Jednak rynki są tylko jednym z wielu społecznych sposobów racjonowania żywności. Wszystko, co jest rzadkie w stosunku do popytu na to, rodzi to samo pytanie: kto to dostanie, a kto musi się bez tego obejść? Rynek jest jednym z instytucjonalnych sposobów racjonowania rzadkiego towaru. Na rynku ci, którzy tego chcą, podnoszą cenę, co powoduje, że inni wycofują się, ponieważ nie mogą lub nie chcą zapłacić wyższej ceny. Kiedy wyższe ceny wyeliminują nadwyżkę popytu nad podażą, niedobór zniknie i nie będzie już konieczne podnoszenie cen. Ci, którzy są w stanie i chcą płacić wyższe ceny, są zadowoleni z dystrybucji dostępnej podaży.
W ten sposób rynek racjonował deficytową podaż. Ustaliło, kto dostanie, a kto nie. Jest rzeczą oczywistą, że im bogatszy jest kupujący, tym większe prawdopodobieństwo, że przyjmie, poprze i będzie celebrował „system rynkowy”. Rynki faworyzują bogatych nabywców. Tacy nabywcy z kolei będą raczej wspierać nauczycieli, duchownych, polityków i inne osoby propagujące argumenty, że rynki są „efektywne”, „pozytywne społecznie” lub „najlepsze dla wszystkich”.
Jednak nawet ekonomista – który rutynowo celebruje rynki – dysponuje pokaźną – choć niedocenianą – literaturą na temat tego, jak, dlaczego i kiedy wolne (tj. nieuregulowane) rynki nie działają efektywnie lub w społecznie pozytywny sposób. W literaturze tej rozwinęły się pojęcia takie jak „niedoskonała konkurencja”, „zakłócenia rynku” i „efekty zewnętrzne”, aby wskazać rynki, które nie są wydajne lub nie przynoszą korzyści dobrobytowi społecznemu. Liderzy społeczni, którzy mieli do czynienia z rzeczywistymi rynkami w społeczeństwie, również wielokrotnie interweniowali, gdy i dlatego, że rynki działały w sposób społecznie nieakceptowany. Mamy zatem przepisy dotyczące płacy minimalnej, przepisy dotyczące maksymalnych stóp procentowych, prawa dotyczące zawyżania cen oraz wojny celne i handlowe. Praktyczni ludzie wiedzą, że „pozostawienie spraw rynkowi” często kończyło się katastrofami (np. krachami w latach 2000, 2008 i 2020), które przezwyciężały masowe, trwałe regulacje rządowe i interwencje na rynkach.
Dlaczego zatem fundamentaliści rynkowi celebrują system racjonowania – rynek – który zarówno w teorii, jak i praktyce jest bardziej pełen dziur niż blok szwajcarskiego sera? Libertarianie posuwają się nawet do promowania „czystej” gospodarki rynkowej jako możliwej do zrealizowania utopii. Taki czysty system rynkowy jest ich polityką mającą na celu rozwiązanie ogromnych problemów, które, jak przyznają, istnieją we współczesnym (nieczystym) kapitalizmie. Libertarianie są wiecznie sfrustrowani brakiem sukcesów.
Z wielu powodów rynki nie powinny domagać się niczyjej lojalności. Wśród alternatywnych systemów racjonowania niedoboru rynki są wyraźnie gorsze. Na przykład w wielu tradycjach religijnych, etycznych i moralnych podstawowe zasady nalegają lub nalegają, aby problem niedoborów zaradzić systemowi racjonowania opartemu na odpowiednich koncepcjach ludzkich potrzeb. Wiele innych systemów racjonowania żywności – w tym wersja amerykańska używana podczas II wojny światowej – zrezygnowało z systemu rynkowego i zastąpiło system racjonowania żywności oparty na potrzebach, zarządzany przez rząd.
Systemy racjonowania żywności mogą również opierać się na wieku, rodzaju wykonywanej pracy, statusie zatrudnienia, sytuacji rodzinnej, stanie zdrowia, odległości między domem a miejscem pracy lub innych kryteriach. Ich znaczenie w stosunku do siebie nawzajem oraz w odniesieniu do jakiegoś złożonego pojęcia „potrzeby” mogłoby i powinno zostać określone demokratycznie. Rzeczywiście, prawdziwie demokratyczne społeczeństwo pozwoliłoby ludziom decydować, które (jeśli w ogóle) niedobory powinny być reglamentowane przez rynek, a które (jeśli w ogóle) przez alternatywne systemy racjonowania.
Fetyszyści rynku z pewnością będą sięgać po swoje ulubione racjonalizacje, którymi raczą studentów. Twierdzą na przykład, że gdy kupujący podniosą ceny za rzadkie produkty, inni przedsiębiorcy pospieszą z większą podażą, aby przejąć wyższe ceny, eliminując w ten sposób niedobory. Ten naiwny argument nie pozwala zrozumieć, że przedsiębiorcy zarabiający na wyższych cenach rzadkich towarów mają wszelkie bodźce i wiele środków, aby zapobiec, opóźnić lub całkowicie zablokować wejście na rynek nowych dostawców. Rzeczywista historia biznesu pokazuje, że często robią to z sukcesem. Innymi słowy, gładkie zapewnienia na temat reakcji na ceny rynkowe to szum ideologiczny i nic więcej.
Fetyszystów rynku możemy też złapać na ich własne sprzeczności. Usprawiedliwiając niebotyczne pakiety wynagrodzeń dyrektorów generalnych megakorporacji, mówi się nam, że ich niedobór wymaga wysokich cen. Ci sami ludzie wyjaśniają nam, że aby przezwyciężyć niedobór siły roboczej, konieczne było obcięcie dodatku dla bezrobotnych w czasach pandemii dla amerykańskich pracowników, a nie podniesienie ich wynagrodzeń. W czasach niedoboru rynki często ukazują kapitalistom możliwość osiągnięcia wyższych zysków przy mniejszych wolumenach produktów i sprzedaży. Jeśli na pierwszym miejscu traktują zyski i będą mogli sobie pozwolić na blokowanie dostępu innym, będą produkować i sprzedawać mniej po wyższych cenach bogatszej klienteli. Obserwujemy teraz, jak ten proces przebiega w Stanach Zjednoczonych.
Neoliberalny zwrot w amerykańskim kapitalizmie od lat 1970. XX wieku przyniósł duże zyski z zglobalizowanego systemu rynkowego. Jednak poza zasięgiem ideologii neoliberalnej ten globalny rynek pociągnął chińską gospodarkę do przodu znacznie szybciej niż Stany Zjednoczone i znacznie szybciej, niż Stany Zjednoczone uznały to za akceptowalne. W ten sposób Stany Zjednoczone zmarnowały swoje świętowanie na rynku (zastępując intensywne obawy dotyczące „bezpieczeństwa”), aby usprawiedliwić masowe interwencje rządowe na rynkach mające na celu udaremnienie chińskiego rozwoju: wojnę handlową, wojny celne, dotacje do chipów i sankcje. Niezręcznie i nieprzekonująco, zawód ekonomisty w dalszym ciągu uczy o efektywności wolnego lub czystego rynku, podczas gdy studenci dowiadują się z wiadomości o amerykańskim protekcjonizmie, zarządzaniu rynkiem i potrzebie odwrócenia się od czczonych wcześniej bogów wolnego rynku.
Z drugiej strony rynkowy system opieki zdrowotnej w Stanach Zjednoczonych rzuca wyzwanie fundamentalizmowi rynkowemu: Stany Zjednoczone zamieszkuje 4.3 procent światowej populacji, ale odpowiadają za 16.9 procent wszystkich zgonów z powodu Covid-19 na świecie. Czy system rynkowy może ponieść tutaj znaczną część winy i winy? Potencjalne zakłócenie konsensusu ideologicznego jest tak niebezpieczne, że istotne staje się unikanie zadawania pytań, nie mówiąc już o szukaniu poważnej odpowiedzi.
Podczas pandemii milionom pracowników powiedziano, że są „niezbędni” i „reagują na pierwszej linii frontu”. Wdzięczne społeczeństwo ich doceniło. Jak często zauważali, rynek nie wynagrodził ich odpowiednio. Dostali bardzo niskie zarobki. Chyba nie było ich na tyle mało, żeby lepiej dowodzić. Tak działają rynki. Rynki nie nagradzają tego, co najcenniejsze i najważniejsze. Nigdy tego nie robili. Nagradzają to, co jest rzadkie w stosunku do możliwości zakupu ludzi, bez względu na to, jakie znaczenie społeczne przypisujemy faktycznej pracy i rolom, jakie ludzie odgrywają. Rynki kierują się tym, gdzie są pieniądze. Nic dziwnego, że bogaci subsydiują fundamentalizm rynkowy. Zastanawiające jest, dlaczego reszta społeczeństwa w to wierzy lub toleruje.
Artykuł powstał w ramach Economy for All, projektu Niezależnego Instytutu Mediów.
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna