Odkąd w marcu 2003 roku rozpoczęła się szokująca i pełna podziwu inwazja na Irak, wybuchowy rozwój tego kraju nigdy nie schodził z wiadomości ani długo nie schodził z pierwszych stron gazet. Jednak skutki zniszczenia, dezintegracji i chaosu etnicznego w Iraku poza jego granicami niemal umknęły uwadze. A jednak – według szacunków Organizacji Narodów Zjednoczonych – co miesiąc około 50,000 XNUMX Irakijczyków uciekających ze swojego kraju (i niezliczona liczba innych osób jest przesiedlonych wewnętrznie), Irak jest przyczyną jednego z – jeśli nie najpoważniejszego – kryzysu uchodźczego na świecie, kryzysu bez imienia i bez większej uwagi.
Przez ostatnie dwa tygodnie przebywałem w Syrii, odwiedzając ośrodki i obozy dla uchodźców, biura i pracowników Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNHCR) oraz biedne dzielnice Damaszku, które zapełniają się zdesperowanymi, niemal bez środków do życia Irakijczykami uchodźców, czasami mieszkających po 15 osób w pokoju. Ze statystycznego i ludzkiego punktu widzenia te kilka dni pozwoliło zobaczyć skalę katastrofy, która wciąż ma miejsce i nie wykazuje oznak ustąpienia w najbliższej możliwej do wyobrażenia przyszłości.
Zacznijmy od liczb, choć są niewystarczające. Najnowsze dane ONZ dotyczące kryzysu uchodźczego w Iraku wskazują, że od 1 do 1.2 miliona Irakijczyków uciekło przez granicę do Syrii; do Jordanii przedostało się około 750,000 5.5 (zwiększając jej skromną populację wynoszącą 14 miliona o 150,000%); co najmniej kolejne 150,000 1.9 dotarło do Libanu; ponad XNUMX XNUMX wyemigrowało do Egiptu; oraz – liczby te są najtrudniejsze ze wszystkich – obecnie szacuje się, że ponad XNUMX miliona zostało przesiedlonych wewnętrznie w wyniku wojny domowej i czystek na tle religijnym w Iraku.
Liczby te są zdumiewające, biorąc pod uwagę populację szacowaną w latach poprzedzających inwazję na zaledwie 26 milionów. Innymi słowy, co najmniej jeden na siedmiu Irakijczyków musiał uciekać ze swojego domu z powodu przemocy i chaosu wywołanego inwazją i okupacją Iraku przez administrację Busha.
Jednak, jak przyznają nawet obecni na miejscu urzędnicy ONZ, są to niewątpliwie zaniżone szacunki. „W dużym stopniu opieramy się na oficjalnych danych liczbowych przekazanych nam przez rząd syryjski, dotyczących przybywających tutaj irackich uchodźców” – dodał. Sybella Wilkes, powiedział mi regionalny urzędnik ds. informacji publicznej UNHCR podczas naszej niedawnej rozmowy pod adresem główny ośrodek rozpatrywania uchodźców w Douma, mieście na obrzeżach stolicy Syrii. Nawet najwyższe szacunki UNHCR mówiące o 1.2 miliona irackich uchodźców w Syrii (kraju liczącym zaledwie 17 milionów ludzi) są, powiedziała mi, prawdopodobnie zbyt niskie.
Według Wilkesa rząd syryjski, korzystając z danych zebranych z południowych posterunków granicznych, prywatnie szacuje, że liczba ta jest bliższa 1.4–1.5 miliona Irakijczyków w Syrii. Tutejsza operacja UNHCR, rozpaczliwie niedofinansowana i pozbawiona personelu, nie zatrudnia na granicy ludzi, którzy rejestrują dane i nie ma możliwości sprawdzenia rzeczywistej skali trwającej katastrofy.
Jednak w swojej pracy na co dzień odczuwają jej przytłaczający ciężar. Erdogan Kalkan, 35-letni turecki pracownik UNHCR z 15-letnim stażem, powiedział mi, że przepracowany personel zaplanował już łącznie 35,000 25,000 spotkań z uchodźcami szukającymi pomocy w Syrii; zaledwie XNUMX XNUMX z nich faktycznie rozwiązało swoje sprawy, a to zaledwie zarysowuje powierzchnię problemu. „Od początku zwiększaliśmy nasze moce przetwórcze” – powiedział, zaciągając się papierosem. Rozmawialiśmy w nowo przebudowanym magazynie, gdzie irackie rodziny mogą teraz spotykać się z pracownikami UNHCR w ciasnych białych kabinach i udzielać wywiadów na temat tego, dlaczego opuścili Irak i jakie są ich najpilniejsze potrzeby.
Budżet UNHCR dla Irakijczyków w Syrii w 2006 roku wynosił zaledwie 700,000 XNUMX dolarów, czyli mniej niż jednego dolara na uchodźcę przekraczającego granicę. UNHCR potrzebuje znacznie większych środków finansowych, aby w ogóle zacząć pomagać masom irackich uchodźców w kraju, a także żywności, leków i pomocy innych agencji ONZ. W tej chwili jest to zasadniczo jedyna agencja ONZ pomagająca Irakijczykom w Syrii, Libanie i Jordanii. Według Kalkana UNICEF i inne agencje ONZ wyraziły zainteresowanie, ale jak dotąd zapewniły niewielkie wsparcie w Syrii.
Adham Mardini, asystent ds. informacji publicznej UNHCR w Damaszku, powiedział mi, że ich budżet w Syrii gwałtownie wzrósł do 16 milionów dolarów na rok 2007, chociaż i to pozostaje znacznie poniżej poziomu niezbędnego do zaspokojenia najbardziej podstawowych potrzeb najbardziej zdesperowanych uchodźców. Daje to nieco ponad 13 dolarów na irackiego uchodźcę rocznie – jeśli nie uwzględnić uchodźców w Syrii z Somalii, Palestyny, Afganistanu i innych obszarów ogarniętych wojną, za których również UNHCR jest odpowiedzialny (wraz z kosztami ogólnymi UNHCR). Iraccy uchodźcy otrzymują od UNICEF suplementy żywnościowe, ale tylko w najcięższych przypadkach, a gotówka jest po prostu niedostępna do dystrybucji.
Pod koniec 2006 roku UNHCR w Damaszku zaczynało od najskromniejszej działalności – zatrudniało dwóch urzędników zajmujących się rozpatrywaniem spraw, z których każdy rozpatrywał od pięciu do siedmiu spraw dziennie. Obecnie 25 urzędników zajmuje się ponad 200 sprawami dziennie, nie wspominając o strażnikach, kierowcach, nowych komputerach, punkcie pomocy Czerwonego Półksiężyca w ośrodku, nowej łazience i planach dodania ośrodka dla dzieci, usług poradnictwa psychologicznego i centrum społeczności przed wizytą Sekretarza Generalnego ONZ pod koniec tego miesiąca.
Jednak to wszystko wciąż nie jest wystarczające, aby nadążyć za nieubłaganą powodzią Irakijczyków napływających co miesiąc do Syrii. Irakijczycy, którzy obecnie stanowią nieco ponad 8% populacji tego małego kraju, opowiadają historie o tym, dlaczego opuścili swoją ziemię i z czym mają dzisiaj do czynienia, czego nie potwierdzają te zdumiewające liczby.
Więcej niż liczby
„Zostawiłem wszystko” – powiedział mi Salim Hamad, były pracownik kolei z Bagdadu. „Mój dom był pusty, kiedy wychodziłem, i nie mam pojęcia, co się z nim stało”. Spotkaliśmy się w małej herbaciarni na terenie rozległego obozu dla uchodźców Yarmouk w Damaszku. Być może nie jest niewłaściwe, że Jarmuk jest przede wszystkim obozem dla uchodźców palestyńskich, ponieważ diaspora iracka reprezentuje największy exodus uchodźców na Bliskim Wschodzie od czasu utworzenia państwa Izrael w 1948 r. Obóz to mało inspirująca masa wysokich, szarych budynków mieszkalnych przez które wąż zatłoczone drogi. Według miejscowych w ich szeregi dołączyły już dziesiątki tysięcy Irakijczyków, a liczba ta rośnie z dnia na dzień, a Salim Hamad nie jest nietypowy wśród nowo przybyłych.
Pięć miesięcy temu Salim musiał sprzedać swój samochód, meble i większość swojego dobytku, aby zebrać dość pieniędzy, aby sprowadzić żonę i trójkę dzieci do Syrii. Powiedział mi, że byli zmęczeni i przestraszeni codziennym widokiem trupów na ulicach.
Ponieważ proamerykański król Jordanii Abdullah już dawno powstrzymał Irakijczyków od wjazdu do swojego kraju, dla Salima i niezliczonych innych osób Syria była jedynym dostępnym celem podróży. Jarmuk, wyposażony w prąd i bieżącą wodę, jest w rzeczywistości jednym z lepszych obszarów dla uchodźców. W dwóch pozostałych głównych obozach dla uchodźców, do których obecnie napływają Irakijczycy, Jaramana i Sayada Zainab, panują znacznie gorsze warunki życia, w tym ponad 10 osób śpi w pokojach bez łóżek, brakuje im wody pitnej, a w niektórych przypadkach ciepła, a także przerywanego dostępu do prądu.
Inni Irakijczycy mieszkają w biedniejszych dzielnicach miast, zjadając swoje oszczędności, czasami zdając się na dobrą wolę syryjskich przyjaciół lub krewnych. Biorąc pod uwagę ograniczenia wizowe, które zabraniają Irakijczykom pracy tutaj (z wyjątkiem oczywiście gospodarki czarnorynkowej), gdy często kończą się skromne oszczędności, kryzys z pewnością pogłębi się wykładniczo.
UNHCR przedstawił niedawno następującą zdumiewającą prognozę: według najlepszych szacunków około 12% populacji Iraku, obecnie uznawanej za około 24 miliony ludzi, zostanie wysiedlonych do końca 2007 roku. Mówimy o prawie 3 milionach Salima, który jest w coraz większej biedzie Hamads przed Nowym Rokiem. (Dodaj do tego rosnącą populację uchodźców wewnętrznych w Iraku i rosnącą liczbę ofiar śmiertelnych wśród cywilów, a otrzymasz rodzaj zdziesiątkowania narodu rzadko spotykany – a niewątpliwie będzie go więcej).
Raport opublikowany 22 marca przez organizację pozarządową Refugees International nazywa ucieczkę Irakijczyków z ogarniętego wojną Iraku „najszybciej narastającym kryzysem wysiedleń na świecie”.
„Obecna sytuacja maksymalnie obciąża Syrię i Jordanię” – powiedział mi Wilkes z UNCHR. „Polityka „otwartych drzwi” Syrii jest niezwykła, ale pod względem gospodarczym i społecznym zastanawiamy się, jak długo uda się ją utrzymać. Jesteśmy bardzo świadomi wpływu, jaki ten kryzys ma na te rządy. Mamy nadzieję, że społeczność międzynarodowa pomoże podzielić się ciężarem.”
Główną przyczyną tego kryzysu była inwazja i okupacja Iraku w 2003 r., a mimo to prezydent Bush i jego najwyżsi urzędnicy nie podjęli żadnych znaczących kroków, aby podzielić się wynikającym z tego ciężarem uchodźców. Do chwili obecnej administracja wydała Irakijczykom jedynie 466 wiz. Pod niedawną presją ONZ oświadczyła, że zaoferuje dodatkowe 7,000 XNUMX wiz, nie ogłaszając jednak kryteriów przyjmowania takich uchodźców ani nawet daty wydania wiz. Usłyszawszy tę marną liczbę, iracki uchodźca powiedział mi z niedowierzaniem: „Siedem tysięcy z ponad czterech milionów Irakijczyków, którzy albo uciekli ze swojego kraju, albo zostali przesiedleni wewnętrznie?… Nie wiem, czy mógłby nas bardziej obrazić, gdyby spróbował .”
„Proszę wszystkie narody, zwłaszcza Stany Zjednoczone, aby zrobiły wszystko, co w ich mocy, aby nam pomóc” – tak przedstawił mi tę sprawę Qasim Jubouri, bankier, który wraz z rodziną uciekł z Bagdadu, aby utrzymać ich przy życiu. „Skoro to wszystko spowodował rząd USA, czyż nie powinien on być również odpowiedzialny za pomoc nam teraz?”
Podobnie jak Salim, on również wyjechał do Syrii, mając jedynie trochę odzieży i skromne oszczędności. Teraz kończą się pieniądze, które przywiózł, a on nie ma pojęcia, jak wyżywi swoją rodzinę, kiedy się skończą.
Trzydziestodwuletni Ali Ahmed ma podobną historię do opowiedzenia. „Byłem dyrektorem finansowym siedmiu firm w Bagdadzie, ale musiałem opuścić dom, samochód i prawie wszystko”. Po tym, jak milicjanci ostrzelali jego samochód w niegdyś ekskluzywnej dzielnicy Mansoor w Bagdadzie, Ali uciekł do Jordanii. Wrócił do Iraku, aby spróbować ponownie, ale po raz kolejny stanął w obliczu śmierci w ataku, w którym zginęło sześciu pracowników jego firmy zarządzającej.
I nawet to nie był koniec. „Mieliśmy 11 inżynierów z jednej kompanii zatrzymanych przez armię Mehdiego [milicję szyickiego duchownego Muktady al-Sadra]. Nigdy więcej o nich nie usłyszeliśmy. Wiedziałem wtedy, że muszę rzucić wszystko i uciekać, by ratować życie.
Ali nie widzi siebie w najbliższym czasie. „Nie spodziewam się powrotu przez co najmniej 15–20 lat. Zostawiłem wszystko za sobą i teraz nie mam nic poza małym sklepikiem spożywczym, który tu prowadzę. Ale to nie wystarczy. Ani ONZ, ani żaden rząd, a już zwłaszcza rząd iracki, nie robią wystarczająco dużo, aby nam pomóc”. (Jak dotąd rząd syryjski utrzymuje politykę odwracania wzroku, jeśli chodzi o skromne lub służebne prace, jakie znajdują Irakijczycy, a które nie pozbawiają Syryjczyków pracy).
Inny iracki uchodźca opowiedział mi, jak był przetrzymywany przez członków milicji Armii Mehdiego i wpychał mu pręt do gardła w ramach „przesłuchania”. Miał szczęście, że wyszedł z tego doświadczenia żywy. Wielu po obu stronach zaostrzającej się walki sekciarskiej tak nie uważa. Rzeź sunnitów dokonana przez armię Medhi i rzeź szyitów przez sunnickie grupy ekstremistyczne stały się powszechne.
Pomimo faktu, że Sadr niedawno nakazał swojej milicji skoncentrować wszystkie swoje ataki na siłach okupacyjnych, dziesiątki trupów pojawiających się każdego dnia na ulicach Bagdadu dowodzą, że jest inaczej.
Irakijczycy, którzy pracowali lub byli w jakikolwiek sposób związani z amerykańską armią lub władzami okupacyjnymi, radzą sobie co najmniej tak samo źle, jeśli nie gorzej. Celem jest teraz każda osoba współpracująca w jakikolwiek sposób z siłami amerykańskimi w Iraku – wraz z ich rodzinami.
„Pracowałem z Amerykanami w pobliżu Kut” – powiedział mi Sa'ad Hussein, 34-letni inżynier elektryk. „Pracowałem dla firm Kellogg, Brown i Root [wówczas spółki zależnej giganta usług naftowych Halliburton], aby zbudować tam iracką bazę, dopóki nie dostanę groźby śmierci na kartce papieru wsuniętej mi pod drzwi po powrocie do Bagdadu. Nie miałem innego wyjścia, jak tylko uciec”.
„Sytuacja w Iraku staje się coraz gorsza” – tak Salim Hamad, który uciekł pięć miesięcy temu, podsumował życie w swojej dawnej ojczyźnie pod koniec naszego wywiadu. „Istnieje duża różnica między tymi, którzy wyjechali cztery lata temu, a tymi, którzy wyjechali cztery dni temu. Wszystko w Iraku opiera się teraz na sekciarstwie i nie ma żadnej ochrony – ani ze strony Amerykanów, ani rządu irackiego”.
Ucieczka od „wolności i demokracji”
Sa'ad Hussein, który przybył do Damaszku zaledwie trzy miesiące temu, opisał Bagdad, który opuścił, jako „miasto duchów”, gdzie na większości ulic wiszą czarne sztandary z zapowiedzią śmierci. Twierdził (co potwierdzili inni niedawni uchodźcy, z którymi rozmawialiśmy) prąd jest zwykle dostępny tylko przez jedną godzinę dziennie i nie można znaleźć pracy.
„Byłem byłym kapitanem armii irackiej i myślę, że dlatego, oprócz współpracy z władzami okupacyjnymi, grożono mi” – wyjaśnił. Zapytany, ilu jego byłym kolegom z armii sunnickiej również grożono śmiercią, odpowiedział: „Wszystkim”. Powiedział mi, że powrót do obecnie w dużej mierze szyickiej armii irackiej nie jest dla niego bezpieczny, ponieważ: „Mogę zostać zabity. To jest nowa wolność i demokracja, którą mamy”.
Na wszystkich wymiernych poziomach życie w Bagdadzie, już w piątym roku okupacji amerykańskiej, stało się piekielne dla Irakijczyków, którzy próbowali pozostać, co oczywiście tylko zwiększa rosnącą liczbę osób, które codziennie stają się częścią exodusu do sąsiadujących krajów ziemie. Powszechnie uważa się, że bezpieczeństwo, elektryczność, woda pitna, opieka zdrowotna i miejsca pracy – czyli podstawowe elementy współczesnego życia w miastach – są znacznie gorsze niż w ostatnich latach panowania Saddama Husajna.
„Amerykanie przetrzymują tak wiele osób” – powiedział Ali Hassan, 41-latek z rejonu Hay Jihad w Bagdadzie, gdy rozmawialiśmy przed centralnym biurem UNHCR w centrum Damaszku. „A mój brat został zabity przez szyickich milicjantów po tym, jak odmówił im wydania kluczy do pustych domów sunnickich, którymi się opiekowaliśmy”.
Kiedy wokół fotografa Jeffa Pfluegera i mnie gromadziły się dziesiątki innych uchodźców, chcących opowiedzieć swoje historie, Hassan, szyita, który również uciekł z Bagdadu zaledwie trzy miesiące temu, dodał: „Teraz nie mogę wrócić. Jestem uchodźcą i nadal nie czuję się bezpiecznie, bo wciąż boję się Armii Mehdiego”.
„Tak wielu Irakijczyków nigdy nie opuszcza swoich domów, ponieważ za bardzo boją się wyjść z powodu milicji” – upierał się Abdul Abdulla, 68-latek, który wraz z rodziną uciekł z Bagdadu, dosłownie chwycił mikrofon, którego używałem do nagrywania mój wywiad z Hassanem.
Abdulla, sunnita, z niestabilnej dzielnicy Jarmuk w Bagdadzie powiedział, że szyiccy bojownicy czekali na obrzeżach jego dzielnicy, aby zatrzymać każdego, kto próbowałby opuścić miasto. „Pozostaliśmy w domach, ale nawet wtedy niektórzy ludzie byli przetrzymywani w swoich domach. Te szwadrony śmierci zaczęły przybywać po przybyciu [byłego ambasadora USA Johna] Negroponte. A rząd iracki jest zdecydowanie w to zaangażowany, ponieważ jest zależny od [milicji]”.
Rozmawiając z Abdullą, zauważyłem kobietę ubraną na czarno abaya lub suknia zakrywająca całe jej ciało, z jednym ramieniem w gipsie, stojąca w pobliżu.
Kiedy podszedłem Emana Abdula Rahida, 46-letnia matka z Bagdadu, chętnie opowiedziała mi swoją smutną historię, aż nazbyt typową dla dzisiejszego życia cywilnego w stolicy Iraku. „Odniosłam obrażenia” – powiedziała – „ponieważ znajdowałam się w pobliżu wybuchu bomby w samochodzie, w wyniku którego zginęła moja córka… W Bagdadzie codziennie dochodzi do zabójstw i groźby kolejnych zabójstw, a także eksplozje”.
„Ameryka jest powodem inwazji na Irak, dlatego chcielibyśmy, aby administracja amerykańska udzieliła pomocy nam, uchodźcom” – dodała. „Chciałabym, żeby ludzie to przeczytali i powiedzieli Bushowi, żeby nam pomógł”.
Sześć miesięcy i odliczanie
Niedziele i poniedziałki o godz centrum rozpatrywania uchodźców UNHCR w Douma są sceny tłumu. Uchodźcy, z których część czekała kilka miesięcy na pierwszą rozmowę w ośrodku – wydarzenie kluczowe dla znalezienia pomocy – przybywają taksówkami, minibusami, pieszo lub autobusami specjalnie wynajętymi przez UNHCR. Ustawiają się w kolejce przed świeżo pomalowaną na biało i niebiesko bramą, obsadzeni przez ochroniarzy, i powoli wkraczają do przebudowanego magazynu, niecierpliwie czekając, aż zostaną wywołane ich nazwiska i numery.
Podczas jednej z moich poniedziałkowych wizyt, gdy mój przyjaciel Jeff i ja zbliżaliśmy się do zamienionego w magazyn centrum przetwórcze, wokół wejścia stało ponad 1,000 Irakijczyków, którzy chcieli dostać się do środka. Taksówki przeciskały się przez gromadzący się tłum uchodźców, z których każdy posiadał numer określający jego miejsce w kolejce, wraz z paszportami i innymi wymaganymi dokumentami.
Kiedy byliśmy eskortowani do centrum przez asystenta UNHCR ds. informacji publicznej Adhama Mardiniego, powiedział nam, że poprzedniego dnia przybyło tam od 6,000 7,000 do 2,179 3.6 irackich uchodźców. Tylko na ten dzień zaplanowano XNUMX przyszłych spotkań, z których każde przypada średnio XNUMX osoby, ponieważ wiele z nich wyznaczają głowy rodzin.
„Niedziele i poniedziałki są tu zawsze szalone, bo w te dni ustalamy terminy spotkań” – skomentował. „A ci ludzie muszą teraz czekać nawet sześć miesięcy na samą rozmowę kwalifikacyjną”.
Niektórzy Irakijczycy, którzy się tam zjawili, potrzebują jednak pomocy w nagłych przypadkach. Uchodźcy często przybywają bez leków, z poważnymi problemami z sercem, niewydolnością nerek, poważnymi oparzeniami na ciele lub źle zagojonymi ranami – nie mówiąc już o problemach psychicznych, z jakimi borykają się w wyniku widzianej lub doświadczonej przemocy lub w wyniku całkowitego wykorzenienia. Z tym wszystkim minimalistyczny ośrodek UNHCR musi się zmierzyć. Zaskakująca liczba przybyszów jest po prostu umieszczana w ambulansach, które mają zostać przewiezione do lokalnych szpitali lub poddane leczeniu przez Syryjski Czerwony Półksiężyc.
Pod prowizorycznym dachem na zewnątrz magazynu, ale wewnątrz bramy zewnętrznej, rodziny, które mają szczęście aby ich numery wyszły tego dnia, wypełniają formularze. Mężczyźni stoją i piszą na kartkach papieru przyciśniętych do ścian; kobiety trzymają płaczące dzieci pośród kakofonii i chaosu. Od czasu do czasu wolontariusz UNHCR pojawia się u drzwi budynku z megafonem, aby ogłosić nazwiska osób, które powinny przygotować się na rozmowę. Większość z nich czekała na ten dzień co najmniej cztery miesiące.
Kiedy rozmawiam z Mardinim, Irakijczycy nadal tłoczą się w drzwiach od strony ulicy. „Jak widać, plan bezpieczeństwa Bagdadu działa bardzo dobrze” – mówi z krzywym uśmiechem. Z odległości setek mil to jego organizacja zapewnia dostępne „bezpieczeństwo” i nie jest w stanie dotrzymać kroku stale rosnącej liczbie zdesperowanych Irakijczyków.
Co gorsza, urzędnicy UNHCR zauważają wzrost liczby uchodźców kurdyjskich z wcześniej spokojniejszych północnych regionów Iraku. „Ponad 50% wszystkich przybyszów w ciągu ostatnich dwóch tygodni to Kurdowie” – mówi Kalkan, weteran UNHCR z 15-letnim stażem, z którym rozmawiałem, dołączając do mnie i Mardiniego przy drzwiach. Biorąc pod uwagę okoliczności, oboje wyrażają skromną mieszankę frustracji i zniechęcenia. Przecież w chwili, gdy UNHCR w Damaszku zaczyna zwiększać swoją liczebność, aby przyjąć ogromną liczbę uchodźców, z którymi muszą sobie poradzić, napływ uchodźców wzrasta w zastraszający sposób.
Być może godzinę później, kiedy wracamy na ulicę, horda uchodźców w cudowny sposób zmniejszyła się do zaledwie kilkudziesięciu opuszczonych Irakijczyków przed obecnie zamkniętymi drzwiami. Nie możemy zrozumieć, co sprawiło, że tak szybko zniknęły.
„Przyjechałem tu trzy razy, żeby umówić się na spotkanie, ponieważ było tak tłoczno” iracki lekarz mówi mi, trzymając numer 525, pokazując swoje miejsce w kolejce. „Przyjechałam dzisiaj o piątej rano z moją jedenastoosobową rodziną na to spotkanie, a teraz je przełożono!”
Kiedy drzwi były zamknięte na cały dzień, był o krok dalej w kolejce. Ze względu na rosnącą liczbę uchodźców połowę ankieterów UNHCR trzeba było przenieść do zadania planowania przyszłych spotkań dla nowoprzybyłych. Tym samym połowa rozmów zaplanowanych na ten dzień została odwołana.
„Teraz muszę poczekać kolejne dwa miesiące” – powiedział mi lekarz, gdy patrzyłam w jego zmęczone oczy. Wciąż trzyma swój numer w dłoni, gdy wokół nas zaczyna gromadzić się mały tłum, a inni zaczynają opowiadać podobne historie o frustracji i rozpaczy. Kiedy narastają głosy frustracji, Jeff rzuca mi zaniepokojone spojrzenie i postanawiamy podziękować im za poświęcony czas i ruszamy dalej. Poza napisaniem ich zbiorowej opowieści o nieszczęściu i zrobieniem zdjęć, aby pokazać światu twarze narastającego kryzysu, niewiele więcej możemy zrobić.
Abu Talat
Abu Talat, 58-letni ojciec czwórki dzieci, był moim głównym tłumaczem podczas mojego ośmiu miesięcy w Iraku. Sześć miesięcy temu w końcu stracił nadzieję na pozostanie w swoim domu w Bagdadzie, zabrał rodzinę i podobnie jak setki tysięcy innych Irakijczyków uciekł do Syrii. Jeden z szczęśliwszych uchodźców, miał wystarczające oszczędności, aby wynająć skromne dwupokojowe mieszkanie w Damaszku.
Zawsze był i pozostaje dumnym człowiekiem. Służył w armii irackiej do 1990 r. i posiada takie cechy wojskowe, jak godność, uczciwość i honor w najwyższym stopniu. Chociaż zawsze oferowałem mu pomoc w każdy możliwy sposób, gdy jego życie się rozpadło, tylko raz przyjął ode mnie skromną sumę pieniędzy.
Po przybyciu do Syrii zaprosił mnie do swojego domu na kolację z rodziną. Po posiłku, gdy piliśmy mocną herbatę, poprosił córkę, aby pokazała mi zaświadczenie UNHCR potwierdzające, że są oni oficjalnie uchodźcami. Podał mi gazetę i patrzył, jak ją czytam.
W dokumencie wymieniono go jako głowę rodziny. Jego czarno-białe zdjęcie znajduje się na górze strony, a imiona i wiek członków jego rodziny na dole. Tuż nad nimi znajduje się następujący tekst:
„Niniejszym zaświadczam, że wyżej wymieniona osoba została uznana przez Organizację Narodów Zjednoczonych za uchodźcę przez Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców zgodnie z jego przedłużonym mandatem. Jako uchodźca jest on przedmiotem zainteresowania Urzędu Zjednoczonego Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców i powinien być w szczególności chroniony przed przymusowym powrotem do kraju, w którym groziłoby mu zagrożenie albo jej życie albo wolność. Wszelka pomoc udzielona powyższej/wymienionej osobie będzie bardzo mile widziana.”
Spojrzałam na niego, nie wiedząc, co powiedzieć, po czym oddałam mu gazetę. Przyjrzał się temu samemu, jakby z niedowierzaniem, po czym pozwolił swojemu spojrzeniu skupić się na niczym szczególnym, podczas gdy jego klatka piersiowa unosiła się, gdy wyraźnie starał się opanować potrzebę płaczu. Na koniec nie powiedział nikomu w szczególności: „Jestem teraz uchodźcą”.
Dahr Jamail jest niezależnym dziennikarzem, który przez ostatnie cztery lata zajmował się Bliskim Wschodem, z czego osiem miesięcy spędził w okupowanym Iraku. Jamail pisze obecnie dla Inter Press Service i Al-Jazeera English i regularnie współpracuje z Tomdispatch.com. Najbliższa książka Jamaila pt. Beyond the Green Zone: Dispatches from an Independent Journalist in Occupied Iraq (Haymarket Books) ukaże się w październiku tego roku. Jamail obecnie przekazuje raporty z Libanu. Jego raporty są regularnie dostępne na jego stronie internetowej, Wysyłki Dahra Jamaila z Bliskiego Wschodu.
Jeff Pflueger jest fotografem i twórcą stron internetowych z rejonu Zatoki San Francisco. Jego prace ukazywały się w National Geographic Adventure, Men's Journal, Outside i innych czasopismach. Pflueger blisko współpracował z Dahr Jamailem przez 3 lata przy tworzeniu i utrzymywaniu jego strony internetowej. On również utrzymuje jego własna strona internetowa. Niektóre z jego zdjęć z Syrii można zobaczyć klikając na linki w tym artykule.
[Ten artykuł ukazał się po raz pierwszy w dniu Tomdispatch.com, blog internetowy Nation Institute, który oferuje stały dopływ alternatywnych źródeł, wiadomości i opinii Toma Engelhardta, wieloletniego redaktora działu wydawniczego, Współzałożyciel Projekt Imperium Amerykańskiego i autor Koniec kultury zwycięstwa, historia amerykańskiego triumfalizmu w okresie zimnej wojny, powieść, Ostatnie dni wydawnictwa, Misja Niespełniona (Nation Books), pierwszy zbiór wywiadów z Tomdispatch.]
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna