W tym tygodniu w Wielkiej Brytanii wydarzy się coś bezprecedensowego. Amerykański prezydent przyjedzie tutaj i zostanie powitany nie przez wiwatujące tłumy, ale przez wycie przekleństwa. Protesty w Londynie przeciwko George'owi Bushowi będą prawdopodobnie największymi, jakie Wielka Brytania widziała od lutowych marszów antywojennych. Mieszkańcy Stanów Zjednoczonych będą głęboko zszokowani, gdy zobaczą, jak zmienił się wizerunek ich rządu.
Ci z nas, którzy sprzeciwiają się polityce George'a Busha, są często oskarżani o bycie „antyamerykańskimi”. To dziwna opłata. Nikt nie sugeruje, że ludzie, którzy nie lubią Tony’ego Blaira, są „antybrytyjscy”. Wydaje się, że jest to próba zdyskredytowania nas poprzez sugestię, że motywacją nie są rozsądne zastrzeżenia polityczne, ale stara i głęboko zakorzeniona pogarda dla „nowicjusza”.
Być może jednak najpoważniejszym zarzutem, jaki możemy postawić George'owi Bushowi, jest to, że sam jest antyamerykaninem. Jego styl rządzenia stoi w sprzeczności ze wszystkim, w co wierzyliśmy, że reprezentują Stany Zjednoczone Ameryki. Najpierw jest kwestia jego wyboru. Dowody na to, że spis wyborców na Florydzie został sfałszowany w celu wykluczenia czarnych wyborców, wydają się przekonujące. Postępowanie jego partii zarówno podczas wyborów, jak i po nich wydaje się groteskową obrazą narodu, który wymyślił nowoczesną demokrację jacksonowską.
Następnie następuje jego atak na wolności obywatelskie. Patriot Act, który przeforsował w Kongresie, podważa wiele swobód, które zdaje się gwarantować amerykańska konstytucja. Wydaje się, że w przybrzeżnym obozie jenieckim w Zatoce Guantanamo Bush zbudował własną Bastylię, w której ludzie są przetrzymywani w więzieniu na czas nieokreślony bez postawienia zarzutów i procesu. George Washington i Thomas Paine z pewnością przewracają się w grobach.
Jednak największym ze wszystkich jego przestępstw przeciwko amerykańskim wartościom jest konstrukcja czegoś, co bardzo przypomina projekt imperialny. Jeśli w powszechnej wyobraźni Stany Zjednoczone reprezentują cokolwiek, to oznaczają suwerenność narodową i samostanowienie. Oderwała się od zachłannego imperium – naszego własnego – i zadeklarowała swój sprzeciw wobec wszelkich późniejszych prób naginania suwerennych narodów do woli odległego narodu. Przyszła na ratunek swemu staremu imperialnemu ciemiężycielowi, gdy Hitler zagroził naszej suwerenności i od tego czasu utożsamialiśmy Amerykę z mistrzem tych narodów, które walczą z siłami okupacyjnymi. Ale teraz Bush najechał i podbił suwerenny naród i zainstalował w nim reżim ledwo odróżniający się od starych europejskich władz kolonialnych.
Wygląda na to, że on i jego pracownicy kilkakrotnie wprowadzili nas w błąd, aby umożliwić tę czynność. Powiedziano nam, że Irak musi zostać zaatakowany, ponieważ posiada broń masowego rażenia, która zagraża życiu ludzi innych narodów. Wiemy teraz, że rząd USA posiadał mnóstwo danych wywiadowczych, które wskazywały, że jest to mało prawdopodobne. Powiedziano nam, że Saddam Husajn nawiązuje powiązania z Al-Kaidą. Obecnie wydaje się, że nie było żadnych konkretnych dowodów na to, że coś takiego miało miejsce; w istocie wydaje się, że Al-Kaida zaczęła wkraczać do Iraku dopiero po obaleniu Saddama.
Powiedziano nam, że Irak musi zostać zaatakowany, ponieważ George Bush i Tony Blair nie mogą znieść, że jego ludzie cierpią pod tak potwornym reżimem. Ale te same rządy zapewniają obecnie pomoc wojskową i dyplomatyczną prezydentowi Uzbekistanu, który gotuje na śmierć swoich przeciwników politycznych.
Wszystko to stało się naszym problemem, a także problemem Amerykanów i Irakijczyków, ponieważ ilekroć George Bush mówi „skocz”, Tony Blair pyta „z którego wysokiego budynku?” Wygląda na to, że Biały Dom nie jest w stanie wymyślić żadnego projektu, który byłby na tyle skazany na porażkę lub szalony, aby uniemożliwić Blairowi przyłączenie się. Nieustannym źródłem tajemnicy jest dla mnie to, że brytyjscy patrioci poświęcają tyle energii na narzekanie na zagrożenia dla naszej suwerenności ze strony Unii Europejskiej , a jednak w jakiś sposób postanawiamy przeoczyć poważniejsze zagrożenie, jakie stwarza nasze podporządkowanie rządowi Busha. Blair poddał naszą politykę zagraniczną i obronną Waszyngtonowi. Sekretarz obrony Geoff Hoon zaczął nawet restrukturyzować nasze siły zbrojne, aby podporządkować je strukturalnie i funkcjonalnie siłom USA.
W przyszłym tygodniu Tony Blair będzie oprowadzał Busha po mieście, niczym cesarski prefekt oprowadzał cesarza rzymskiego po nowo nabytej posiadłości. Nie możemy obalić tego nowego cesarza (wątpliwe jest nawet, czy zdołają to zrobić jego obywatele), ale możemy mu pokazać, że jego polityka i uległość naszego rządu są tu niemile widziane.
Czasami w obliczu wściekłego tłumu łatwo zapomnieć, że całą naszą wolność uzyskaliśmy nie poprzez uprzejmą reprezentację, ale poprzez powstanie i protest – od bostońskiego przyjęcia herbacianego po demonstracje sufrażystek. Kiedy władze rządzące tracą z oczu lud, protest jest często jedynym sposobem przypomnienia naszym przywódcom, że wciąż istniejemy. Jest to kłopotliwe i kłopotliwe, ale często to wszystko, co mamy.
Naszym celem w przyszłym tygodniu jest pokazanie narodowi amerykańskiemu, że nawet naród, który Bush uważa za swojego najbliższego sojusznika politycznego, odrzuca jego politykę. Nie ma nic bardziej szkodliwego dla człowieka, którego wiarygodność jest już poważnie kwestionowana w kraju. W czwartek spokojnie wypełnijmy ulice Londynu nie dlatego, że nienawidzimy kraju George'a Busha, ale dlatego, że kochamy wartości, które ma ucieleśniać.
Wydawnictwo Flamingo publikuje nową książkę George'a Monbiota „Wiek zgody: manifest nowego porządku świata”.