[Nota redakcyjna:] Amerykański Kodeks definiuje „akt terroryzmu” jako działalność, która: (A) wiąże się z aktem przemocy lub czynem niebezpiecznym dla życia ludzkiego, stanowiącym naruszenie prawa karnego Stanów Zjednoczonych lub dowolnego stanu lub byłoby to naruszenie prawa karnego, gdyby zostało popełnione na obszarze jurysdykcji Stanów Zjednoczonych lub dowolnego stanu; oraz (B) wydaje się mieć na celu (i) zastraszenie lub wywarcie przymusu na ludności cywilnej; (ii) wpływania na politykę rządu poprzez zastraszanie lub przymus; lub (iii) wywarcie wpływu na postępowanie rządu poprzez zabójstwo lub porwanie. [Nota końcowa]
Dwa punkty. Po pierwsze, używam tej i innych oficjalnych definicji amerykańskich, odkąd zacząłem pisać na ten temat na początku lat 80., zaraz po tym, jak Reaganici wypowiedzieli wojnę terrorowi.
Z dwóch powodów: (1) są one rozsądne i bliskie potoczności oraz (2) są właściwe, gdyż rząd proponujący te definicje nie może twierdzić, że jest zwolniony z ich konsekwencji. Po drugie, definicja ta została później wycofana, prawdopodobnie dlatego, że uznano, że bezpośrednią konsekwencją jest to, że Stany Zjednoczone są wiodącym państwem terrorystycznym. Chociaż można bezpiecznie polegać na klasie intelektualistów, aby nie wyciągać wniosków, niemniej jednak zawsze znajdą się indywidualiści, którzy mówią irytujące prawdy, a czasami zwykłe techniki kłamstwa, histerii, napadów złości itp. nie wystarczą, nawet wśród ogółu społeczeństwa chociaż prawie zawsze tak jest wśród klas wykształconych. Z tego powodu obecnie panuje powszechny pogląd, że zdefiniowanie „terroryzmu” jest poważnym problemem, którym należy się zająć na konferencjach międzynarodowych, studiach akademickich itp. Prawdą jest, że bardzo trudnym problemem jest zdefiniowanie „terroryzmu” w taki sposób, aby wyróżnia to, co robią nam i naszym klientom, ale wyklucza to, co my i nasi klienci im robimy – problem dotychczas nierozwiązany i niewątpliwie bardzo głęboki…
…Podstawowym pytaniem dotyczącym takiej definicji jest to, czy jest ona uniwersalna, czy też ma na celu wykluczenie jakiegoś uprzywilejowanego bytu (państwa, grupy, czegokolwiek). Jeśli tak nie jest, nie można tego traktować poważnie. Wydaje mi się, że dla jakiejkolwiek definicji najważniejsze pytania leżą gdzie indziej: w rozróżnieniu między terrorem a znacznie poważniejszą zbrodnią agresji oraz rozróżnieniu między terrorem a uzasadnionym oporem. Często o tym mówiłem, ostatnio podczas przemówienia tydzień temu dla Amnesty International w Dublinie, które zostało opublikowane w Znet (tak mi się wydaje). Jak tam omówiono, naprawdę pochylamy się do tyłu, aby dać obecnym rządzącym w Waszyngtonie korzyść w postaci wątpliwości, gdy uznamy, powiedzmy, ich wojnę z Nikaraguą za po prostu skrajny międzynarodowy terroryzm. Bardzo trafnie pasuje do definicji agresji, czyli zbrodni, za którą powieszono w Norymberdze nazistowskich zbrodniarzy wojennych, z żarliwymi deklaracjami, że te same zasady będą obowiązywać i nas. Podobne interesujące kwestie dotyczące terroru i oporu, prawie zawsze tłumione w samozwańczych „państwach oświeconych”.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna