Głód w 1771 roku pochłonął życie miliona Hindusów w dystrykcie Purnea w niepodzielnej wówczas prowincji Bengal.
Warren Hastings, generalny gubernator, z dumą odpisał Radzie Dyrektorów Kompanii Wschodnioindyjskiej, że wbrew temu, czego można było się spodziewać, zebrał w tym roku więcej podatków niż kiedykolwiek wcześniej!
Może to zadowoliło Firmę, ale nie zadowoliło Edmunda Burke'a.
Jego piorunacje na temat tego, jak Kompania zdewastowała kwitnące miasta, takie jak Dacca i Murshidabad i przekazała region tygrysom i orangutanom, są oczywiście legendą.
Dlaczego więc był tak niezadowolony i dlaczego stał się głównym motorem późniejszego impeachmentu Hastingsa?
Nie dlatego, że jego serce krwawiło dla Indian, ale dlatego, że wystarczająco sprytnie wiedział, że jeśli pozwoli się na dalsze grabieże, Kompania nie będzie miała nadziei na długie przetrwanie.
Kluczowe znaczenie dla dalszej eksploatacji kolonii i drenażu jej bogactwa miało utrwalenie mitu, że Brytyjczycy przybyli do Indii, aby wyświadczyć Indianom dobro wbrew ich własnej prymitywnej niekompetencji. „Biały człowiek” musiał okazać się zbawicielem.
Z takiego też powodu Burke miał stać się nieprzejednanym wrogiem rewolucji we Francji.
Ważne było pokazanie, że brytyjska dyspensa w kraju, jakkolwiek opresyjna, powinna być w każdym momencie przedkładana nad egalitarny impuls wydarzenia francuskiego, a także zadbanie o to, aby nic takiego nie powstało u wybrzeży Wielkiej Brytanii.
Około pięćdziesiąt lat później Carlyle napisał być może pierwszą trzytomową relację z rewolucji francuskiej (1836).
I zamiar nie był inny. Celem było nakłonienie nowego parlamentu wigów do wprowadzenia „reform” w odpowiednim czasie, aby czartyzm nie przybrał rozmiarów francuskich wydarzeń w kraju.
II
Wydaje się, że coś podobnego miało miejsce podczas szczytu G-20 w Londynie.
Uznając upadek anglosaskiego modelu wolnorynkowego kapitalizmu, jego globalni wyznawcy połączyli siły, aby ocalić kapitalizm z jego ruin.
Powietrze z Londynu jest zatem gęste od wieści o kapitalistycznych instytucjach i praktykach zmierzających do pragmatycznej „reformy”.
Co ciekawe, jeśli „reforma” od czasu Konsensusu Waszyngtońskiego (1990) oznaczała niemal całkowitą deregulację przepływów kapitału, praktyk bankowych, mechanizmów rynkowych i rozwiązanie suwerenności państw narodowych, aby umożliwić globalną prywatyzację bogactwa i zysków, maksymalizacji, „reforma” na konklawe w Londynie w 2009 r. zdaje się oznaczać coś raczej przeciwnego temu wszystkiemu. Choćby tylko na zmianę ubioru.
Słyszymy teraz o globalnym zamiarze zreformowania MFW, nawet po zasileniu jego kasy większej płynności (dokładnie 500 miliardów dolarów), o uregulowaniu praktyk bankowych i innych praktyk inwestycyjnych, o wypłaceniu sopsji osobom najbardziej niewinnym upadku ale najbardziej dotkniętych tą sytuacją, oraz wystrzegania się „protekcjonizmu”, tak aby wyniszczająca autarkia nie udaremniła ożywienia globalnych multiplikatorów bogactwa.
Jednym słowem, wydaje się, że Kapitanowie światowego kapitalizmu doszli do poglądu, że jeśli kapitalizm ma zostać ocalony na nadchodzące czasy, będzie musiał na jakiś czas przybrać szatę ogólnoświatowej socjaldemokracji.
I wydaje się, że grzesznik z pierwszej części, czyli Stany Zjednoczone Ameryki, również doszedł do poglądu, że nie może mieć nadziei na panowanie nad bogactwem narodów w zupełnie nieskrępowany sposób, do jakiego był przyzwyczajony.
Sprytnie, jeśli przetrwanie kapitalizmu wymaga pełnego włączenia partii takich jak Indie, Republika Południowej Afryki, Brazylia i Chiny do światowego systemu kapitalistycznego, niech tak będzie.
Lepsze to, niż dać im chwilę wytchnienia i wykreślić alternatywny rodzaj ekonomii politycznej.
I z pewnością wszyscy wydają się równie uszczęśliwieni, że zasiadają teraz przy światowym stole, mając stawkę w torcie. I prawo do robienia imponujących dźwięków w światowych komisjach regulacyjnych.
Jakkolwiek możemy sprzeciwiać się podstępom, wiadomość o śmierci Konsensusu Waszyngtońskiego i jego przekształceniu w Konsensus Londyński należy na razie przyjąć z pewną ulgą, chociaż walkę o socjalizm należy w dalszym ciągu prowadzić z przekonaniem i stanowczo praca.
III
Jednakże światu przydałaby się jeszcze jedna towarzysząca ulga — mianowicie uwolnienie od niszczycielskich zniszczeń, na jakie naraża go religia.
Autor ten często wskazywał na integralne powiązanie pomiędzy Kapitałem a zorganizowaną religią (www.zcomm.org/zspace/badriraina.)
Pełne przedstawienie tej myśli jest teraz dostępne w książce pt Bóg powrócił, napisany przez Johna Micklethwaita i Adriana Woolridge’a.
Rzeczywiście, ci dwaj panowie, jeden rzymskokatolicki, a drugi ateista, zgadzają się co do tego, jak przywiązanie do wiary i kapitału napędzanego nauką najsłodiej spotykają się w gospodarkach rynkowych świata. Dokładnie to, co usilnie staraliśmy się powiedzieć.
Inną sprawą jest to, że książka powierzchownie popiera to małżeństwo dla pozoru, bez – jak podkreśla Troy Jollimore w swojej doskonałej recenzji (Truthdig, 2 kwietnia 2009 r.) – niepokojąc się jakimikolwiek szykanami i niekonsekwencjami logiki czy zasad. Włączając w to fakt, że to bezbożne powiązanie „zachęcało zaściankowość i nienawiść do innych, a także do przesądów i naukowej ignorancji”.
Jak mówi Jerry Coyne Nowa Republika, stwierdzenie, że nauka i religia są zgodne, ponieważ wiele osób czerpie korzyści z połączenia, jest „jak stwierdzenie, że małżeństwo i cudzołóstwo można pogodzić, ponieważ niektórzy małżonkowie są cudzołożnikami”.
Oto próbka tego, co niektóre znamienite osoby miały do powiedzenia na ten temat:
„Wszystkie religie są takie same – opierają się na baśniach i mitologiach”
„Biblia nie jest moją księgą, a chrześcijaństwo nie jest moim zawodem. Nie mógłbym nigdy wyrazić zgodę na długie i skomplikowane stwierdzenia dogmatów chrześcijańskich”.
„Religia opiera się. . . głównie na strachu. . .strach przed tajemniczym, strach przed porażka, strach przed śmiercią. Strach jest rodzicem okrucieństwa i dlatego nim nie jest Zastanawiam się, czy okrucieństwo i religia szły w parze. . .Mój własny pogląd na temat religii jest Lukrecja. Uważam to za chorobę zrodzoną ze strachu i jako źródło niewypowiedzianego nieszczęścia rodzaju ludzkiego”.
"Mówcie, co chcecie o słodkim cudzie niekwestionowanej wiary, I uważaj tę zdolność za przerażającą i absolutnie podłą.
„Wiara oznacza nie chcieć wiedzieć, co jest prawdą”. (Nietzschego)
„Nie mogę uwierzyć w nieśmiertelność duszy. . . Nie, cała ta rozmowa o istnienie dla nas, jako jednostek, poza grobem jest złe. To się rodzi naszej wytrwałości w życiu – naszego pragnienia dalszego życia – naszego lęku przed przyjściem do końca." (Edisona)
„Nie mogę sobie wyobrazić Boga, który nagradza i karze swoje przedmioty stworzenia, którego cele wzorowane są na naszych własnych – w skrócie Bóg, który jest jedynie odbiciem ludzkiej słabości. Nie mogę też uwierzyć, że jednostka przeżyje śmierć swego ciała, choć żyją w nim słabe dusze takie myśli ze strachu lub śmiesznego egotyzmu.” (Einsteina)
i w skrócie, jeśli chodzi o nasze rozważania na temat współczesnego życia międzynarodowego:
"Jeśli wierzymy w absurdy, popełnimy okrucieństwa.” (Wolter).
Rzeczywiście, myśliciel najbardziej odpowiadający kapitalistycznemu sposobowi postrzegania, Freud, nazwał religię an „niezwykle użyteczną iluzję”.
Faktem jest, że tam, gdzie przed nadejściem kapitalizmu zorganizowana religia sprawowała niesłabnącą rolę głównego ciemięzcy w zmowie z uprzywilejowaną władzą, kapitalizm, począwszy od reformacji protestanckiej, znalazł w niej potężne narzędzie do neutralizowania świeckich obaw i mobilizacji ogromnych miliardów obywateli. ludzi, a także uczynienie z tego kolejnego źródła skomercjalizowanego generowania zysków.
A kiedy zajdzie taka potrzeba, wciągnąć całe narody do wojny poprzez śmiercionośną mieszankę wiary i szowinizmu. Wszystko dla wzbogacenia klas posiadających.
Trudno się dziwić, że konflikt pomiędzy szalejącym imperializmem pragnącym przywłaszczyć sobie bogactwa naftowe Azji Zachodniej i Bliskiego Wschodu oraz zabezpieczyć w tym celu szlaki lądowe i morskie, aż do pewnego dnia uznał za przydatne przedstawienie tej tezy jako „zderzenie cywilizacji”.
Zostaliśmy zaproszeni do myślenia, że „cywilizacja” odpowiedzialna za Hiroszimę, Holokaust, handel niewolnikami i niezliczone inne grabieże na przestrzeni wieków agresywnych najazdów była „wyższa” od Babilonu i Mezopotamii. Pomyśl jeszcze raz.
Ta ludzka słabość, połączona z wyniszczeniem i wyzyskiem, wygląda jak z nieba, jest być może zarówno zrozumiała, jak i usprawiedliwiona.
Jednakże ten „globalny” impuls nigdzie nie znalazł bardziej humanitarnego wyrazu niż w wypowiedziach tych, którzy odeszli ze zorganizowanych „wysokich religii”, których świat zna jako sufich, mistyków, derwiszów i tak dalej.
Plemię ludzi przepełnionych empatią, niepożądanych i nieustraszonych, kochających ludzi, dla których w centrum swoich nauk i zainteresowań leży najmniejsze.
Na szczęście takich można było znaleźć wśród wszystkich głównych religii semickich i niesemickich na świecie oraz wśród wszystkich światowych poetów-prawodawców.
Byli i pozostają tymi, którzy jednoczą, a nie zawzięcie dzielącymi.
Na zakończenie mogę zacytować tylko jeden dwuwiersz wielkiego Mirzy Ghaliba – dwuwiersz, który może wnieść światło i mądrość zarówno do napiętego świata współczesnego islamu, jak i do jego odpowiedników na całym świecie, łącznie z prawicowym Hindutva faszyści w Indiach:
"Hum Muvahid hein, hamara kesh hai tarque rasoom, Milatein sab mitt gayein, ajzaayei eemaan ho gayein.
Najwyższa wiara może jedynie wyniknąć
W czasach, gdy kapitalizm jest nieco w tyle, gdy bębny wojny wydają się bardziej niepewne, gdy dąży się do „zresetowania” stosunków między narodami i społecznościami, jak pięknie byłoby, gdyby świat również został uwolniony od śmiertelny uścisk dogmatów i powrócił do szlachetnych instynktów zwykłej ludzkości.
W końcu jaki sens miałoby inne twierdzenie, że Jezus, Mahomet, Ram i Budh byli rzeczywiście najwspanialszymi istotami ludzkimi – zanim byli czymkolwiek innym – znanymi w historii homo sapiens?
Czy możemy się spodziewać, że kapitaliści i inni watażkowie oszczędzą teraz zarówno ziemię, jak i rasę ludzką przed bliźniaczymi atakami kapitału i religii?
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna