na celu podważenie samozadowolenia, orientalizującej się konwencjonalnej mądrości, ograniczającej praktykę praw człowieka do tego, czy rząd radzi sobie dobrze, czy źle w takich kwestiach, jak wolne wybory i wolność słowa. Nikt nie zaprzecza znaczeniu i podstawowej żywotności praw, ale nie bardziej niż temu, czy najniższe warstwy obywateli, mierzone poziomem życia, mogą zaspokoić ich podstawowe potrzeby materialne. Pogląd ten pozostaje dominujący na Zachodzie, zabarwiając protekcjonalne komentarze na temat niepowodzeń w zakresie praw człowieka w krajach niezachodnich i utrzymując się pomimo własnej spirali upadku Zachodu w ciemne domeny nieliberalizmu.
Przypomniało mi się to spotkanie, kiedy niedawno byłem w Wietnamie przez dwa tygodnie. Kilku wietnamskich intelektualistów, a także dość duża zachodnia społeczność emigrantów utrzymywało, że rząd Wietnamu stał się represyjny w okresie od jego niezwykłego zwycięstwa w wojnie w Wietnamie. Oskarżano ją o surowe karanie krytyków i dysydentów, jak gdyby bardziej bała się protestów krajowych niż bombardowań dywanowych amerykańskiego B-52. Tacy krytycy mieli oczywiście rację, ubolewając nad wypadaniem wietnamskich przywódców z łask, którym również brakowało charyzmy i inspirującego przywództwa ich wojennych poprzedników. Jednocześnie niefortunnie wpaść w zachodnią pułapkę skupiania się na niepowodzeniach objętość, pomijając osiągnięcia perestroikato znaczy ocenianie wyników politycznych w sposób, w jaki mogłaby to zrobić ACLU, a nie na podstawie ogólnego dobrobytu Wietnamczyków.
To, na co próbuję zwrócić uwagę, to niezwykła historia wietnamskich osiągnięć gospodarczych i społecznych, które skupiają się na drastycznym ograniczeniu skrajnego ubóstwa i pobudzeniu rozwoju rolnictwa do takiego poziomu, że Wietnam, wcześniej często na skraju masowego głodu, stał się trzecim krajem czołowy eksporter ryżu na świecie (po USA i Tajlandii). W efekcie rząd Wietnamu, choć nie spełnił oczekiwań w zakresie takich liberalnych ideałów, jak przejrzystość, uczestnictwo i odpowiedzialność obywateli, to jednak z sukcesem budował gospodarkę opartą na potrzebach, w której stosunkowo niewiele osób żyło poniżej progu ubóstwa linii i gdzie prawie wszyscy mieli zapewnione przez państwo swoje potrzeby zdrowotne, edukacyjne i mieszkaniowe. Był to nie tylko imponujący profil obecnego społeczeństwa wietnamskiego, ale reprezentował trajektorię stale poprawiających się osiągnięć. Według specjalnego sprawozdawcy ONZ ds. prawa do żywności od lat 1990. XX w. wskaźnik ubóstwa w Wietnamie spadł z około 50% do 7% w 2015 r., czyli w okresie, w którym mniej więcej 1/3 populacji przezwyciężyła brak bezpieczeństwa żywnościowego.
Te wietnamskie osiągnięcia narodowe to normatywna rzeczywistość przyćmiona lub zignorowana przez regresywny sposób myślenia, który potwierdza i unieważnia wyniki w wiodących społeczeństwach kapitalistycznych Zachodu – selektywne ilościowe wskaźniki wzrostu gospodarczego i wyników na giełdzie. Pamiętajmy, że bogate kraje Zachodu mogą swobodnie żyć w obliczu dużych grup skrajnego ubóstwa w swoich zamożnych społeczeństwach, mierzonych bezdomnością i skrajnym ubóstwem, w tym brakiem opieki zdrowotnej, możliwości edukacyjnych, a nawet artykułów pierwszej potrzeby w zakresie żywności i mieszkania. Szokujące dane dotyczące nierówności prawie nigdy nie są brane poważnie pod uwagę. Na przykład fakt, że trzej najbogatsi Amerykanie – Bill Gates, Jeff Bezos i Warren Buffet – posiadają bogactwo przekraczające zarobki całej amerykańskiej klasy robotniczej, powinien wywołać podżeganie do rewolucji, ale w rzeczywistości jest on odkładany na bok jako wynik neutralny wyjścia poza kapitalizm przemysłowy.
Tę samą jednostronność widać w dyskusji na temat innego z moich ulubionych krajów na świecie: Turcji – gdzie od dwudziestu lat każdego roku spędzam kilka miesięcy. Oczywiście dynamika jest bardzo zróżnicowana w obrębie każdego kraju. Dyskurs w Turcji znacznie bardziej przypomina ten w Wietnamie niż w Stanach Zjednoczonych. Siły antyrządowe skupiają się przede wszystkim na demokratycznych niepowodzeniach AKP od chwili objęcia przez nią władzy w 2002 r.; krytyka ta zaostrzyła się od czasu zwrotu w kierunku bardziej autorytarnych rządów w 2011 r., demonstracji w parku Gezi w 2013 r., i gwałtownie wzrosła, zwłaszcza w kręgach międzynarodowych, po nieudanym zamachu stanu FETO w 2016 r. oraz często surowych i często okrutnie stosowanych przesadnych reakcji rządu Erdogana na zagrożeń, które miała prawo uważać za niebezpieczne. Czystki na uniwersytetach i w mediach z osób, których poglądy i działania zostały uznane przez rząd turecki za niedopuszczalne, a także posunięcia przeciwko konkretnym dziennikarzom i politykom, zwłaszcza tym związanym ze wspieraniem walki narodu kurdyjskiego, to zjawiska głęboko niepokojące. społeczeństwa jako całości i zasługują na międzynarodową krytykę.
Jednak tych negatywnych wydarzeń nie należy przedstawiać jako całej historii o Turcji i przywództwie AKP/Erdogana. Częścią tureckiego problemu percepcji i dokładności jest tendencja debaty w kierunku polaryzacji dobra i zła, świeckości i religii, a nawet prawdy i fałszu. Doprowadziło to do tego, że negatywna krytyka zachowania rządu tureckiego była mylnie wyrażana w formie niezrównoważonej krytyki. We wczesnej fazie rządów AKP w kraju standardowe skargi na bezlitosną opozycję kierowano pod adresem Erdogana jako dyktatora i prowadzącego kraj od świeckiego dziedzictwa Ataturka w stronę ustroju religijnego podobnego do tego w Islamskiej Republice Iranu. Oczywiście ta linia ataku była całkowicie błędna. Wczesny priorytet polityczny AKP polegał na spełnieniu kryteriów członkostwa Unii Europejskiej, co było w rzeczywistości poważnym krokiem w kierunku europeizacji kraju Ataturka jako najlepszej drogi do modernizacji gospodarczej. W pierwszych latach AKP rząd w Ankarze podejmował równoległe wysiłki, aby wycofać wojsko z polityki i wrócić do koszar. Należy wziąć pod uwagę, że pierwsza dekada przewodnictwa AKP, począwszy od, powiedzmy, 2002 roku, była znana z wprowadzenia fundamentalnych reform demokratyzujących, których wielu znających się na rzeczy obserwatorów kraju nigdy nie mogłoby przeprowadzić w Turcji. Na przykład Eric Rouleau, wybitny francuski dziennikarz zajmujący się polityką Bliskiego Wschodu, a później ambasador Francji w Turcji, uważał, że tureckie wojsko nigdy nie zrezygnuje ze swojej roli opiekuńczej, która była nie tylko dobrze zakorzeniona w biurokracji rządowej, ale także uważana za część uświęconej dziedzictwo Ataturka, jako niepodważalne. Przywództwo Erdogana dokonało niemożliwego. Dodatkowo w tym okresie Turcji udało się uwolnić od zimnej wojny jako pionek NATO prowadzący niezależną i rozsądnie asertywną politykę zagraniczną na całym Bliskim Wschodzie i poza nim. Kraj odniósł także szereg sukcesów w handlu i inwestycjach, dzięki którym Turcja została uznana za jedną z najbardziej obiecujących gospodarek wschodzących.
W miarę pogarszania się sytuacji z punktu widzenia praw politycznych i obywatelskich krytykom trudno było trafnie wyrazić te rozczarowania i krytykę, gdyż wcześniejsze negatywne komentarze opozycji były wcześniej zbyt przesadzone. Niektórzy z najostrzejszych krytyków, z różnym stopniem trafności twierdzili, że oklaskiwali osiągnięcia kierownictwa Erdogana w jego początkach, ale w ostatnich latach zarządzanie państwem tureckim wypadło z łask. Niedawne przesady twierdzą, że „w Turcji nie ma już gazet wartych czytania” i tym podobnych. Twierdzę, że nastąpił pewien spadek zasięgu przekazów medialnych i pewne ograniczenie krytyki, mimo to kilka gazet anglojęzycznych, w tym Sabah i Daily Hurryiet, nadal jest wartych przeczytania, zamieszczają przydatne krytyczne komentarze na temat polityki rządu i dostarczają informacji na temat głównych problemów polityki wewnętrznej i międzynarodowej stojących przed krajem.
Gdyby oceny międzynarodowe były bardziej zrównoważone i mniej spolaryzowane, kierownictwo AKP zyskałoby duże uznanie w polityce wewnętrznej i zagranicznej ze strony lepiej wykształconych i poinformowanych obserwatorów sceny politycznej w Turcji. Krytykę nieudanej polityki Turcji wobec Syrii zestawionoby z sukcesem afrykańskiej dyplomacji Ankary, żywotnością jej gospodarki pomimo przeszkód stworzonych przez antyturecką kampanię międzynarodową, solidnością jej programu pomocy zagranicznej (ustępując jedynie programowi USA i najwyższy w przeliczeniu na mieszkańca), opieki, jaką zapewnił ponad 3 milionom syryjskich (i niektórych irackich) uchodźców, światowej uwagi, jaką zwrócił na trudną sytuację Rohingjów, oraz różnych regionalnych wysiłków na rzecz rozwiązania konfliktu (w tym Cypru; Izrael/Syria, program nuklearny Iranu, stosunki wewnętrzne Bałkanów i Kaukazu w swoich regionach). Turcja, w przeciwieństwie do Arabii Saudyjskiej czy Iranu, promowała głównie politykę pojednania w regionie i w przeciwieństwie do Egiptu zrobiła wiele, aby pomóc podnieść poziom życia obywateli znajdujących się w najbardziej niekorzystnej sytuacji. Rząd turecki uczynił Stambuł miastem globalnym pod wieloma względami, centrum dialogu i sojuszu międzycywilizacyjnego oraz sponsorem konferencji poświęconych bardziej pokojowej, dostatniej i humanitarnej przyszłości globalnej. Kilka miesięcy temu Światowe Forum TRT w Stambule obejmowało prezentacje na otwarciu wygłoszone przez premiera Turcji i na zakończeniu przez Erdogana, a także pomiędzy panelami poświęconymi różnym kwestiom porządku światowego, z udziałem dość szerokiego grona mówców (w tym mnie). .
Moja najbardziej podstawowa krytyka antyrządowego dyskursu w Turcji i na jej temat jest zgodna z moim poczuciem tego, co jest słuszne w Wietnamie. W przypadku mniej więcej 50% Turków polityka rządu znacznie poprawiła ich materialne warunki życia, jeśli chodzi o zdrowie, bezpieczeństwo, mieszkalnictwo i transport publiczny, a także poprawiła prawa partycypacyjne osób spoza zachodnich sektorów miejskich. Rozmowy prowadzone w tym okresie ze „zwykłymi” tureckimi pracownikami, takimi jak kierowcy prywatnych samochodów, zarządcy mieszkań, fryzjerzy, sprzedawcy owoców, sugerują, że od czasu rządów AKP życie ich i ich rodzin stale się poprawia, zwłaszcza w zakresie podstawowych materiałów potrzeb, życia codziennego i radości z tego, co ma do zaoferowania nowoczesne społeczeństwo. Często „sekularyści” wyśmiewają zwolenników AKP i entuzjastów Erdogana jako niewykształconych i głupich. Na pytanie, dlaczego głosują na Erdogana, ich odpowiedź jest przeciwna: „Czy jesteśmy głupi?”. Wiele z tych osób faktycznie nie lubi islamskiego brzegu tożsamości rządu lub uważa, że polityka syryjska była ogromnym błędem, ale co jest dla nich ważne, AKP znacznie przewyższa alternatywy. W efekcie w Anatolii, w przeciwieństwie do Kansas, nic się nie dzieje!
Wcale nie przypomina to bazy Trumpa w Ameryce, gdzie polityka przyjęta przez wybranych przywódców jest na ogół materialnie szkodliwa dla większości tej wściekłej i wyalienowanej amerykańskiej klasy niższej, a od Trumpa dostają sygnały zachęcające do rasizmu, ksenofobii i natywistycznego patriotyzmu , które wydają się generować silne poczucie satysfakcji kulturalnej, zwłaszcza gdy przebija balony polityczne, z których wiele w każdym razie było wypełnionych liberalnym gorącym powietrzem, na co wskazuje wiele rażących niepowodzeń w zakresie praw człowieka podczas długiego okresu świeckiej hegemonii.
Ostatecznie wszyscy chcielibyśmy żyć w społeczeństwach humanitarnych, ale w międzyczasie zmniejszyłoby to polaryzację i wzmocniło zrozumienie, aby zrównoważyć mocne i słabe strony w bardziej zrównoważony sposób, szczególnie w odniesieniu do interesów klasowych. Osłabianie wolności słowa, zwłaszcza poprzez karanie sprzeciwu i traktowanie krytyki jako wywrotowej, ma straszliwe skutki dla życia intelektualnego i twórczego, wpływając zwłaszcza na samopoczucie wyższych warstw społeczeństwa, ale także osłabia innowacyjność osób pracujących w sektorze prywatnym sektor. Materialne zaniedbanie klasy niższej powoduje fundamentalne ubóstwo w życiu codziennym najbardziej marginalizowanych ekonomicznie części społeczeństw, co szczególnie mocno uderza w mniejszości. Sprzeciwiam się niewidzialności cierpień najbiedniejszych (jak w Ameryce) i odmowie uznania publicznego osiągnięcia poprawy ich sytuacji życiowej (jak w Turcji czy Wietnamie).
Moja argumentacja nie ma na celu przeróbki argumentu Huntingtona z lat 1970. XX wieku, że priorytety rozwojowe sprawiają, że rządy autorytarne stają się przyjemnym wstępem do demokratycznie zorientowanych sposobów rządzenia. Nie sugeruję, że odkładanie na później obaw związanych z praktykami demokratycznymi i prawami człowieka ma sens, ale że odstępstwo od normy nie powinno być okazją do przeoczenia tego, jak dobrze lub źle rząd zachowuje się w innych sferach działalności. W pewnym sensie jest to poszukiwanie równowagi i umiaru oraz apel, aby nie wykorzystywać ideologicznych ceglarzy do burzenia legalnych procesów rządzenia, które niewątpliwie wymagają reform, ale nie zasługują na umieszczanie na czarnej liście poza najbardziej skrajnymi przypadkami, a to nie jest wydarzenie. Na przykład sytuacja w zakresie praw człowieka w Turcji i Wietnamie jest celem znacznie bardziej uporczywej krytyki i ataków niż znacznie gorsza sytuacja w Arabii Saudyjskiej czy Egipcie Sisi. Powtórzę: nie jest tak, że bycie gorszym gdzie indziej nie usprawiedliwia bycia złym, ale rodzi pytania o motywację i motywację geopolityczną. Wietnam znajduje się w szczęśliwszej sytuacji niż Turcja, ponieważ jest ceniony jako część amerykańskich wysiłków mających na celu powstrzymanie chińskich wpływów, podczas gdy Turcja jest coraz częściej postrzegana jako cierń w boku takich amerykańskich sojuszników w regionie, jak Izrael, Arabia Saudyjska i Egipt . W efekcie krytykowanie krajów za ich złą sytuację w zakresie praw człowieka wymaga geopolitycznego rozszyfrowania, jeśli ma być traktowane poważnie.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna