Uwaga: poniższa notatka jest moją odpowiedzią skierowaną do redaktora amerykańskiej organizacji informacyjnej, który poprosił o opinię w sprawie przeglądu aktualności tej organizacji dotyczących środowiska. Z konserwatywnego punktu widzenia ten newsroom jest częścią „liberalnych mediów”. Moim celem w notatce było odejście od tej powierzchownej, odwracającej uwagę etykiety i dokonanie oceny głębszych zobowiązań ideologicznych, które kształtują wiadomości głównego nurtu.
Ocena zasięgu danego tematu w mediach informacyjnych często skupia się na krytyce sposobu przedstawiania artykułów, sugestiach dotyczących ulepszenia artykułów oraz pomysłach na artykuły, które obecnie nie są omawiane. Taka ocena zasięgu środowiskowego XYZ byłaby użyteczna, ale istotne jest również rozważenie bardziej podstawowych kwestii dotyczących ram ideologicznych, w jakich rozwija się zasięg.
Mówienie o ideologii dziennikarskiej zwykle spotyka się z oporem, biorąc pod uwagę, że dziennikarze rutynowo zapewniają, że nie są ideologiczni. Jeśli „ideologię” definiuje się jako sztywne, a nawet fanatyczne oddanie zbiorowi idei bez względu na dowody, wówczas dobrze jest, aby dziennikarze (i wszyscy inni) unikali ideologii. Jeśli jednak ideologię rozumieć jako zespół postaw społecznych, przekonań politycznych i wartości moralnych, które kształtują interpretację świata, to wszyscy, łącznie z dziennikarzami, działają w ramach ideologii. Następnie zadaniem jest zrozumienie konkurencyjnych ideologii, w tym własnej, i nie wyobrażanie sobie, że ktokolwiek lub jakakolwiek instytucja wykracza poza ideologię.
Dominującą ideologię współczesnych Stanów Zjednoczonych wyróżniają trzy kluczowe elementy – obejmujące sprawy światowe, ekonomię i ekologię – które najlepiej można zrozumieć jako formy fundamentalizmu. Wychodząc poza religijne korzenie tego terminu, możemy zrozumieć fundamentalizm jako każde stanowisko intelektualne, polityczne lub moralne, które zapewnia pewność co do prawdy i/lub prawości systemu wierzeń. W tym sensie Stany Zjednoczone są krajem szczególnie fundamentalistycznym.
Pierwszym z nich jest fundamentalizm narodowy, wiara w życzliwość projekcji władzy Stanów Zjednoczonych na całym świecie. Z tego fundamentalistycznego stanowiska Stany Zjednoczone działają we własnym interesie, ale zawsze dążą do osiągnięcia wyższego celu, jakim jest stworzenie sprawiedliwego i pokojowego świata. Nawet jeśli panuje zgoda co do tego, że polityka USA poniosła porażkę, jak np. w Wietnamie czy Iraku, niekwestionowanym założeniem jest, że intencje Stanów Zjednoczonych były szlachetne, a działania moralnie uzasadnione. Kiedy dziennikarze nie mogą cofnąć się, aby ocenić te twierdzenia, ich relacje ze świata nieuchronnie wzmacniają fundamentalizm, nawet jeśli raporty te są krytyczne wobec niektórych konkretnych sposobów realizacji polityki USA.
Drugi to fundamentalizm ekonomiczny, niezachwiana wiara w moralne roszczenia kapitalizmu i wymagania korporacji w zakresie wydajności. Z tego fundamentalistycznego stanowiska kapitalizm korporacyjny jest nie tylko najlepszym, ale jedynym realnym sposobem organizacji działalności gospodarczej. Nawet jeśli system nie spełni obietnicy wspólnego dobrobytu i racjonalności, zakłada się, że jedyną dostępną reakcją będą drobne zmiany w ograniczonym nadzorze rządowym. Kiedy dziennikarze nie mogą cofnąć się, aby ocenić te twierdzenia, ich opisy gospodarki nieuchronnie wzmacniają fundamentalizm, nawet jeśli raporty te podkreślają niedoskonałości rynku i korozyjny charakter skoncentrowanego bogactwa.
Trzeci to fundamentalizm technologiczny, niekwestionowane założenie, że stosowanie wysokoenergetycznej/zaawansowanej technologii jest zawsze dobrą rzeczą i że wszelkim problemom spowodowanym niezamierzonymi konsekwencjami takiej technologii można zaradzić poprzez zwiększenie technologii. Z tego fundamentalistycznego stanowiska model przemysłowy jest niepodważalny i wszelkie proponowane rozwiązania problemów środowiskowych muszą być zgodne z tym modelem. Nawet jeżeli rozwiązania te w dalszym ciągu stwarzają więcej problemów, alternatywne ścieżki oparte na różnych modelach są nie do przyjęcia. Kiedy dziennikarze nie mogą cofnąć się, aby ocenić te twierdzenia, ich opisy problemów i potencjalnych rozwiązań wzmacniają fundamentalizm, nawet jeśli raporty te przedstawiają dane sugerujące, że rozwiązania są nieodpowiednie lub nawet przynoszą efekt przeciwny do zamierzonego.
Te trzy fundamentalizmy są oczywiście ze sobą powiązane. Agresywna polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych na świecie zazwyczaj służy interesom gospodarczym stosunkowo niewielkiej liczby ludzi; kapitalistyczny imperatyw wzrostu i konwencjonalna działalność gospodarcza podważają zdrowie ekosfery; działania militarne są narzędziem pozwalającym uporać się z konfliktem, który wynika z degradacji ekologicznej i niedoboru zasobów na całym świecie lub jest przez nie intensyfikowany.
Wszystkie trzy ideologie również znajdują się w kryzysie, w miarę jak po II wojnie światowej dominacja ustaleń gospodarczych narzuconych przez USA ulega erozji, a niestabilność systemów staje się coraz bardziej oczywista. W każdym przypadku możemy zadać sobie pytanie, czy obecny kryzys ma charakter jedynie cykliczny, czy też bardziej strukturalny. Czy stosunkowo stabilne systemy przechodzą nieuniknione okresowe korekty, czy też same systemy ulegają awarii? Jeśli kryzys w którymkolwiek z tych systemów ma charakter strukturalny, jakie jest nasze najlepsze przypuszczenie co do ram czasowych procesu zmiany systemowej (która będzie planowana lub chaotyczna, w zależności od naszych wyborów)?
Biorąc pod uwagę ludzkie ograniczenia intelektualne, głupotą jest formułowanie ostatecznych twierdzeń lub oferowanie dokładnych harmonogramów takich pytań i procesów. Jednak nasza niezdolność do ostatecznej i precyzyjnej wiedzy nie zwalnia nas z obowiązku dokonania możliwie najlepszego osądu, ponieważ decyzje dotyczące polityki publicznej muszą opierać się na jakimś rachunku tego, czego oczekujemy, że się wydarzy. Nikt nie jest w stanie przewidzieć przyszłości, ale każdy jest odpowiedzialny za nasze działania, które ją tworzą.
Oczywiście rozsądni ludzie mogą nie zgodzić się w tych kwestiach, a w zdrowym systemie politycznym dążącym do świadomej demokratycznej debaty ważne jest, aby obywatele mieli dostęp do wszystkich istotnych opinii. Zadaniem dziennikarzy nie jest rozstrzyganie tych kwestii, ale raczej pomaganie w rozpowszechnianiu idei, starając się zidentyfikować i wzmocnić odpowiednie, konkurencyjne punkty widzenia. Kluczowym terminem w tych dwóch zdaniach jest „istotny”. Jeśli dziennikarze utkną w pułapce ideologii, które uniemożliwiają im rozpoznanie pełnego zakresu istotnych poglądów, nie uda im się spełnić swojego głównego zadania.
W obliczu takiej krytyki refleksyjny mechanizm obronny głównego nurtu dziennikarstwa – „Słuchaj, konserwatyści nas nienawidzą, a liberałowie nas nienawidzą, więc musimy zrobić coś dobrze” – jest płytką i nieodpowiednią reakcją. Bardziej użytecznym podejściem byłoby, gdyby dziennikarze krytycznie zastanowili się nad założeniami ideologicznymi, które definiują ich reportaże (takie jak brak fundamentalnej krytyki nacjonalizmu i kapitalizmu) oraz nad tym, w jaki sposób ich praktyki zawodowe (takie jak duże poleganie na oficjalnych źródłach) ograniczają zdolność dziennikarstwa głównego nurtu do wniesienia wkładu w dialog demokratyczny.
Konsekwencje tej analizy dla relacjonowania wydarzeń międzynarodowych i gospodarczych wymagają ostrożnego uzasadnienia, choć ogólne zarysy są dość jasne (wyraźne przykłady stanowią ograniczone relacje z inwazji na Irak w 2003 r. i negocjacji NAFTA z początku lat 1990.). Na większą uwagę zasługuje rola fundamentalizmu technologicznego w dziennikarstwie, która nie była dotąd tak szeroko omawiana. Zajmę się trzema aspektami – sposobem zgłaszania problemów środowiskowych, zapotrzebowaniem na skupienie się na rozwiązaniach oraz naturą preferowanych rozwiązań.
Współczesne dziennikarstwo od dawna stara się relacjonować złożone i wieloaspektowe kwestie, które nie są powiązane z konkretnymi wydarzeniami. Wojny i wybory są stosunkowo łatwe; ruchy społeczne, które rozwijają się z biegiem czasu, i codzienna rzeczywistość zinstytucjonalizowanego ucisku są trudne. Jednak pierwszym i najważniejszym krokiem w omówieniu tego, co zwykle nazywa się „kwestiami środowiskowymi”, jest zrozumienie, że każda pojedyncza kwestia jest tylko częścią licznych, kaskadowych kryzysów ekologicznych, przed którymi stoi świat.
Liczba mnoga – kryzysy – jest kluczowa. Spójrz na każdy miernik stanu ekosfery – wyczerpywanie się wód gruntowych, erozję gleby, skażenie chemiczne, zwiększoną toksyczność w naszych ciałach, liczbę i wielkość martwych stref w oceanach, przyspieszające wymieranie gatunków i zmniejszanie się różnorodności biologicznej – i zadaj proste pytanie: Dokąd zmierzamy? Należy również pamiętać, że żyjemy w świecie opartym na ropie, w którym najtańsza i najłatwiej dostępna ropa szybko się wyczerpuje, co oznacza, że stoimy w obliczu ogromnej rekonfiguracji infrastruktury leżącej u podstaw współczesnego życia. Tymczasem desperacja, by uniknąć tej rekonfiguracji, doprowadziła nas do ery „ekstremalnej energii” wykorzystującej bardziej niebezpieczne i destrukcyjne technologie (hydroszczelinowanie, wiercenia głębinowe, usuwanie wierzchołków gór, wydobywanie piasków bitumicznych). I oczywiście nie zapominajmy o globalnym ociepleniu/zakłóceniach klimatycznych.
Niezależnie od oceny konkretnej kwestii, uczciwe oszacowanie stanu ekosfery powinno nas przerazić. Naukowcy mówią obecnie o punktach krytycznych[1] i granicach planety[2], o tym, jak działalność człowieka wypycha planetę poza jej granice. Problemem nie są tylko ci, którzy zaprzeczają niemal powszechnemu konsensusowi naukowemu w sprawie zmian klimatycznych, ale znacznie szersze i głębsze zaprzeczanie kruchemu stanowi ekosystemów, od których zależy nasze życie. W reportażu dotyczącym wszelkich kwestii środowiskowych należy umieszczać w tym kontekście jakąkolwiek konkretną historię, niezależnie od tego, jak bardzo ludzie są oporni wobec tej bezceremonialnej rachunkowości.
Typową odpowiedzią na tę analizę jest: „znamy problemy, dlatego skupmy się na rozwiązaniach”. To ironia losu, bo oczywiste jest, że „nie znamy” problemów. Zdolność ekosfery do podtrzymywania życia, w tym społeczeństw ludzkich na dużą skalę, jest produktem złożonych interakcji – między organizmami oraz pomiędzy światem żywym i nieożywionym – o których wiemy zaskakująco mało. Ten pęd do rozwiązań opartych na błędnych założeniach dotyczących głębi naszego ekologicznego zrozumienia jest kolejną cechą tego zaprzeczenia. Wiele wiemy dzięki nauce, ale naukowcy jako pierwsi dostrzegają, jak duża część złożonego funkcjonowania świata pozostaje nieznana.
Rozsądnym wnioskiem jest to, że najbardziej odpowiedzialne i wykonalne rozwiązania tych problemów zaczynają się od natychmiastowego zmniejszenia zużycia energii przez ludzi, zwłaszcza energii i zasobów nieodnawialnych. Biorąc pod uwagę, że od jednej czwartej do jednej trzeciej ludności świata konsumuje obecnie zbyt mało, aby zapewnić minimalnie przyzwoite życie, oznacza to, że obowiązek redukcji spada na zamożne sektory świata, co oznacza poważne zmiany w stylu życia w Stanach Zjednoczonych i podobnie usytuowane społeczeństwa. Biorąc pod uwagę ograniczoną skuteczność indywidualnych działań i mechanizmów rynkowych, istnieje natychmiastowa potrzeba dyskusji na temat ograniczeń, które musiałyby być egzekwowane w drodze wzajemnego przymusu (tj. działań zbiorowych za pośrednictwem jakiejś formy rządu). Zamiast jednak uwzględniać to w dyskusji na temat rozwiązań – trudna rozmowa w każdym systemie, ale szczególnie w nowoczesnym systemie kapitalizmu konsumenckiego mającego obsesję na punkcie wzrostu – decydenci i ogólnie kultura ignorują ten wymiar.
W rezultacie fundamentalizm technologiczny wyznacza granice debaty. Technologia musi nas ocalić, a niezamierzone konsekwencje technologii, jeśli w ogóle się je rozważa, spycha się na dalszy plan. Na przykład rolnictwo przemysłowe poważnie zdegradowało ilość i żyzność wierzchniej warstwy gleby, a jednak dominująca dyskusja na temat rolnictwa skupia się na intensyfikacji podejścia przemysłowego. W dziennikarstwie głównego nurtu znajdujemy historie o najnowszych osiągnięciach w zakresie pojemności akumulatorów lub innowacjach w zakresie paneli słonecznych. Jednak historie o konieczności natychmiastowego i dramatycznego zmniejszenia zużycia nieodnawialnych zasobów planety przez gatunek ludzki oraz o zmianach moralnych, politycznych i ekonomicznych, które byłyby wymagane w takim procesie, są rzadkie.
Dziennikarze mogą obawiać się, że kontynuowanie takich historii narazi ich na krytykę za stronniczość. W pewnym sensie to prawda – takie historie wskazują na tendencję do poważnego traktowania łatwo dostępnych danych. Ale oczywiście nieuwzględnienie tych kwestii jest również stronnicze i prowadzi do zaprzeczania danym. Ponownie rozsądni ludzie mogą się z tym nie zgodzić, ale dziś dziennikarstwo głównego nurtu nie uwzględnia wszystkich istotnych poglądów na temat stanu ekosfery.
Wracając do początkowego pytania: jak dobrze XYZ obejmuje kwestie środowiskowe? Moja odpowiedź: źle, ale nie gorzej niż inne media, które akceptują ideologiczne ograniczenia i profesjonalne praktyki głównego nurtu dziennikarstwa. Moja propozycja zmian zaczęłaby się od ideologicznej samooceny dokonanej przez kierownictwo i pracujących dziennikarzy, zarówno na poziomie osobistym, jak i instytucjonalnym. Jakie założenia dotyczące sposobu działania świata kierują raportami XYZ? Czy założenia te podważają kompleksowy zasięg w sposób marginalizujący lub eliminujący kluczowe pytania i opinie?
Od tego momentu dziennikarze mogliby rozpocząć proces kształtowania celów sieci, nie tylko na kolejny program czy nawet na przyszły rok, ale na nadchodzące dziesięciolecia, podczas których niemal na pewno będziemy musieli stawić czoła znacznie większym przeszkodom w osiągnięciu sprawiedliwości społecznej i ekologicznej. zrównoważony rozwój, co czyni te pytania bardziej przekonującymi.
Ostatnia myśl: kiedy przedstawiam tego rodzaju analizę, czasami słyszę: „To rozsądna krytyka, ale problem polega na tym, że ludzie nie mogą sobie z tym poradzić”. Ilekroć ktoś mi mówi, że ludzie (zakładając, że termin ten odnosi się do „zwykłych” ludzi, którzy nie są częścią establishmentu dziennikarskiego/intelektualnego) nie mogą sobie z tym poradzić, interpretuję to w ten sposób, że osoba, z którą rozmawiam, nie jest w stanie sobie z tym poradzić i łatwiej mu przenieść ten strach na wyabstrahowaną publiczność.
Taka reakcja jest zrozumiała. Te liczne, kaskadowe kryzysy są trudne do pokonania, być może przekraczają możliwości, jakie ludzie są w stanie udźwignąć. Jednak niezależnie od tego, jak niesprawiedliwe może być to obciążenie, zaprzeczanie dowodom i ignorowanie implikacji dowodów nie jest zwycięską strategią.
Robert Jensen jest profesorem w Szkole Dziennikarstwa na Uniwersytecie Teksasu w Austin i członkiem zarządu Third Coast Activist Resource Center w Austin. Jest autorem Zwykły radykalizm: życie, kochanie i nauka opuszczania planety z wdziękiem (Kontrapunkt/Soft Skull, nadchodząca jesień 2015). Inne książki Jensena to m.in Argumentowanie o nasze życie: przewodnik użytkownika dotyczący konstruktywnego dialogu (Światła miasta, 2013); Trzęsą się wszystkie moje kości: w poszukiwaniu postępowej ścieżki do proroczego głosu, (Soft Skull Press, 2009); Ucieczka: pornografia i koniec męskości (South End Press, 2007); Serce bieli: konfrontacja z rasą, rasizmem i białymi przywilejami (Światła miasta, 2005); Obywatele Imperium: Walka o zdobycie naszego człowieczeństwa (Światła miasta, 2004); I Pisanie sprzeciwu: przenoszenie radykalnych pomysłów z marginesu do głównego nurtu (Peter Lang, 2002). Jensen jest także współproducentem filmu dokumentalnego „Abe Osheroff: Jedna noga w grobie, druga wciąż tańczy” (Fundacja Edukacji Medialnej, 2009), który stanowi kronikę życia i filozofii wieloletniego radykalnego działacza.
Do Jensen można dotrzeć pod adresem [email chroniony] a jego artykuły można znaleźć w Internecie pod adresem http://robertwjensen.org/.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna
1 Komentarz
Czy ci, którzy zatrudniają dziennikarzy (gazety, serwisy informacyjne, periodyki, radio i telewizja,…) będą skłonni wspierać tych, którzy piszą, przyjmując postawę, o której mówisz, tj. będąc krytycznym i sceptycznym wobec twoich fundamentalizmów? Czy szkoły dziennikarskie są skłonne zapewnić swoim studentom tak krytyczne szkolenie? Czy to nie jest sedno problemu naszego amerykańskiego społeczeństwa?