Zdjęcie: Alexandros Michailidis/Shutterstock
„Spójrzmy na siebie, jeśli mamy odwagę, aby zobaczyć, co się z nami dzieje” – Jeana Paula Sartre’a
Słowa Sartre'a powinny odbijać się echem w naszych umysłach po groteskowej decyzji brytyjskiego Sądu Najwyższego o ekstradycji Juliana Assange'a do Stanów Zjednoczonych, gdzie grozi mu „żywa śmierć”. To jego kara za zbrodnię dziennikarstwa autentycznego, rzetelnego, odważnego i żywotnego.
W tych okolicznościach pomyłka sądowa jest terminem nieadekwatnym. Zajęło to perukowatych dworzan brytyjskich ancien reżim zaledwie dziewięć minut w ubiegły piątek, aby podtrzymać amerykańską apelację przeciwko przyjęciu przez sędziego Sądu Okręgowego w styczniu katarakty dowodów na to, że Assange’a za Atlantykiem czeka piekło na ziemi: piekło, w którym – jak fachowo przewidywano – znajdzie sposób na pokonanie jego własne życie.
Zignorowano tomy zeznań wybitnych ludzi, którzy badali i studiowali Juliana, zdiagnozowali jego autyzm i zespół Aspergera oraz ujawnili, że był już o krok od samobójstwa w więzieniu Belmarsh, prawdziwym piekle Wielkiej Brytanii.
Niedawne wyznanie kluczowego informatora FBI i pionka prokuratury, oszusta i seryjnego kłamcy, że sfabrykował swoje dowody przeciwko Julianowi, zostało zignorowane. Ujawnienie, że prowadzona przez Hiszpanię firma ochroniarska w ambasadzie Ekwadoru w Londynie, gdzie Julianowi przyznano schronienie polityczne, była frontem CIA, który szpiegował prawników, lekarzy i powierników Juliana (łącznie ze mną) – to także. został zignorowany.
Niedawne dziennikarskie ujawnienie, obrazowo powtórzone przez obrońcę przed Wysokim Trybunałem w październiku, że CIA planowała zamordowanie Juliana w Londynie – nawet to zostało zignorowane.
Każda z tych „spraw”, jak lubią mawiać prawnicy, wystarczyła sama w sobie, aby sędzia stojący na straży prawa odrzucił haniebną sprawę wniesioną przeciwko Assange'owi przez skorumpowany Departament Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych i ich wynajętych broni w Wielkiej Brytanii. Stan umysłu Juliana, ryczał w zeszłym roku James Lewis, QC, człowiek Ameryki w Old Bailey, to po prostu „udawanie” – archaiczne wiktoriańskie określenie używane do zaprzeczania istnieniu choroby psychicznej.
Według Lewisa prawie każdy świadek obrony, łącznie z tymi, którzy z głębi swojego doświadczenia i wiedzy opisali barbarzyński amerykański system więziennictwa, miał zostać przerwany, wykorzystany i zdyskredytowany. Za nim i przekazując mu notatki, siedział jego amerykański dyrygent: młody, krótkowłosy, wyraźnie wschodzący człowiek z Ligi Bluszczowej.
W ciągu dziewięciu minut oddalenia losu dziennikarza Assange'a, dwóch najwyższych rangą sędziów w Wielkiej Brytanii, w tym Lord Chief Justice, Lord Burnett (przez całe życie kumpel Sir Alana Duncana, byłego ministra spraw zagranicznych Borisa Johnsona, który zaaranżował brutalne porwanie przez policję) Assange'a z ambasady Ekwadoru) nie odnosiło się do żadnej z litanii prawd wygłaszanych podczas poprzednich rozpraw w Sądzie Okręgowym – prawd, które z trudem mogły zostać wysłuchane w sądzie niższej instancji, któremu przewodniczyła dziwnie wroga sędzia Vanessa Baraitser. Jej obraźliwe zachowanie wobec wyraźnie dotkniętego Assange'a, który przez mgłę przepisywanych w więzieniu leków stara się zapamiętać jego imię, jest niezapomniane.
To, co było naprawdę szokujące w ubiegły piątek, to fakt, że sędziowie Wysokiego Trybunału – lord Burnett i sędzia Timothy Holyrode, którzy odczytali ich słowa – bez wahania wysłali Juliana na śmierć, żywą lub nie. Nie zaproponowali żadnego złagodzenia, żadnej sugestii, że zadręczali się kwestiami prawnymi lub nawet podstawową moralnością.
Ich orzeczenie na korzyść, jeśli nie na korzyść Stanów Zjednoczonych, opiera się w całości na wyraźnie oszukańczych „zapewnieniach” zebranych przez administrację Bidena, gdy w styczniu wydawało się, że sprawiedliwość zwycięży.
Te „zapewnienia” polegają na tym, że po umieszczeniu w amerykańskim areszcie Assange nie będzie podlegał orwellowskiemu SAMS – specjalnym środkom administracyjnym – które uczyniłyby go nieosobą; że nie zostanie osadzony w ADX Florence, więzieniu w Kolorado od dawna potępianym przez prawników i organizacje praw człowieka jako nielegalne: „otchłań kary i zaginięcia”; że może zostać przeniesiony do australijskiego więzienia w celu odbycia tam kary.
Absurd polega na tym, czego sędziowie pominęli. Oferując swoje „zapewnienia”, Stany Zjednoczone zastrzegają sobie prawo do odmowy gwarancja cokolwiek, jeśli Assange zrobi coś, co nie spodoba się jego strażnikom. Innymi słowy, jak wskazała Amnesty International, zastrzega sobie prawo do złamania każdej obietnicy.
Istnieje mnóstwo przykładów, że Stany Zjednoczone właśnie to zrobiły. Jak ujawnił w zeszłym miesiącu dziennikarz śledczy Richard Medhurst, David Mendoza Herrarte został poddany ekstradycji z Hiszpanii do Stanów Zjednoczonych na podstawie „obietnicy”, że będzie odbywał karę w Hiszpanii. Sądy hiszpańskie uznały to za warunek wiążący.
„Tajne dokumenty ujawniają zapewnienia dyplomatyczne wydane przez Ambasadę USA w Madrycie oraz to, jak Stany Zjednoczone naruszyły warunki ekstradycji”, napisał Medhurst, „Mendoza spędził sześć lat w USA, próbując wrócić do Hiszpanii. Z dokumentów sądowych wynika, że Stany Zjednoczone wielokrotnie odrzucały jego wniosek o transfer”.
Sędziowie Wysokiego Trybunału – którzy byli świadomi sprawy Mendozy i zwyczajowej dwulicowości Waszyngtonu – opisują „zapewnienia”, że nie będzie bestialsko wobec Juliana Assange’a, jako „uroczyste zobowiązanie złożone przez jeden rząd drugiemu”. Ten artykuł ciągnąłby się w nieskończoność, gdybym wymienił przypadki, gdy drapieżne Stany Zjednoczone złamały „uroczyste zobowiązania” wobec rządów, takie jak zerwanie traktatów i podsycenie wojen domowych. W ten sposób Waszyngton rządził światem, a przed nim Wielka Brytania: droga władzy imperialnej, jak uczy nas historia.
To właśnie instytucjonalne kłamstwo i dwulicowość wydobył na światło dzienne Julian Assange i w ten sposób wyświadczył prawdopodobnie największą przysługę publiczną ze wszystkich współczesnych dziennikarzy.
Sam Julian od ponad dziesięciu lat jest więźniem kłamliwych rządów. Przez te długie lata zasiadałem w wielu sądach, podczas gdy Stany Zjednoczone próbowały manipulować prawem, aby uciszyć jego i WikiLeaks.
Doszło do dziwacznego momentu, gdy w maleńkiej ambasadzie Ekwadoru byliśmy zmuszeni przylgnąć do ściany, każdy z notatnikiem, w którym rozmawialiśmy, starając się chronić to, co do siebie pisaliśmy, przed wszechobecnymi kamerami szpiegowskimi – zainstalowany, jak obecnie wiemy, przez pełnomocnika CIA, najtrwalszej organizacji przestępczej na świecie.
To prowadzi mnie do cytatu z początku tego artykułu: „Spójrzmy na siebie, jeśli mamy odwagę, aby zobaczyć, co się dzieje”.
Jean-Paul Sartre napisał to w swojej przedmowie do Franza Fannona Nędzni na ziemi, klasyczne studium tego, jak skolonizowane, uwiedzione, zmuszone i, tak, tchórzliwe narody wykonują rozkazy możnych.
Kto z nas jest gotowy przeciwstawić się, zamiast pozostać zwykłym świadkiem tak epickiej parodii, jak sądowe porwanie Juliana Assange’a? Stawką jest zarówno życie odważnego człowieka, jak i, jeśli będziemy milczeć, podbój naszych intelektów i poczucia dobra i zła, a nawet naszego człowieczeństwa.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna