Uważaj na to, co Waszyngton oferuje podczas negocjacji w najlepszych momentach. Imperium daje i bierze, kiedy może; hegemon oferuje i w równym stopniu wycofuje oferty, które uzna za stosowne. Wszystko to jest dobrze znane zespołowi prawnemu założyciela WikiLeaks Juliana Assange’a, który – jak ujawnia „Wall Street Journal” „na wyłączność” – prowadzi negocjacje z urzędnikami Departamentu Sprawiedliwości USA w sprawie ewentualnego ugody.
W obecnym stanie rzeczy Departament Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych jest zdeterminowany postawić Assange’a na podstawie wątpliwej siły 18 zarzutów, z których 17 wynika z brutalnej ustawy o szpiegostwie z 1917 r. Każde skazanie na podstawie tych zarzutów grozi karą 175 lat więzienia, co w praktyce oznacza wyrok śmierci dla australijskiego wydawcy.
Ustawa na czas wojny, która miała na celu ograniczenie wolności słowa i nałożenie kagańca prasie na czas I wojny światowej, została skrytykowana przez republikańskiego senatora stanu Wisconsin Roberta La Follette’a jako zgniły chwyt, który ogranicza „prawo ludu do dyskusji na temat wojny” we wszystkich jego fazach”. To właśnie w czasie wojny obywatel „był bardziej wyczulony na zachowanie swojego prawa do kontrolowania rządu. Musi być bardzo czujny w obliczu wkraczania wojska na władzę cywilną. A to naruszenie jest tym bardziej naglące, biorąc pod uwagę, że ustawa ma służyć jako broń przeciwko osobom ujawniającym przecieki i wydawcom materiałów dotyczących bezpieczeństwa narodowego. W swoim najbardziej obscenicznym wcieleniu stał się polityczną włócznią rządu USA przeciwko obywatelowi spoza USA, który opublikował amerykańskie dokumenty tajne poza Stanami Zjednoczonymi.
Pomysł na ugodę nie jest nowy. W sierpniu ubiegłego roku „Sydnejski Morning Herald” odniósł się do komentarzy ambasador USA w Australii Caroline Kennedy, że na stole może znajdować się „rezolucja” w sprawie zamieszania z Assange’em. „Istnieje sposób, aby temu zaradzić” – zasugerował wówczas ambasador. Każde takie rozwiązanie może obejmować zmniejszenie wszelkich zarzutów na korzyść przyznania się do winy, z zastrzeżeniem sfinalizowania przez Departament Sprawiedliwości. Jej uwagi zawierały poważne zastrzeżenia: była to raczej sprawa Departamentu Sprawiedliwości niż Departamentu Stanu czy jakiejkolwiek innej agencji. „Więc nie jest to tak naprawdę kwestia dyplomatyczna, ale myślę, że absolutnie można znaleźć rozwiązanie”.
WSJ donosi obecnie, że urzędnicy Departamentu Sprawiedliwości i zespół prawny Assange’a „odbyli w ostatnich miesiącach wstępne dyskusje na temat tego, jak mogłaby wyglądać ugoda kończąca długotrwały dramat prawniczy”. Rozmowy te „pozostają płynne” i „mogą zakończyć się fiaskiem”. Jak bezsensownie w czasopiśmie Journal podano, że każde takie porozumienie „wymagałoby zatwierdzenia na najwyższych szczeblach Departamentu Sprawiedliwości”.
Barry Pollack, jeden z przedstawicieli prawnych Assange’a, nie otrzymał żadnych wskazówek, że departament jako taki zaakceptuje transakcję, co powtórzył Consortium News: „Nie otrzymaliśmy żadnych wskazówek, że Departament Sprawiedliwości zamierza rozwiązać sprawę.”
Jedną z pojawiających się możliwości byłoby przyznanie się do winy pod zarzutem niewłaściwego obchodzenia się z dokumentami niejawnymi, co zostałoby uznane za wykroczenie. Takie postępowanie odciążyłoby nieco akt oskarżenia, który jest obecnie pełen przestępstw i jednego oskarżenia o spisek dotyczący włamania do komputera. „W ramach umowy Assange mógłby potencjalnie przystąpić do tej prośby zdalnie, bez wchodzenia do USA”. Następują spekulacje z gazety. „Czas, który spędził za kratkami w Londynie, będzie wliczany do każdego wyroku w USA i prawdopodobnie będzie mógł opuścić więzienie wkrótce po zawarciu jakiejkolwiek umowy”.
W raporcie, nie mającym podstaw do twierdzeń, stwierdza się lekko, że niepowodzenie rozmów w sprawie ugody niekoniecznie będzie złe dla Assange'a. Nadal może „zostać wysłany do Stanów Zjednoczonych na proces”, gdzie „może nie pozostać długo, biorąc pod uwagę zobowiązanie Australii”. Przedmiotowe zobowiązanie wpisuje się w szereg wysoce wątpliwych zapewnień udzielonych rządowi Wielkiej Brytanii, że warunki więzienne Assange'a nie będą obejmować przetrzymywania w ośrodku supermax ADX Florence, nałożenia notorycznych specjalnych środków administracyjnych ani zapewnienia odpowiedniej opieki zdrowotnej. Gdyby otrzymał wyrok, miałby możliwość złożenia wniosku i odbycia kary w Australii. Jednak wszystkie takie zobowiązania zostały podjęte pod warunkiem, że można je złamać, a transakcje transferowe między USA a innymi krajami nękane są opóźnieniami, niespójnościami i złą wiarą.
Niebezpieczeństwa i możliwości stojące przed Assange'em zostały zebrane w jedną całość i stanowią raczej wąchanie pomysłu niż sformułowanie konkretnego porozumienia. A umowy można złamać. Trudno sobie wyobrazić, że od Assange’a nie oczekuje się wejścia na pokład samolotu lecącego do Stanów Zjednoczonych, nawet gdyby mógł przedstawić swoją prośbę zdalnie. Adwokat konstytucyjny Bruce Afran w wywiadzie dla CN Live! w sierpniu ubiegłego roku zasugerował, że apelacja wniesiona na szczeblu międzynarodowym „nie jest zakazana przez żadne prawo. Jeżeli wszystkie strony wyrażą na to zgodę, wówczas właściwy jest sąd.” Tak, ale co wtedy?
W każdym razie, gdy już znajdą się na terytorium USA, nic nie powstrzyma wielkiej wolty, tej paskudnej praktyki prawnej polegającej na doczepianiu nowych zarzutów, które pociągają za sobą jeszcze bardziej uciążliwe kary. Nie należy nigdy zapominać, że Assange zostanie wydany krajowi, którego władze rozważały w niektórych przypadkach uprowadzenie, nielegalne wydanie lub zabójstwo.
Tak czy inaczej, obecny proces polega na stopniowym zabójstwie sądowym i karnym, przeprowadzanym w drodze długotrwałych postępowań, które w dalszym ciągu zagrażają zdrowiu wydawcy, nawet gdy przebywa on w więzieniu Belmarsh. (Assange oczekuje na decyzję brytyjskiego Sądu Najwyższego w sprawie tego, czy otrzyma pozwolenie na odwołanie się od nakazu ekstradycji wydanego przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych). Obawy będą dotyczyć tego, w jaki sposób oszczędzić założycielowi WikiLeaks dalszej kary, jednocześnie zmuszając Waszyngton do przyznania się do porażki w dążeniu do uwięzienia wydawca. To poszukiwanie, niestety, pozostaje ciągłe.
Binoy Kampmark był stypendystą Wspólnoty Narodów w Selwyn College w Cambridge. Wykłada na Uniwersytecie RMIT w Melbourne. E-mail: [email chroniony]
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna