W 1983 roku główne media w świecie zachodnim, które dominują w większości mediów na całym świecie, były własnością 50 korporacji. W 2002 r. liczba ta przypadła dziewięciu przedsiębiorstwom międzynarodowym. Gwałtowna deregulacja położyła kres nawet pozorom różnorodności.
W lutym tego roku Rupert Murdoch przewidywał, że w ciągu trzech lat będą już tylko trzy globalne korporacje medialne, a jego firma będzie jedną z nich. Może i przesadził, ale nie aż tak bardzo. Weźmy pod uwagę sytuację w Australii, gdzie Murdoch kontroluje 70% prasy stołecznej, w tym jedyne gazety obsługujące Adelajdę i Brisbane. (W Adelajdzie kontroluje wszystkie prasy drukarskie.)
W Internecie 20 wiodących witryn internetowych jest obecnie własnością takich firm jak Fox (Murdoch), Disney, AOL Time Warner, Viacom i grupa innych gigantów; zaledwie 14 firm przyciąga 60% całego czasu spędzanego przez Amerykanów w Internecie. Właściciele tych ogromnych przedsiębiorstw nie ukrywają swoich globalnych ambicji: produkować nieświadomych, wolnomyślących obywateli, ale posłusznych klientów i wzmacniać drapieżną ideologię neoliberalizmu.
Z mojego doświadczenia wynika, że wolne dziennikarstwo nigdy nie było tak podatne na działalność wywrotową na wielką, często nierozpoznawalną skalę. Gigantyczne firmy public relations, zatrudniane przez państwo i inne partykularne interesy, odpowiadają obecnie za większość treści redakcyjnych mediów, niezależnie od podstępnych metod i pośredniego przekazu. Jest to inny rodzaj „osadzenia”, znany w kręgach wojskowych jako „dominacja informacyjna”, która z kolei jest częścią „dominacji pełnego spektrum”. Celem jest połączenie kontroli informacji i nominalnie wolnych mediów.
Jak na to reagujemy? Moim zdaniem najbliższa przyszłość należy do powstającego samidzatu, czyli określenia nieoficjalnych mediów późnego okresu sowieckiego. Biorąc pod uwagę obecną technologię, potencjał jest ogromny. W sieci światowej najlepsze alternatywne strony internetowe są już czytane przez miliony odbiorców. Odważne doniesienia o nowym typie „reporterów-obywateli” z oblężonego Iraku dostarczyły antidotum na „zakorzenione” relacje w oficjalnych mediach. W Stanach Zjednoczonych niezależne gazety rozwijają się obok popularnych niezależnych lokalnych stacji radiowych, takich jak Pacifica i Democracy Now Amy Goodman.
W Australii, wbrew przeciwnościom losu, samidzat rozrasta się i powiedziałbym, że jego modelem jest Tygodnik Zielonej Lewicy (http://www.greenleft.org.au), który jest tworzony i publikowany przez wolontariuszy i zapewnia szersze informacje na temat „inny” świat – świat, którego często nie ma w tzw. mainstreamie – niż jakakolwiek gazeta posiadająca zasoby, których GLW nie ma nawet ułamka.
Ci z nas, którzy donoszą o tym „innym” świecie – a właściwie większości ludzkości – wiedzą, że prawdziwy internacjonalizm powrócił i że opinia publiczna została pobudzona w tak wielu krajach, być może jak nigdy dotąd. Ludzie mają prawo do tego, aby ich głos został usłyszany, a ci, którzy zapewniają środki, zasługują na całe nasze wsparcie.
[Nowa książka Johna Pilgera, Tell Me No Lies: Investigative Journalism andits Triumphs, została opublikowana w Australii w listopadzie nakładem Random House.]
ZNetwork jest finansowany wyłącznie dzięki hojności swoich czytelników.
Darowizna