Tutaj, poprzez serię blogów, chcę odtworzyć broszurę Solidarności Rady pracownicze i ekonomia społeczeństwa samorządnego Cornelius Castoriadis (nr 22 francuskiego czasopisma Socialism or Barbarism, 1957), komentując kluczowe fragmenty. Powodem jest po prostu to, że jest to wielka broszura, aktualna dzisiaj, napisana w duchu i tradycji lewicowo-libertariańskiej, którą należy kontynuować, szerzej czytać, a nawet rozszerzać. Wpisuje się także w tradycję, z której wywodzi się wizja Ekonomii Partycypacyjnej, a szerzej Społeczeństwa Partycypacyjnego. We wstępie Solidarności do broszury grupa pisze: „O ile nam wiadomo, współcześni libertariańscy rewolucjoniści nie podjęli żadnych poważnych prób uporania się z gospodarczymi i politycznymi problemami całkowicie samorządnego społeczeństwa”. Ta przedmowa, napisana w 1972 r., pozostaje dziś prawie tak samo aktualna jak wówczas, z nielicznymi wyjątkami (zwłaszcza Alberta i Hahnela). Osoby zaznajomione z wizją Parecon i Społeczeństwa Partycypacyjnego będą wiedzieć, że zaniedbanie wizji wspomnianej powyżej przez Solidarność nadal stanowi problem, ale nie jest tym samym problemem, z którym borykamy się dzisiaj, promując i debatując nad naszymi propozycjami partycypacyjnymi. Broszura ilustruje wgląd w każdą z tych kwestii, a także podstawy ich własnej preferowanej wizji. W mojej osobistej opinii ta broszura jest klasykiem i myślę, że można się z niej wiele nauczyć, jeśli chodzi o propagowanie realizacji Społeczeństwa Uczestniczącego, wizji wywodzącej się z ich bezpośredniego rodowodu.
Z przedmowy „Solidarności”:
„Tekst wydaje się znacznie wyprzedzać swój czas, czyli rok 1957, pod pewnymi względami jest datowany na rok 1972 – nie tyle w tym, co mówi, co zachowuje wielką świeżość i oryginalność, ale w tym, czego nie mówi i nie może powiedzieć. Dlaczego w świetle tego wszystkiego „Solidarność” publikuje ten dokument właśnie w takim momencie? [1972] Odpowiedź jest dwojaka. Po pierwsze dlatego, że naszym zdaniem tekst ten pozostaje najbardziej przekonującą, przejrzystą i wszechstronną wizją struktury gospodarczej nowoczesnego samorządnego społeczeństwa, jaka kiedykolwiek została opublikowana. Po drugie, ponieważ uważamy, że dyskusja na ten temat jest obecnie dość pilna. |
We wstępie zadano ponadczasowe pytania na temat społeczeństwa samorządnego:
„Jak mogłaby wyglądać struktura, stosunki społeczne i instytucje decyzyjne takiego społeczeństwa w drugiej połowie XX wieku w rozwiniętym kraju przemysłowym? Czy technologiczne podstawy współczesnego życia są tak złożone, że wszelkie rozmowy o zarządzaniu produkcją przez pracowników można odrzucić jako czystą „utopię” (jak chcieliby, żebyśmy wierzyli zarówno beneficjenci – jak i większość ofiar – obecnego porządku społecznego)?” |
W XXI wieku zarówno dzisiejsze ofiary, jak i beneficjenci „obecnego porządku społecznego” nie mogły odmówić emancypacyjnego społeczeństwa wyłącznie na argumentach technologicznych. Postęp technologiczny umożliwiający świadomą alokację zasobów ludzkich i materialnych społeczeństwa bez wątpienia przekroczył oczekiwania zarówno klasycznych, jak i nowej lewicowych rewolucjonistów, w tym Solidarności/Castoriadis – przykłady ilustrujące najbardziej oczywiste możliwości to technologie wyszukiwarek internetowych i baz danych, globalna mobilność kapitał za naciśnięciem klawisza oraz technologie wykorzystywane do miliardów obliczeń służących do przewidywania wzorców pogody. Wyzwań stawianych przeciwko rewolucyjnej transformacji obecnego porządku społecznego nie można już stawiać ze względów technologicznych, a jedynie apelować, aby wszelkie tego typu aspiracje były skierowane przeciwko nierównościom społecznym i materialnym, które są albo „wbudowane” w historię, albo stanowią produkt boskiego dziedzictwa . Żaden argument na rzecz społeczeństwa samorządnego lub partycypacyjnego nie powinien dzisiaj tracić czasu na kwestię technologicznej wykonalności nowego społeczeństwa.
„Albo, przeciwnie, czy samo to oskarżenie nie jest prawdziwą mistyfikację? Czy doświadczenia historyczne, a w szczególności doświadczenia klasy robotniczej ostatnich dziesięcioleci, nie dowodzą czegoś zupełnie przeciwnego? Czyż sam postęp nauki nie zwiększa wykonalności racjonalnej formy organizacji społecznej, w której prawdziwa władza spoczywałaby w rękach samych producentów?” |
Pytania te są o wiele bardziej trafne i, zwłaszcza biorąc pod uwagę współczesne możliwości technologiczne i innowacje, powodują racjonalizację elit w stosunku do „wykonalności racjonalnej formy organizacji społecznej”, ułatwionej przez technologię, „gdzie prawdziwa władza spoczywałaby w rękach producentów” (i konsumentów) za absurd. Odpowiedzi są bardzo jasne: „tak” i „tak”. Jednakże od ubiegłego stulecia wzrost bogactwa, władzy i przywilejów skoncentrował się w mniejszej liczbie rąk. W 2005 roku 10 procent najbogatszych Amerykanów osiągnęło poziom udziału w dochodach niespotykany od czasów przed Wielkim Kryzysem. (różnica w dochodach w USA znacznie się zwiększa, dane pokazują, NYT, 29 marca 2007 r.). To największa redystrybucja bogactwa od 100 lat. Choć być może jesteśmy bardziej zaawansowani technologicznie niż wtedy, gdy pisano tę broszurę 51 lat temu, tutaj, w USA, pod wieloma względami dysproporcje w zamożności są większe. Wspólnym wątkiem pomiędzy teraźniejszością a tamtymi czasami są strukturalne przyczyny tych dysproporcji oparte na własności i kontroli aktywów produkcyjnych, hierarchicznym podziale pracy i braku partycypacyjnych systemów alokacji ekonomicznej. Solidarność pisze:
„Niniejsza broszura ma na celu odpowiedzieć na niektóre z tych pytań. Wydarzenia ostatnich lat pokazują dość wyraźnie, że nie jest to już zajęcie „teoretyczne”, odnoszące się do jakiejś odległej i problematycznej przyszłości. Wręcz przeciwnie, jest to realna, bezpośrednia i przyziemna obawa. W dowolnym momencie od chwili obecnej do końca stulecia setki tysięcy – nie, miliony – mężczyzn i kobiet mogą stanąć w obliczu problemów omawianego tutaj rodzaju. Od rozwiązań tych problemów, jakie zwykli ludzie wspólnie mogą rozwiązać, zależeć będzie, czy ludzkość naprawdę przejdzie w stronę czegoś nowego, czy też po prostu zamienimy jedną służbę na drugą. |
Z perspektywy czasu widzę, że ludzkość nie przeszła na coś nowego i że musi jeszcze stawić czoła tym problemom na znaczącą skalę.
Od razu określmy odpowiedni obszar. Nie interesują nas recepty i bzdury różnych „zreformowanych” lub „częściowo zreformowanych” biurokracji. Nie zajmujemy się „kontrolą robotniczą” postrzeganą jako dodatek lub dekoracja do nacjonalizacji i władzy politycznej jakiejś partii awangardowej. Nie dyskutujemy o tym, jak zarządzać od góry systemem zarządzania pracownikami od dołu (jak w Jugosławii). Chcemy pójść trochę głębiej niż ci polscy biurokraci, jedyny niedawny dodatek, którego mądrość wydaje się taka, że nie należy podnosić cen bez ostrzeżenia na tydzień przed Bożym Narodzeniem. Nie będziemy badać tego, co wydarzyło się w Hiszpanii w 1936 r., po pierwsze dlatego, że robiono to już wcześniej i lepiej niż mogliśmy, a po drugie, ponieważ ma to jedynie ograniczone znaczenie dla problemów rozwiniętego kraju przemysłowego, w ostatniej jednej trzeciej XX wiek.
Nie będziemy też, z tych samych powodów, badać zwiędłych pozostałości tego, co mogło na krótko zakwitnąć na algierskiej wsi, zanim zostało zmiecione w 1965 r. „Chiny). Nie będziemy też powtarzać peanów Castro na cześć „socjalistycznej” etyki pracy, jego nawoływań do swoich zwolenników, aby „wycięli jeszcze więcej trzciny cukrowej” ani jego groźby wobec rozmaitych próżniaków, wypowiadanych bez próby odkrycia prawdziwego źródła ich „lenistwa”: ich brak zaangażowania w podstawowe decyzje i odmowę udziału we własnym wyzysku. Na drugim końcu politycznego spektrum będziemy jedynie mimochodem mieli do czynienia z tymi, którzy wierzą, że wszelka praca i wszelki smutek, wszelkie ograniczenia ludzkiej wolności i wszelki przymus mogą zostać natychmiast usunięte oraz że socjalizm zakłada natychmiastowe przekroczenie ludzkie warunki. Wraz z upadkiem każdego porządku społecznego rozkwitają różne tysiącletnie doktryny. Popieramy tę wizję, ale niepokoimy się, jakie kroki należy podjąć, aby ją urzeczywistnić. Ci, których moglibyśmy nazwać „socjalistami róg obfitości”, prawdopodobnie potępią nas za dyskusję na temat organizacji i transformacji pracy (zamiast jej zniesienia). Ale zdolność naszych umysłów do wzajemnie sprzecznych idei jest taka, że ci sami towarzysze, którzy mówią o zniesieniu wszelkiej pracy, przyjmą za oczywiste, że w socjalizmie światła będą się włączać, gdy naciskają przełączniki, a woda płynie, gdy odkręcają krany . Delikatnie pytaliśmy, jak dotrze tam światło lub woda, kto ułoży kable lub rury i kto wcześniej je wykona. Nie należymy do tych, którzy wierzą, że zbiorniki i elektrownie są boskim zezwoleniem dla ludzkości socjalistycznej lub że ich utworzenie nie wiąże się z żadnymi kosztami ludzkimi ani społecznymi. Z drugiej strony jesteśmy bardzo zaniepokojeni tym, jak wspólnie ustalić, czy koszt jest akceptowalny i jak należy go podzielić. |
Zwolennicy Pareconu natychmiast odczują chęć utrzymania podziałów pracy, zamiast znoszenia ich wszystkich razem – w szczególności pareconiści starają się zrównoważyć podziały pracy w celu zapewnienia użyteczności i wzmocnienia pozycji, jednocześnie znosząc podziały hierarchiczne. Przedmowa mówi także o konieczności uwzględnienia kosztów ludzkich i społecznych w materialnych środkach do życia, a także o tym, jak „wspólnie ustalić, czy koszt jest akceptowalny i jak należy go podzielić”. Zrównoważone kompleksy stanowisk pracy, samodzielnie zarządzane rady pracowników i konsumentów oraz zdecentralizowane planowanie partycypacyjne to kluczowe cechy Parecon – systemu gospodarczego społeczeństwa uczestniczącego – ułatwiające zbiorowe podejmowanie decyzji w tym procesie.
„Rozważając różne aspekty samorządnego społeczeństwa, nie będziemy omawiać spostrzeżeń, niezależnie od tego, jak bystrych, czy różnych pisarzy czy science fiction. Ich niewątpliwą zasługą jest to, że przynajmniej dostrzegli fantastyczny zakres tego, co jest możliwe, nawet dzisiaj. W przeciwieństwie do Juliusza Verne’a nie planujemy „20,000 XNUMX mil pod powierzchnią morza” ani nawet „Podróży do wnętrza Ziemi”. Chcemy po prostu szeroko i swobodnie chodzić po jej powierzchni, tu i teraz. W ten sposób od razu odróżnimy się od większości współczesnych rewolucjonistów, którzy pod pretekstem „trzymania stóp na ziemi” tkwią po pas w betonie”. „Niniejsza broszura opiera się na tekście P. Chaulieu („Sur Ie Contenu du Socialisme”), który po raz pierwszy ukazał się latem 1957 r. (w numerze 22 francuskiego dziennika Socialisme ou Barbarie). Ważne jest, aby zachować Tekst powstał tuż po bezlitosnym stłumieniu węgierskich Rad Robotniczych, w następstwie długotrwałej i bohaterskiej walki, w której setki tysięcy robotników wysuwały żądania zniesienia norm, wyrównywania płac, zapewnienia pracownikom „zarządzanie produkcją, Federacja Rad Robotniczych i oddolna kontrola wszystkich instytucji sprawujących jakąkolwiek władzę decyzyjną. Tekst został napisany przed doniosłymi wydarzeniami lat sześćdziesiątych, przed masowym rozwojem polityki „zrób to sam” i przed wydarzeniami w Berkeley w 1964 r. (które ukazały nowe, wybuchowe napięcia, jakie pracowite było wytwarzanie współczesnego społeczeństwa kapitalistycznego). Została napisana przed powszechnym rozprzestrzenianiem się – przynajmniej w Europie – „buntu młodzieży” (z jego głębokim kwestionowaniem „etyki pracy” jako takiej – i wielu innych aspektów kultury burżuazyjnej, a także przed rozwojem ruchu wyzwolenia kobiet ruchu (z jego powszechną krytyką nie tylko ekonomicznego wyzysku kobiet, ale także bardziej subtelnych form wyzysku, nieodłącznie związanych z przypisywaniem obu płciom ustalonych biegunów i ról). Wreszcie został napisany ponad dziesięć lat przed wielkim wydarzenia z maja 1968 roku (mimo że żądania ruchu dotyczące „autogestii”, czyli „samorządności” brzmią czasami jak echo tego, o czym mówi tekst). Tekst wydaje się znacznie wyprzedzać swój czas, czyli rok 1957, pod pewnymi względami jest datowany na rok 1972 – nie tyle w tym, co mówi, co zachowuje wielką świeżość i oryginalność, ale w tym, czego nie mówi i nie mógł powiedzieć. Dlaczego w świetle tego wszystkiego „Solidarność” publikuje ten dokument właśnie w takim momencie? Odpowiedź jest dwojaka. Po pierwsze dlatego, że naszym zdaniem tekst ten pozostaje najbardziej przekonującą, przejrzystą i wszechstronną wizją struktury gospodarczej nowoczesnego samorządnego społeczeństwa, jaka kiedykolwiek została opublikowana. Po drugie, ponieważ uważamy, że dyskusja na ten temat jest obecnie dość pilna. Tekst nie unika trudności, lecz uczciwie i otwarcie stawia im czoła. Jego zakres jest szeroki. W jaki sposób instytucje mogłyby stać się zrozumiałe? Jak można je skutecznie kontrolować od dołu? W jaki sposób można udostępnić wszystkim istotne informacje, aby wspólnie podejmować istotne decyzje? Jak mogłoby funkcjonować prawdziwie demokratyczne planowanie w zaawansowanym społeczeństwie przemysłowym? Ale tekst mówi o wiele więcej: o zasadniczych zmianach, jakie społeczeństwo socjalistyczne musiałoby wprowadzić w samej strukturze pracy, o tym, jak mógłby funkcjonować prawdziwy „rynek” konsumencki, o problemach rolnictwa, o politycznej reprezentacji tych, którzy tego nie robią nie pracować w dużych przedsiębiorstwach i mieć sens polityki w społeczeństwie opartym na Radach Pracowniczych. Rewolucjoniści zwykle reagują na to wszystko na jeden z trzech sposobów: 1. Dla leninistów wszelkiego pokroju nie ma problemu. Mogą bez ogródek opowiadać się za „demokracją proletariacką”, „radami robotniczymi” i „kontrolą robotniczą”, ale w głębi serca wiedzą, że tam, gdzie to konieczne, ich partia (która po rewolucji ma do odegrania równie wielką rolę jak poprzednio) podejmie odpowiednie decyzje. Odrzucają samozarządzanie pracowników obraźliwymi komentarzami na temat „socjalizmu w jednej fabryce” lub wnikliwymi stwierdzeniami w rodzaju: „Nie można pozwolić, aby grupy pracowników robiły, co im się podoba, bez uwzględnienia wymagań gospodarki jako całości”. W tym miejscu zwracają się do ludzi ze słomy, gdyż libertariańscy rewolucjoniści nigdy niczego takiego nie twierdzili. Co więcej, leniniści zupełnie nie rozumieją, co się tu proponuje: nie mówimy tu o „kontroli robotniczej” (postrzeganej jako dodatek lub dekoracja do hierarchii organów politycznych, która faktycznie uosabiałaby władzę decyzyjną i która nie opierałaby się bezpośrednio na na samych producentach). To, co proponujemy i omawiamy, to coś o wiele bardziej fundamentalnego, całkowita reorganizacja społeczeństwa, reorganizacja obejmująca wszystkie jego stosunki społeczne i podstawowe instytucje. 2. „Po co martwić się takimi rzeczami? Plany to strata czasu. Sami robotnicy zadecydują, kiedy nadejdzie czas”. Lub, prościej, 3. „W socjalizmie po prostu nie będzie tego rodzaju problemów. Wszystkie obecne problemy wynikają z materialnych niedoborów kapitalizmu, które „wolne społeczeństwo” natychmiast zniesie”. Tekst w najbardziej przekonujący sposób argumentuje, dlaczego są to odpowiedzi krótkowzroczne, i opisuje, co prawdopodobnie się stanie, jeśli libertariańscy rewolucjoniści powstrzymają się od omawiania tych kwestii od teraz. Można przyjąć lub odrzucić to, co proponuje autor (nie wszyscy jesteśmy zgodni co do jego różnych poglądów), ale nie można twierdzić, że nie podejmuje on całego szeregu nowych problemów. Żyjemy mocno w epoce komputera, eksplozji wiedzy, łączności bezprzewodowej i telewizji, macierzy wejścia-wyjścia i problemów dzisiejszego społeczeństwa. Opuściliśmy spokojniejsze wody New View of Society Owena (1813), News from Nowhere Morrisa (1891), Clariona Blatchforda i rozmaitych innych socjalistycznych lub anarchistycznych utopii z wcześniejszych lat. Nie dajmy się źle zrozumieć. Nie wydajemy sądów wartościujących. Nie potępiamy wrażliwości i głębokiego człowieczeństwa, które przenikały wizję wielu wcześniejszych rewolucjonistów. Twierdzimy jedynie, że infrastruktura technologiczna ich społeczeństw i naszego jest tak niezmiernie różna od siebie, że porównania są raczej bezsensowne. Chociaż nienawidzimy wielu rzeczy, które widzimy wokół siebie – a w szczególności wielu produktów źle stosowanej nauki – nie chcemy cofać czasu (nawiasem mówiąc, jest to wyjątkowo bezowocne zajęcie). Nie widzimy żadnej przewagi świec czy koksu nad elektrycznością, ani w noszeniu wody ze studni, jeśli można ją pobrać z kranu. Chcemy kontrolować i humanizować to społeczeństwo (środkami proporcjonalnymi do jego ogromu), a nie szukać schronienia w jakiejś mitycznej złotej przeszłości. Nie używamy też słowa „utopia” w jakimkolwiek obraźliwym znaczeniu, jak często robią to współcześni marksiści. Używamy go w sensie czysto etymologicznym. Ściśle mówiąc, „utopijny” oznacza „który nie istnieje nigdzie”. Kiedy mówimy, że propozycje autora nie są utopijne, nie mówimy nic więcej niż to, że jego konstrukty mentalne są jedynie ekstrapolacjami z tego, co już istnieje tu i teraz, z doświadczeń, przez które klasa robotnicza już przeszła i z instytucji, które już stworzyła. Chcielibyśmy wnieść tę broszurę do poważnej i ciągłej dyskusji, która toczy się obecnie wśród libertariańskich rewolucjonistów na temat wszystkich aspektów samorządnego społeczeństwa. Dyskusja ta rozciąga się już szeroko i owocnie na takie dziedziny, jak edukacja, uwarunkowania przez rodzinę, zinternalizowane represje, urbanistyka, urbanistyka, ekologia, nowe formy sztuki i komunikacji, nowe relacje między ludźmi, a także między ludźmi a istotną treścią ich życia. zyje. W tej fali pytań brakuje jednak jednego wymiaru. Wymiarem jest organizacja gospodarcza. Cisza tutaj jest wręcz ogłuszająca. Jasne, czasami można dostrzec odległe echa tego, co de Leon mówił przed pierwszą wojną światową o „socjalistycznych związkach przemysłowych” – lub o tym, co różni syndykaliści głosili, z malejącą wiarygodnością, na temat potrzeby „jednego wielkiego związku”. Jednak dla współczesnych rewolucjonistów jest to całkowicie niewystarczające. Być może to, co proponujemy, też nie jest wystarczająco dobre, ale przynajmniej stara się stawić czoła problemom naszej epoki. |
W rzeczywistości, jak najprawdopodobniej będą argumentować osoby zaznajomione z Pareconem, zbyt duży nacisk kładzie się na względy ekonomiczne, a za mało na to, co nazywamy „innymi sferami” życia społecznego. Wizja społeczeństwa uczestniczącego, którą popieramy, obejmuje cztery definiujące sfery społeczne:
Sfera Ekonomiczna to miejsce, w którym odbywa się produkcja, konsumpcja i alokacja materialnych środków życia. Instytucjami kluczowymi dla gospodarki są zakłady pracy, mechanizmy alokacji, stosunki własności i systemy wynagrodzeń.
Sfera Pokrewieństwa to miejsce, w którym odbywa się wychowywanie dzieci, wychowywanie przyszłych pokoleń, utrzymywanie kontaktów towarzyskich i sprawowanie opieki. Kluczowymi instytucjami są rodzina, pełniąca rolę rodziców i wychowania dzieci, w której kształtuje się płeć, seksualność i inne relacje między chłopcami i dziewczętami, mężczyznami i kobietami, ojcami i matkami, dorosłymi, dziećmi i osobami starszymi.
Sfera polityczna to miejsce, w którym orzekanie, regulacja polityki i stanowienie prawa mają miejsce wraz z sądami, władzą ustawodawczą i policją.
Sfera Społeczności to miejsce, w którym tożsamość, religia i duchowość łączą się z rasą, pochodzeniem etnicznym, miejscami kultu, przekonaniami na temat życia, śmierci i świętowania itp.
Postrzeganie społeczeństwa w ten sposób nazywa się „holizmem komplementarnym”, który łączy i stara się przekroczyć „różne teorie historii (marksizm, anarchizm, feminizm i nacjonalizm) w celu opracowania alternatywnych ram pojęciowych…”. I zastosuj „te ramy do kwestii ekonomii, polityki, płci, rasy i kultury, aby… zrozumieć społeczeństwo i zaplanować strategię jego transformacji”. (Teoria Wyzwolenia, SEP, 1986) Powstała w odpowiedzi na teorie deterministyczne (ortodoksyjne marksistowskie), traktujące walkę klas jako siłę kształtującą społeczeństwo i historię. W ten sposób Solidarność zerwała także z lewicą klaissyczną, choć może nie tak bardzo, jak byśmy chcieli….
„Chociaż organizacja gospodarcza nie jest ostatecznym celem życia, jest warunkiem wstępnym wielu innych rzeczy. Najwyższy czas, żeby rewolucyjni libertarianie zaczęli racjonalnie dyskutować na ten temat. Muszą zdać sobie sprawę, że jeśli oni nie mają poglądów w tych sprawach, mają je inni (tradycyjni) rewolucjoniści. Polityka, podobnie jak przyroda, nie znosi próżni. Jeśli nie chcemy, aby ekonomiczna tyrania społeczeństwa burżuazyjnego została zastąpiona tyranią struktur zdominowanych przez partię – udających „socjalizm” lub „kontrolę robotniczą” – to najwyższy czas wyjaśnić i bardziej szczegółowo, co mamy na myśli przez robotnicze zarządzanie produkcją i społeczeństwo rzeczywiście oparte na radach pracowniczych.
Konserwatyści powiedzą, że to, co tu nakreślono, zagraża prawom zarządzania. Mają rację. Osoby apolityczne będą głosić to, w co wierzy wielu lewicowych polityków (choć niechętnie to wyraża), a mianowicie, że to wszystko to „ciastko w niebie”, ponieważ w przemyśle, podobnie jak gdzie indziej, zawsze muszą być przywódcy, a organizacja hierarchiczna jest zarówno nieunikniona, jak i nieodłącznie związana racjonalny. Liberałowie i lewica Partii Pracy – świadomi rosnącego cynizmu, z jakim obecnie postrzegają ich ludzie – ogłoszą, że to, co mówimy, „jest tym, co oni przez cały czas mieli na myśli”, mówiąc o „uczestnictwie pracowników”. Nie rozumiejąc istoty tego, o czym mówimy, niewątpliwie zaczną się spierać, w jaki sposób można to wszystko wprowadzić poprzez ustawodawstwo parlamentarne! Pojawią się też bardziej subtelne uwagi krytyczne. Ci, którzy są zaniepokojeni potwornościami współczesnej nauki – lub ci, którzy są z natury podejrzliwi wobec tego, czego nie do końca rozumieją – będą uciekać przed śmiałym poparciem zawartym w tekście, aby podporządkować najnowocześniejsze techniki potrzebom demokracji. Zapamiętają „fabrykę planów”, macierze i współczynniki, zapomną, kto będzie je ustalał i potępią tekst jako „technokratyczny” pogląd na socjalizm. Tekst będzie krytykowany przez wielu anarchistów jako zawierający pozostałości marksistowskie (przykładowo nadal przypisuje przemysłowym proletariatowi w procesie przemian społecznych ogromną, specyficzną wagę, wagę, którą sam autor prawdopodobnie dziś określiłby inaczej). Co więcej, dokument w dalszym ciągu przewiduje społeczeństwo „przejściowe” pomiędzy kapitalizmem a komunizmem, jak uczynił to Marks w swojej Krytyce programu gotajskiego. Powiedzą nam, że w ostatnich dziesięcioleciach możliwości techniczne przemysłu wzrosły tak ogromnie, że przekreślają potrzebę takiego etapu historii. Mamy nadzieję zapoczątkować szeroką dyskusję na ten temat. Wielu marksistów potępi ten tekst jako anarchistyczny sen (anarchistyczne sny są lepsze niż marksistowskie koszmary – ale wolelibyśmy. jeśli to możliwe, nie spać!). Niektórzy uznają ten tekst za główny wkład w utrwalenie niewolnictwa płacowego – ponieważ w dalszym ciągu mówi się w nim o „płacach” i nie wzywa do natychmiastowego zniesienia słowa „pieniądz” (chociaż jasno definiuje radykalnie odmienne znaczenia, jakie te terminy nabiorą w wczesne etapy samorządnego społeczeństwa). Tekst zostanie również odrzucony przez wielu członków podziemia. Uznają to za nieistotne, ponieważ nie wzywa do natychmiastowego „zniesienia” pracy. Bardziej wyrafinowaną krytykę – ale w tym samym stylu – kierują pod naszym adresem sytuacjoniści, którzy nieustannie mówią o radach „robotniczych” (sic!), żądając jednocześnie zniesienia pracy! Niestety, wydaje się, że mylą ataki na etykę pracy i wyalienowaną siłę roboczą – oba uzasadnione i konieczne – z atakami na samą pracę. Takie podejście nie odnosi się do problemów przekształcenia tego, co istnieje tu i teraz, w to, co mogłoby otworzyć drogę nowemu społeczeństwu, na którego budowę, czy nam się to podoba, czy nie, potrzeba będzie prawdopodobnie wielu milionów roboczogodzin pracy do wykorzystania. Wreszcie, co bardziej przenikliwi zwolennicy Wyzwolenia Kobiet słusznie zwrócą uwagę, że dopóki miliony kobiet będą musiały pozostać w domu, będą one rażąco niedostatecznie reprezentowane w różnych programach przewidzianych w broszurze. Odpowiedzią nie jest ani traktowanie prac domowych jako „przemysłu” i zachęcanie gospodyń domowych do organizowania się na skalę przemysłową (co utrwaliłoby obecny stan rzeczy), ani też nadawanie całej władzy jednostkom lokalnym. Pozycja kobiet ulegnie radykalnej zmianie i niewątpliwie powstaną nowe formy reprezentacji. To wszystko są obszary zasługujące na jak najszerszą uwagę. Mamy nadzieję, że to, co w tekście najlepsze, przetrwa krzyżowy ogień. Często słyszymy: „wasza krytyka współczesnego społeczeństwa jest wystarczająco wymowna”. Ale to jest negatywne. To są ogromne problemy. Jak chciałbyś, żeby wszystko było zorganizowane?”. Cóż, tutaj przynajmniej jest projekt odpowiedzi, oparty na spójnym systemie pomysłów. Powiemy naszemu rozmówcy, że społeczeństwo zorganizowane ekonomicznie w sposób opisany tutaj byłoby nieskończenie lepsze od tego, co ma nam do zaoferowania nowoczesne społeczeństwo kapitalistyczne. A tym ze „skrajnej lewicy” powiedzielibyśmy, że takie społeczeństwo byłoby również lepsze od tego, co oni i ich „partie awangardowe” wymyślają „w naszym imieniu”. Piłka byłaby wówczas wyraźnie po ich stronie. Musiałyby odnosić się do tego, co mówili libertarianie, zarówno na temat ekonomii, jak i innych rzeczy. Już samo to, naszym zdaniem, jest wystarczającym powodem do przedstawienia naszych poglądów. |
Część druga recenzji już wkrótce…
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna